Szwajcarski Thorens to jedna z najstarszych, jeśli nie najstarsza, wciąż działająca firma zajmująca się produkcją gramofonów. Założona została w roku 1883 przez Hermanna Thorensa w szwajcarskim Ste-Croix. Chociaż początkowo wytwarzała pozytywki, już w roku 1903 zmieniła profil produkcji i w trzy lata później rozpoczęła produkcję gramofonów z tubą, przeznaczonych dla płyt szelakowych. Po kłopotach finansowych, które w latach 90. doprowadziły niemal do jej upadku, została dokapitalizowana i część z jej produktów wykonywana jest teraz w Niemczech. Przykładem na to jest testowany przedwzmacniacz TEP 302. To dość drogi, niewielki produkt, solidnie wykonany i wyposażony w dużą baterię przełączników, pozwalających dopasować wzmocnienie oraz obciążenie wkładki. Co ciekawe, możliwe to jest także dla wkładek MM, dla których można wybrać jedną z czterech wartości pojemności obciążenia. TEP 302 należy do nieco wyższej kategorii urządzeń niż testowany niegdyś preamp MM 001, bo na stronie firmowej znajdziemy go w zakładce Amplifiers, wraz z topowymi – przedwzmacniaczem TEP 3080 i końcówkami mocy TEM 3200, a nie w Accessories, jak pozostałe przedwzmacniacze. Urządzenie pracuje w oparciu o układy scalone pracujące w klasie A i jest strojone „na ucho”. Na stałe zainstalowano w nim filtr subsoniczny, obcinający pasmo poniżej 15 Hz. Dotychczas testowaliśmy: ODSŁUCH Przejście z przedwzmacniacza RCM-u pokazuje sporo różnic, które dzielą te urządzenia, jednak daje też dobre wyobrażenie o balansie tonalnym Thorensa. To bardzo ładnie nasycone, gęste brzmienie. Nie jest to „gęstość” ciepłej lampy, a raczej gęstość katowickiego urządzenia, wynikająca z czystości i niskich zniekształceń. Zarówno Peace, jak i Perfect z płyty Depeche Mode Sounds of The Universe, od których rozpocząłem odsłuch, miały świetnie wypełnione niższe zakresy środka i basu. To ważne, ponieważ obydwa kawałki opierają się na niespiesznym rytmie nadawanym przez analogowe syntezatory (bas). Thorens trzyma ładną barwę i nie udaje, że to cyfrowa elektronika. Na tej samej płycie słychać było jednak lekkie podbicie wyższej średnicy – rzecz, która tu nieco występuje, z którą RCM radzi sobie jednak znacznie lepiej. Z TEP 302 nie dało się niektórych utworów słuchać tak głośno, jak bym tego chciał. Przy cichszym słuchaniu wszystko wracało do normy. Pamiętam, ze podobne zastrzeżenia miałem do przedwzmacniaczy Accuphase’a C-27 i Phono Module Aarona. Można oczywiście zamaskować to nieco cieplejszą wkładką. Urządzenie równie dobrze sprawdziło się przy jazzowych nagraniach z płyty Thorens 125th Anniversary. Trąbka była mocna i miała niezłą definicję, wcale nie ustępującą temu, co pokazywał C-27 Accu. Rozdzielczość jest tu bowiem na dobrym poziomie, nie takim, jak RCM, ale na tyle dobrym, żeby mówić o dobrze wydanych pieniądzach (pieniądze wydane na muzykę zawsze będą dobrze wydane…). Integralność brzmienia była zachowana, a rozmowy ze studia Clarka Terry’ego, Freddiego Hubbarda i Dizzy’ego Gillespiego miały właściwą wagę i nie miało się wrażenia, jak czasem z Aaronem czy z tańszymi preampami, że to coś nieprawdziwego, małego. Thorens wprawdzie nie powiększa źródeł pozornych, ale też ich nie pomniejsza, w czym szedł dokładnie tym samym tropem co RCM. Na ich tle większość urządzeń brzmi dość „cienko”, nawet jeśli barwa wydaje się w porządku. Tutaj scena jest duża, a instrumenty mają naturalne (jeśli oczywiście można mówić w przypadku mechanicznie odtwarzanej muzyki o naturalności) rozmiary. Thorens ma generalnie mocny dźwięk, nieco ciepły, ale nie snujący się. To urządzenie półprzewodnikowe, jednak w ślepym teście można by je łatwo pomylić z lampą. Wyższa średnica daje czasem o sobie znać lekkim