Model IA-01 firmy Belles należy do serii Statement. Nigdy nie słyszałem ani o firmie, ani o serii. To znaczy, może, kiedyś czytałem jakiś test, widziałem gdzieś reklamę, ale nie wiem kiedy i nie wiem, czy na pewno. Belles to niewielkie przedsięwzięcie – marka należy do Power Modules Inc., której właścicielem jest David Belles. Jak można wyczytać ze strony firmowej, zajmuje się on produkcją wzmacniaczy od 30 lat i większość jego konstrukcji to urządzenia pracujące w klasie A. W czasie testu o wzmacniaczu IA-01 wiedziałem tylko ile kosztuje (wprawdzie to tuż po odsłuchach, ale jednak) i jak się nazywa i jeszcze, że jest to wzmacniacz z końcówką w klasie AB. Ani w pudełku nie było żadnej instrukcji, ani na stronie www żadnej informacji. Nieco więcej znajdziemy na stronie amerykańskiego dystrybutora. Można się z niej dowiedzieć, że nowa integra bazuje na dzielonym systemie, złożonym z końcówki mocy MB200 i przedwzmacniaczu LA-01, że dysponuje mocą 180 W (przy 8 Ω), oddaje do 40 A prądu i że charakteryzuje się bardzo szerokim pasmem przenoszenia: od 0,2 Hz do 125 kHz (bez podanych spadków). Jak potwierdza ogląd wnętrza, cały układ ma bardzo krótką ścieżkę, poza długimi interkonektami prowadzącymi do potencjometru, i zbudowany jest w oparciu o tranzystory, z MOSFET-ami na końcu. Urządzenie, jak można się łatwo domyślić, konfrontując jego wymiary i moc, pracuje w klasie AB. Jest znakomicie wykonane, bardzo dobrze wygląda i jest w całości, od ‘A’ do ‘Z’, wykonywane w USA. Wzmacniacz wyposażony jest raczej skromnie, bo mamy cztery wejścia liniowe i wyjście z przedwzmacniacza. W purystycznych systemach to jednak i tak za dużo. Wszystkimi funkcjami (poziom siły głosu, przełączanie między wejściami, ‘mute’, ‘power’) możemy sterować z niewielkiego pilota zdalnego sterowania. Bardzo fajny wzmacniacz, już na pierwszy rzut oka. Jak za chwilę Państwo zobaczą, przyszło mu walczyć jednak z ciężką artylerią innych, uznanych firm, np. Passa, Accuphase’a i Luxmana, które choć droższe, stanowią jego bezpośrednią konkurencję. ODSŁUCH
Muzyka słuchana podczas testów: Wzmacniacz zintegrowany Belles IA-01, jest bardzo ładnie grającym, przygotowanym z miłością urządzeniem, który miał to szczęście/nieszczęście (niepotrzebne skreślić) znaleźć się w kategorii cenowej (myślę o szerokim zakresie, mniej więcej, 15 000 – 25 000 zł) okupowanej przez kilka innych, znacznie bardziej znanych, lepiej wpisanych w świadomość i podświadomość audiofilów marek. Przepatrując swoją pamięć i archiwum HF chciałbym przywołać kilka wzmacniaczy, które są, moim zdaniem znakomite (w ramach swoich ograniczeń i prezentowanej estetyki) i z którymi IA-01 będzie musiał współzawodniczyć: Chciałbym zwrócić uwagę na dwie rzeczy: jedna to obecność w tym gronie polskiego, czterokrotnie tańszego wzmacniacza JAG 300B oraz dwukrotnie tańszego niemieckiego Trigona. Pierwsze urządzenie oparte jest na lampach 300B i pracuje w konfiguracji SET. Nie jest tak dobre w kategoriach bezwzględnych, jak Belles, jednak prezentuje takie cechy, jak: rozdzielczość środka i przestrzeń w sposób, w jaki żadne z pozostałych nie radzi sobie tak dobrze. Podobnie rzecz ma się z Trigonem – to fantastyczny, niedrogi wzmacniacz, którego spójność dźwięku, koherencja, barwa itp. są na tyle dobre, że mając do wydania jakieś 20 000 zł warto go brać pod uwagę, przeznaczając pozostałe pieniądze