Roberto Barletta, właściciel i główny konstruktor czeskiego Xaviana, marki należącej do Xavian Electronics s.r.o., ma „patent” na swoje kolumny. Dotyczy to zarówno brzmienia, jak i wyglądu – te rzeczy idą w tym przypadku, jak u wszystkich włoskich (nie tylko, ale to dobry przykład) producentów, w parze. Ów „patent”, w sferze projektu plastycznego, polega na udanym łączeniu materiałów naturalnych – drewna i skóry – z metalem. Drewno jest tu traktowane raczej jako materiał artystyczny, a nie rzemieślniczy, tj. obrabiane jest w wyjątkowo staranny sposób, a bryły projektowane są tak, aby nie przypominały Cepelli czy roboty garażowej, a raczej tak, że można je porównywać z bryłami ekskluzywnych mebli, a nawet rzeźb. Takie proste, a tak trudne. Przejście z poziomu ściennej „buazerii” do drewnianych ścian w domach w Japonii jest jak przejście z epoki kamienia łupanego do epoki żelaza. Narzędzia zbliżone, spełniające te same funkcje, jednak świat już zupełnie inny. I, jak mówię, Barletta opanował to w stopniu doskonałym. Porównywany często, z natury rzeczy, do swoich wielkich włoskich pobratymców, Franco Serblina z Sonus fabera oraz ludzi z Chario (tu chodzi raczej o zespół niż o jednostkę), mając wyraźne, wspólne korzenie z nimi, wykreował produkty będące jednak przy swojej „włoskości” inne, dystynktywne. W jego projektach zwraca uwagę wykorzystywanie klasycznych form prostopadłościanu, w odróżnieniu do pochylanych i zaokrąglanych produktów Sonusa i Chario. Mniej w jego kolumnach jest też ostentacyjnego użycia drewna i skóry. Patrząc na testowane właśnie Giulie momentalnie wiemy, że to fantastyczna stolarska robota, jednak nie ma w niej cienia przesady i można mówić nawet o swego rodzaju minimalizmie formalnym. Myślę, że takie postawienie sprawy wynika z dwóch rzeczy – po pierwsze z pomysłu, jednak po „drugie pierwsze” z tego, jak Roberto poradził sobie z ograniczeniami. Chodziło mu bowiem najwyraźniej o zaproponowanie produktów znacznie tańszych niż gdyby miały loga wymienionych wyżej firm, przy zachowaniu tego samego poziomu jakości dźwięku, albo o stworzenie kolumn, które kosztując tyle samo, co kolumny od „tamtych” byłyby znacząco lepsze. I chyba właśnie ze zderzenia tych dwóch potrzeb zrodziła się taka, a nie inna forma. Prosta, ale ze smakowitymi detalami, dopracowana do każdej śrubki – na wkrętach mocujących głośniki jest nazwa firmy Barletty – acz nie ostentacyjna. Po prostu Xavian. Testowane Giulie to większa wersja Giuliett, kolumn należących do referencyjnej serii XC Series (piszę wszystko dużymi literami, bo dopomina się o to polska ortografia, jednak w materiałach firmowych oraz na stronie internetowej Xaviana wszystkie nazwy własne pisane są małą literą – taki ekscentryczny detal…). W jej skład wchodzą także monitory Mia, Duetto – z ich ściennymi” wersjami Mia C oraz Duetto C – a także potężne, wolnostojące głośniki Mediterranea. Jest też kolumna centralna Scena, przeznaczona do systemów wielokanałowych. Osiem głośników w serii to sporo, jednak patrząc na nie widać, że tak naprawdę mamy do czynienia z dwoma koncepcjami, rozwijanymi w miarę powiększającego się budżetu – z kolumnami Mia oraz Giulietta. Duetto są bowiem wolnostojącą wersją tych pierwszych, z dodanym drugim głośnikiem niskotonowym. Podobnie rozwija się Giulietta: przez powiększenie jednostki nisko-średniotonowej i dodanie drugiego przetwornika niskotonowego otrzymujemy Giulie, a dodając jeszcze jeden, taki sam głośnik – model Mediterranea. Proste i logiczne. Wyklucza to oczywiście swego