Na tylnej ściance testowanych w tym numerze „High Fidelity” kolumn ADAM-a widnieje duży, dumny napis „Made in Germany”. To nie przypadek, jako że firma ma swoją siedzibę właśnie tam. W czasach, kiedy wszystko z zakresu produkcji, co się tylko da, przenoszone jest do Chin, warto jednak ten fakt odnotować, ponieważ najwyraźniej jest on częścią polityki firmy. A u jej podstaw leży rynek profesjonalny, w którym ‘marka’, pewność co do produktów, ich niezawodność, serwis itp. są ważniejsze od wszystkiego innego, w tym dźwięku. Nie oznacza to, że nikt tych produktów nie słucha, a po prostu chodzi o inne ustawienie priorytetów niż w świecie audiofilskim. Dlatego „Made in Germany” jest ważnym sygnałem. Z kolumnami ADAM-a spotykaliśmy się już wcześniej dwukrotnie – przy okazji testów monitorów HM1 oraz HM2. Jak nietrudno zauważyć, pomimo że obydwa testowane modele były kolumnami pasywnymi, ich wygląd dość jednoznacznie odsyłał do studyjnego zaplecza. Jak się więc wydawało następnym, logicznym krokiem powinno być przyjrzenie się jedynej w ofercie serii, która bez dwóch zdań została przygotowana z myślą o środowisku domowym, a mianowicie serii Classic. I rzeczywiście – testujemy oto najmniejszy, podstawkowy model Compact, tyle, że… w wersji aktywnej. Razem z polskim dystrybutorem (AudioTech) zgodziliśmy się bowiem do tego, że warto audiofilom pokazać, nieco inną niż klasyczna, drogę do złożenia systemu, pozostając przy tym w ramach projektu plastycznego, możliwego do zaakceptowania nie tylko przez najbardziej zagorzałych, żarliwych audiofilów, ale także przez innych domowników. Jak Ostatecznie, jak pokazują badania, o rozdziale środków finansowych w gospodarstwach domowych od dłuższego czas i w przeważającej większości decydują kobiety. Zacznijmy jednak od przyzwyczajeń. W 99% przypadkach w skład systemu audio wchodzi źródło (odtwarzacz CD, SACD lub gramofon), wzmacniacz zintegrowany oraz kolumny głośnikowe. W części, najczęściej droższych, systemów zarówno źródło, jak i wzmacniacz ulegają podziałowi na transport, przetwornik (-ki), przedwzmacniacz i końcówkę (-ki) mocy. Jedno pozostaje jednak niezmienne: kolumny są pasywne, a wzmacniacz znajduje się na zewnątrz. A przecież droga, którą poszło audio profesjonalne jest co najmniej równie uprawomocniona i – kto wie – czy nie bardziej sensowna. Tam niemal wszystkie kolumny są aktywne. Oznacza to, że dostarczamy do nich sygnał liniowy z przedwzmacniacza lub stołu mikserskiego. W takiej konstrukcji mamy najczęściej tyle wzmacniaczy, ile głośników, a przed nimi aktywną zwrotnicę oraz układ regulacji barwy. A aktywna zwrotnica to same korzyści – brak strat, możliwość precyzyjnego dopasowania sygnału do konkretnego wzmacniacza itp. A do tego właściwie w ogóle rezygnujemy z kabli głośnikowych, co też jest nie bez znaczenia. Zaoszczędzone pieniądze można wówczas przeznaczyć na zakup droższych (niestety i dłuższych) interkonektów oraz dłuższych kabli sieciowych. W świecie idealnym tego typu kolumny, albo przynajmniej konstrukcje półaktywne, królowałyby także w systemach domowych. Jak pokazał odsłuch kolumn Wing Ancient Audio (relacja TUTAJ), a