Japoński Denon, marka należąca do koncernu D&M, kojarzony jest przede wszystkim z urządzeniami do kina domowego oraz dla DJ-ów. Firm sama przyjęła ten kierunek, trzyma się go konsekwentnie i trzeba powiedzieć, że jest w tym, co robi znakomita. A jednak jej serce bije także w innym rytmie, co pokazuje chociażby przypadek wkładek gramofonowych. W ofercie Denona znajdują się one nieprzerwanie od czasów głębokiego „analogu” i co więcej – są znakomite. Najciekawszym, przynajmniej dla mnie, przypadkiem jest model DL-103, który niegdyś testowaliśmy (TUTAJ). Przypomnijmy, że jest to wkładka typu MC, której projekt pochodzi z roku 1962! I która bez problemu staje w szranki z każdą konkurencją ze swojego przedziału cenowego. Ja sam korzystam z niej od kilku lat i jest dla mnie w większości aspektów absolutnym wzorem do 1000 zł i punktem odniesienia do 2000 zł. To konstrukcja ze szlifem sferycznym – przez wielu audiofilów pogardzanym – i dość dużym naciskiem na płytę – 2,5 g – a więc parametrami dość dawno poprawionymi i usprawnionymi. Dochodzą do tego jednak inne rzeczy, jak np. dość małą podatność, predestynująca tę wkładkę dla cięższych ramion. A to wszystko składa się na unikalny miks zalet i wad, który ciężko jest pobić. DL-103 – KRÓTKA HISTORIA ODSŁUCH Wkładki Denona należą do cięższych konstrukcji o dość niskiej podatności. Oznacza to, że lepiej sprawdzą się z ciężkimi ramionami, także długimi. Ponieważ w tym czasie miałem możliwość odsłuchu gramofonu Pro-Jecta z ramieniem 12”, Avid Volvere z ramieniem SME 309, a także Kuzmę Reference z potężnym ramieniem 12,5”, mogę to potwierdzić. Nie oznacza to, że lekkie ramiona są do „odstrzału”, jednak pełnię możliwości japońskie wkładeczki pokażą z tymi pierwszymi.
Różnice pomiędzy testowanymi wkładkami są z jednej strony raczej jakościowe niż ilościowe i w kategoriach absolutnych nie są jakieś wielkie. Z drugiej jednak strony charakter tych zmian jest kluczowy dla właściwego odtworzenia muzyki i dlatego każdy krok wyżej, z DL-103 na ‘R’, a potem „SA’ był czymś, co zupełnie wykraczało poza typowe dla audiofilskiego żargonu „ilości” – basu, góry, głębi, sceny itp. I nie chodzi nawet o „magię”, określenie może nie do końca precyzyjne, idealnie oddające jednak emotywny aspekt odbioru muzyki, ale po prostu o zaangażowanie słuchacza przez lepszą iluzję wydarzenia na żywo. A dźwięk tej „rodziny” jest wyraźnie kształtowany w kierunku melodyjności, ciągłości oraz koherencji. Nie można zapominać o znakomitej dynamice w skali makro. Ich wadami, dzielonymi wspólnie, choć wraz z kolejnym modelem „w górę” mniej słyszalnymi, są: nie do końca rozwinięta rozdzielczość, nieco ograniczona wielkość sceny dźwiękowej i brak „otwarcia” w dźwięku. Model ‘R’ od podstawowej wersji dzieli bardzo dużo. To samo powiem później, kiedy przejdziemy do ‘SA’, ale nic na to nie poradzę – Japończycy naprawdę dają nam za większe pieniądze więcej „dźwięku”. Chociaż używam modelu DL-103 do wszelakich porównań i testów od ponad czterech lat, nigdy nie przestaje mnie zadziwiać, jak w tak taniej konstrukcji udało się uniknąć pułapek czyhających na budżetowe wkładki. Zamiana jej na DL-103R pokazuje jednak, że da się na tej bazie skoczyć do przodu. Zmienia się nieco barwa dźwięku, chociaż w tym przypadku ma to akurat najmniejsze znaczenie. Przybywa nieco basu, góra jest mocniejsza, jak również część średnicy (wyższej), odpowiedzialna za dźwięczność i swego rodzaju „substancjalność”, to znaczy masywność. Ważniejsze jest jednak to, że znacząco poprawi się rozdzielczość dźwięku. To była pięta achillesowa podstawowego