Red Wine Audio, amerykańska firma założona została w 2005 roku przez przez Vinniego Rossi. A to oznacza, że ma niecałe trzy lata. To niemal nic, jak noworodek wśród dojrzałych braci. Aby firma, jakakolwiek, mogła zaistnieć na szerszym rynku musi mieć produkt, który w znaczący sposób odróżnia się od konkurencji (musi posiadać tzw. ‘identity’). Rossi najwyraźniej wiedział o tym, dlatego Red Wine Audio jest firmą bazującą na zasilaniu bateryjnym – zarówno jeśli chodzi o przedwzmacniacze, jak i końcówki mocy. Poza nią jedynie Jeff Rowland (z bardziej znanych firm) może się czymś takim pochwalić. Inni, jak np. Nagra w przedwzmacniaczu PL-P, stosują czasem w zasilaczach akumulatory, jednak są to niemal wyłącznie przedwzmacniacze lub przetworniki. Jeśli są to wzmacniacze, to są potężne, ogromne, ciężkie – patrz Rowland. A wzmacniacz Signature 30.2 jest maleńki. Ciężki, jak dwie cegły, ale maleńki. Jak to możliwe? Ano jest tak dlatego, że końcówka pracuje w analogowej kasie D – tutaj w odmianie nazwanej T. Wprowadził ją do „obiegu” Tripath, niestety już nieistniejący, a schedę po nim objął Cirrus Logic. Kluczowa technologia zawarta w jego zasilaniu nazwana została SMART (SLA battery Monitoring and Auto Recharge circuiT). Jest to układ, który stale monitoruje napięcie dostępne z akumulatora – jeśli jest zbyt niskie, wzmacniacz się wyłącza i następuje ładowanie. Dzięki temu żywotność tego elementu jest wielokrotnie większa, niż gdyby wyładowanie następowało do „zera”. Załadowanie wystarcza na ciągłe granie przez 12-24 godzin, w zależności od obciążenia i siły głosu. Przedwzmacniacz o nazwie Isabella też ma niewielkie rozmiary – identyczne, jak końcówki. Dostępny jest w kilku wersjach, począwszy od zwykłego przedwzmacniacza liniowego, poprzez preamp z przetwornikiem D/A, kończąc na przetworniku-przedwzmacniaczu-wzmacniaczu słuchawkowym. Do testu otrzymaliśmy właśnie taką wersję „full-wypas”. Jej zasilaniem, podobnie, jak w końcówce, zajmuje się akumulator typu sealed lead-acid (SLA). Co ciekawe, sekcja wzmacniająca oparta została na dwóch lampach 6922 (ECC88)… W torze znajdziemy wyłącznie wybrane, wysmakowane elementy, takie jak duże kondensatory olejowe, gniazda RCA firmy Vampire, metalizowane, precyzyjne oporniki. Także nad jej zasilaczem czuwa układ SMART. Obydwa urządzenia są niezwykle solidnie zbudowane, choć z umiarem, i mają nietypowe rozmiary – coś pomiędzy pełnym „rackiem” i urządzeniami Cyrusa. Nie są to proporcje szczególnie często stosowane, ponieważ produkty tej wielkości ani nie imponują tak, jak duże, ani też nie są tak „słodkie”, jak małe. Ale może jednak to będzie dla wielu „złoty środek” – zajmują niewiele miejsca, ale już je widać. Dla mnie ten rozmiar jest absolutnie na rękę, ponieważ tak wyglądają urządzenia mojego ukochanego Lebena, a wcześniej w takiej formie sprzedawano produkty Quada (o DNM Morecrofta nie wspominając). Urządzenia podłączone są kablami do niewielkich zasilaczy, ładujących umieszczone wewnątrz akumulatory. Dzięki tym ostatnim są naprawdę ciężkie – rozpakowując je, kiedy zobaczyłem ich rozmiary myślałem, że to malizny. A to naprawdę solidne, ciężkie