A jeszcze tak niedawno wydawało się, że przetworniki cyfrowo-analogowe, poza wysokim hi-endem, przechodzą do lamusa historii audio. Coraz lepsze odtwarzacze zintegrowane z podstawowej półki cenowej powodowały, że podłączenie dodatkowego urządzenia (DAC-a), zakup kabla cyfrowego, ew. sieciówki itp. dawało niewspółmiernie mały przyrost jakości dźwięku w stosunku do poniesionych kosztów. Łatwiej było po prostu sprzedać swój odtwarzacz i kupić lepszy niż apgrejdować stary. Ważnym elementem było tzw. starzenie się moralne sprzętu i chęć na coś nowego, potrzeba, która każdego ze słuchających muzykę wcześniej czy później dopadnie. Mogło się wydawać, że przedłużenie „gatunku” zagwarantują ludzie pragnący poprawić dźwięk swoich odtwarzaczy DVD, jednak szybka rosnąca popularność łączy HDMI i niechęć do coraz to nowych pudełek sprawiła, że to była złudna nadzieja. Specjaliści, tacy jak np. włoski Audionemesis czy słowacka Casea zawsze znajdą swoją niszę i ludzi skłonnych mimo wszystko na apgrejd, jednak trudno było mówić o jakiejś zmianie. Aż jakiś rok, może półtora roku temu, nastąpiło przełamanie tej tendencji spadkowej i w dość krótkim czasie pojawiło się wyjątkowo dużo przetworników D/A. Powodem tego była rosnąca popularność muzyki odtwarzanej z komputera przez łącze USB, a także pojawienie się zupełnie nowej kategorii urządzeń – odtwarzaczy pamięci stałych. Dość szybko pojawiło się sporo tego typu produktów, żeby wspomnieć chociażby testowane u nas: Benchmark DAC1 USB czy też – znane już wcześniej, ale właśnie zdobywające należne im uznanie – przetworniki USB firmy Wavelenght, jak np. model Brick. I właśnie na tej fali firma Cambridge Audio przygotowała konwerter DacMagic – niedrogie, genialnie wyposażone urządzenie, mające być alternatywą dla komputerowych kart dźwiękowych.
Na pierwszej stronie ulotki reklamującej DAC-a mamy zdjęcie magika, przed którym stoi cylinder, z którego wychodzi biały królik. I rzeczywiście – kiedy przyjrzymy się specyfikacji DacMagica, to będzie to wyglądało na magię: tak wiele opcji, możliwości itp. w tak niskiej cenie. Myślę, że było to możliwe jedynie dzięki temu, że odtwarzacze 840C i 740C z serii Azur, oparte o zbliżoną technologię, „zapłaciły” za to, co znajdziemy w przetworniku.
Dotychczas testowaliśmy następujące urządzenia firmy Cambridge Audio:
Muzyka słuchana podczas testu: ODSŁUCH Porównanie testowanego komponentu z innymi produktami wygląda w moim przypadku zawsze tak samo: wpinam je w miejsce używanego przeze mnie komponentu, słucham, przepinam ponownie, znowu słucham itd., tyle razy, ile potrzeba na wyrobienie sobie opinii. I dopiero wówczas wypróbowuję inne urządzenia, inne konfiguracje itp. Pozwala to utrzymać stały punkt odniesienia, a także usłyszeć właśnie testowane urządzenie, a nie to, jak współdziała z innymi produktami. Ta metodologia zdaje egzamin i będę się jej trzymał. W przypadku przetworników sprawa wygląda w ten sposób, że jako napęd pracuje mój Ancient Audio Lektor Prime z napędem Philips CD-Pro2 LF i obydwa wyjścia podłączone są do przedwzmacniacza Leben RS-28CX. Jak się dość szybko okazało, napęd Philipsa, bardzo precyzyjny, niezwykle dokładny, był niezbyt szczęśliwym wyborem. Nakładając się na charakter przetwornika CA nie był wykorzystany tak, jak trzeba. Lepiej zagrał natomiast, pracujący w roli napędu, odtwarzacz Cyrusa CD 8 SE. Biorąc pod uwagę, że CA będzie najprawdopodobniej