także kolumn Uno Picco Avantgarde Acoustic, zasilanie sekcji basowej z wewnętrznego wzmacniacza, a wysokotonowej z zewnętrznego, który możemy dobrać pod kątem naszych oczekiwań jest wyjściem chyba optymalnym. Jednak audiofile, tak to przynajmniej wygląda, lubią przede wszystkim mieszać, sprawdzać, porównywać, a kolumny aktywne eliminują z tej zabawy dwa elementy – wzmacniacz i kable głośnikowe. Z drugiej strony jest też tak, że po prostu w kolumnach aktywnych zamyka się drogę rozwoju, przynajmniej od strony amplifikacji, ponieważ jest to system nierozłączny. Trzeba więc zawsze samodzielnie ocenić, co taka integracja, jak w testowanych Compactach, przynosi, a do czego zamyka drzwi. Przypomnijmy, że już kiedyś testowaliśmy aktywne monitory i to z bardzo dobrym skutkiem – był to model Aeon polskiej firmy APS (test TUTAJ). Testowane kolumny, jak wspomniałem, to model aktywny (dostępny jest też Compact w wersji pasywnej). Zastosowane w nim głośniki to dokładnie te same modele, co w HM2, a więc znakomity przetwornik ART (rozwinięcie pomysłu AMT dr Heila) na górze oraz głośnik niskośredniotonowy Etona z membraną Hexacone (ten sam głośnik zastosowała również firma Sound&Line w kolumnach Enigma Mini) przetwarzający średnicę i bas – punkt podziału przypada na 1800 Hz. Z tyłu widać, czym ADAM-y różnią się od klasycznych, pasywnych kolumn – mamy tam metalową płytę, a na niej gniazdo sieciowe IEC, zbalansowane XLR i regulację siły głosu oraz barwy (w studiu trzeba ją ustawiać w zależności od tego, czy kolumna wisi na ścianie, stoi nad mikserem itp.). Dzięki obecności elektroniki kolumny są bardzo ciężkie (to dobrze) i mają sztywną obudowę (to ta płyta z tyłu – też świetnie; podobnie swoje konstrukcje usztywnia Dynaudio w modelu Special Twenty-Five). Do testu wykorzystałem odtwarzacz Lektor Prime Ancient Audio ze zintegrowanym przedwzmacniaczem i lampowym wyjściem, odtwarzacz Wadia 581 SE ze zintegrowanym przedwzmacniaczem i wyjściem półprzewodnikowym, którego test przygotowywałem właśnie do „Audio”, odtwarzacz Accuphase DP-700 (opis brzmienia TUTAJ), również z wyjściem półprzewodnikowym i z regulacją poziomu siły głosu przeprowadzaną w domenie cyfrowej (podobnie jak Wadia, jednak z napięciem wyjściowym max 4 V na XLR-ach), przedwzmacniacz Accuphase C-2810 (półprzewodniki) oraz przedwzmacniacz Leben RX-28 CX (lampa) z przejściówkami RCA-XLR. Kontrolnie użyłem też przetwornika Weissa DAC1-Mk2, w którym mamy regulację sygnału wyjściowego. Sygnał do kolumn prowadzony był interkonektami Veluma NF-G SE Blues oraz przysłanymi przez dystrybutora, dłuższymi, nieekranowanymi przewodami zbalansowanymi Vovox Link Direct S. ODSŁUCH Razem z kolumnami ADAM-a otrzymałem do testu dawno oczekiwane i z niecierpliwością wyglądane nowe słuchawki Ultrasone PRO 900. Choć numer w symbolu na to nie wskazuje, są to nowe flagowce (oprócz niemożliwie drogich Edition 9) tej niemieckiej firmy i tym samym zastępują na tym polu, będące również w moim posiadaniu, PROLine2500 (test TUTAJ). Od razu więc, wieczorem, podpiąłem je do wzmacniacza Leben CS300, który gra u mnie jako wzmacniacz słuchawkowy. Zaraz na początku