urządzenia. ODSŁUCH Red Wine Audio Isabella i Signature 30.2 to system i jako system był testowany. Chciałbym jednak najpierw powiedzieć o przedwzmacniaczu. Żeby umieścić tę wypowiedź we właściwym kontekście, muszę najpierw zrobić małą dygresję. Ostatnimi czasy w moim myśleniu o muzyce reprodukowanej mechanicznie, a więc o audiofilizmie, zaszły pewne zmiany. Nie będę udawał, że wszystko wiem, że moje sądy są ostateczne i że się nie mylę. Jak każdy podlegam procesom zmieniającym wrażliwość, smak itp. Takie procesy zachodzą w życiu każdego człowieka, w tym audiofila, stale i najczęściej nie są zauważalne. Co jakiś czas następuje jednak moment iluminacji, coś jak przebudzenie, które turbodoładowuje wymianę starego człowieka na nowego. Zdarzenia te nie są częste, ponieważ inaczej nie byłyby tak radykalne, jednak stawiają od razu w obliczu dużego przeskoku. A to pozwala na refleksję i jasny ogląd tego, co dotychczas przeszliśmy. Zapewne w przypadku większości Czytelników pierwszym tego typu przeżyciem, inicjującym i zaszczepiającym chorobę o podłożu muzycznym, było usłyszenie właściwie złożonego systemu, który był wielokroć lepszy od tego, co mieliśmy w domu. Taki system wcale nie musiał być drogi wystarczyło, że był dobrze zestawiony i że zrobił na nas wrażenie. Myślę, że łatwo wskazać takie przeżycie w biografii każdego z nas. Każdy następny „skok” też pamiętamy, jednak ten pierwszy raz zostaje w nas na zawsze, jak to przeżycia inicjacyjne. Ja również coś takiego pamiętam i również ja co jakiś czas „wskakuję” gdzie indziej. Tak się składa, że kolejne „progowe” wydarzenie miało miejsce w moim życiu zupełnie niedawno, przy okazji systemu Reimyo. Miesiąc z produktami pana Kiuchi przesunął moją optykę, może nie o 180º, bo to nie było wywrócenie do góry nogami wszystkiego, co znałem wcześniej, jednak impuls był na tyle silny, że jestem w innym miejscu, niż jeszcze jakiś czas temu. To dlatego tak ważne jest w audio, aby wypowiedzi były wyważone, a testy właściwie skonstruowane pod względem metodologicznym. Potrzebna jest też oczywiście masa pokory. Można by bowiem powiedzieć, że po takim przeżyciu wszystkie wcześniejsze testy, sądy, opinie itp. powinny ulec przewartościowaniu i napisaniu na nowo. I częściowo tak właśnie jest. Ale tylko częściowo. Dotyczy to bowiem nie samych testów, a sądów i opinii. Każdy test mający ambicję być kompletnym i w pewnym sensie ponadczasowym, musi bowiem wyraźnie rozróżniać między opisem i oceną. Z tej dwójki to opis jest w miarę bezosobowy, w miarę odarty z uwikłań w czas, system, hierarchię wartości itp. Zmianie podlega natomiast ocena. Podam przykład: kiedy piszę, że wzmacniacz ma nieco podkreśloną wyższą górę, to jest to opis. Kiedy dodam, że drugi odtwarzacz ma w porównaniu z nim łagodniejszą górę i wolę brzmienie tego ostatniego, bo „coś tam”, to jest już opis z oceną. Dlatego najważniejsza w testach jest ta część „rdzeniowa”, opisowa, zaś jej „okładzina”, ocena jest wtórna i może się nieco zmieniać. O klasie recenzenta, a piszę to zarówno jako dziennikarz, jak i czytelnik, świadczy to, że mimo takich przeskoków, mimo zmian, jakie w jego światopoglądzie zachodzą, jego