Takie płyty jak ta powinny znajdować się w płytotece każdego fana jazzu, a u fana-audiofila bezwarunkowo. Nie chodzi nawet o to, że płytą tą łamane są jakieś bariery, że przebija wszystko co wcześniej powstało itp., ale o to, że tak się gra na świecie, a może lepiej byłoby powiedzieć, że tak się grało? W "złotych latach" jazzu? Obok świetnych elementów nowoczesnego grania dostajemy mianowicie także sporą dawkę elementów grania z lat 50', kiedy mistrzem konsolety dużej części ważniejszych muzyków był Rudy Van Gelder. To z kolei znaczy, że "Anhelli" gładko wpisuje się w historię tej muzyki, bez kompleksów, ale też bez nadymania się. Tak po prostu. Oprócz zawartości muzycznej, gratką dla kolekcjonerów jest fakt, iż płyta została zrealizowana ze szczególnym pietyzmem, a następnie wytłoczona na złotym nośniku. Realizacją dźwięku zajął się Ryszard Szmit, odpowiedzialny za fenomenalną płytę "Sin" Grzecha Piotrowskiego. Przedmiotem tego tekstu jest przede wszystkim jakość nagrania. Żeby jednak w miarę świadomie wejść w ten świat, sięgnijmy jednak do źródeł. "Pawlik to Vladimir Horowitz jazzu. Jest on zjawiskiem samym w sobie. Każdy powinien go posłuchać" - tak prasa zagraniczna pisała o polskim artyście po koncercie na North Sea Jazz Festival w Hadze - jednym z najbardziej prestiżowych festiwali jazzowych na świecie. Pawlik skorzystał z tekstu Słowackiego po raz pierwszy w 1981 roku, niedługo po zamachu na papieża Jana Pawła II. Stworzył wtedy muzykę do tekstu "Anhellego", recytowanego przez Tadeusza Chudeckiego. Odbyło się kilka przedstawień, jednak po wprowadzeniu stanu wojennego występy z "Anhellim" stały się niemożliwe, a wkrótce potem, w 1984 roku Pawlik był zmuszony opuścić Polskę. Do poematu Słowackiego powrócił w latach 2003-05, komponując utwory na Trio Jazzowe. Zaprezentował je po raz pierwszy podczas JVC Jazz Festival Warsaw 2005. Gdy występ dobiegł końca, zapowiedź przerwy koniecznej do przygotowania kolejnego koncertu - światowej gwiazdy Jasona Morana - została zagłuszona zdającymi się nie mieć końca brawami. Prasa uznała ten koncert za największe wydarzenie festiwalu, a warto podkreślić, że występowały wówczas takie gwiazdy światowego jazzu jak Chick Corea czy Charlie Haden Liberation Orchestra. Wszystkie utwory zostały skomponowane przez Włodka Pawlika, z wyjątkiem "Kind of Blues", stworzonego przez syna artysty - Łukasza Pawlika. Większość utworów jest tematycznie związana z poematem Juliusza Słowackiego "Anhelli" i ma bezpośrednie odniesienie do tekstu. Oddaje charakter i kontekst w jakim pojawiają się bohaterowie: "Ellenai" - spokojna, liryczna, refleksyjna - stoi w opozycji do "Anhellego", który jest próbą muzycznej ilustracji tytułowej postaci poematu. Jest burzliwy, romantyczny, ścierają się w nim skrajne emocje: od zupełnego wyciszenia do szaleństwa wyrażonego dynamiką następujących po sobie sekwencji akordów. Nagranie powstało w studio Polskiego Radia w Olsztynie, na przełomie sierpnia i września br. Sesja nagraniowa "Anhellego" została zarejestrowana na taśmie filmowej przez znanego polskiego reżysera - Piotra Mularuka, który od dawna fascynuje się muzyką Pawlika. "Anhelli" - preludium Włodka Pawlika
