KOLUMNY PODSTAWKOWE

MARK & DANIEL
MAXIMUS-MONITOR

WOJCIECH PACUŁA







Mark&Daniel to dla mnie zupełnie nowa sprawa. Wprawdzie wcześniej już coś tam słyszałem, czytałem test modelu Ruby, a potem Maximus w magazynie „6Moons”, jednak marka jest dla mnie kompletnie nieznana. I nic dziwnego – założona w roku 2004 skupia się na niekonwencjonalnych, dość kosztownych rozwiązaniach, wśród których na pierwszy plan wysuwają się niezwykłe, produkowane samodzielnie głośniki, a to powoduje, że jej wzrost szybki nie będzie. Zanim jednak przejdziemy do budowy głośników zdefiniujmy owo ‘samodzielnie’. Nikt tego nie ukrywa, że kolumny M&D budowane są w Chinach, projektowane zaś w USA przez właścicieli firmy: Marka Wonga oraz Daniela Lee. Kiedy na nie spojrzymy i poczytamy trochę materiałów, zobaczymy, że to najwyraźniej prawda, a nie kolejny humbug polegający na tym, że chińska firma coś produkuje, a ktoś z Zachodu (mowa też o Polsce) nakłada na to swoje logo.

Kolumny M&D mają bowiem niesamowitą, niezwykle sztywną i ciężką obudowę z kompozytów i zaprojektowane samodzielnie głośniki, z których na plan pierwszy wybija się niekonwencjonalny głośnik wysokotonowy. Po zapoznaniu się z nim przychodzi czas na niskośredniotonowy, którego niezwykła membrana jest jedynie czubkiem góry lodowej tego, czym tak naprawdę ten przetwornik jest.
Dla konstruktorów najważniejsze było rozwiązanie dwóch problemów, które rozpoznali w dostępnych na rynku konstrukcjach:

1.Operowanie głośnika wysokotonowego w zbyt wąskim paśmie.
2.Zbyt mała dynamika głośników niskotonowych.

Odpowiedzią było opracowanie przetworników Dreams operujących na środku i górze pasma oraz technologii SX dla wooferów. Dreams to skrót od Directly Responding Emitter by Air Motions Structure. Coś to przypomina? Powinno – to mianowicie jedna z odmian opracowanego przez dr. Oskara Heila (który jest także wynalazcą tranzystora FET – Field Effect Transistor, znanego dzisiaj w wielu odmianach: MOS-FET, HEX-FET itp.) przetwornika Air Motion Transformer, w którym mamy nie płaską membranę, a harmonijkę, ściskaną i rozciąganą, „wyrzucającą” w obydwie strony powietrze z bardzo dużą prędkością. W kolumnach M&D jest ona ułożona w półokręgu, inaczej niż u innych producentów, a jej powierzchnia jest 60 razy większa niż 1” kopułki, zaś masa o 20% niższa, co daje ogromne możliwości, np. w powiększeniu obciążalności, poszerzeniu pasma itp. Stosunek masa/przesunięcie jest w tym przetworniku pięciokrotnie większy, a prędkość poruszanego powietrza 5,3 x wyższa niż przy klasycznej kopułce. To dlatego często przetworniki tego typu nazywane są AVT – Air Velocity Transformer. Jak pisze się w materiałach firmowych, ten konkretny model (DL-1) charakteryzuje się bardzo niskimi zniekształceniami FMD (Frequency Modulation Distortion), znanymi jako zniekształcenia Dopplera, zazwyczaj traktowanymi po macoszemu. Ma też wysoką skuteczność – 91,5 dB. Tak przygotowany przetwornik jest w stanie przenieść pasmo od 800 Hz do 20 kHz z wysokimi poziomami SPL. Z kolei głośniki niskotonowe z serii SX (SuperXmax) charakteryzują się wychyleniem +/- 10 mm dla membran o średnicy 12,5 cm. A zazwyczaj parametr ten zamyka się (dla takich średnic) w granicach +/- 5 mm. Xmax to skrót od Maximum Linear Excursions. Jak wiadomo, wychylenie membrany uzależnione jest od tego, jak długą zastosujemy cewkę i szczelinę magnetyczną. Mark i Daniel poszli na całość i stosując magnesy ziem rzadkich zwiększyli te elementy kilkukrotnie! A taki głośnik jest już bardzo drogi. Bardzo. Dlatego w innych komercyjnych produktach spotyka się go bardzo rzadko, a jeśli już to w drogich konstrukcjach, np. serii Reference firmy KEF czy Be Focala.