sądy cechuje ciągłość, że może się podpisać od każdym swoim słowem, niezależnie od czasu, w którym powstało. Do tego dążę i takim chciałbym niegdyś być. Wracam tym samym do Reimyo: po nim wszystkie inne systemy grają dla mnie nieco zbyt krzykliwie i za jasno. Pomimo tego, że już trochę czasu minęło od momentu, kiedy urządzenia ode mnie wyjechały, tak myślę i najwyraźniej nie ma to nic wspólnego z przyzwyczajeniem się do konkretnego typu dźwięku. Kiedy więc wpiąłem do systemu, w miejsce mojego Lebena RS-28CX przedwzmacniacz Isabella od razu wiedziałem, że to jest krok w dobrym kierunku. Nie znając jego ceny (symbole i ceny wciąż mi się mylą, niestety jestem w tej mierze wysoce niewiarygodny) mógłbym właściwie, w tym systemie, zamienić jeden na drugi. Nie dlatego, że nagle japoński przedwzmacniacz zgubił gdzieś swoją wartość, że jakieś zera z ceny się pomieszały, a po prostu, zestaw cech proponowany przez Isabellę do mnie w przemawia – w moim niezwykle otwartym i szybkim systemie – mocniej. Może nie jestem specjalnie dobrym handlowcem, bo jeśli chcemy coś sprzedać, to należy chwalić to pod niebiosa, a Leben jest tak czy owak do sprzedania. Chciałbym jednak, aby kiedyś urządzenie trafiło w ręce kogoś, kto doceni jego niebywałe zalety i będzie z niego zadowolony. Leben na to zasługuje. Nie znaczy to też, że od razu kupuję preamp Red Wine Audio, bo ostatecznie ma też swoje słabe strony. Moim ideałem jest CAT-777. Isabella jednak bezpośrednio doń nawiązuje. Co ciekawe, to jest dokładnie ten sam typ grania, jaki prezentował preamp Nagry PL-P, nad którym też przez jakiś czas się zastanawiałem i testowany w tym samym numerze preamp Conductor firmy Art Audio. Podstawą jego brzmienia jest pełna prezentacja każdego podzakresu, ze szczególnym uwzględnieniem wypełnienia niższej średnicy. Dzięki temu wszystkie płyty, których słuchałem, miały muzyczny sens. A to podstawa udanego odtworzenia. Dźwięk jest ciut ciepły i nieco okrągły, ale to może tylko przez porównanie z Lebenem, którego rozdzielczość i precyzja gonią większość innych urządzeń, niezależnie od ceny, do budy. Przez chwilę wydawało mi się, że preamp także jest raczej „leniwy” w prezentacji dynamiki, w czym byłby podobny do przywoływanej Nagry. To ostatecznie urządzenia zasilane z akumulatora, a te mają tendencję do takiego właśnie grania – proszę porównać to z opisem innego fantastycznego przedwzmacniacza Pink Faun Fettle. W tym przypadku udało się jednak w duzej mierze zachować żywość i energię. Pomimo że wyższa góra jest raczej zaokrąglona i w kategoriach absolutnych nieco cofnięta względem średnicy. Nie na tyle jednak, aby cokolwiek homogenizować, jak to się przydarzało np. Luxmanowi C-1000f. Wspomniane nasycenie niższej średnicy nie przekładało się przy tym na „przywiązanie” tego preampu do firmowej końcówki, jak to miało miejsce w przypadku EVO222 Krella, który z końcówką EVO402 wyczyniał cuda, a sam był nieco ocieplony właśnie na niższym środku i miał podbity wyższy bas. Isabella z gracją wskoczyła do mojego systemu i zagrała naprawdę pięknie. Jej charakter związany jest z nasyceniem i pełnią. Na scenie dużo się dzieje, plany są