"Anhelli"... poemat Juliusza Słowackiego ... przeczytałem go po raz pierwszy w 1981 roku, będąc studentem Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Rok 1980, 1981 - czas Rewolucji Solidarności - czas Nadziei i Patriotycznych Uniesień... Znajdowałem w poezji Romantyków wiele odpowiedzi na nurtujące mnie pytania: skąd jesteśmy, dokąd zmierzamy? Wczytywałem się w wiersz Słowackiego: "kiedy prawdziwi Polacy powstaną, to składek nie będą zbierać narody..." Włodek Pawlik DŹWIĘK W dźwięku tych nagrań piorunujące wrażenie robi coś, co można by nazwać wolnością dźwięku, jego naturalność i brak uwikłania w jakieś podejrzane podbarwienia, prostackie uproszczenia itp. Tak, to chyba brak uproszczeń powodował, że rezolucja dźwięku była tutaj wyjątkowo wysoka, na absolutnie światowym poziomie. Blachy, od pierwszych chwil otwierającego płytę "Easy Side Story" były genialnie złote w swojej konsystencji i dźwięczności, potrafiły też jednak przydzwonić, ukąsić. Ich przestrzenne kwalifikacje są równie dobre, ponieważ nie wydobywają się z jednego malutkiego punktu w przestrzeni, ale mają spore rozmiary. Nie są też wyraźnie wycinane z tła, ponieważ tło stanowi niepodzielną jedność z dźwiękiem. Perkusja została ustawiona (nie wiem czy naprawdę, czy przez realizatora na stole, ale brzmi jakby naprawdę tam stała) nieco z tyłu, a przed nią ustawiono kontrabas. Ma on charakterystyczny sound, z mocną podstawą, bardzo dobrze podanym dźwiękiem pudła rezonansowego. Uderzenie strun jest wyraźne, jednak dominuje podtrzymanie dźwięku, nadające całości mięsisty i pełny charakter. Pomimo ustawienia kontrabasu z przodu, przed perkusją, instrumenty mają fantastycznie oddzielne lokalizacje i chichy przecież z natury instrument smyczkowy nie jest zagłuszany przez perkusję. Ta ostatnia nie stoi chyba jednak aż tak daleko od mikrofonów z przodu, żeby pozwolić na tak dobrą separację. W studiach Van Geldera, jeśli nagrywało się na "setkę", perkusja, jeśli nie chcieliśmy mieć wszystkiego zagłuszonego waleniem w bębny, musiała stać bardzo mocno z tyłu i to najczęściej za ekranem. Tutaj być może też była za ekranem. Można więc powiedzieć, że nie jest to brzmienie znane z rzeczywistości, nieco podretuszowane. Wszystkim purystom chcę powiedzieć, że żadne nagranie nie było i nigdy nie będzie tożsame z naturą. Zawsze jest to jakaś kreacja, nawet jeśli rozumiemy pod tym słowem takie a nie inne rozmieszczenie mikrofonów. Nagranie zawsze zabrzmi inaczej niż w rzeczywistości. Tria w większych salach grają na żywo zawsze ze wspomaganiem kontrabasu w postaci pieca gitarowego. W 99% brzmi to po prostu źle, bo malutkie głośniczki stosowane w nich nie są w stanie zagrać dobrze. Wolę więc to, co słyszę z płyty "Anhelli", bo tutaj przynajmniej mam wrażenie uczestnictwa w wydarzeniu na żywo i jednocześnie wszystko słyszę, jak z najlepszego miejsca i w najlepszej możliwej akustyce. Wracając do brzmienia, trzeba powiedzieć, że realizator płyty uchronił się przed zbytnim podkreślaniem ataku struny kontrabasu - elementu tak przyjemnie brzmiącego i podnoszącego ciśnienie, które jednak w rzeczywistości nie występuje. Wydaje się, że instrument ten brzmi właśnie w ten sposób - z dokładnym uderzeniem, ale z ładnym, długim wybrzmieniem. Przestrzeń na "Ahhellim" jest nieco ciemniejsza niż testowanej na początku tego