uderzyła mnie niesamowita przejrzystość tych konstrukcji, połączona z niezwykłą gładkością – rzecz, której starszym modelom brakowało. A zwróciłem na to uwagę przede wszystkim dzięki płycie, którą odsłuchiwałem jako pierwszą, właśnie przysłaną z CDJapan płytę Raya Bryanta Lonesome Traveler (Argo/Cadet/Universal Music Japan, UCCC-9037, CD) z fantastycznej wytwórni Argo/Cadet, którą dopiero – niestety, ale lepiej późno niż wcale – poznałem. To bardzo żywiołowe granie, nieco lżejsze oblicze jazzu z lat 60. z bardzo mocną, acz nie przerysowaną perkusją. Ultrasone pokazały to dokładnie w ten sposób, chodzi o równowagę tonalną i szybkość, podobnie jak moje Dobermanny. Zaraz następnego dnia, słuchając tej samej płyty na ADAM-ach, chyba podświadomie oczekiwałem bardziej „wyżyłowanego” dźwięku, a okazało się, że kolumny grają nieco inaczej niż by to wynikało ze stereotypu dotyczącego brzmienia kolumn studyjnych. ADAM-y mają mianowicie nieco wygładzone, absolutnie nienarzucające się brzmienie. Przez chwilę myślałem, że może trzeba nieco podciągnąć górę, ale przy płycie Dire Straits Brothers In Arms (Universal Music Hong Kong/JVC, 5483572, XRCD²; zachęcam do zapoznania się z porównaniem tej wersji i wersji SACD/CD – TUTAJ) okazało się, że absolutnie nie – ilość wysokich tonów jest dokładnie taka, jak trzeba. Kiedy dodałem nawet minimalną ich ilość, to dość przecież sucha realizacja tej płyty, nagranej cyfrowo u początków tej technologii, stawała się zbyt natrętna. Niby nie było mowy o wyostrzeniu – te głośniki tego słowa nie znają – ale o rozjaśnieniu już bardziej. Z drugiej strony okazało się, że dodanie basu nieco „postawiło” dźwięk na lepszym fundamencie. W moim przypadku (podstawki, ok. 1 m od tylnej ściany) wystarczyło dodać ok. 1 ½ działki (niestety regulatory nie są wyskalowane) i było OK. Ciut więcej i bas robił się jeszcze większy, ale jednocześnie słychać było tam górkę, coś nienaturalnego, prowadzącego np. do nosowego głosu na genialnej płycie Pinky Winters Lonely One (Argo/Cadet/Universal Music Japan, UCCC-9119, CD). Tak ustawione ADAM-y mają niezwykłą łatwość w różnicowaniu nagrań. Naprawdę niezwykłą. Lepszą niż HM2 tejże firmy z niezłym wzmacniaczem, a w pewnym zakresie nie gorszą nawet niż moje Dobermanny. Na płycie Raya Bryanta o której wspominałem, co jakiś czas słychać coś w rodzaju przesterowania, albo jakiegoś błędu. Dobermanny, a wcześniej słuchawki Ultrasone, pokazały to momentalnie, ukazały nawet charakter tego dodatkowego dźwięku. A jednak w obydwu przypadkach owo zakłócenie związane było z muzyką, z najważniejszym przekazem. ADAM-y zaś pokazały to nieco osobno, jak gdyby wcześniej moje kolumny nieco zamazały różnice między muzyką, a zniekształceniem. Compacty pokazały to tak, jak chyba powinno być pokazane, tj. zarówno muzyka, jak i niepożądane dodatki były wyraźne, ale też wyraźnie osobne. I to bez ich rozjaśniania! W dość łatwy sposób można bowiem uwypuklić wszelkie wady nagrań, np. przed podniesienie góry, tak jak w dużej części kolumn studyjnych, zaburzając jednak przy tym balans tonalny. Niemieckie kolumny nie są rozjaśnione w żaden sposób. A