rodzaju „wolność” w projektowaniu, ponieważ przywiązuje do konkretnych głośników, form i konfiguracji, jest jednak dla klientów przejrzyste i logiczne. Giulie to duże kolumny wolnostojące o 2,5-drożnej konstrukcji (dwa górne głośniki pracują w całym paśmie, nie ma filtrowania od dołu, zaś niższy pracuje tylko do pewnego poziomu, tutaj to 300 Hz, wspomagając dwudrożną sekcję na basie) i obudowie zamkniętej. Użyte głośniki są pierwszej klasy, to wysmakowane Scan-Speaki, z kopułką, z której wylano ferrofluid, wierząc, że otrzyma się w ten sposób czystszy, szybszy dźwięk. Najciekawsza jest jednak zamknięta obudowa – rzadkość w dzisiejszych czasach, nastawionych raczej na maksymalne rozciągnięcie pasma przenoszenia, nawet kosztem jakości dźwięku. W obudowie zamkniętej tylna strona membrany jest traktowana zupełnie inaczej niż przy bas-refleksie, co na wykresie manifestuje się wcześniejszym opadaniem, jednak znacznie bardziej wyrównanym oraz łagodniejszym, prowadzącym w efekcie do poszerzenia pasma przenoszenia o kilka-kilkanaście Hz. Taki bas jest nieco bardziej tłumiony, ale szybszy i czystszy. Łatwiej też taką kolumnę ustawić w mniejszym pomieszczeniu. Płaci się za to, jak mówię, nieco mniej mięsistym, nie tak dynamicznym zejściem. Dotychczas testowaliśmy następujące kolumny Xaviana: ODSŁUCH Płyty użyte w czasie testu: Już w krótkim demo można z dużym przybliżeniem określić balans tonalny Xavianów. Wyraźnie słychać, że bliżej im do Sonus fabera niż do Chario, do Harpii Acoustics www.harpia.pl niż do Dynaudio. To bardzo czyste, wyrównane tonalnie brzmienie, w którym na pierwszy plan wysuwa się dążenie do możliwie najmniejszych podbarwień i do wierności. Co ciekawe, słychać to było zarówno przy pierwszej płycie, jaką z nimi słuchałem, tj. z Invitation Milt Jackson Sextet, jak i z ostatnią, a mianowicie z Amnesiac Radiohead. Tak duża rozpiętość stylów muzycznych, a efekt ten sam – precyzyjny, bardzo dobry dźwięk. Moje Dobermanny Harpii to właśnie takie „narzędzia”, mające przepuścić dźwięk w możliwie najmniej zmieniony sposób i dla mnie to jest najlepsza droga. Nie przekreślam innych możliwości, absolutnie rozumiem dążenie przede wszystkim do koherencji i przyjemnej barwy, bo one także prowadzą do tego, o co w tym wszystkim chodzi, a mianowicie do radości ze słuchania muzyki. Mimo to moje wybory wiążą się raczej z „wiedzieć więcej”. Ostatnimi czasy nieco to założenie złagodziłem, ostatecznie dźwięk absolutny jest tylko mirażem, ideą, a nie rzeczywistością, ale wciąż uważam, że kolumny nie są „instrumentem”, a jedynie „rurą”, która ma jak najwięcej przepuścić przez siebie. I Giulie takie właśnie są. Wspomniałem o Dynaudio – miałem na myśli model X16 z serii Excite, testowany w tym samym numerze HF. Znakomicie pokazała to pierwsza wspomniana płyta, a konkretnie pierwsza minuta, z wejściem kontrabasu Rona Cartera. Był on zaskakująco niski, zadziwiająco dobrze zintegrowany z resztą nagrania i wyjątkowo czysty. Uważam, że wyższą jego część, przy granicy ze średnicą Xaviany grają w lepszy sposób niż Dobermanny. Te ostatnie, ten fragment pasma, jak na moje ucho, przetwarzają w ciut bardziej „gumowy” sposób, tj. zacierając drobne zmiany w barwie i detaliczności (mówię to oczywiście w kontekście kolumn za 20 000 zł i więcej). Xaviany znakomicie pokazały wszystkie nuty grane na kontrabasie, a przy tym nie wpadały w hiperdetaliczność. Cały zakres był suchszy niż u mnie, o Dynaudio nie wspomniawszy, co może nie wszystkim przypadnie do gustu, jednak jego neutralność była