GRAMOFON + RAMIĘ GRAMOFONOWE + WKŁADKA GRAMOFONOWA

DR. FEICKERT ANALOGUE TWIN
JELCO OIL S-SHAPE 10,5”
MICRO BENZ SL WOOD

Wojciech Pacuła





“Twin – form meets function!” – tak opis swojego gramofonu rozpoczyna Christian Feickert, właściciel i szef firmy Dr. Feickert Analogue (proszę zwrócić uwagę na „europejską”, tj. angielską pisownię ‘analogue’ w przeciwieństwie do bardziej rozpowszechnionej, amerykańskiej ‘analog’). Mottem firmy ma być: „precyzja spotyka się z formą, muzykalność spotyka się z precyzją”. Nieźle, nawet jak na tak doświadczonego „analogowca”, jak Feickert. Znany wcześniej chociażby ze swojego fantastycznego (używam go od dwóch lat) przyrządu do ustawiania wkładki o nazwie Universal Protractor, a także z zaawansowanego programu Feickert Adjust+ Tool do ustawiania azymutu, na wystawie Audio Show w 2007 roku pokazał swoje ukochane „dziecko”, gramofon Twin. Prezentowany w formie prototypowej wzbudził zaciekawienie i sprowokował wiele przychylnych komentarzy. Twin jest bowiem nietypowy, zarówno jeśli chodzi o dźwięk, jak i formę. Jego body złożone jest mianowicie z kilku, kolejno na siebie układanych warstw. Jak mówi Feickert, jednym z głównych założeń przy tej konstrukcji była wysoka odporność na drgania, także te generowane przez kolumny. Żeby to urzeczywistnić, trzeba było owe niechciane drgania zamienić na ciepło w mechanicznym układzie „absorpcyjnym”, czyli tłumiącym. Metodę tę nazwał MARC (Mechanical Anti Resonant Circuit).

Wystarczy przyjrzeć się zdjęciu tego gramofonu, żeby zobaczyć, o co chodzi. Jego główną część stanowi okrągły korpus złożony z pięciu warstw różnych materiałów: na spodzie aluminium (17 mm), potem sklejka (19 mm), potem druga sklejka (19 mm), znowu aluminium (17 mm) i wreszcie bardzo gruby talerz, ze specjalnego komponentu polimerowego, bazującego na POM, wycinanego z jednego bloku. Jak podkreśla Feickert, dzięki maszynom CNC możliwe jest uzyskanie precyzji równej 1/100 mm w każdej z płaszczyzn. W tej wersji (z jednym ramieniem) całość została zamontowana na prostokątnej podstawie z 30 mmm sklejki. Między dwoma warstwami sklejki zamocowana jest podstawa ramienia – dwa stalowe pręty, po których suwa się bazę, też ze sklejki. Pozwala ona na zamocowanie ramienia o dowolnej długości, byle nie było dłuższe niż 12”. Silnik stoi osobno. Początkowo moment obrotowy przenoszony był za pomocą gumowego paska, jednak do testu trafiła inna wersja, z napędem strunowym (żyłką). Jest on nieco głośniejszy (nieco szumi), jednak ma tez inne właściwości niż guma, bo z jednej strony mamy mniejsze tłumienie drgań przenoszonych przez ten „pas transmisyjny”, a z drugiej talerz i oś silnika są ściślej związane, co znowu pomaga lepiej kontrolować stabilność prędkości obrotowej (silnik kontrolowany jest przez mikroprocesor z kwarcem jako punktem odniesienia).