jednak radzą sobie z tym wyjątkowo dobrze. Ta umiejętność ukazała też dobrze, jakie problemy z taśmą-matką (ze względu na jej słuszny wiek) miała płyta Blues On The Rocks Jim Hall Trio (Gambid Records, 69207, CD) – słychać to było jak lekkie falowanie szumu między kanałami, a także jego przesuwanie się w przód i w tył. Oznacza to, że Compacty mają znakomicie prowadzoną fazę – rzecz, która przy przetwornikach AMT zawsze jest wyjątkowa. Drugi skraj pasma jest bardzo dokładny i precyzyjny. Operujące w tym zakresie instrumenty, zarówno akustyczne, jak i elektryczne, miały bardzo wyrównane brzmienie i nie dało się kolumn złapać na żadnym odstępstwie. Prawdę mówiąc przypominały dobre kolumny z obudową zamkniętą, w tym fantastyczne KEF-y LS3/5a. A jednak słychać było wyraźnie, że pasmo dość szybko się obniża i że niższego basu po prostu nie będzie. Trzeba się więc na to przygotować. A w przyszłości być może pomyśleć o firmowym subwooferze. Zaletą jest absolutna wierność (poza oczywistym odstępstwem w postaci nieobecności części pasma) i klarowność. Wadą – słabszy „drive” i nieco mniejsza ‘przyjemność’ płynąca ze słuchania muzyki. ‘Przyjemność’ jako kategoria opisowa nie jest oczywiście niczym precyzyjnym i nie może być brana pod uwagę jako „twardy” dowód i pewny wynik obserwacji, jednak jako coś pomocniczego jest całkiem użyteczna. To nie ‘nieprzyjemność’, a właśnie nieco mniejsza ‘przyjemność’, pod którą rozumiem m.in. zaangażowanie słuchacza w spektakl muzyczny. Bo np. mocny elektryczny bas z płyty Big Blues Arta Farmera i Jima Halla (CTI/King Records, KICJ 2186, CD), zazwyczaj niski, potężny i – jak na moje ucho – nieco podrasowany, z ADAM-ami zagrał nieco słabiej, bez fizycznej „obecności” i pełni. To samo było z dźwiękiem otwierającym utwór Song of The Stars z płyty Spiritchaser grupy Dead Can Dance (4AD/Warner Music Japan, WPCB-10078, SACD/CD; recenzja TUTAJ), który wprawdzie miał świetnie ukazaną fakturę, delikatne nawet zmiany w jego barwie, fazowaniu itp. były słyszalne, a który jednak po prostu kończył się dość szybko. Myślę, że właśnie ten element łączy się z tym, o czym napisałem na początku: a mianowicie z lekkim uładzeniem dźwięku, z nie tak od razu słyszalnym, jednak zawsze obecnym wyrównaniem dynamiki, a tym samym ujednoliceniem temperatury emocjonalnej nagrań. To jednak jedyny element, który w innych kolumnach tej wielkości, w tym HM2 ADAM-a czy GS10 Monitor Audio może się bardziej podobać. Nawet jeśli część tego basu jest pokręcona i nie tak „równa” jak w Compactach. Takie życie. Jeśli jednak zapytamy np. o scenę dźwiękową, trzeba będzie powtórzyć pochwały z początku testu – kolumny całkowicie, ale to absolutnie znikają, a pomiędzy nimi kreowana jest szeroka i głęboka scena. Elementy są na niej wyraźne, ale bez wycinania z tła, stanowiąc z tym ostatnim coś ciągłego i niepodzielnego. Wyraźnie różnicowane są przy tym miejsca, w których stały mikrofony, bo nawet w ramach tej samej płyty Pinky Winters słychać, że raz wokalistka stała bliżej mikrofonu, raz dalej, a czasem, że została po prostu „wypuszczona” mniej lub bardziej przez realizatora na stole mikserskim. Nie