Na dwóch, otwierających serię koncertów po Europie, występach w Polsce można było niedawno oglądać amerykańską pianistkę, kompozytorkę, autorkę tekstów i wokalistkę jazzową, Patricię Barber. Jej występ 1 kwietnia w Poznaniu w klubie Eskulap miał uświetnić 30-lecie klubu i jednocześnie zainaugurować powracający po 8 latach przerwy festiwal Poznań Jazz Fair, którego początki sięgają 1993 roku. Dwa dni wcześniej, 31 marca, artystka wraz z towarzyszącymi jej muzykami zagrała w katowickim klubie Hipnoza. Koncert odbył się w poniedziałek, co jest o tyle istotne, że od piętnastu lat Patricia Barber regularnie występuje w poniedziałkowe wieczory w legendarnym klubie Green Mill w swoim rodzinnym Chicago, gdzie również można posłuchać jej dobrej znajomej, Grażyny Auguścik. Chociaż więc Katowice to nie Chicago a Hipnoza to nie Green Mill, muzycy mogli się poczuć „prawie” jak u siebie, co zresztą było chyba widać po ich stosunkowo „luźnych”, nieformalnych strojach. Gdy, tak jak w Hipnozie, w czasie zapowiedzi pada prośba o bezwzględne powstrzymanie się od palenia w czasie koncertu, jest to jeden z pewnych sygnałów, że znaleźliśmy się na koncercie Patricii Barber. Jest ona chyba jedynym wykonawcą, któremu udaje się wyegzekwować zakaz palenia podczas swoich występów w Green Mill. Z kilkunastominutowym opóźnieniem, katowicki koncert zaczynają niespieszne dźwięki elektrycznego kontrabasu Michaela Arnopola, otwierające instrumentalny standard Theloniusa Monka, Bemsha Swing, z którego swing pozostał tylko w nazwie. Chociaż główny motyw i akordy są niewątpliwie monkowe, to jednak rytm i cały mocno „schłodzony” nastrój utworu typowo „barberowskie”. Dobry początek występu, ale słychać, że dźwięk fortepianu pozostawia trochę do życzenia i nawet szlachetna nazwa „Steinway” nie zakryje faktu, że szczególnie w górnym rejestrze instrument nie brzmi dobrze. Wydaje się, że Patricia Barber też odniosła podobne wrażenie, gdyż przez cały koncert jej gra pozostaje dość oszczędna i osobiście brakowało mi trochę odrobiny szaleństwa i jazzowego „czadu”, jaki można usłyszeć chociażby na utworze Crash z koncertowej płyty Live: A Fortnight In France. Trudno było w pełni docenić cały kunszt Patricii jako pianistki i trzeba przyznać, że fortepian lepiej niż w Hipnozie brzmi, oczywiście na odpowiednim sprzęcie odsłuchowym, na jej płytach koncertowych, takich jak wspomniana powyżej Live..., czy też Companion. Chociaż bardzo dobrze nagrane, nie są to nagrania referencyjne i powyższe porównanie ma jedynie oddać pewien niedosyt, jaki pozostawił instrument w Hipnozie. Pierwsze takty drugiego utworu, Patricia zaczyna śpiewać gershwinowskie ‘S wonderful, ‘S Marvellous i wszyscy, którzy przyszliśmy posłuchać jej głosu, wiemy, że jest wspaniale. A właściwie prawie wspaniale, gdyż zdaje się, że panowie przy konsolecie siedzą chyba w innej sali, albo nie do końca lubią głos artystki - wokal ustawiony jest zdecydowanie za cicho i niestety tak już zostanie do końca koncertu. Wielka to szkoda, gdyż akurat w przypadku Patricii Barber głos jest jednym z jej „znaków firmowych”, a w Hipnozie czasami trudno było dosłyszeć nie tylko słowa, ale również jej zapowiedzi kolejnych utworów. By skończyć już w tym miejscu wszystkie narzekania, trzeba nadmienić, że również gitara Neala Aglera była ustawiona trochę za cicho. Ogólnie zatem realizatorom dźwięku należy się duży minus, gdyż stosunkowo dobra akustyka sali na pewno pozwalała na znacznie lepsze zrównoważenie poziomu głośności wszystkich muzyków. Bardzo dobrze natomiast brzmiała perkusja, ale ona praktycznie nie wymagała nagłośnienia. Blachy oferowały soczystą barwę, z pełnym bogactwem wybrzmień, jedynie stopa pozostawała trochę stłumiona, ale mogło to być spowodowane jej ustawieniem do widowni pod kątem, w stronę tylnej ściany. Również elektryczny