np. na jakiś topowy, albo niemal topowy, kabel zasilający (nie, nie żartuję!). First things first, jak mawiają nasi audiofilscy pobratymcy z krajów anglojęzycznych. Belles gra bardzo gładkim, pozbawionym ostrości dźwiękiem, o bardzo dobrej równowadze tonalnej (myślę o całości). Wyższa góra oraz niższy dół nie są specjalnie mocne i rozdzielcze i w obydwu przypadkach system odniesienia (Leben RS-28CX + Luxman M-800A) pokazywał znacznie więcej informacji. Z drugiej strony cennika tylko C.E.C. AMP6300 (którego można zresztą dopisać do powyższej listy) grał górę w zbliżonej (choć też nie tej samej) klasie. Być może wbrew wrażeniu, jakie można odnieść na podstawie tego krótkiego wprowadzenia, Belles nie ma nic wspólnego z obciętym pasmem, kluchą itp. Trigon i JAG są znacznie cieplejszymi urządzeniami. Obydwa wzmacniacze Accuphase zresztą też. Przejrzystość IA-01 jest bowiem bardzo dobra, plastyka zaś znakomita. I choć dochodzę w ten sposób do konkluzji, do której mogłem dojść już wcześniej, to jednak w świetle poprzednich dwóch zdań jest ona bardziej klarowna: amerykański wzmacniacz znakomicie pokazuje wokale. Średnica jest przezeń rysowana lekką kreska, bez utwardzania, pogrubiania konturów, a jednak bardzo ładnie pokazywana jest trójwymiarowość głosów, fantastycznie ukazywane są pogłosy im towarzyszące itp. Zwróciłem na to uwagę już przy pierwszej odsłuchiwanej płycie – On Every Street Dire Straits, jednak poczucie dobrze wykonanej pracy, swego rodzaju komfort, towarzyszył mi do końca odsłuchów, przez tak różne płyty, jak Maria Awaria Marii Peszek czy Silver Solveigi Slettahjell. Przekaz łączy w sobie klarowność i ciepło. Nie jest to jednak wzmacniacz „ciepły” w takim sensie, w jakim można opisać E-450 Accuphase’a, INT-150 Passa, Energy Trigona czy 300B JAG-a. Owo „ciepło” w przypadku IA-01 jest manifestacją braku ostrości, a nie wzmocnienia jakiejś części pasma. Część środka, gdzieś poniżej 1 kHz jest delikatnie mocniejsza niż to, co z obydwu stron, przez co atak głosek ‘t’, ‘k’ itp. jest nieco mocniejszy niż położonych wyżej w częstotliwości ‘s’, ‘c’ itd. Nie daje to ostrości, jesteśmy niżej, jednak dynamizuje nieco przekaz i każe uważać na podłączane kolumny. Nie chodzi zaś o szukanie kolumn jasnych, czy żywych, a po prostu wyrównanych. Nie walczyłbym bowiem o „otwarcie” dźwięku systemu, bo Belles nie jest „zamknięty”. Po prostu górę gra raczej delikatnie i łagodnie, bez jej „odcinania”, od reszty pasma i bez jej tłumienia. To rzadka kombinacja, dzięki której część muzyki zagra znacznie lepiej niż z innymi wymienionymi wzmacniaczami, a nawet przyjemniej (choć to odstępstwo od neutralności, to jednak dopuszczalne) niż ze sprzętu odniesienia. Chociaż bowiem rozdzielczość może być lepsza, to jednak barwa i wspomniane właściwości zakresu średnio-wysokotonowego amerykańskiego wzmacniacza pozwoliły naprawdę fajnie zagrać płytom z muzyką rockową i elektroniczną. Nie chodzi o to, że jazz grał źle, albo że ucierpiała na tym muzyka poważna, a o to, że ten zestaw cech promował płyty nagrane nieco gorzej. I to bez ocieplania i bez zmulania! Odsłuch rozpocząłem od wspomnianej płyty Dire Straits, jednak słuchana zaraz Maria Peszek potwierdziła te spostrzeżenia. Podobnie, jak wysłuchane zaraz po sobie On the Sunday of Life… Porcupine Tree i …Calling All Stations… Genesis. Każda ze słuchanych płyt miała swój