W najnowszym numerze brytyjskiego magazynu „Hi-Fi+” Roy Gregory, redaktor naczelny pisma, testuje kabel sieciowy Odin firmy Nortodst (One Step Beyond…, December 2008/January 2009, Issue 62, s. 90-93). To koszmarnie drogi przewód, kosztujący 7250 funtów za 1,5 m. Konkluzja testu jest jasna: dobrze złożony system kablowy może spokojnie kosztować tyle ile reszta komponentów, ponieważ przenosi ich dźwięk tak dalece w przód, że wydanie takich samych pieniędzy na sam system nie dałoby dych samych efektów. Zaskoczenie? Bredzi człowiek? Kupiony? Jeśli eksperymentowali Państwo z kablami, na wszystkie te pytania możecie odpowiedzieć: nie. Nawet dla mnie porównanie Odina i „tańszej” Valhalli nie było jednak łatwą lekturą. Nie, że jest źle napisane – Roy to jeden z moich ulubionych autorów – taki, który wie, o czym pisze i co pisze. A to rzadkość. Chodzi o to, że jeśli wcześniej nie miałbym do czynienia z drogimi sieciówkami i nie słyszałbym różnic, jakie wprowadzają do dźwięku, test Roya byłby dla mnie co najmniej dziwny, jakbym czytał o czymś za mgłą, nie do końca wyraźnym. I jest to zrozumiałe. Trudno bowiem, tak bez żadnych doświadczeń, na „wiarę” przyjąć do wiadomości, że kawałek kabla cokolwiek może zmienić, tym bardziej, że przecież w ścianie mamy kilometry drutu i kolejne między domem i elektrownią. A jednak – to działa! Może pamiętają Państwo test kabla sieciowego Acrolink Mexcel 7N-PC7100? Jeśli nie, to zachęcam do zapoznania się z nim TUTAJ. To fenomenalny, niesamowicie drogi przewód. Nigdy nie słyszałem żadnego lepszego. Oczywiście nie słuchałem wszystkich kabli na świecie, np. wspomnianego Odina Nordosta, jednak póki co jest to dla mnie absolutny wzorzec. Poprawka – był. Był, bo pojawił się oto dwukrotnie (!) od niego droższy model Mexcel 7N-PC9100, który ma być wyprodukowany w ilości zaledwie 400 sztuk. Odróżniający się od mojego (jestem właścicielem dwóch 7N-PC7100) kabelka kolorem – to plecionka głębokiego szkarłatu i czerni – wydaje się pod wszystkimi innymi względami do niego bardzo podobny. Póki co nie są znane bliższe szczegóły na temat jego budowy, więc jedyne, co mogliśmy zrobić, to go posłuchać i wyrobić sobie opinię na podstawie empirii. Odsłuch przeprowadziliśmy, jak zwykle, u Janusza w systemie Ancient Audio z kolumnami Sonus Fabera. Ważne to było o tyle, że Gospodarz, po naszym poprzednim odsłuchu, zakupił dla siebie cztery kable ‘7100’ – trzy do odtwarzacza (transport + 2 x DAC) i jeden prowadzący od gniazdka (najdroższe gniazdo Oyaide, z frontem z włókna węglowego) do listwy zasilającej Fadela. Jak ustaliliśmy, także wymiana kabli sieciowych we wzmacniaczach na Acrolinki dawała spory krok naprzód. Dlatego do wszystkich najpoważniejszych odsłuchów przywożę swoje ‘7100’, przez co cały system jest okablowany tym samym przewodem (x6). Nasze – to znaczy Janusza i moje – nastawienie było dość sceptyczne. Ostatecznie wiedzieliśmy, co nasze Acrolinki potrafią i nawet dwukrotnie wyższa cena nowego konkurenta większego wrażenia na nas nie robiła. Podświadomie, tak przynajmniej uważam, wolelibyśmy też, aby nie trzeba było niczego w tym względzie zmieniać, bo przecież mówimy o zupełnie abstrakcyjnych pieniądzach… Rzeczywistość nieco nas jednak przerosła. Nowy kabel jest jednoznacznie lepszy od starszego. Zamiast przesuwać to, co ‘7100’ robi w niemal perfekcyjny sposób, ‘9100’, zachowując to wszystko, przechodzi na inny poziom – oczywiście wyższy, ale nie dokładnie w pionie nad tańszą wersją, a raczej, jakby