modelu, a w szerszym planie wszelkich wkładek z igłą o sferycznym szlifie. Tutaj od razu słychać, że głosy są lepiej wyodrębniane, że scena jest głębsza i bardziej plastyczna, chociaż wcale nie kosztem zaokrąglania czegokolwiek. Wspaniale pokazała to płyta z oratorium Messiah Haendla, wydana właśnie przez Linn Records – różnica była dogłębna, chociaż tak naprawdę tylko „tu” doszło trochę głębi, a „tam” trochę rozdzielczości. Ta ostatnia okazała się jednak kluczowa przy graniu prostszej muzyki z płyty Sary K. – jej głos jest dość kiepsko zarejestrowany i z podstawowym modelem nie da się tej płyty słuchać zbyt głośno, ponieważ dość żywy wyższy środek jest nieco denerwujący przy wysokich poziomach dźwięku. Z DL-103R było znacznie lepiej – chrypka, o której mówię pozostała (zniknie dopiero z ‘SA’), jednak teraz wszystko było znacznie lepiej wybalansowane. Przejście na model DL-103SA było równie szokujące. Najdroższy model ma zupełnie inna barwę, ale nie dlatego, że coś w tej mierze się zmienia, a dlatego, że jego rozdzielczość jest o niebo lepsza i co za tym idzie, dźwięk każdego instrumentu jest bardziej kompletny i głębszy. Wkładka gra znacznie gładszym, pełniejszym dźwiękiem. Co ciekawe, przechodząc od modelu podstawowego, subiektywnie postrzegana ilość wysokich tonów znacząco wzrasta, a jednocześnie definicja blach, dzwoneczków czy np. harfy elektrycznej z płyty Caverna Magica Andreasa Vollenweidera zmniejsza się i to w poważny sposób. Model ‘SA’, grając nieco cieplejszym, pełniejszym dźwiękiem jest jednocześnie wielokroć dokładniejszy, a dźwięk ma genialne „opadanie”, dzięki czemu pogłosy, wspomniane wybrzmienia i inne detale są słyszalne znacznie wyraźniej i są lepiej wkomponowywane w całość. Wyraźnie niżej w tym modelu schodzi też bas. Nie słychać tego od razu, ponieważ ‘R-ka’ ma dość mocny jego średni zakres. Droższy model ma znacznie lepszy balans tonalny, bez cienia „dopalenia” w tym miejscu i dlatego bas gra mocniej tam, gdzie jest mocniejszy na płycie, a nie, gdzie się da. Średnica jest nieco bardziej do „przodu” i cały dźwięk jest trochę bliżej niż na ‘R’. Płyty użyte w teście: BUDOWA Wkładki serii ‘103’ posiadają duże body – wersja R w kolorze czarnym, zaś SA w niebieskim. Obydwie korzystają z igieł o szlifie sferycznym. Najważniejszą różnicą między wersją ‘R’ i podstawową jest znacznie dokładniejsze nawijanie cewki oraz zastosowanie do niej drutu miedzianego LF-OFC o czystości 6N. Napięcie wyjściowe jest jednak bardzo niskie, nawet jak na wkładki MC, i wynosi 0,25 mV. Nacisk jest znaczny – 2,5 g – da się z nim jednak żyć. Pasmo przenoszenia: 20 Hz – 45 kHz. Piny są złocone. Wersja SA dostarczana jest w luksusowym, mahoniowym pudełeczku, z dodatkowym, złoconym kompletem śrub. Te ostatnie docenią zapewne posiadacze złoconych wersji ramion firmy SME – szczególnie popularnych w Japonii. Co ciekawe, wielu użytkowników twierdzi, ze standardowe, aluminiowe śruby zmieniają dźwięk wkładki nieco inaczej niż złocone, mosiężne. Wspomina się o tym nawet w instrukcji dołączanej do DL-103SA. Jej napięcie wyjściowe jest ciut wyższe niże ‘R-ki’, bo wynosi 0,29 mV (podaję za dołączoną metryczką), jest jednak wciąż bardzo niskie. Najważniejszą zmianą jest jednak zupełnie inne body – nieco mniejsze, z zaokrąglanymi krawędziami, wykonane z włókna szklanego wypełnionego żywicą. Wyprodukowanych będzie jedynie 2000 egzemplarzy tego modelu. Do obydwu wkładek dołączany jest wydruk pasma przenoszenia wykonany dokładnie dla tego egzemplarza.
PŁYTY PROSTO Z JAPONII |
||||
© Copyright HIGH Fidelity 2009, Created by B |