Do testu dostarczono gramofon z jednym z tańszych ramion, jakie z Twinem widziałem, modelem Oil S-Shape firmy Jelco, o długości 10,5”, testowane niegdyś przez nas TUTAJ. To może i niedrogie, ale naprawdę fajne ramię, o nieco słodkim, gładkim dźwięku. Do kompletu miałem wkładkę Benz Micro Wood SL i w takim zestawieniu test został przeprowadzony. Ponieważ jednak zmiennymi, których nie znałem były w nim – podstawa i wkładka, posłuchałem Twina także z innymi wkładkami, które znałem lepiej – Sumiko Palo Santos Presentation, Koetsu Rosewood Signature oraz Denon DL-103SA i DL-103R. jako długoletnia referencja służyła wkładka Dynavectora Karat 23R, z którą słyszałem wszystkie gramofony testowane w ostatnich pięciu latach. Przedwzmacniacze gramofonowe też były nie byle jakie: za podstawowe urządzenie posłużył genialny RCM Audio Sensor Prelude IC, a do porównania użyłem Accuphase’a C-27, Aarona Phono Module oraz sekcji RIAA w przedwzmacniaczu Ayona Polaris II. Jak się okazało, gramofon jest dość podatny na zewnętrzne drgania (to konstrukcja „sztywna”), mimo tego, że stał na znakomitym stoliku Base, którego od jakiegoś czasu używam. Dlatego też dobrze mu zrobiło położenie go na dodatkowej platformie, używanej do zadań specjalnych GroundIt DeLuxe 1 Pro-Jecta (w nieprodukowanej już wersji z ołowiem – wymogi RoHS wymusiły stosowanie innego wypełnienia). Było to możliwe, ponieważ nóżki gramofonu znajdują się dość blisko silnika.

ODSŁUCH

Dźwięk system, bo w takiej formie ten zestaw był testowany, jest niezwykle ekscytujący. To samo określenie padło z ust pana Adamka, dystrybutora wszystkich trzech marek. I nie sposób się z nim nie zgodzić. Ekscytacja, o której mówię, wynika z żywego i dynamicznego charakteru systemu. Powiem więcej – ponieważ wypróbowałem przy okazji kilka innych wkładek (m. in. Sumiko Palo Santos Presentation, Koetsu Rosewood Signature, Denon DL-103SA), mogę powiedzieć, że jest to w równej mierze zasługa wkładki, jak i gramofonu z ramieniem. Razem te elementy wzmacniają te tendencję, a przy tym przekształcając w coś więcej, w wejście w nieco inny niż zazwyczaj świat. Dla przykładu, z Sumiko dźwięk ma znacznie bardziej rozdzielczą górę i głębszą scenę, jednak brakuje mu nieco wypełnienia basu. Z kolei Denon świetnie łączył soczystość Benza i zrównoważenie Sumiko, będąc przy tym oczko gorszy we wszystkich aspektach. Benz dodawał bowiem do całości coś w rodzaju turbodoładowania. Nie chodzi nawet o podkreślanie czegokolwiek, bo Twin jest generalnie zrównoważonym urządzeniem, a nacisk położony na to, co w awangardzie, na to, co jest właśnie „na fali”. Może brzmi to w dość enigmatyczny sposób (choć mam nadzieję, że nie), ale tak to właśnie słychać. Kiedy śpiewa Nat „King” Cole z płyty Just One Of Those Things, słychać go tak, jakby miał świetny dzień, jakby ta sesja była czymś, na co czekał od dawna, a jego marzenia się spełniły. Nie tylko on – to samo było z płytą Depeche Mode Violator. To zupełnie inna estetyka i sposób rejestracji (Cole – kilka ścieżek, bez nakładek, krótkie sesje, DM – wiele ścieżek, mnóstwo dubbingów, niemal roczna sesja nagraniowa), a jednak ten sam sposób komunikacji ze słuchaczem, mówiący, że to jest właśnie „to”. Daje to niesłychane napięcie emocjonalne, wyczuwane każdym nerwem. Trzeba wspomnieć, ze nie jest to coś super-neutralnego, ponieważ część nagrań jest znacznie spokojniejsza, bardziej wewnętrznie zrelaksowana, żeby przywołać debiut Carol Kidd jakiś czas temu wydany ponownie przez Linna, czy też cudowne (polecam!!!) płyty wydawane przez naczelnego magazynu „Image Hi-Fi”: Live At The Domicle Klaus Weiss Orchestra oraz Live In Weinheim Greetje Kauffeld. We wszystkich przypadkach niemiecki gramofon dodał do przekazu coś, co sprawiło, że te, najczęściej, leniwie płynące dźwięku nabrały wigoru.