wyjątkowa. Płyta ta grana jest zazwyczaj tak, że pierwsze miejsce w polu „widzenia” zajmuje wibrafon Jacksona. Z jednej strony to dobrze, to on jest tutaj liderem, jednak gubi się przy tym wirtuozeria Cartera. Z Xavianami, bez najmniejszego podbicia basu, mamy znakomity wgląd w jego grę, kontrabas nie jest tylko ornamentem, ale też podstawą rytmiczną, motorem napędowym całości. Tak słychać jedynie te konstrukcje, które mają wyrównane przenoszenie basu, bez „górki” od bas-refleksu, która – czy się tego chce, czy nie – zawsze będzie nieco opóźniona względem sygnału pochodzącego od przedniej strony głośnika i które jednocześnie mają wybitną rozdzielczość tego zakresu. Giulie są pod tym względem wyjątkowe, przypominając to, co słyszałem z ceramicznych przetworników z Isophonów Vescova. Dynaudio na tym tle grały niemal jednowymiarowo. Wiem, zdaję sobie sprawę z różnicy w cenie, to nie do końca sprawiedliwe porównanie, jednak daje jakiś obraz Xavianów. Drugi skraj pasma brzmi mocno, bez zahamowań, ale bez natarczywości. Na żadnej płycie, jaką słuchałem, nie udało mi się ich przyłapać na podkreślaniu sybilantów (głosek syczących – ‘s’ i ‘c’). Nawet jeśli płyta nagrana została z nie do końca naturalnym wokalem, jak np. The Look Of Love Diany Krall i Made In The Shade Sary K., to owe odstępstwa od neutralności nie były podkreślane, ani uwypuklane. Jakość kopułki Scan-Speaka zastosowanej w Xavianach jest fantastyczna. To bardzo detaliczny, pozbawiony szorstkości i zniekształceń głośnik. Przywoływałem Dynaudio nieprzypadkowo, ponieważ – moim zdaniem – firma ta produkuje jedne z najlepszych miękkich głośników wysokotonowych na świecie. Model w X16 jest niewiele gorszy niż w Xavianie, jednak nie jest tak mięsisty, że tak powiem, ma mniej „masy” za sobą. Xaviany nie boją się pokazać bogactwa blach perkusji, czy to na wspomnianej płycie Invitation, czy też na We Get Request The Oscar Peterson Trio. Głośniki planarne, np. A.R.T. w A.D.A.M.-ach HM2 potrafią wygenerować bardziej oderwane od przetwornika dźwięki, są słodsze i mniej punktowe. Scan-Speak gra jednak niezwykle dokładnymi substancjalnym dźwiękiem, który jest poza zasięgiem przetworników planarnych. SEAS w Dobermannach ma nieco lepszą definicję, lepiej zaznaczony atak dźwięku, jednak nie są to duże różnice. Jak na miękką kopułkę, ta w Giuliach jest fantastyczna. W jej brzmieniu podkreślony jest element związany z głoskami ‘sz’ i ‘cz’, tj. nieco niżej na wykresie niż ‘s’ i ‘c’. Nie ma więc tak dobrego otwarcia, jakby część widma była lekko ograniczana. A jednak słucha się tego znakomicie, zapewne dlatego, że jest niezwykle sprawnie połączona z głośnikiem nisko-średniotonowym. Punkt podziału, a więc okolice 2-3 kHz, wykazuje lekkie złagodzenie dynamiki, co wpływa – wraz z brakiem „wypierdu” na basie – na ograniczenia w graniu kapeli rockowych, ale w kategoriach absolutnych (a w takich należy te kolumny oceniać) nie jest to duże odstępstwo. Co więcej, także przełom średnicy i góry jest nieco lepszy niż w Dobermannach. Jak bym sobie nie cenił tych krakowskich konstrukcji, to od zawsze zwracałem uwagę na nie do końca rozdzielcze, nie do końca naturalne przetwarzanie na skraju przenoszenia głośnika średniotonowego. Ogranicza to nieco te głośniki i z elektroniką powyżej 50 000 zł zaczyna tam czegoś brakować. A Xaviany pokazały ten przedział ładniej, w brzmieniu elektroniki Radiohead było więcej detali, smaczków itp. To wprawdzie drobna sprawa, jednak pokazuje, że czeskie kolumny zostały wyjątkowo dopracowane. Wspomniałem o