dobrze porozkładane, zaś wszystkie płyty mają do zakomunikowania coś więcej niż tylko suchy – nomen-omen – opis tego, kto, gdzie i kiedy. Nawet dość jasna płyta Bev Kelly Live At The Jazz Safari, niezbyt dynamiczna, jednak bardzo satysfakcjonująca pod względem muzycznym, zabrzmiała koherentnie i spójnie. Co ciekawe, ciepłe płyty nie były syropowate, zaś duże źródła pozorne nie zostały dodatkowo powiększone. Puszczając taką właśnie płytę, My Foolish Heart Eddie Haggins Quartet ze Scottem Hamiltonem, miałem obawy co do tego, czy aby tego dobra, tego intymnego przekazu nie będzie za dużo, czy nie zgubi się gdzieś zwykła rozdzielczość. A tu nie, miła niespodzianka, bo choć rzeczywiście wszystko było ciepłe i bliskie, to w porównaniu z Lebenem po prostu doszło nieco „ciała”, a wszystko było w tym samym miejscu. Po napisaniu tak wielu dobrych rzeczy o przedwzmacniaczu końcówka wydaje się wręcz nudna i mam wyrzuty sumienia, że jej opis zajmie tylko ułamek tego, co zostało powiedziane do tej pory. To jest bardzo dobra realizacja wzmacniacza impulsowego (w klasie D), z zachowanymi najważniejszymi zaletami i ładnie zamaskowanymi wadami. Podobnie jak inne dobre wzmacniacze tego typu (a wzorem jest dla mnie implementacja modułu Bang&Olufsen dokonana przez firmę Audiomatus we wzmacniaczu AM500R), tak i RWA gra nieco ciepłym, nieco „lampowym”, w obiegowym tego słowa znaczeniu, dźwiękiem. Jego góra nie jest na szczęście wycofana, ani ocieplona, jednak jej atak jest zaokrąglony. Absolutna dynamika też jest raczej średnia, przez co całość brzmi w nieco delikatny sposób. Kiedy trzeba bas uderza niosko i mocno – tak było w utworze Fragile z płyty Nilsa Landgrena Sentimental Journey i na płycie A Sea Of Honey z albumu Aerial Kate Bush. W niezwykle wyważony sposób prezentowane są wokale – zarówno żeńskie, jak i męskie. Zaskoczyło mnie to trochę, ponieważ np. Doris Drew z płyty Delightful Doris Drew, a i Perry Como z It’s Impossible zabrzmieli w pełny, naprawdę świetnie zbalansowany sposób. Mój Luxman nieco podkreślił wady tych realizacji, zaś RWA je zamaskował. Całość nie jest tak dynamiczna, jak z wzmacniaczy w klasie A i AB, przez co chciałoby się mocniej odkręcić gałę siły głosu. To dość typowe dla urządzeń z zasilaniem akumulatorowym i mam wrażenie, że nie da się tego do końca przeskoczyć – za te pieniądze na pewno nie. Ogromną zaletą zasilania akumulatorowego w przypadku wzmacniaczy impulsowych (klasa D) jest ich całkowita separacja od sieci. Nie pisze się o tym często, sam trochę jestem temu winien, ale zwykle po wpięciu do gniazda sieciowego wzmacniacza w klasie D i włączeniu go słychać lekkie pogorszenie pracy wszystkich pozostałych, zasilanych z tego gniazdka komponentów. Głębokość tych zmian zależna jest od jakości filtracji w danym wzmacniaczu, jednak zawsze jest słyszalna. Z Red Wine Audio niczego takiego nie było. System z nim jest równie cichy, jak wcześniej i jego włączenie czy wyłączenie niczego nie zmienia. To rzecz, którą trudno przecenić. W ogóle system Isabelle + Signature 30.2 jest bardzo cichy. Mój system, przede wszystkim z winy preampu Lebena, szumi w dość wyraźny sposób. Przyzwyczaiłem