Myślę, że jest to odstępstwo od czegoś, co rozumiemy pod pojęciem ‘neutralność’. Doskonale pamiętam, jak te same płyty grały z Kuzmą Reference, mistrzem, jeśli chodzi o pokazanie dokładnie tego, co jest na płycie, bez dodawania od siebie czegokolwiek. I choć czasem brakowało tam wypełnienia i emocji, które to znowu są domeną SME 10A, neutralność była niemal perfekcyjna (w sensie braku dodawania od siebie czegoś, czego na płycie nie ma, w ramach poznania, jakie dane jest w przypadku odtworzenia nagrania). Twin leży po drugiej stronie tego układu, ponieważ nie jest ‘neutralny’ w takim sensie, w jakim właśnie nazwałem Kuzmę. Owe ożywienie brzmienia (nie przez rozjaśnienie, tu czegoś takiego nie ma) jest bowiem odstępstwem od prostej, którą uznajemy za „rzeczywistość”. Jak zwykle jednak, rzecz nie w tym, z jakimi zniekształceniami mamy do czynienia, a mamy zawsze i zawsze mieć będziemy, a z tym, co z nimi konstruktor zrobił. Dr. Feickert postawił na „komunikatywność” i „emocjonalność”. Nie jest to romantyzm polegający na wypychaniu średnicy, a przez to sugerowania intymnego współuczestnictwa w wydarzeniu – co jest bardzo miłe i fajne, ale na dłuższą metę może być męczące – a lekkie podkręcenie dynamiki, mikrodynamiki, wszystkiego, co odpowiada za „natychmiastowość” i utrzymanie tempa nagrań, wewnętrznego koła zamachowego, ukrytego pod spodem, mającego jednak wpływ na to, co dzieje się na powierzchni. Ciekawe jest to, że Twin nigdy nie przesadza. Słuchając płyty za płytą będziemy mieli świadomość tego, co napisałem, jednak nie będzie to stawało w centrum uwagi, będąc czymś w rodzaju katalizatora muzyki.

I, może wbrew temu, co przed chwilą napisałem (ale zaraz się z tego wytłumaczę), jest to bliższe wykonani na żywo niż granie „neutralne” sensie „niedodające niczego od siebie”. Jestem właśnie po poniedziałkowym koncercie Patricii Barber w Katowickim Jazz Clubie Hipnoza. Fantastyczny koncert w niewielkim klubie, gdzie siedziałem w piątym rzędzie, słuchając perkusji bez nagłośnienia, po raz kolejny potwierdził to, z czym mam do czynienia, kiedy sam nagłaśniam instrumenty: dynamika 99% systemów audiofilskich jest tak spłaszczona, że nie ma mowy o dźwięku „na żywo”. Jest w tym sens, bo nie da się przenieść do pomieszczenia w domu skali wydarzeń na żywo, jednak mikrodynamika, odpowiedzialna za wrażenie bezpośredniości dźwięku, powinna być jednak lepsza. I Twin idzie właśnie w tę stronę, w kierunku nieskrępowanego grania dokładnie takim, „żywym” dźwiękiem. To tego elementu brakowało mi, w skądinąd genialnym, przekazie Kuzmy Reference i nawet SME 10A, pod tym względem bardzo dobry, tego nie potrafił.

