"WSZYSTKO MA SWÓJ CZAS..." Radosław Kowalski
![]() To już miesiąc zleciał od momentu, kiedy po raz pierwszy zainstalowałem przetwornik Audionemesis DC-1 w swoim systemie. Muszę podkreślić, iż nigdy wcześniej nie słuchałem tego urządzenia. Moja wiedza na ten temat opierała się o test w "HIGH Fidelity OnLine" (test TUTAJ) i jeden krótki wpis na forum dyskusyjnym. Moja determinacja do zmiany czegoś w moim systemie była na tyle duża, że byłem gotów zaufać wspomnianej recenzji. Pomimo tego, że wiedziałem czego mogę się spodziewać to jednak w mojej głowie kłębiły się najróżniejsze myśli. Podłączając nowe urządzenia do swojego systemu odczuwałem podekscytowanie i towarzyszącą mu niepewność: Czy aby na pewno zagra to tak, jak w opisie z recenzji? Wiadomo, że czynników wpływających na ostateczny efekt brzmienia jest bardzo wiele. Jednak odpowiedzi na powyższe pytanie nie mogłem mieć przed dokonaniem odsłuchu przetwornika. SYSTEM
W skład systemu wchodziły: Zacznę od wysokich tonów. To tutaj zaszły dla mnie najbardziej istotne zmiany na pierwszy rzut ucha. Były one tak duże, że powodowały obawy, czy aby na pewno wszystko jest w porządku z przetwornikiem i pozostałymi elementami systemu. Odczucie było takie, jakby ktoś wyrwał aluminiowe kopułki i wcisnął je w żółte, kewlarowe średnice z czego powstało takie pseudo UNI-Q KEF-a. Dźwięk przyciemnił się i odczucie było bardzo mało satysfakcjonujące, do tego stopnia, że po kilku dniach odsłuchów chciałem sprzedać przetwornik i zapomnieć o nim. Ale zgodnie z zasadą mówiącą o tym, że tylko długie odsłuchy mają sens postanowiłem dać szansę, żeby przetwornik przekonał mnie do swojego sposobu prezentacji brzmienia. ![]() Po tygodniu zaczynałem przyzwyczajać się do dźwięku, który odczuwałem jako coś bardziej naturalnego i przyjemnego w swojej gładkości, spójności i pełności. Górny zakres częstotliwości stawał się mniej irytujący, a pastelowe kolory dźwięku było bardziej oczywiste niż wcześniej. Trzeba tutaj zaznaczyć, że paradoksalnie pomimo wycofania góry, szczegółów było znacznie więcej. Bardzo ciekawym zjawiskiem było odczucie że dźwięk się leciutko spowolnił. To tak, jakby ktoś wcześniej gonił przed siebie, nie zważając na otoczenie, a tu zwolnił bieg i miał czas na rozglądanie się, przez co był w stanie dostrzec więcej i wyraźniej. W tym wszystkim jest ważne jednak to, że teraz nie ma takiego śledzenia niuansów, a jest muzyka i nieodparta chęć chłonięcia jej z kolejnych płyt wkładanych do odtwarzacza. Teraz wiem, co to znaczy, że odtwarzacz jest "muzykalny" i potrafi pokazać "ludzką twarz" . Po prostu przyjemność ze słuchania muzyki jest znacznie większa. I to niezależnie od tego, jaki jest to gatunek muzyki. Co ciekawe DC-1 nie stara się na siłę nas uszczęśliwiać i jeśli płyta jest kiepsko zrealizowana, wówczas on tak to zaprezentuje. Istotne zmiany zaszły również w stereofonii. Tutaj 704 w jeszcze większym stopniu znikały z pokoju, pomimo wcześniejszego dość dobrze zauważalnego tego zjawiska. Można się wpatrywać w głośniki jak sroka w kość, a one stoją niczym nieme pomniki, stanowiące ozdobę pokoju. Oczywiście jeśli realizator dźwięku wepchnął gitarę w jeden głośnik, a wokal w drugi, to tak to będzie zaprezentowane. W tym miejscu warto zaznaczyć, że powyższe zjawiska przekładały się na lepsze oddanie akustyki pomieszczeń, w postaci lepiej oddanych pogłosów. Dzięki czemu można było dokładniej określić ich wielkość. Były one znacznie lepiej zdefiniowane niż z przetwornikiem Rotela. Głośniki znacznie chętniej pokazywały dźwięki poza bazą. Pokój zdawał się być znacznie lepiej nasycony dźwiękiem. Odnosiło się wrażenie większej trójwymiarowości sceny, przez co gradacja poszczególnych planów była lepiej rozseparowana. Instrumenty miały więcej powietrza. Ale ich kontury, pomimo że łagodniejsze nie rozmywały się i nadal można było wskazać gdzie dokładnie znajdują się na scenie. Zadziwiająca jest jeszcze jedna cech przetwornika, a mianowicie ciekawe różnicowanie dynamiki. Dźwięki cichsze z tła były wyławiane i podawane w przystępniejszy sposób, przez co ich czytelność niepomiernie wzrosła. Charakterystyczna dla B&W otwartość średnicy została w znacznym stopniu utemperowana. A to właśnie było moim najważniejszym celem. Saksofon, trąbka, wokale, czy gitara akustyczna brzmiały teraz lżej, bardziej subtelnie bez wyostrzenia, przez co dźwięk nabierał wyrafinowania. Przekaz stał się bardziej emocjonalny i spontaniczny. Nie odczuwało się naleciałości cyfrowej z twardością i ziarnistością dźwięku. Muzyka została podana przystępniej, nie ma mowy o szorstkości, krzykliwości i tym podobnych rzeczach. ![]() Na koniec pozostawiłem dwie kwestie które do dzisiaj trochę nie dają mi spokoju: niższy poziom wyjściowy DC-1 i bas. Bas wprawdzie potrafi zejść nisko i jest szybki i zwarty, ale bez takiego wykopu, jak w przypadku Rotela. Być może zjawisko to wiąże się z tym, że teraz sygnał nie ma takiego poziomu głośności, jak na wyjściu z przetwornika D/A Rotela. A może to kwestia wyczyszczenia dźwięku z brudu, ostrości, ziarnistości itp.? Tego do końca nie jestem pewien i pozostaje to dla mnie zagadką. Jednak prezentacja Rotela w tej kwestii zdaje mi się być dla mnie bardziej atrakcyjna. A może gdybym posłuchał droższych odtwarzaczy to bym zmienił zdanie? To muszę sprawdzić. PODSUMOWANIEBez wątpienia DC-1 to bardzo interesujące urządzenie. Czy może ono konkurować z odtwarzaczami powyżej 10 tyś. zł tego nie wiem bo takich CD nie słyszałem (najdroższe klocki, jakie testowałem to w okolicy 8 kzł: Primare CD31 i Musical Fidelity A5). Trzeba przyznać, że Audionemesis stanowi ciekawą i przystępną cenowo propozycję. A możliwość upgrade posiadanego już CD potrafi bardziej zbliżyć nas do muzyki. |
© Copyright HIGH Fidelity 2006, Created by B |