grał z tanim transportem, wypróbowałem także stary odtwarzacz wielkoformatowy Pioneera. Ponieważ DAC oferuje również możliwość odtwarzania plików audio z komputera przez wejście USB, grałem również pliki FLAC z mojego laptopa, porównując go do DAC-a USB Wavelenght Brick. Chociaż w internecie można znaleźć mnóstwo opinii mówiących, że DACMagic jest genialny, wybitny, że zastępuje znacznie droższe odtwarzacze CD, to nie są one do końca, moim zdaniem, uprawnione. To rzeczywiście bardzo dobre urządzenie, o szerokich możliwościach, znakomitej funkcjonalności, jest jednak – ostatecznie – niedrogim produktem. Nie ma więc mowy o zastępowaniu chociażby sekcji wyjściowej w odtwarzaczu Azur 740C Cambridge Audio, o modelu 840C nie wspominając. Nawet podłączenie do niego drogiego napędu Cyrusa CD Xt SE z zasilaczem PSR-X wiele w tej mierze nie zmieniło. Proszę mnie źle nie zrozumieć: odsłuchy angielskiego przetwornika były bardzo satysfakcjonujące, pokazał się podczas nich z jak najlepszej strony, jednak lojalnie chciałbym uprzedzić, że to nie jest „magiczne” rozwiązanie wszystkich problemów za dwa złote. DACMagic gra dokładnym, dobrze zbalansowanym dźwiękiem. O tym, ile kosztuje najpierw informuje góra, potem średnica, a najmniej bas. Najważniejsze wydało mi się na początek ustalenie, który rodzaj filtru brzmi najlepiej. ‘Steep’ odpadł zaraz na początku – był jasny, mało angażujący i po prostu za bardzo przypominał inne niedrogie odtwarzacze CD, jak np. CD5003 Marantza czy Denona DCD-510AE, które choć bardzo fajne, do drogich urządzeń nie należą. A przecież przetwornik CA ma na celu poprawienie brzmienia niedrogich produktów, a nie ich powielanie. Na szczęście filtry ‘Lin ϕ’ oraz ‘Min ϕ’ są znacznie lepsze. Mnie bardziej podobał się ten drugi, a to dlatego, że najbardziej przypominał balansem tonalnym mojego Lektora, a także płyty winylowe grane na Thorensie TD 160 HD. ‘Lin ϕ’ też jest niezły, jednak ma osłabiony wyższy zakres średnicy, przez co dźwięk wydawał mi się nieco zbyt zamknięty. Ale może właśnie to ustawienie będzie w realnych systemach, cierpiących zazwyczaj na przejaskrawienie tego zakresu. I tak dochodzimy do tego, jak właściwie angielski przetwornik gra. Jak pisałem, jest to dokładne urządzenie. Podobnie, jak wspomniane odtwarzacze 740C i 840C podaje ładny rysunek instrumentów, dobrze je różnicuje dynamicznie (przynajmniej w porównaniu z innymi produktami z tego przedziału cenowego), a także bardzo dobrze prowadzi bas. Ten ostatni schodzi naprawdę nisko i dopiero porównanie z kosztującym trzydzieści razy więcej Primem eksponuje jego braki w tym względzie. Przede wszystkim chodzi o to, że najniższy zakres urywa się dość gwałtownie, a tam, gdzie niskie zejścia jeszcze słychać brakuje nieco definicji. Nie kontroli, bo tu nic się nie wlecze, a właśnie definicji, która gwarantuje coś w rodzaju solidnego „umocowania” w ramach. Kiedy jednak zejdziemy w dół z ceną urządzenia odniesienia, uwagi te tracą na znaczeniu, ponieważ CA jest pod tym względem fantastyczny. Scena dźwiękowa jest zaskakująco, jak na takie pieniądze, dobra. Źródła pozorne nie są wprawdzie bardzo dokładnie lokalizowane, jak to ma miejsce w hi-endzie, ale myślę, że mało kto na to zwróci uwagę, ponieważ w większości systemów, w których DACMagic się znajdzie, więcej problemów będą sprawiały kolumny i wzmacniacz. W każdym razie, scena jest szeroka, głęboka, a oddanie