ODSŁUCH

Kolumny Marka i Daniela słychać inaczej niż pozostałe kolumny testowane w tym miesiącu, a także inaczej niż moje Harpie. Ich dźwięk jest wyraźnie wymodelowany i poddany wcześniej założonym wymogom. Nie jest to dźwięk w skali absolutnej równy tonalnie. Słychać w nim bowiem lekkie wycofanie części pasma z zakresu 800 Hz -1 kHz, a więc tam, gdzie następuje podział (800 Hz) między głośnikami. Daje to nieco głębszy niż zazwyczaj, nieco „hamowany” przekaz (‘hamowany’ to tylko przybliżenie, ale najlepsze jakie na początek wymyśliłem). Nieco podobny efekt, tyle że oczywiście o znacznie większym nasileniu otrzymujemy, kiedy przyłoży się tłumik do wylotu trąbki. Wszystko staje się nieco cichsze, ale też i lekko, nie da się inaczej powiedzieć, tłumione. Dlaczego się więc w ogóle tymi kolumnami zajmuję? Dlaczego cieszą się one dużym zainteresowaniem i mają swoich oddanych zwolenników? Ano dlatego, że jednym z efektów zastosowania takich, a nie innych przetworników, jest obecność innych zalet. Zalet, o które trzeba walczyć, najczęściej wielokrotnie więcej za nie płacąc.

Z Maximusów otrzymujemy bowiem niesłychanie koherentny, gładki dźwięk. Ich góra jest tak niesamowicie delikatna, że przypomina czysty jedwab i to jedwab w stanie płynnym, że tak powiem. Wysokie tony w pierwszym momencie dla słuchającego nie istnieją. Tylko w pierwszym momencie, ponieważ zaraz okazuje się, że pasmo jest szerokie, wszystko jest na swoim miejscu. Ten pierwszy kontakt „ustawia” jednak też późniejszy odbiór muzyki. Dźwięk jest dzięki temu niezwykle gładki. Nie ma w nim cienia agresji, chropowatości, ostrych krawędzi itp. Kiedy w big-bandzie, jak na płycie Paradise Laurie Allyn (Mode/Muzak, MZCS-1124, CD) słychać sekcję dętą, to ma ona bit i mocny rysunek. Najwyraźniej chodzi jednak o wyższą średnicę, a nie o wysokie harmoniczne. Tam bowiem, gdzie mamy szum taśmy, jak na wspomnianej płycie, albo też na Intermodulations Billa Evansa i Jima Halla (Verve/Universal Music Japan, UCCV-9342, CD), tam jest on reprodukowany kompletnie inaczej niż zazwyczaj. Moje Harpie pokazują go w raczej bezwzględny sposób, może tylko ciut go odchudzając. Testowane miesiąc temu Enigmy Mini Sound&Line nieco go ocieplały, jednak pokazywały też całkiem sporo wyższej części. Maximusy w pierwszej chwili w ogóle go nie pokazują. Przynajmniej tak się wydaje. Kiedy jednak posłuchamy po prostu nagrania, bez napinania się, to zaraz się okaże, że wszystko o czym mówię jest tam gdzieś, pod spodem, tyle że bez eksponowania. Mimo to każdy błąd taśmy, drgnienie itp. są klarowne i jasne, jakby głośniki miały ponadprzeciętnie zachowaną spójność fazową, jakby zniekształcenia z tego zakresu były pomijalne. Oczywiście nikt nie kupuje płyt dla szumu, ale ten dobrze pokazuje, jak kolumny traktują górę w ogóle. Bo w taki sam sposób „zobaczymy” blachy. Nienarzucające się, w porównaniu z klasycznymi głośnikami nawet nieco wycofane, jednak w jakiś specyficzny sposób bardziej naturalne, mniej hi-fi, a bardziej hi-end.