utwardzeniem – najpierw przy Depeche Mode, ale też przy płycie Dziwny jest ten świat Czesława Niemena i Akwareli, gdzie zniekształcenia, Doś na tej płycie duże, nachodziły na muzykę. Co ciekawe, przejście z ultra-wypieszczonych nagrań na płycie Thorensa na tę reedycję, dość zresztą marną nie było pokazane jako zmiana paradygmatu. RCM pokazał to w mocniejszy sposób, nie gubiąc jednak muzyki z żadnej z nich. Thorens, chyba przez lekko – w porównaniu do RCM-u i innych, droższych urządzeń – lekko upraszcza detale, jakby nieco poświęcono rozdzielczość w imię koherencji. Może nie jestem do końca sprawiedliwy, bo to nie jest duża zmiana, ale chciałbym, żeby wszystko było jasne. Brak sprawiedliwości może wynikać z tego, że TEP 302 jest naprawdę bardzo dobrym urządzeniem, które nawiązuje bezpośrednio do tego, co robią lepsze przedwzmacniacze. Dlatego poprzeczka dla niego wisi wyżej niż u innych. Podsumowując trzeba powiedzieć, że to bardzo ładnie zrównoważone brzmienie, z bardzo dobrze ustawioną barwą. Nie jest idealne, czegoś takiego nie ma, dlatego że niski bas jest tu wycofany, a część wyższego środek nieco twardawa. Ale nie przeszkadza to w dobrym graniu każdego rodzaju muzyki. Rozdzielczość jest dobra – lepsza niż w innych przedwzmacniaczach z tego przedziału cenowego (poza RCM-em), a źródła pozorne duże. TEP 302 jest niewielki i daje duże możliwości regulacji obciążenia, co naprawdę bardzo się przydaje. Solidna firma i solidny produkt. BUDOWA TEP 302 jest przedwzmacniaczem gramofonowym firmy Thorens, przeznaczonym dla wkładek MC i MM. Zapakowano go w średniej wielkości, ale bardzo solidną obudowę, nieco mniejszą od mojego referencyjnego preampu, RCM Audio Sensor Prelude IC. Front wykonano z chromowanego mosiądzu, a dół i górę z bardzo grubych blach, najprawdopodobniej stalowych. Na górnej ściance wygrawerowano głęboko logo Thorensa. To samo logo znajduje się na przedniej ściance, z tym, że jest ono podświetlane na niebiesko. Intensywność świecenia można regulować pokrętłem na tylnej ściance oznaczonym ‘Ambience’. Poza logiem, mamy z przodu jeszcze mechaniczny wyłącznik zasilania. Z tyłu, poza wspomniana regulacją świecenia, są też gniazda wejściowe i wyjściowe, złocone RCA, średniej jakości, a także niezłocony zacisk uziemienia. I oczywiście gniazdo do podłączenia zasilania. Zewnętrzny zasilacz 22 V DC umieszczony został w dość dużej, plastikowej obudowie, do której wpina się klasyczne gniazdo sieciowe z wtykiem żeńskim IEC. Boki są drewniane, bejcowane i lakierowane. Jak się okazuje, użytkownik otrzymuje dość szerokie możliwości w zakresie ustawienia wzmocnienia układu oraz obciążenia wkładki. Małe przełączniki typu DIP ulokowano od spodu, co nie jest zbyt wygodne, ale jeśli nie zmieniamy często wkładek powinno wystarczyć. A możliwości jest sporo. Wyjściowe parametry dla wkładek MM wynoszą 47 kΩ i 15 pF. Za pomocą dwóch pierwszych przełączników możemy zmienić pojemność wg wzoru:
‘zero’ – 15 pF Układ został w całości zmontowany na jednej płytce drukowanej, dobrej jakości, przy użyciu wyłącznie układów scalonych – dotyczy to zarówno układu wzmacniającego, jak i stabilizującego napięcie. Na wejściu MC mamy scalaki LT1028, po jednym na kanał, a w sekcji MM NE5534. Oporniki w układzie są precyzyjne, metalizowane, zaś kondensatory to polipropyleny Wima. Zasilanie oparto o NE5532 i L7915+L7815, takie same oporniki kondensatory, a dodano jedynie osiem, średniej wielkości, kondensatorów elektrolitycznych. Wyjcie kluczowane jest przekaźnikiem. W pudełku, wraz z przedwzmacniaczem i zasilaczem, otrzymujemy też kabel zasilający (komputerowy) oraz bardzo porządny interkonekt.
PŁYTY PROSTO Z JAPONII |
||||
© Copyright HIGH Fidelity 2009, Created by B |