dźwięków w przeciwfazie, kreujących scenę wokół słuchacza, a także za nim, było wyjątkowo dokładne i mogło się podobać. Ważne, że CA nie modyfikuje umiejscowienia poszczególnych instrumentów, nawet jeśli porównamy to do tego, co robi Prime, pod tym względem perfekcyjny. Kiedy gitara Martiniego była mocno w prawym kanale, ale czasem delikatnie się przesuwała do środka, ów ruch był od razu wyłapywany i przekazywany. Jeśli w utworze otwierającym płytę Judy Garland, w początkowych frazach, wyłącznie z orkiestrą, słychać daleko w planie, nieco po prawej stronie od środka uderzenie smyczkiem o pulpit, CA pokazuje to naprawdę bardzo ładnie. Nie ma mowy o rozjaśnieniu, szczególarstwie itp., a po prostu o precyzji. Jeśli można by mówić o jasnym charakterze tego urządzenia, a tak jest, kiedy porównamy je z Audionemesisem oraz Primem, to będzie to pochodna nie rozjaśnienia per se, a raczej przesunięcia punktu ciężkości grania w górę. Różni się to od rozjaśnienia przede wszystkim tym, że to, co robi CA jest koherentne w całym paśmie, nie jest to podkreślenie jakiegoś zakresu, a coś delikatniejszego, coś jak postawienie akcentu wyżej niż zwykle. Pomimo że nie jest to „kliniczność”, rozumiana jako wypranie dźwięku z koherencji i harmonicznych (wypełnienia), to jednak trzeba uważnie urządzenie aplikować. Najlepiej sprawdzi się w zrównoważonych, albo lekko ocieplonych systemach, z którymi znacznie lepiej zagra płyty z „szerokiego nurtu”, jak np. Sounds of The Universe Depeche Mode czy Geometry of Love Project by Jarre. Lampy? Bardzo proszę: wzmacniacz Fatmana iTube, a także V10 Xindaka będą jak najbardziej na miejscu. Także elektronika solid-state Micromegi zgra się z nim bardzo dobrze. Uważałbym jednak z Denonem, Marantzem, a nawet Arcamem, bo może zabraknąć wypełnienia. Kilku słów wymaga sprawa wejścia USB. Niestety jest ono ograniczone od góry do częstotliwości próbkowania 48 kHz i wyżej nie wyjdzie. Dlatego też pliki FLAC 24/96, których mam sporo (np. Love The Beatles, czy Hello Troll Helge Lien Trio, o innych nie wspomniawszy) zagrały tylko przeciętnie. Ponieważ korzystam z Visty, ustawienie współpracy z DACMagikiem nie było trudne. W ustawieniach wybieramy tylko częstotliwość próbkowania (44,1 lub 48 kHz) i jedziemy. Niestety także pliki CD 44,1 FLAC zagrały dość przeciętnie i znacznie pełniejszy, wyraźnie bardziej rozdzielczy dźwięk otrzymałem, kiedy grałem oryginalne płyty przez wejście SPDIF, a nawet, kiedy z plików FLAC przygotowałem płyty CD-R z dźwiękiem PCM. BUDOWA Dacmagic firmy Cambridge Audio to niewielkie pudełeczko z aluminium, z designer niemal identycznym, jak inne urządzenia z serii Azur. Jest to przetwornik cyfrowo-analogowy, z dwoma wejściami elektrycznymi SPDIF na gniazdach RCA, dwoma optycznymi TOSLINK oraz wejściem USB. Jest tu też wyjście cyfrowe SPDIF i TOSLINK. Przetwornik ma budowę w pełni zbalansowana, dlatego na wyjściu mamy zarówno gniazda RCA, jak i XLR. Zasilanie dostarczane jest z zewnętrznego, ściennego transformatora 12 VAC. Z przodu mamy sporo niebieskich diod. Wskazują na częstotliwość sygnału wejściowego (32, 44,1, 48, 88,2, 96 kHz – niestety urządzenie nie przyjmuje sygnału 192 kHz), fazę absolutną, wybrane wejście oraz wybrany filtr cyfrowy. Na froncie mamy także trzy przyciski – wyłącznik sieciowy, wybór wejścia oraz filtru.
PŁYTY PROSTO Z JAPONII |
||||
© Copyright HIGH Fidelity 2009, Created by B |