jest to jeszcze holografia na miarę najlepszych systemów, ale to też zupełnie inne pieniądze. W ramach tej grupy cenowej jest jednak znakomicie. BUDOWA Kolumny Compact Active niemieckiego ADAM-a należą do jej serii Classic. Jej cechą szczególną, przynajmniej na tle innych modeli tej firmy, są klasyczne proporcje obudowy – to oklejona naturalnym fornirem skrzynka z przykręconym od frontu grubym, lakierowanym na srebrno panelem. Głośniki są przykręcane nie do obudowy, a właśnie do tego panelu. Daje to niezwykle sztywną obudowę. Co więcej – pomiędzy panel przedni i skrzynkę wklejono strukturę w kształcie plastra miodu z aluminium – coś stosowanego w przemyśle kosmicznym i na torach wyścigowych. Jestem pewien, że to dzięki tym wszystkim zabiegom kolumny „znikają” i pozostawiają jedynie muzykę. Compacty to układ dwudrożny, dwugłośnikowy wentylowany bas-refleksem z otworem na przedniej ściance. Na górze pracuje przetwornik ART z membraną w kształcie harmonijki i mocnym, neodymowym magnesem. To w nim umieszczono dwie diody sygnalizujące pracę wewnętrznych wzmacniaczy – czerwoną, mrugającą po włączeniu i świecącą się przy przeciążeniu lub przegrzaniu oraz zieloną, wskazującą prawidłową pracę układów. Na dole mamy głośnik Etona o średnicy 7” (177 mm, 7-360 Hex b) z membraną o nazwie HexaCone. Wykonano ją z dwóch warstw włókien kevlarowych, pomiędzy którymi umieszczono sztywną strukturę, uformowaną w kształt maleńkich, sześciokątnych – stąd ‘hexa’ w nazwie – „komórek”, przypominających plaster miodu. Tył jest kompletnie inny niż w klasycznych kolumnach. Mamy tam tylko gniazdo sieciowe IEC z mechanicznym wyłącznikiem oraz gniazdo wejściowe XLR Neutrika. Całą jej powierzchnię zakrywa płyta z aluminium, w której wycięto sloty dla chłodzenia widocznego pod nimi radiatora. U góry umieszczono kilka mini-potencjometrów bez gałki, którymi można regulować barwę kolumn: Odkręcając tylną ściankę dokonujemy ciekawego odkrycia: wzmocnienie obydwu głośników zapewniła firma Bang&Olufsen, ponieważ góra zasilana jest przez pracujący w klasie D wzmacniacz ICEpower 250A, zaś dół przez ICEpower250ASP w wersji I. Pierwszy można spotkać (w zmodyfikowanej formie) we wzmacniaczach Rotela, zaś drugi w wielu, także hi-endowych produktach, jak Cary, Jeff Rowland itd. My testowaliśmy jedną z wersji tego wzmacniacza w postaci monobloków Audiomatus AM250R. Można więc powiedzieć, że to bardzo fajne urządzenia i jednocześnie, bazując na odsłuchach, że to właśnie one determinują brzmienie ADAM-ów. Zasilanie dla wszystkich sekcji zapewnia impulsowy zasilacz większego wzmacniacza. Między modułami wzmacniaczy umieszczono aktywną zwrotnicę, złożoną na układach scalonych w technice SMD. Sygnał z wejścia doprowadzany jest w formie zbalansowanej, jednak, jak skądinąd wiadomo, wzmacniacze ICEpower są niezbalansowane, dlatego gdzieś po drodze sygnał musi być desymetryzowany. Głośniki zasilane są dość grubymi plecionkami miedzianymi. Sekcja ze wzmacniaczem oddzielona jest pionową płytą, szczelnie oddzielającą ją od wnętrza kolumn.
PŁYTY PROSTO Z JAPONII |
||||||||||||||||||
© Copyright HIGH Fidelity 2008, Created by B |