własny charakter, a słabość realizacji wokalu Raya Wilsona na tej, skądinąd mojej ukochanej, płycie została ujawniona z całą bezwzględnością. A jednak testowany wzmacniacz nie dobił żadnego z powyższych nagrań, nie poszatkował go, nawet, jeśli – jak w przypadku Genesis – na to zasługiwała. W kategoriach bezwzględnych jest to odstępstwo od neutralności, bo droższe systemy pokazując to wszystko dokładniej, wnikają też nieco głębiej, jednak biorąc ‘za’ i ‘przeciw’, można się spokojnie zgodzić na takie granie. Wspomniałem o rozdzielczości. Wzmacniacz potrafi naprawdę bardzo wiele i nawet równie fajny, choć zupełnie inny, E-450 Accuphase’a, nie potrafi tak klarownie pokazać wielu rzeczy na raz. W japońskim konkurencie nacisk położony jest na swego rodzaju słodycz, lekkie ciepło, co odbiło się na – oczywiście w skali bezwzględnej, jesteśmy na osi jakości naprawdę wysoko – na „podkładzie”, tj. elementach drugoplanowych, małych sygnałach itp., z którymi Belles radzi sobie bardzo ładnie. Z podanych wzmacniaczy jedynie Aaron No.1.a był pod tym względem ciut lepszy. W każdym razie amerykańskie urządzenie pokazuje charakter nagrań bez ich masakry, w całkowicie zadowalający sposób. Wspomniałem już o tym przypadku TUTAJ, ale powtórzę: kupiłem niedawno nową wersję płyty Nirvana Harbie Mann&The Bill Evans Trio. To piękna, niemalże kontemplacyjna płyta, której nigdy nie miałem na własność, a której urywki znałem jedynie z różnych odsłuchów. Po przyjściu przesyłki z internetowego sklepu CD Japan (baner na dole strony) i jej otwarciu, zachwyciłem się tym, jak płytka została wydana – przepiękna reprodukcja okładki, nowy materiał na krążek (SHM-CD) – same zalety. Dźwięk nie był tak dobry, jak go zapamiętałem, jednak przyzwyczaiłem się do niego i po prostu słuchałem muzyki. Dopóki nie usłyszałem „ordynarnej” wersji z niemieckiego tłoczenia Rhino, z roku 1996. Wydawnictwo to jest, pod względem jakości dźwięku, znacznie lepsze od japońskiego. Zupełnie inaczej zmiksowane, słychać je tak, jakby to był materiał monofoniczny, ma jednak znacznie lepszą dynamikę, jest mniej „kluchowate” niż japoński remaster. Ten ostatni pokazuje lepiej pewne rzeczy, np. lekkie brumienie towarzyszące kontrabasowi, ale słychać to, moim zdaniem, bardziej dlatego, że kontrabas nie jest na środku sceny, z innymi instrumentami, a skrajnie w jednym kanale. Generalnie jednak znacznie lepiej słucha się wersji niemieckiej. Belles wszystkie te różnice pokazał bardzo dobrze. Rozdzielczość wzmacniacza, umiejętność różnicowania nagrań są na tyle dobre, że nie miałem wątpliwości, co jest dla mnie lepsze, którą wersję (bo to dwie różne wersje tego samego albumu, a nie tylko różne tłoczenia) wybieram. Nie było to ostatnie słowo w tej mierze, ponieważ system odniesienia lepiej różnicował barwę, pokazał na przykład bez cienia wątpliwości, że „Japończyk” jest bardziej stłumiony. Nie, że jest mniej góry, bo to słychać na znacznie tańszym systemie, tylko że poszczególne instrumenty są „przyduszone”. Jednak żaden inny wzmacniacz z tego przedziału cenowego tak głęboko w nagranie wejść nie potrafi. Chciałbym jakoś zgrabnie podsumować ten test, pokazać jednym zdaniem, jak Belles IA-01 gra, jednak nie jest to takie proste. Z jednej strony amerykański wzmacniacz gra gładkim, nierozjaśnionym dźwiękiem, z którym gorzej zrealizowane płyty, np. rock i elektronika, brzmią