Jak powiedziałem, instrumenty pokazywane są w niezwykle spójny, koherentny sposób. Zarówno jeśli chodzi o starsze nagrania jazzowe, jak i nowszy rock. Przy tym ostatnim wcale nie słychać „rolowania” góry, bo duża energia blach pozostaje i nie można mówić o ocieplaniu przekazu. Dlatego dwupłytowy album The Best Of grupy Radiohead (Parlphone/EMI Records, 227588 2, Special Edition, 2 x CD) zabrzmiał naprawdę agresywnie (w sensie muzycznym), z mocnymi blachami i gitarami. Także w tym przypadku słychać było wycofanie części pasma, co dawało głębszy, ciemniejszy wokal. Najważniejsze jednak było to, że pomimo tej charakterystyki, takie mam przynajmniej wrażenie, różna, nie zawsze dobra jakość tych nagrań była wyraźniejsza niż z Enigm i bardziej zbliżała się do tego, co słyszałem z Dobermannów. Jak wspomniałem przy teście kolumn S&L, nie recenzowałem tej płyty, ponieważ wydawała mi się bardzo źle nagrana. Przynajmniej z Harpiami, dość bezlitosnymi kolumnami. Z Enigmami było zupełnie inaczej. I być może, że te pierwsze owe wady uwypuklały, a te drugie nieco wszystko dopieszczały i trochę dosładzały. Nie jestem pewien tego na 100%, w audio wszystko zależy od punktu odniesienia, a przecież przy nagraniu tych piosenek nie byłem i takim punktem dla mnie są odsłuchy, ale takie mam rozpoznanie na dziś. W każdym razie Maximusy usadowiły się gdzieś pomiędzy Dobermannami i Enigmami i zupełnie niespodziewanie okazały się w tej mierze „złotym środkiem”, bo z jednej strony problemy w realizacji płyty były wyraźne, ale z drugiej dało się ich wysłuchać; po jednej stronie miałem dość wyraźną górę, ale przy tym słodką i jedwabistą, a z drugiej lekkie jej uspokojenie i pozbawienie agresji.

Przy tej płycie dało się zauważyć także coś, co z Maximusów czyni wyjątek wśród niewielkich monitorów. W materiałach promocyjnych znajdziemy informację o tym, że jedną z ważniejszych cech „osobniczych” zastosowanego w tych kolumnach woofera jest bardzo duże wychylenie membrany (możliwość takowego). Różnie jest z takimi deklaracjami, jednak w tym przypadku to absolutna prawda. Nie ma bardzo niskiego basu, dość mocno akcentowany jest za to jego średni i wyższy zakres (należy uważać z umiejscowieniem kolumn – nie wolno stawiać ich blisko ścian i rogów), jednak wszystkie wydarzenia, które SĄ przez te kolumny pokazywane, mają znakomitą dynamikę i „kopa”. Pierwszy raz zauważyłem to już przy wspomnianej płycie Laurie Allyn (nota bene, wydawane przez japońską firmę Muzak płyty z wytwórni Mode Records są fenomenalne. Niezbyt znani wykonawcy, muzyka przednia. To jazz z lat 50. i 60. najwyższej próby. Okładki są albo rysunkami – przedstawiają portrety wykonawców zbliżone do tego, co widać ze sprawozdań z sal sądowych USA, na których nie wolno używać kamer i fotografii, albo też są to karykatury – genialne. Większość nakładu wydawana jest w formie mini-LP, jednak część nie. Moja kopia Paradise jest w klasycznym, plastikowym pudełku). Wraz z wokalistką mamy tam spory big-band, który potrafi przyłożyć, a kolumny M&D świetnie tę dynamikę oddały. To samo było też i przy Radiohead. Jeślibym miał szukać niewielkich kolumn do rocka, to tych posłuchałbym koniecznie właśnie ze względu na ich dynamikę. A słychać ją nie tylko w spiętrzeniach dźwięku, ale i w innych fragmentach, jak na samym końcu utworu Creep, z gęstym, mocnym zejściem, które zabrzmiało w naprawdę gęsty i pełny sposób, nawet kiedy grałem ten kawałek z wysokim poziomem dźwięku. W tak nieskrępowany sposób nie potrafiły zagrać nawet aktywne kolumny ADAM-a Classic Compact, testowane w tym samym numerze.

Jak wspomniałem, bas bardzo nisko nie schodzi. Jego wyższa część jest raczej zdyscyplinowana niż romantyczna, ale kiedy trzeba, to potrafi przywalić. Tak było np. przy The Man Machine z płyty Minimum-Maximum Kraftwerku (EMI, 334 996 2, 2 x SACD/CD), gdzie dostałem wyjątkowo, jak na monitory, potężny bas. Częściowo za tak mocne prowadzenie odpowiada jego lekkie utwardzenie. To nie jest tak szybki bas jak z Dobermannów, ani też tak nasycony jak z Enigm. Czasem może się wydać nieco jednowymiarowy, ale w dużej mierze będzie to zależało od samego nagrania i umiejscowienia kolumn. Im bliżej ściany tym gorzej. Kontrabas z płyt jazzowych i basówka z rockowych schodziły wyraźnie niżej niż w świetnych pod tym względem GS10 Monitor Audio i były też wyraźnie czystsze. Mniej zróżnicowane tonalnie, ale też pozbawione lekkiego ocieplenia, słyszalnego przy brytyjskich monitorach. Na płycie Krawftwerku powtórzyło się też to, co słyszałem wcześniej, tj. miałem gęsty, pełny środek i niemal niedostrzegalne, ale zawsze obecne wysokie tony.
Scena dźwiękowa jest szczególna: gęsta i nasycona, ale bez wyraźnych krawędzi. Definicja dźwięków jest niezła, ale nie ma wyraźnej granicy miedzy instrumentem i otoczeniem. Pierwszy plan jest dość blisko i ma nieco ciepły charakter, co daje poczucie intymnej bliskości wykonawców. Rozmiary sceny i instrumentów są bezpośrednio uzależnione od tego, jak daleko od tylnej ściany kolumny postawimy (będę to pewnie co chwilę powtarzał, ale to klucz do sukcesu). Im dalej – tym lepiej. To samo z basem – im dalej od tylnej ściany, tym jest lepiej ułożony i równiejszy.