Trzeba jednak określić podstawowe koordynaty hi-fi, tj. przywołać opis kompatybilny z innymi testami „High Fidelity”. Balans tonalny całości jest bardzo wyrównany. Z Benzem nacisk kładziony jest na przełom średnicy i basu, z Sumiko na średnicy i górze, zaś z Denonem na średnicy. Wskazuje to na co najmniej dobrą „przezroczystość” systemu Feickert+Jelco na elementy z otoczenia. Jeślibym jednak miał wskazać na jakąś aberrację, to nie leżałaby ona w zakresie balansu tonalnego, bo ten tak naprawdę zależał będzie od zastosowanej wkładki, a byłoby to swego rodzaju zgrubne traktowanie mikroinformacji. Nie chcę nikogo tym dotknąć, bo nie ma co ukrywać, że to ostatecznie nie jest najdroższa z możliwych kombinacja, a Feickert oferuje Twina z dwoma droższymi ramionami Kuzmy, ale nie jest to szczyt tego, w jaki sposób można pokazać trójwymiarowość Nat „King” Cole’a, Dave’a Gahana czy np. śpiewaków z fenomenalnej płyty Messiah Handela (Dublin Version, 1742) w wykonaniu Duedin Consort& Players. Przy tej ostatniej płycie słychać było tez, ze kto wie, czy jednak nie lepiej od razu kupić cięższe ramię Kuzmy, ponieważ przy tutti w głosach śpiewaków słychać było lekkie przesterowanie, jakby wkładka nie śledziła już tak dobrze ścieżki, jak w cichszych fragmentach. Dla sprawiedliwości muszę jednak dodać, że to jedyna płyta, z którą cos takiego usłyszałem. Cóż więcej można dodać? Bas schodzi bardzo nisko, jest dobrze kontrolowany, choć nie ma tak precyzyjnej definicji, jak np. z Transrotora La Roccia Super Seven TMD. Średnica jest pełna i nasycona, naprawdę ładna. Góra zależy w dużej mierze od wkładki. Benz prezentuje ją w nieco ciepły, lekko zaokrąglony sposób, podobnie, jak Koetsu i Denon, ale w mniej rozdzielczy, nie tak wybudowany sposób, jak nowa wkładka Sumiko. SL Benza najlepiej zagrała u mnie z obciążeniem 200 Ω i napięciem 0,4 mV (mowa o nastawach w przedwzmacniaczu RCM Audio Sensor Prelude IC).

BUDOWA

Gramofon Twin wyprodukowany został przez niemiecką firmę Dr. Feickert Analogue, założoną i prowadzoną przez Christiana Fleickerta. To w tej chwili jedyny gramofon tej firmy, dostarczany z ramionami innych firm. Na stronie producenta znajdziemy wskazanie na takie firmy, jak: Kuzma, DaVinci, Mørch, Dynavector, SME i Graham. Od jakiegoś czasu przygotowywana jest też wersja z ramieniem Jelco i właśnie ona trafiła do testu. Warto zwrócić uwagę na to, że firmę tę wybrał inny niemiecki producent – Transrotor – na dostawcę ramion dla swoich gramofonów, w miejsce Regi RB250. Powtórzę, to co napisałem na początku: jego główną część stanowi okrągły korpus złożony z pięciu warstw różnych materiałów: na spodzie aluminium (17 mm), potem sklejka (19 mm), potem druga sklejka (19 mm), znowu aluminium (17 mm) i wreszcie bardzo gruby talerz, ze specjalnego komponentu polimerowego, bazującego na POM, wycinanego z jednego bloku. Jak podkreśla Fleickert, dzięki maszynom CNC możliwe jest uzyskanie precyzji równej 1/100 mm w każdej z płaszczyzn. W tej wersji (z jednym ramieniem) całość została zamontowana na prostokątnej podstawie z 30 mmm sklejki. Między dwoma warstwami sklejki zamocowana jest podstawa ramienia – dwa stalowe pręty, po których suwa się bazę, też ze sklejki. Pozwala ona na zamocowanie ramienia o dowolnej długości, byle nie było dłuższe niż 12”. Silnik stoi osobno. Początkowo moment obrotowy przenoszony był za pomocą gumowego paska, jednak do testu trafiła inna wersja, z napędem strunowym (żyłką). Jest on nieco głośniejszy (nieco szumi), jednak ma tez inne właściwości niż guma, bo z jednej strony mamy mniejsze tłumienie drgań przenoszonych rzez ten „pas transmisyjny”, a z drugiej talerz i oś silnika są ściślej związane, co znowu pomaga lepiej kontrolować stabilność prędkości obrotowej. W talerzu wycięto otwór, przez który nasuwa się go na tuleję, będącą też górną częścią odwróconego łożyska, na którym całość spoczywa. Tuleję wykonano z aluminium, a łożysko jest smarowane. Na końcu osi widać nacięty gwint, służący do nakręcania docisku. Test odbył się bez niego. Opcjonalnie można też zamówić cięższy talerz z dodatkowymi metalowymi obciążnikami po obwodzie. Ramię montuje się do suwanej bazy ze sklejki (a propos – szkoda, że nie jest to sklejka, jaką stosuje Clearaudio, tzw. „bulletproof”, czyli kuloodporną, 72-warstwową, która jest znacznie sztywniejsza i twardsza. Ramię mocuje się do bazy wykonanej z trzech warstw sklejki – można ją zamówić z otworem na dowolne ramię.