lepiej niż na innych wzmacniaczach z tego przedziału cenowego. Całość jest spójna, koherentna i ma bardzo ładną barwę. Z drugiej strony rozdzielczość góry i dołu, a także ich fizyczna obecność, może być lepsza, co pokazał Aaron i Accuphase. Pass z kolei zaprezentował mięsisty, pełny, dynamiczny itd., itp. bas, któremu inne wzmacniacze przyglądają się z oddali. Na obronę IA-01 powiedzmy, że E-450 Accuphase też nie gra w specjalnie rozdzielczy sposób i że Aaron jest wyjątkiem, jednak powiedzieć trzeba. Niski bas jest raczej sygnalizowany niż w pełni grany, ale to już uwaga w odniesieniu do systemu odniesienia i Passa. Plastyka jest jednak pierwszorzędna i takie płyty jak np. Mulligan Meets Monk zabrzmią w bardzo ładny, wyrazisty sposób. Nie ma mowy o ultra-trójwymiarowości w ramach danego źródła dźwięku (instrument, głos, odbicie itp.). Dlatego też muzyka ta grana z najlepiej reedycji, jaką znam, przygotowanej przez Analogue Productions, winylowej wersji 45 rpm, nie była aż to tyle lepsza od wersji cyfrowej XRCD, jak na systemie odniesienia. I znowu – Aaron różnice między nimi pokazał nieco lepiej, jednak nie miał przy tym tak ładnej, gładkiej, wypełnionej średnicy, jak Belles. Ta ostatnia przyda się zawsze i np. kupiona ostatnio (polecam, jest na CD Japan) płyta Feel Like Making Love koreańskiej wokalistki jazzowej Woong San zabrzmiała w niezwykle zmysłowy, intymny sposób. Jak zwykle nie bez wad, z wyraźnym ukształtowaniem brzmienia (do tego wszystkiego dodajmy jeszcze delikatne uspokojenie dynamiki), Belles pokazuje piękniejszą stronę płyt, bez wyraźnego ocieplania czy faworyzowania któregokolwiek zakresu częstotliwości. Znakomicie zbudowany, ładny wzmacniacz z USA, przyjazny dla środowiska (bez sygnału grzeje się naprawdę niewiele, co wskazuje na dość niskie ustawienie biasu tranzystorów końcowych). Warto spróbować. BUDOWA Belles IA-01 to wzmacniacz zintegrowany, produkowany przez, należącą do Davida Bellesa (stąd nazwa marki), firmę Power Modules Inc.. To stosunkowo niewielkie, acz ciężkie, urządzenie – jest znacząco mniejsze od Accuphase’a E-450 i Luxmana L-550A II. Jego ścianka przednia to wariacja na temat tego, co niegdyś zaproponował Nelson Pass. Nie jest to proste naśladownictwo, a coś, co w sztuce nazywa się „czerpaniem inspiracji”, z przetworzeniem, zmodyfikowaniem po „swojemu” oryginalnej idei. Chodzi przede wszystkim o ściankę przednią: jest to gruby na 15 mm płat aluminium, z mocno sfazowanymi krawędziami (na głębokość ok. 2/3), na którego osi pionowej wyfrezowano wgłębienie, dzielące front na dwie części. Myślę, że wygląda to atrakcyjnie – zarówno „czysto”, jak i świeżo, że tak powiem. A nie jest przy tym zbyt techniczny i bezosobowy. Po prawej stronie mamy niewielką gałkę siły głosu. Po prawej dzieje się więcej, ponieważ umieszczono tam cztery, niebieskie diody wskazujące wybrane wejście oraz czerwoną diodę sygnalizującą funkcję ‘mute’. Pod nimi umieszczono trzy hebelkowe, niewielkie, włączające zasilanie przełączniki, ‘mute’ oraz trzeci, którym przełączamy między wejściami. Niestety, choć wszystkie mają punkt spoczynkowy i można je ruszyć w obydwie strony, między źródłami można przechodzić tylko w jedną stronę, według schematu 1-2-3-4-1-2- itd. Tył to także płat aluminium, niegruby, ale jednak – zazwyczaj firmy zaginają blachę użytą na spód i tak formują tył. Tutaj jest to