Podczas przesłuchań zastanowiła mnie rozdzielczość Maximusa. Jak się wydaje, to nie jest taka prosta sprawa. Z jednej strony, przy części płyt, mogłoby się wydawać, że kolumny część wyższej średnicy traktują dość zgrubnie, bez wnikania w „materię”. Jednak kiedy indziej… W czasie testu odsłuchiwałem również płyty do wrześniowej „tury” zamieszczanej w dziale Muzyka. Wśród nich były przede wszystkim najnowsze reedycje First Impression Music, a tam płyta Now the Green Blade Riseth (Prioprius/Lasting Impression Music, LIM K2HD 027, K2 HD CD). Porównałem tę edycję z poprzednią, na XRCD2 (Prioprius, XRCD 9093, XRCD2). Różnica była kolosalna! Nie tylko w samym nagraniu, choć to też o to chodzi, a w tym, jak kolumny pokazały różnice. Maximusy z wydaniem XRCD były precyzyjne, z dźwiękiem na pierwszym planie, ale przy tym nieco jednowymiarowe i „płaskie” tonalnie. Z K2 HD dokładnie odwrotne – plastyczne, ciepłe, bez nerwowości na środku, z głęboką sceną dźwiękową. Różnice były nawet mocniejsze niż te, które słyszałem podczas spotkania Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego (relacja TUTAJ) poświęconego technologii K2 HD. Tak, jakby taka muzyka była dla tych kolumn stworzona. A przecież pół godziny wcześniej słuchałem Krawfwerku i wydawało się, że to dla takiej muzyki kolumny Mark&Daniel „żyją”. Podobny, bardzo wyraźny obraz zmian miałem przy wymianie interkonektu. Przez jakiś czas słuchałem Maximusów z odtwarzaczem Lektor Prime Ancient Audio podpiętym do przedwzmacniacza Lebena RS-28CX za pośrednictwem przewodów PA-02 TR Oyaide. Pod koniec przepiąłem je na Gold Eclipse 52 Wireworlda. Zmiana była kolosalna! A, prawdę mówiąc, wcześniej różnice między tymi kabelkami, nawet na bardzo drogich kolumnach, nie były aż tak dramatyczne. Z Wireworldem nagle wszystko wyszlachetniało i nabrało rumieńców. Bas przestał być jednowymiarowy i był lepiej kontrolowany. Niesamowite!

Tak więc bardzo trudno jednoznacznie ocenić te kolumny. Wyraźnie słychać kilka miejsc, w których albo coś jest osłabione (część środka), albo nieco podrasowane (wyższy bas). To nie są więc „równe” kolumny. Z drugiej strony łatwość z jaką oddają skoki dynamiki, piękna góra i nade wszystko fenomenalna zdolność przekazywania zmian w torze odsłuchowym i w nagraniach jest czymś, co je wyróżnia nawet w wysokim hi-endzie. Niczego nie wyostrzają, nie ocieplają, a mają jednak gęsty środek i wyraźny pierwszy plan. Scena dźwiękowa nie jest szeroka, jednak głęboka. Podobnie jak bas. Są trudne w ustawieniu i bardzo wybredne jeśli chodzi o urządzenia towarzyszące oraz okablowanie. Wybredne jak księżniczka na ziarnku grochu. Ale z arystokracją tak już właśnie jest. Nie można ich kupować w ciemno, ponieważ trzeba ich posłuchać u siebie w domu. A wtedy, kto wie… Dodajmy jeszcze tylko, że kolumny potrzebują mocnego pieca – żadne lampowce, słabowite klasy A (w tym przypadku moc jak z Luxmana M-800A czy Accuphase’a A-60 to minimum) raczej im nie dogodzą. Skuteczność tych kolumn nie jest bowiem bardzo wysoka, a impedancja dość kapryśna – nominalnie to 4 Ω, ale spada do 2,8 Ω z niezbyt łatwym przesunięciem fazowym.