Silnik stoi obok, zapakowany do grubego „kubka”. Postawiony jest na grubej, metalowej podstawie, gdzie umieszczono guziczki sterujące. Prędkość obrotowa kontrolowana jest przez mikroprocesor z kwarcem jako punktem odniesienia. Można zmienić prędkość na 33,1/3 rpm lub 45 rpm, a także dokładnie ją ustawić. Niestety żaden z przycisków nie jest opisany więc trzeba się posługiwać instrukcją. Myślę, ze choćby szczątkowy opis przy przyciskach powinien się znaleźć.

Gramofon do testu dostarczono z modelem Oil S-Shape firmy Jelco, o długości 10,5”. To może i niedrogie, ale naprawdę fajne ramię, o nieco słodkim, gładkim dźwięku. Ma budowę dual-pivot i tłumione jest olejem wlewanym do górnej miseczki. Sygnał wyprowadzany jest przez kabelek firmowy JAC-501 z miedzi OFC, wpinany od spodu do klasycznego wtyku DIN ze złoconymi pinami.

Do kompletu otrzymałem wkładkę Benz Micro Wood SL. To jedna z nowszych konstrukcji tej szwajcarskiej firmy. W serii ‘S’ znajdują się trzy modele – S L, S M oraz S H, różniące się miedzy sobą poziomem wyjściowym. Testowana S L ma najniższy – 0,4 mV. Jej obudowę wykonano z drewna o nazwie Bruyere, wykorzystywanego w wyższych seriach – Reference S i Ruby 3. Cewki zostały nawinięte w opatentowanej przez MB technologii „coss coil”. Wspornik igły wykonano z boronu o średnicy tylko 0,28 mm, co daje bardzo małą masę efektywną całego układu drgającego. Igła ma szlif Dynascan Gyger S.



Dane techniczne:
Poziom wyjściowy: 0,4 mV
Wspornik (pręt borowy): 0,28 mm
Szlif igły: Dynascan
Cewka: krzyżowa
Wymiary igły (μm): 5 x 120um
Impedancja wewnętrzna (W): 12
Obciążalność (W): >100
Waga (g): 9
Podatność (μm/mN): 15
Siła nacisku (g): 1,6 - 1,9
Zrównoważenie kanałów: 1 dB
Separacja kanałów (1 kHz): >35dB


DR. FEICKERT ANALOGUE TWIN
JELCO OIL S-SHAPE 10,5”
MICRO BENZ SL WOOD

Cena:Dr. Fleickert Analogue Twin: 22 500 zł (5000 euro)
      Jelco Oil S-Shape 10,5”: 3000 zł
      Benz Micro Wood S L: 4300 zł

Dystrybucja: RCM

Kontakt:
RCM
ul. Matejki 4
40-077 Katowice

tel.: (032) 206-40-16; 032/201-40-96
fax: (032) 253-71-88

e-mail: rcm@rcm.com.pl

Strona producenta: DR. FEICKERT ANALOGUE






PŁYTY PROSTO Z JAPONII

CDJapan



POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ



© Copyright HIGH Fidelity 2009, Created by B