kontrabas Michaela Arnopola brzmiał bardzo dobrze i chociaż to nie to samo, co instrument akustyczny, to jednak jego barwa była w pełni satysfakcjonująca. Sam muzyk jest bardzo zresztą bardzo zadowolony z tego instrumentu, pisząc, że próbował różnych modeli, ale dopiero jego obecny francuski Volante daje mu poczucie gry porównywalne z klasycznym kontrabasem. Następny utwór to standard Cole’a Portera Get out of Town z ostatniej płyty The Cole Porter Mix, a po nim trzy znakomite kompozycje Patricii Barber. Na początek dynamiczny, instrumentalny Like JT z płyty Companion, utwór dedykowany pianiście Jacky’emu Terrasonowi, będący popisem wszystkich muzyków, a szczególnie perkusisty Erica Montzki, którego rozbudowane solo, z wykorzystaniem wszystkich talerzy efektowych, publiczność nagrodziła obfitymi brawami. Kolejny utwór to jeden z trzech autorstwa Patricii Barber na ostatniej płycie ze standardami Cole’a Portera, nastrojowa ballada Snow. Świetny tekst, pełen metafor i aluzji do „seksu i jedzenia”, jak opisuje go sama autorka, oraz wyrażonej w formie pytań tęsknoty do ukochanego (czy też raczej w przypadku Patricii, zdecydowanie do ukochanej). I wreszcie klasyczny Touch of Trash z płyty Modern Cool z 1998 roku, znany też z późniejszego o rok albumu Companion. Mamy tu wszystkie charakterystyczne cechy jej stylu - tekst będący sardonicznym komentarzem na temat związków międzyludzkich we współczesnym świecie, podany w formie melodeklamacji, mnogość poszukiwań sonicznych wszystkich muzyków, opartych na ostinatowej linii basu Michaela Arnopola, Patricię grającą bezpośrednio na strunach fortepianu, brzmiących jak dodatkowa gitara i przede wszystkim znakomitego Erica Montzkę, wyczyniającego cuda na zestawie perkusyjnym, wygrywającego skomplikowane rytmy rękami na talerzach efektowych. Na zakończenie słyszymy nastrojowy The Moon z płyty Verse, otwierający również późniejszy album Mythologies, piękną kompozycję Patricii Barber, w której śpiewa ona w pierwszej osobie jako Księżyc, będący kobietą o złamanym sercu, która jednak co wieczór musi przebierać się i wychodzić na scenę grać przed całym światem. Jeśli nie wyjdzie, wszystko pogrąża się w ciemności i chaosie. Po tym utworze muzycy schodzą ze sceny, ale jednak owacją na stojąco udaje się publiczności wywołać ich na bisy. Najpierw Patricia Barber pojawia się w towarzystwie samego Neala Aglera, tym razem „uzbrojonego” w gitarę akustyczną. Razem wykonują świetną, liryczną kompozycję Cole’a Portera C’est Magnifique z ich ostatniej płyty The Cole Porter Mix. Na tle nylonowych strun Aglerowskiej gitary, bez fortepianu, można było wreszcie w pełni usłyszeć i docenić brzmienie głosu Patricii, śpiewającej o tym, co dzieje się, gdy „przychodzi miłość i bierze nas w obroty”. Ponownie zasłużone owacje i tym razem na scenę wracają wszyscy muzycy. Ostatni utwór otwierają zagrane z dużym pogłosem, brzmiące nieco psychodelicznie akordy gitary Neala Aglera, rozpoczynające jedną z moich ulubionych kompozycji Patricii Barber, Pieces z przywoływanej już płyty Verse z 2002 roku. Nieco dłuższa, koncertowa wersja tego utworu znalazła się również na albumie Live: A Fortnight In France i można śmiało powiedzieć, że w katowickiej Hipnozie muzycy byli w równie dobrej formie. Kolejny niebanalny tekst Patricii Barber, całość zagrana w nietypowym rytmie 7/4, w refrenie zmieniającym się w bluesowe 12/8. Znakomite zwieńczenie bardzo dobrego koncertu. Prawie dwie godziny muzyki na najwyższym poziomie na pewno mogło usatysfakcjonować licznie zgromadzoną publiczność. Kwartet Patricii Barber zaprezentował ciekawy zestaw utworów, z których cztery nie pojawiają się na żadnej z jej oficjalnych płyt, pozostając repertuarem koncertowym.
Spis utworów: PŁYTY PROSTO Z JAPONII |
|||||||||||
© Copyright HIGH Fidelity 2009, Created by B |