się do tego i nawet z tym szumem jest to wyjątkowy dźwięk, jednak słuchając amerykańskich urządzeń łatwo dojść do przekonania, że trzeba jednak dążyć do maksymalnie niskich szumów, bo te są po prostu zniekształceniem. Myślę także, że nieprzypadkowo Red Wine Audio jest w USA dystrybutorem kolumn austriackiej firmy WLM. To na pewno najlepszy kompan dla tej końcówki. Ostatecznie to tylko 30 W i tego nie da się zmienić. Wydaje się, że idealnymi partnerami byłyby także kolumny Marcus Harpii Acoustics lub nowy model 300B tej firmy. Inne propozycje, to koniecznie Art Loudspeakers – testowaliśmy model Stiletto 6. Na sam koniec zostawiłem wzmacniacz słuchawkowy i przetwornik D/A w Isabelli. Nie dlatego, że nie ma o czym pisać, a dlatego, że to są rzeczywiście dodatki do podstawowej wersji przedwzmacniacza. Obydwa elementy są niezwykle płynne, nieco ciepłe – przez nasycenie niższej średnicy – i nie do końca dynamiczne. Leben CS-300 w roli wzmacniacza słuchawkowego jest bardziej rozdzielczy, bardziej dynamiczny i generalnie lepiej współpracuje ze słuchawkami AKG K701 niż Isabella. Z tą ostatnią lepiej grały Sennheisery HD600 i Grado RS1, ponieważ te dodawały do dźwięku nieco więcej góry i życia. Jednak, jeśli weźmiemy pod uwagę wzmacniacze wbudowane do przedwzmacniaczy, to jedynie wzmacniacz słuchawkowy we wspomnianej Nagrze będzie miał zbliżoną klasę, a lepszy był wzmacniacz we wspomnianym Conductorze Art Audio. Przetwornik D/A też jest pełny i „ciągły”. Nie dzieli, nie szatkuje, a raczej łączy. Nie pozwala mu to się otworzyć, tak jak np. sekcja wyjściowa Meridiana G06 czy Linna w CD Majik, jednak jest to absolutnie kulturalny dźwięk, który w dużej mierze przypomina mi pierwszą wersję DC-1 Audionemesis – może bez tak dobrego wglądu w nagranie, bez tak złotych blach, ale niedaleko od tego. Generalnie jednak, jeśli nie chcemy wydać 3000 - 4000 zł i więcej na kompletny odtwarzacz CD, to lepiej pozostać przy przetworniku w preampie – zaoszczędzimy też na kablu sieciowym dla przetwornika, a i kabel cyfrowy będzie nas sporo mniej kosztował. Na koniec wspomnijmy jeszcze o drobnych potknięciach „użytkowych”: zabrakło mi informacji o tym, ile jeszcze zostało czasu pracy do wyładowania akumulatora. Po prostu dźwięk w jednym momencie jest, a w drugim nie ma. O ile preamp można przełączyć w tryb zasilania sieciowego, o tyle końcówka pracuje tylko z akumulatorem. A to powoduje, że nagle zostajemy z milczącym urządzeniem. Płyty użyte w teście: BUDOWA Urządzenia amerykańskiej firmy Red Wine Audio mają nietypowe rozmiary, z przednią ścianką o szerokości 2/3 klasycznego urządzenia. Ich wygląd jest dyskretny, dość prosty, ale zaskakująco wysmakowany (wyrafinowany). Przedwzmacniacz liniowy Isabella jest w wersji, którą otrzymaliśmy do testu równocześnie przetwornikiem D/A, z trzema wejściami cyfrowymi (TOSLINK, BNC i USB) oraz wzmacniaczem słuchawkowym. Mamy wiec do dyspozycji sześć wejść – trzy cyfrowe i trzy analogowe – oraz dwa wyjścia. Jego font jest jednak zaskakująco czysty i ładny. To tylko dwie srebrne gałki – siły głosu o selektora wejść – oraz Duzy, okrągły przycisk dotykowy z czerwoną dioda, którym