rocku. Wydaje mi się, że Xaviany są zbyt liniowymi kolumnami, aby do ostatniej joty oddać to, co sobie zamierzyli producenci tego typu albumów, chociażby The Division Bell Pink Floydów i Countdown To Extinction Megadeth. Są po prostu zbyt mało podbarwione. Paradoks? Niekoniecznie. Nie wiem, czy widzieli Państwo odsłuchy (monitory) w dużych studiach – to najczęściej potężne, aktywne kolumny, wspomagane zazwyczaj subwooferami. Na takich monstrach (np. PMC) wszystko jest większe i mocniejsze niż w rzeczywistości. Dlatego też nagrania o których mówię brzmią w bardziej ekscytujący sposób, po prostu lepiej, w systemach, w których jest mocny, mięsisty bas, często podbarwiony, nie do końca rozdzielczy, ale po prostu większy – przypominający to, co słyszeli realizatorzy w studio. Xaviany pokazują rzeczy takimi, jakie one są, dlatego rock jest lekko spłaszczony i mało dynamiczny. Poprawę tej dziedzinie, kompatybilność ze studyjnymi systemami zapewnia bas-refleks, a Giulie mają obudowę zamkniętą. Dlatego nagrania, w których potrzebna jest czysta energia nie zagrają tak, jak powinny. Powtórzmy – nie jest to wina Xavianów, a nie do końca sensownego podejścia na etapie produkcji, ale tak jest i już. Nieco inaczej rzecz ma się ze starszym rockiem, gdzie liczy się też finezja i który był masterowany dawniej, kiedy monitory odsłuchowe były bardziej zrównoważone, a posługującymi się nimi ludzie słyszeli rzeczywistość jakoś lepiej. Żeby nie być gołosłownym, przywołam przykład debiutanckiej płyty Led Zeppelin Led Zeppelin (I). To było rasowe, mocne granie, z mięsistym basem i klarowną stopą perkusji. Ładnie dało się wszystko zgrać w całość i pokazać we właściwych proporcjach zarówno bluesowe elementy, jak i hard-rockowe odloty. Rzeczą, która będzie musiała być jednak przemyślana i zestawiona z naszymi oczekiwaniami, jest średnica. Podobnie, jak pozostałe zakresy jest ona bardzo wyrównana, chociaż gdzieś powyżej 2-3 kHz słychać lekkie wycofanie. Maleńkie, dzięki któremu nie ma w dźwięku natarczywości ani ostrości, które jednak pokazuje głosy raczej w perspektywie niż w intymnej bliskości. Podbudowane podkręconym wyższym basem Dynaudio X16, ale także testowane kiedyś Gemme Audio Katana pokazywały większe wokale, choć – trzeba przyznać – zdarzenia na scenie dźwiękowej były w nich mniej rozdzielcze. Xaviany nie przekraczają pewnej granicy, granicy podbarwienia (niezależnie, jak bardzo byłoby ono pożądane) co nie wszystkim się spodoba. Nie powiększają niczego, ani nie tworzą nowej rzeczywistości. Są dzięki temu znakomitym narzędziem, którym można kształtować dźwięk, dobierając pozostałe komponenty systemu (o czym za chwilę). Mimo takiej prezentacji, nieco z dystansu, pokazują zmiany w nagraniach w tej samej chwili, w której sygnał dociera do ich zacisków głośnikowych. Bez większego trudu określiłem więc, dlaczego, moim zdaniem, nowa studyjna płyta Sary K. pt. Made In The Shade ma gorzej zarejestrowany wokal niż na koncertowej płycie Don’t Know You From Somewhere?, którą recenzowaliśmy w lutowym numerze HF. Niesamowite, ale w studiu jej głos traci na realizmie i choć wydaje się czystszy, to jest jednocześnie zbyt stłamszony, jakby był przytłumiony na niższej średnicy. Bez cienia wątpliwości nieco gorsza technicznie realizacja albumu live jest znacząco bliższa realizmowi i rzeczywistości niż realizacja ze studia. Xaviany na takie zmiany, detale, wahnięcia, są czułe. Czujne nawet. Niczego nie podkreślają, ale też nie chowają. To samo jest ze sceną dźwiękową. Kolumny rysują głęboką i szeroką