osobny, sztywny element. Widać na nim ładne gniazda RCA – cztery pary wejść oraz jedno wyjście, z przedwzmacniacza (co sugeruje użycie aktywnej sekcji preampu), gniazdo sieciowe IEC oraz pojedyncze gniazda głośnikowe. Te ostatnie są złocone, są też jednak trochę małe i umieszczone zbyt blisko siebie – korzystając z dużych wideł należy uważać, żeby się nie zwarły. Gniazda te są umieszczone skrajnie, po obydwu stronach wzmacniacza, co jest wygodne i pozwala ładnie ułożyć kable. Te nie mieszają się bowiem ani z kablem sieciowym, ani z sygnałowymi (zakładam, że urządzenia stoją jedno nad drugim, np. na stoliku z kilkoma blatami). Górna płyta to także grube aluminium, w którym wyfrezowano miejsce z otworami wentylującymi. Równie gruba (6 mm) jest dolna ścianka, zresztą też z otworami wentylującymi. Radiatory nie są jednak w środku, a na zewnątrz – to solidne, spore elementy, z wieloma, dość drobnymi piórami. Ich krawędzie są dość ostre, trzeba więc uważać, żeby się nie skaleczyć. Urządzenie grzeje się raczej umiarkowanie, dlatego można je wstawić do dość niewielkiej kubatury, bez obawy o jego „zagotowanie”. Do wnętrza dostajemy się, odkręcając dwanaście dużych śrub imbusowych od góry i trzy z tyłu. Ukazuje się wówczas dość typowy, acz ładnie przygotowany układ. Pośrodku, blisko przedniej ścianki mamy duży transformator toroidalny z zalanym żywicą epoksydową środkiem. Niemal cały układ, wraz z głównym zasilaczem (mamy jedno uzwojenie wtórne dla obydwu kanałów oraz pre i końcówki) znalazł się na jednej płytce drukowanej. Wyjątkiem jest płytka z wlutowanym potencjometrem oraz elementami logiki i zasilacza ‘standby’. Na razie jesteśmy przy tej większej: z bardzo ładnych, zakręcanych gniazd RCA wchodzimy na małą płyteczkę (do której są zresztą wkręcone) z przekaźnikami. Stąd, długimi interkonektami Alpha Wire (też nie znam) biegniemy do przodu, gdzie przykręcony jest potencjometr „Blue Velvet” Alpsa i z powrotem, takimi samymi przewodami, wracamy na tył urządzenia. Podobnie zrealizowano to we wzmacniaczu Integra 275 Anthema i tam również skrytykowałem takie rozwiązanie – znacznie lepiej byłoby umieścić potencjometr przy tylnej ściance i przedłużyć oś do gałki. Tak zrobiono w Aaronie No.1.a. Sygnał wzmacniany jest najwyraźniej wyłącznie w tranzystorach. Tranzystory końcowe przykręcono do radiatorów – są to cztery pary, bardzo ładnych, tranzystorów EXICONA typu MOS-FET 10P20+10N20. Szczególną uwagę w układzie zwrócono na kable połączeniowe, bo np. napięcie AC z gniazda sieciowego prowadzą do układu standby srebrzone przewody van den Hula, a masę – w układzie zastosowano układ gwiazdy – z różnych punktów zbierają bardzo grube przewody innej firmy. W zasilaczu pracuje jeden, duży mostek prostowniczy i dwa, znakomite, duże kondensatory filtrujące firmy Panasonic, sprzęgnięte (aby poprawić ich liniowość przy wysokich częstotliwościach) kondensatorami polipropylenowymi. Wygląda na to, że na wyjściu głośnikowym nie ma żadnego zabezpieczenia, należy więc uważać, żeby nie zewrzeć kabli głośnikowych. Urządzenie postawiono na bardzo dobrych nóżkach Stillpoint, złożonych z dwóch elementów, z których dolny jest wykręcany. Można więc wzmacniacz ładnie wypoziomować. Pilot jest malutki, plastikowy, jednak przyciski są całkiem logicznie poukładane.
PŁYTY PROSTO Z JAPONII |
||||
© Copyright HIGH Fidelity 2009, Created by B |