urządzenie uruchamiamy. Prostota jest tu jednak chyba posunięta ciut za daleko, takie jest przynajmniej moje zdanie. Gałka siły głosu nie ma bowiem żadnej skali itp., zaś selektor ma tylko kropki symbolizujące poszczególne wejścia, bez żadnych opisów. Pewnym problemem okazał się także brak wskazania synchronizacji ze źródłami cyfrowymi. Kiedy z głośników nie dochodzi żaden dźwięk nie wiadomo, gdzie szukać. Jest to szczególnie ważne przy korzystaniu z wejścia USB. Połączenie komputera z zewnętrznym przetwornikiem zawsze jest bowiem narażone na niespodziewane „decyzje” maszyny. Kiedy po raz pierwszy podłączyłem Isabelle do mojego laptopa, na którym właśnie pisałem test urządzeń Reimyo, po kilkunastu sekundach komputer poinformował mnie, ze zainstalował potrzebne sterowniki (automatycznie), a ze słuchawek (AKG K701) popłynęły dźwięki. Kiedy jednak próbowałem to zrobić na drugi dzień, słuchawki milczały. Dlaczego? Nie wiem, ponieważ nie wiem nawet, czy sygnał był wysyłany, czy może komputer nie „rozpoznał” tym razem podłączonego doń urządzenia. A wystarczyłaby jedna dioda sygnalizująca ustanowienie połączenia (tzw. ‘lock’).
Isabella W środku widać, że urządzenie ma ultra-prosty układ. ¾ wnętrza zajmują dwa, potężne ogniwa akumulatorowe, utrzymywane przez solidne, aluminiowe obejmy. Pomiędzy nimi umieszczono potencjometr Alpsa „Blue Velvet” z silniczkiem – przedwzmacniacz posiada pilota, którym regulujemy – niestety – jedynie siłą głosu. Dzięki niewielki rozmiarom urządzenia kabelki między nim i główną płytką są króciutkie. „Główna płytka” to zresztą pewne nadużycie, jako, ze jest niewielka, a układ prawdziwie minimalistyczny. Są tu dwie podwójne triody E88CC słowackiego JJ-a (ależ pole do popisu, np. z lampami Siemensa) oraz dwa potężne kondensatory olejowe, sprzęgające lampy z wyjściem. Oporniki są metalizowane, precyzyjne. Wejścia umieszczono na osobnych płytkach – widoczny przy przedniej ściance przełącznik steruje hermetycznymi przekaźnikami tuż przy wejściach. Obok mamy drugą płytkę, z przetwornikiem D/A. Duża kość przy wejściach pochodzi od Cirrus Logic i jest to odbiornik cyfrowy 8418. Zatarto jego oznaczenia, udało się je jednak odtworzyć. Zatarto również oznaczenia kości dekodującej sygnał USB i układem scalonym w sekcji konwertera I/U. Widać jednak, że konwerter USB to Burr-Brown PCM270 – znajduje się tam niezbyt wysokiej klasy, 16-bitowy przetwornik D/A i mam nadzieję, że sygnał jest dekodowany jednak gdzie indziej. Może to być jednak nadzieja płonna, ponieważ nie widzę żadnego innego przetwornika. Na pionowej płytce z boku umieszczono wzmacniacz słuchawkowy. Oparty jest o pojedynczy układ scalony także z zatartymi opisami. Bardzo ładne są kondensatory, jednak gniazdo słuchawkowe jest niezłocone. Całość nie wygląda na specjalnie skomplikowaną. Wszystkie połączenia wykonano kabelkami firmy Neotech (testowaliśmy przewody tej firmy TUTAJ). Obudowę wykonano z aluminium. Pilot jest maleńki, ale całkiem wygodny. Pomimo obecności na nim kilku guzików, działają tylko te odpowiedzialne za siłę głosu.
Signature 30.2
PŁYTY PROSTO Z JAPONII |
||||
© Copyright HIGH Fidelity 2008, Created by B |