wchodził do innego wymiaru. Z tym jednym kablem włączonym w transporcie CD (!) dźwięk został przetransformowany w coś zupełnie nowego. Zmiana nie była subtelna, a można ją było porównać ze zmianą jednego z elementów w systemie. Zaskoczenie było równie duże dla nas wszystkich – zarówno dla tych, którzy w kable sieciowe „wierzą”, jak i dla tych, którzy traktowali nasze relacje, jak opowieści o żelaznym wilku. Nie sądzę, żeby to sprawozdanie kogokolwiek przekonało, ale może chociaż skłoni do szukania salonów, które podobne porównanie przeprowadzą – wystarczy dobrze zestawiony system i jakieś godziwe kabelki, żeby różnice były bezdyskusyjne. Janusz Jak wspomniałem, Janusz jest właścicielem czterech kabli ‘7100’. Jego reakcja na nowy przewód była niezwykła. Ale właśnie taką nie lada gratkę miałem przesłuchując przez trzy dni najnowszy produkt firmy Acrolink, kabel sieciowy Mexcel 7N PC-9100. Jego cena, nawet jeśliby chodziło o wzmacniacz czy odtwarzacz, wzbudza należny respekt, natomiast w przypadku sieciówki… No właśnie, i tu się zaczyna problem. Jak o tym mówić? A może, w ogóle nie mówić, a po prostu słuchać? Ponieważ jestem posiadaczem czterech kabli sieciowych tej samej firmy z serii ‘7100’, gdy tylko dowiedziałem się, że jest szansa przesłuchania najdroższego, bo ponad dwukrotnie, kabla tej firmy, podszedłem do tego ochoczo, ale bez nadmiernych emocji. Mój względny spokój brał się stąd, że do kabli sieciowych w moim systemie nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń, a nadto, tuż przed ich zakupem porównałem je z większością dostępnych na rynku polskim w tym przedziale cenowym (pomiędzy 3500 – 8 000 zł) produktów i z przekonaniem wybrałem ‘7100’, bez najmniejszego wahania. Żaden inny kabel w moim systemie (to ważna uwaga, bowiem nie ma kabla idealnego, który będzie grał w każdej, bez wyjątku, konfiguracji sprzętowej) nie był wstanie zbliżyć się do Acrolinka w aspekcie czystości, przestrzeni, szczegółowości, swobody, dynamiki i to co najważniejsze – braku sygnatury, która jest tak charakterystyczna np., w przypadku LE-10 Limited firmy XLO. Jak więc można określić właściwości tego kabla? Sprowadzają się one do kilku bardzo ważnych obserwacji: Po dwóch dniach odsłuchów, kiedy stało się oczywiste, że właśnie tak naprawdę powinien wyglądać spektakl muzyczny, zostałem poproszony o porównanie go z Valhallą Nordosta. Nie ukrywam, że byłem pełen obaw, bo sprzęt towarzyszący Valhalli był w przedziale około 10 000 za element toru, a moje dotychczasowe doświadczenie podpowiadało, że w systemach, nazwijmy to: high-endowych, ale wciąż, jak na ten segment, budżetowych, sprawdzają się właśnie high-endowe „budżetowe” kable, do których ‘9100’ żadną miarą nie można zaliczyć. Jak się miało wkrótce okazać, nic bardziej mylnego. Właśnie wtedy zrozumiałem fenomen Acrolinka ‘9100’. O ile bezpośrednie porównanie z ‘7100’ pokazało klasę tego pierwszego (no – w końcu prawie dwukrotna różnica w cenie), choć były pewne cechy wspólne, o tyle porównanie z Valhallą, zważywszy na renomę jaką w kręgach audiofilskich cieszy się sieciówka Nordosta, było jak – przepraszam za porównanie – Mercedesa z „maluchem”. Bez wątpienia obydwa samochody mają jedną cechę wspólną: jednym i drugim, jeśli nie wydarzyło się coś nieprzewidzianego, można było jechać. Ale na tym kończyły się wszelkie podobieństwa. Te dwa kable dzieliła, i to w każdym aspekcie przekazu muzycznego, przepaść. To nie jest tak, że można powiedzieć, że ‘9100’ jest