miesiąca płycie Barb Jungr (tekst - TUTAJ), ale także z wzorcowych dla mnie płyt tego gatunku z lat 50', np. Sonny'ego Rollinsa z "Saxophone Colossus". Wydaje się jednak równie konkretna i namacalna w swoim ultra-czarnym tle. Również barwa jest bardziej skupiona, konkretna niż na tamtych nagraniach. Instrumenty są nieco bardziej "wykończone", co można odbierać jako plus, ale i minus, w zależności od tego, czy surowe brzmienie starych nagrań odbieramy jako naturalne czy właśnie niekompletne, nieociosane. Jakby nie było, pierwsze zetknięcie miotełek z werblem i wiemy, że mamy do czynienia z dużą rzeczą. Pięknie niosące się, perliste (za często używam tego określenia, ale bardzo dobrze oddaje to, co chcę przekazać) i złociste. Ta ostatnia cecha słyszalna była też wcześniej na płycie Grzecha Piotrowskiego. Wypada więc jedynie spekulować, czy jest to wpływ złotego nośnika czy sposób nagrywania ich stosowany przez Szmita. Ludzie z JVC wydający płyty XRCD twierdzą, że jest to skaza i zdecydowali się wydawać płyty wyłącznie na aluminium. Z kolei Mobile Fidelity od lat jest wierne szlachetnemu kruszcowi i stoi na stanowisku, że złoty kruszec daje bardziej analogowy, delikatnie ocieplony dźwięk. Ocieplony jednak nie sztucznie, a niosący ze sobą bardziej wiarygodną informację o naturalnej miękkości, jaką charakteryzują się dźwięki w realu. Nie wiem, nie będę rozstrzygał w tej chwili, ponieważ obydwie wytwórnie mają na swoim kącie znakomite realizacje. Problemem jest też brak identycznych wydań, różniących się jedynie podkładem. I temu można jednak zaradzić - z pomocą przyszedł pan Zawada, właściciel firmy ESA, który współpracował przy realizacji przedstawianej przez bas, znakomitej płyty Macieja Grzybowskiego "Dialog" (tekst - TUTAJ). Płyta została wytłoczona w złocie, jednak niewielka część nakładu, przygotowana z myślą o wcześniejszej promocji jest aluminiowa. Obydwie edycje różnią się jedynie tym jednym szczegółem, więc porównanie będzie wiarygodne. Ale to przyszłość. Na razie jesteśmy tu i teraz, przy "Anhellim". To nie jest prosta, łatwa muzyka, chociaż niektóre utwory mogą się w pierwszej chwili takie wydawać. Jest jednak zagrana w taki sposób, że siada się do niej jak do wydarzenia. Nie da się jej słuchać w podkładzie, jako muzak, bo przeszkadza, zwraca na siebie uwagę. Jedynie aktywny odbiór pozwala w nią wejść. A sposób jej realizacji pomaga w tym w szczególnie. To nieprawda, że liczą się jedynie nuty i sprawność muzyków, bo dźwięk, sposób jego reprodukcji jest integralną częścią muzyki. Realizacja "Anhellego" znakomicie współgra z jej przekazem emocjonalnym i intelektualnym. I właśnie z tego powodu, a nie dlatego, że "dźwięk jest super", czy góra jest perlista", żeby użyć autocytatów, "Anhelli" stanowi pełne, dojrzałe dzieło, w którym wszystko ma swoje miejsce. WP WŁODEK PAWLIK TRIO 1. East Side Story 8'39 Format: gold CD (CD-Text) Nagrania dokonano w studio Polskiego Radia Olsztyn w sierpniu i wrześniu 2005. Realizacja i miks: Ryszard Szmit Mastering: Jacek Gawłowski JG Masterlab Opracowanie graficzne: Gábor Gyárfás Sesja zdjęciowa: Małgorzata Dąbrowska, Monika Motor NOTY BIOGRAFICZNE
Włodek Pawlik
Paweł Pańta
Cezary Konrad |
||
© Copyright HIGH Fidelity 2006, Created by SLK Studio |