BUDOWA

Kolumny Maximus-Monitor firmy Mark&Daniel są niewielkie, ale bardzo ciężkie. Sprawia to masywna obudowa ze sztucznego marmuru (Compound Artificial Marble). Od frontu jej brzegi silnie ścięto, co zapewne pomoże przy rozchodzeniu się wysokich tonów. Na górze zamontowano głośnik wysokotonowy Dreams (Directly Responding Emitter by Air Motions Structure) działający tak samo, jak przetwornik AMT dr. Oskara Heila, tj. na zasadzie ściskanej i rozprostowywanej harmonijki, z pionowymi magnesami neodymowymi. W zastosowanym tutaj modelu DM-1 membrana ułożona jest w półokręgu. Niżej widać szarawą membranę głośnika nisko-średniotonowego. Pokrywa on pasmo tylko do 800 Hz, gdzie przetwarzanie przejmuje głośnik wysokotonowy. Przetwornik ma dobre rozproszenie w płaszczyźnie poziomej, do 30º (do 8 kHz) i niemal zerowe w płaszczyźnie pionowej, co pozwala na uniknięcie odbić od podłogi i sufitu.
Membrana woofera DM-1X wykonana jest ze sprasowanego kompozytu pulpy i włókien (chyba węglowych). DM-1X pracuje w systemie bas-refleks, z dwoma, niewielkimi otworami na tylnej ściance. Rury bas-refleksów są jednak bardzo długie i sięgają niemal przedniej ścianki. Znajdziemy tam też znakomicie wyglądającą płytkę z podwójnymi zaciskami głośnikowymi, pomiędzy którymi mamy nie badziew, tj. blaszki z konserwy dla zmyłki pokryte napyloną warstwą złota, a regularne, miedziane (OFC) jumpery z miedzianymi (!), jak od Cardasa, widłami.

Po odkręceniu głośników można do tego opisu dodać więcej szczegółów. Przetwornik wysokotonowy zapakowano w bardzo sztywne, odlewane z metalu chassis. Ponieważ głośniki AMT promieniują dokładnie tak samo do przodu i do tyłu, w Maximusach zaraz za nim jest pionowa przegroda i pianka wytłumiająca. Głośnik niskotonowy, model SX6,5a-08 o średnicy 6,5”, ma odlewany, solidny kosz i nietypowy, acz znakomity magnes z ziem rzadkich (NdFeB), charakteryzujący się niewielkimi rozmiarami i ciężką puszką wokół niego, służącą głównie jako radiator. Obudowę wykonano ze sztucznego marmuru, materiału podobnego do Coriana DuPont, który ma dwukrotnie większą gęstość niż płyta MDF. W Maximusach ma on grubość 12 mm (bez żadnych spoin!). Wnętrze wytłumiono pianką i wzmocniono poziomym wieńcem z płyty MDF. Drewniana jest także pionowa odgroda AMT. Ma to wyeliminować „martwy” dźwięk obudów z kompozytów i dodać mu nieco ciepła i „ciała”. Zwrotnicę przykręcono na wieńcu – jest tam jedna duża cewka powietrzna, kilka kondensatorów, w tym polipropylenowy Bennica oraz drutowe oporniki. Mark wskazuje na to, że aby sformować wymaganą pojemność, zdecydowano się na równoległe połączenie kilku kondensatorów, osiągając dokładnie zakładaną wartość oraz polepszając właściwości elektryczne takiego zespołu. Mamy więc kondensator elektrolityczny, poliestrowy i znakomity, drogi kondensator XPP o bardzo niskiej upływności. Jak pisze firma w swoich materiałach, wszystkie zwrotnice są niskiego rzędu.



Dane techniczne (wg producenta):
Pasmo przenoszenia 38 Hz-22 kHz
Skuteczność 85 dB (2,83 V/1 m)
Rekomendowana moc wzmacniacza ≥ 100 W
Impedancja nominalna 4 Ω
Punkt podziału 800 Hz
Wymiary (HxWxD) 365 x 216 x 285 mm


MARK&DANIEL
MAXIMUS-MONITOR

Cena (para): 6800 zł

Dystrybucja: SoundClub

Kontakt:

ul. Świętokrzyska 36/45
00-116 Warszawa

Tel. 022 586 3270
Fax. 022 586 3271
e-mail: soundclub@soundclub.pl


Strona producenta: Mark&Daniel





PŁYTY PROSTO Z JAPONII

CDJapan



POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ



© Copyright HIGH Fidelity 2008, Created by B