lepszy. To tylko część prawdy. Po prostu po podpięciu Acrolinka mamy piękny spektakl muzyczny, nieprawdopodobną głębię przekazu o barwie, emocjach itd. Przy tym Nordost jest jak anorektyczka na wybiegu, chudy, słaby, szary, bez życia, wypełnienia, nie mówiąc o muzykalności. Po prostu, przepraszam raz jeszcze za kategoryczne stwierdzenie - bez sensu. Szkoda, bo pamiętam sam, jak ten właśnie kabel mi się kiedyś podobał. Pewnie, gdyby nie Acrolink, byłoby tak dalej. Ale niestety, tak już jest w świecie audio: trwałe związki nie wytrzymują próby czasu. To cena, którą płacimy za postęp i kolejny krok na drodze do ideału. Mógłby ktoś powiedzieć, że to przecież dwa razy więcej pieniędzy. I że w związku z tym tak być musi. Może tak, a może nie... Ile to razy słyszymy, bądź sami formułujemy, opinie o nieuzasadnionej relacji jakości do ceny. Bo prawdą jest, co każdy przyzna choćby intuicyjnie, że cena nie zawsze jest wyznacznikiem jakości. Choć z drugiej strony, wysoką jakość najczęściej – niestety – można dostać tylko za odpowiednią cenę. Acrolink Mexcel 7N-PC9100 jest tego wręcz podręcznikowym przykładem. Naprawdę polecam każdemu odsłuch, choćby ze względów edukacyjnych. A jeśli Cię na niego stać, to po prostu nie masz wyboru. Cóż, wróciłem do moich kabli, które za każdym razem potwierdzają wyjątkową klasę, choć pozostaje wielka tęsknota za ‘9100’. Może kiedyś…” My i Janusz Emocjonalna reakcja Janusza na kabel Acrolinka jest w pełni uzasadniona. Gdybym miał teraz pisać jego test, to byłoby to coś w ten deseń. A jednak wcale nie od razu tak myślałem, trzeba było przesłuchać ileś płyt, przedyskutować je, powrócić do już przesłuchanych, żeby wiadomo było jednoznacznie, że choć ‘7100’ jest najlepszym kablem sieciowym, jaki znam, to ‘9100’ jest jednak czymś poza tymi kategoriami. Ja również nie mogę przyjąć, że nie ma nic lepszego, że nic lepszego się nie pojawi, jednak w tej chwili jest, jak jest. A wygląda to tak, że za każdym razem trzeba się czegoś nauczyć, żeby pójść dalej. Nie ma dróg na skróty. W audio, a i nie tylko, bo np. w literaturze jest dokładnie tak samo, o tym, gdzie jest „ściana” można się dowiedzieć tylko wtedy, kiedy na nią wpadniemy. Słuchając czegoś, co jest znacząco lepsze od naszych poprzednich wzorców, dostrzegamy w tych ostatnich rysy, pęknięcia – wady, których wcześniej nie widzieliśmy. Bo leżeliśmy na ścianie, szybie oddzielającej nas od spektaklu muzycznego, tej „drugiej” rzeczywistości. Kiedy szyba się oddala, nagle okazuje się, że nie jest do końca czysta, że jej struktura jest niespójna itp. Tak było z kablami, o których piszę. Najpierw jednak kilka zdań od pozostałych uczestników spotkania. Zaczęliśmy od płyty Franka Sinatry Nice’N’Easy, właśnie wznowionej przez Mobile Fidelity (Capitol/Mobile Fidelity, UDCD 790, gold-CD). Ja Czy zważyli Państwo kilka prawidłowości w powyższych wypowiedziach? Wyraźnie widać, że wraz z coraz nowszym materiałem zalety ‘9100’ są coraz lepiej dostrzegalne. Druga stała jest taka – im dłużej słucha się tego kabla, tym bardziej się docenia to, co robi. Efekt był taki, że po przesłuchaniu pięciu płyt byliśmy „kupieni”. Powrót do wybranych utworów z wcześniej przesłuchiwanych krążków był powrotem do zupełnie innego świata. Dźwięk z płyt Rollinsa i Sinatry teraz okazywał się z ‘7100’ bardziej chrapliwy. Bardziej szczegółowy i detaliczny, ale wcale nie bardziej rozdzielczy. To samo było z wokalem Sary K. – nie do końca dobrze zarejestrowanym, któremu nie pomogła