scenę, zależną jednak od nagrania. Różnicowanie pod tym względem jest w nich znakomite. Mamy zarówno ładnie definiowane same instrumenty, jak i akustykę nagrań. Także w nagraniach mono, jak na płycie Jazz Giants ‘58 Getza, Mulligana i Edisona. Wspomniałem o systemie – to będzie klucz do sukcesu. Widzę dwie możliwości. W pierwszej bierzemy elektronikę Manleya, ale raczej mocniejszy piec, oraz odtwarzacz Ancient Audio Lektor V. Możemy wówczas zrezygnować z przedwzmacniacza. Druga możliwość to wzmacniacz solid-state i tutaj na pierwszy plan wysuwają się Accuphase E-250 lub Krell S-300 oraz odtwarzacze Ayona CD-1s lub CD-2. Można wypróbować także Passa INT-150. Każda z propozycji jest nieco inna, jednak za każdym razem dostaniemy rasowy dźwięk. Najcieplej, najbardziej organicznie będzie z pierwszym zestawem. Z Accuphasem będzie lepiej kontrolowany bas, jednak zostanie wciąż sporo ciepła. Z Krellem i Ayonem dźwięk będzie najbardziej zrównoważony tonalnie, jednak trzeba zobaczyć, czy średnica o której wspominałem nie jest dla Państwa zbyt sucha. Xaviany lubią prąd i raczej na małe wzmacniacze bym nie stawiał. Pokażą też każdy błąd w systemie, więc jeśli coś gra źle, zapewne będzie to coś po drodze, a nie one. Przemyślane, precyzyjnie skonstruowane kolumny o klasycznym kształcie i znakomitym dźwięku, który niczego nie udaje. BUDOWA Giulia to kolumna wolnostojąca, 2,5-drożna z obudową zamkniętą. Na górze pracuje znakomita, 29-mm kopułka Scan-Speaka, z której usunięto ferrofluid. Zakres nisko-średniotonowy obsługuje 180-mm Scan-Speak z serii Revelator, z papierową membraną, w której wytłoczono charakterystyczne „promienie”, usztywniające całość i redukujące wibracje własne. Głośnik posiada znakomity, ciężki system napędowy SD-1, zamontowany na solidnym odlewanym koszu. Aby zbliżyć centra tych dwóch głośników, duży Scan-Speak jest nasunięty na front wysokotonowego. Powoduje to zapewne ugięcie fal na koszu tego pierwszego, ale pozawala lepiej symulować źródło punktowe. Podział wyznaczono raczej standardowo, na 2 kHz. Jak już pisałem, Giulie korzystają z trzech, a nie dwóch, głośników. Od dołu całość wspomaga bowiem taki sam, 180-mm Scan-Speak, przenoszący tylko do 300 Hz. Zamknięto go w osobnej komorze. Obudowę wykonano z 22-mm płyt MDF, składanych z piórem, a nie na styk. Od wewnątrz oklejono je matą bitumiczna i wytłumiono pianką poliuretanową. Kolumny mają pojedyncze, znakomite gniazda głośnikowe – jest to model 0730 niemieckiej firmy WBT z serii Signature. Powyżej, zamiast typowej tabliczki znamionowej, umieszczono pasek skóry, na którym naniesiono wszystkie podstawowe informacje. Nazwę serii (XC) oraz logo uwidoczniono na metalowej plakietce (powtórzonej z przodu) – jej metal jest celowo postarzany, co wygląda wyjątkowo atrakcyjnie. Kolumny stoją na specjalnych cokołach, wykonanych z trzech warstw płyty MDF, przedzielonych płytami z aluminium. W rogach mamy ładne, solidne kolce, z szeroką nakrętką. Jedyną rzeczą, jaką bym poprawił to właśnie one – chodzi o drobiazg, ale taki, który pomaga w życiu: zarówno nasadka kolca, jak i nakrętka kontrująca powinny mieć moletowane boki, ułatwiające ich dokręcanie. Giulie wyposażono w maskownice, o których lepiej jednak jak najszybciej zapomnieć, ponieważ z nimi tracimy piękny widok przedniej ścianki. Piękna, świetnie wykonana konstrukcja. Brawo! Słowo o cenie – ze względu na szalejące waluty warto ją przed odsłuchem skontrolować.
PŁYTY PROSTO Z JAPONII |
||||||||||||||||||||||||||
© Copyright HIGH Fidelity 2009, Created by B |