nawet technologia K2, który z ‘7100’ był wyraźnie bardziej wyostrzony. Oczywiście w porównaniu droższym kablem, a nie z konkurencją. Trzeba się było jednak odbić od przyzwyczajeń i oczekiwań, żeby to docenić. Przy nowszych płytach, z pełnym pasmem przenoszenia, różnica będzie słyszalna natychmiast i będzie jasna dla każdego melomana. Trzeba jednak najpierw „złamać” to, co się w nas ustaliło. Najlepszym sprawdzianem na to, czy „nowe” jest lepsze od „starego” jest to, czy po kursie powrotnym, tj. przyzwyczajania się z powrotem do tańszego (gorszego) produktu będzie nam brakowało droższego. Z Acrolinkiem powrotu nie ma. Może nie do końca pokazałem to, jak zajadle dyskutowaliśmy przy pierwszych płytach, bo początkowo wydawało mi się – nie tylko zresztą mnie – że ‘9100’ trochę zbyt mocno wygładza dźwięk. Mogę to złożyć jedynie na karb braku doświadczenia. Z nowym Acrolinkiem nie chodzi bowiem o poprawianie tego, co daje ‘7100’ – chodzi o zmianę paradygmatu, o przejście z hi-fi do prawdziwej muzyki. Zdaję sobie sprawę, że to tylko prowizoryczny stan, że nie będzie trwał wiecznie, ale przynajmniej udało się go nam określić, czego nie można powiedzieć o wielu innych odsłuchach. Mamy więc kolejną referencję – taką, na którą mnie, niestety, nie stać. Planuje się produkcję 400 sztuk tego kabla, więc trzeba się spieszyć. Ja wciąż doceniam moje ‘7100’, to rewelacyjne kabelki, jednak teraz przynajmniej wiem, na czym polegają ich wady, jak można je poprawić. A nauka jest w audio chyba najważniejsza. Spotkanie pokazało, że każda „perfekcja” jest ułomna i że da się lepiej. Niestety za to „lepiej” trzeba w audio zapłacić dużo „więcej”. DODATKI Na sam koniec powiedzmy kilka słów o innych rzeczach, którymi się owego wieczora zajmowaliśmy. Pierwsza to premiera odtwarzacza CD-2 Ayona. Ponieważ testowałem obydwa pozostałe playery tego producenta (CD-1 TUTAJ, CD-3 TUTAJ), znam jego źródła całkiem nieźle. CD-2 wydaje się jednak nowym rozdziałem. Jest znacząco lepszy niż obydwa starsze „cedeki”. Dzięki wbudowanemu przedwzmacniaczowi (analogowej regulacji głośności), można go było porównać bezpośrednio z Lektorem Grand SE Ancient Audio. To nie jest oczywiście ta sama liga, brak rozdzielczości i niebywałej trójwymiarowości był od razu dotkliwie uświadamiany, jednak w ramach zakresu cenowego, do jakiego Ayon należy, wszystko będzie wyglądało zupełnie inaczej. To niebywale dobrze zbalansowane urządzenie, ze świetną barwą i detalicznością. Jestem już umówiony na test. Dwie pozostałe rzeczy dotyczą płyt i pokazują, że japońskie tłoczenia wcale nie zawsze są najlepszymi. Pierwsze, szokujące porównanie dotyczy krążka Nirvana Herbiego Manna i Bill Evans Trio. Odsłuchiwaliśmy najnowszą wersję SHM-CD, remaster 24 bity, z jednym z pierwszych wydań, jeśli nie pierwszym, wytłoczonych w Niemczech (Atlantic/Warner Music Japan, WPCR-13182, CD vs Atlantic/Koch Records). Okazuje się, ze wersja japońska jest znacząco słabsza – jakaś stłumiona, wydaje się, że kanały są zamienione itp. Aż nie chciało się wersji SHM-CD słuchać, tak było źle. Odradzam więc. Całość zakończyło porównanie najnowszej wersji albumu Kind of Blue Milesa Davisa, boxu wydanego z okazji 50. rocznicy pierwszego wydania. Nie dość, że przepiękny, to jeszcze płyta CD zagrała lepiej niż wersje gold-CD oraz Master Sound mini-LP. Ponieważ w połowie miesiąca w dziale Muzyka znajdą Państwo pełny opis tego wydawnictwa, nic więcej nie powiem.
|
||||
© Copyright HIGH Fidelity 2007, Created by B |