Muszę przyznać, że właściwie nic nie wiem o firmie Divine Acoustics. Wiem tylko, istnieje od pięciu lat i że – tak przynajmniej informuje strona internetowa – w jej ofercie znajdują się podstawki pod kolumny, stoliki, w przygotowaniu jest kilka modeli kolumn oraz...gramofonów. Tym ostatnim jestem szczególnie mocno zainteresowany. Bo to chyba nie jest kolejna firma z cyklu „ja też”. Takie przedsięwzięcia bazują na przyzwyczajeniach użytkowników i oferują coś maksymalnie podobnego do produktu znanego i uznanego, byleby nie kazać nikomu myśleć. A Divine Acoustics? Wystarczy spojrzeć na przesłany do testu model Proxima – to szerokie i zarazem płytkie kolumny, bez bas-refleksu, a więc i bez niższego basu. To zupełne zaprzeczenie aktualnie panujących mód i ustaleń. Jest to jednak konsekwencja rzetelnego podejścia do konstruowania głośników. Ostatnio wprawdzie kolumny z szeroką odgrodą – a więc szersze niż głębsze – pojawiają się także u najważniejszych i największych producentów. Wystarczy przypomnieć model R 909 firmy Jamo, czy też kolumny Stradivari (całą serię) Sonus Fabera, ale to są wyjątki, na które mogą sobie pozwolić luksusowe „liniowce” naszej branży. A przecież stosowanie szerokiej odgrody przynosi określone korzyści. Są też oczywiście wady, wynikające z tego, że szerokość ścianki przedniej jest większa niż rozstaw uszu – chodzi oczywiście o umiejętność „znikania” kolumn. Coś jednak w tej konfiguracji jest, ponieważ coraz częściej konstruktorzy wracają do tej jednej z najstarszych metod montowania głośników. ODSŁUCH Hmm, w takich przypadkach jak ten muszę się głęboko zastanowić i pomyśleć, zanim coś napiszę. Kolumny Proxima są bowiem niedrogie, a niektóre cechy ich dźwięku stawiają je w jednym rzędzie z kolumnami za 4000 zł i więcej. Mówię o kolumnach z dużych, zachodnich firm. Z drugiej strony mają ograniczenia wynikające z ich ceny, a także inne, które są bezpośrednim spadkiem po podjętych decyzjach podczas projektowania. W takich przypadkach łatwo krzyknąć: „Cud!!!” i równie łatwo zgnoić produkt. Wystarczy skupić się na jakimś wycinku opisu, i test gotowy – taki, jakie w danej chwili w redakcji panują nastroje. W „High Fidelity” staramy się jednak pokazywać cały produkt, na dobre i na złe, bez łatwych ocen i bez jednoznacznych klasyfikacji, niezależnie od tego co jadłem na obiad. W audio zawsze idzie bowiem o wybór. A kolumny Proxima od pierwszych chwil stawiają przecież przed dylematami. Ich wygląd jest na tyle różny od tego wszystkiego, z czym mamy do czynienia na co dzień, że pierwszy opór, jaki trzeba pokonać nie ma nic wspólnego z dźwiękiem. Nawet dla mnie było to jakieś wyzwanie. Posłuchałem jednak przez chwilę i spokojnie usiadłem, zmieniając tylko płyty. Kolumny „uzbrojono” w wyjątkowo, nie tylko w – jak na ten przedział cenowy – dobry głośnik wysokotonowy. Dzięki temu zakres wyższej średnicy oraz góry jest niezwykle wyrafinowany w zakresie definicji i barwy. Zresztą nie tylko wyższa średnica gra w ten sposób, a generalnie środek. Nawet bowiem, jeśli instrument operuje poniżej jego pasma przenoszenia, to do poprawnego odtworzenia dźwięku potrzeba idealnie operować pasmem powyżej, bo tam są harmoniczne, odpowiedzialne za naturalność brzmienia. I tutaj zastosowana w Proximach kopułka pozwala na naprawdę wiele. Przez dłuższy czas porównywałem ją z kopułką SEAS-a w moich Dobermannach i muszę przyznać, że udało się wyciągnąć z tej miękkiej kopułki naprawdę dużo. Najwyższy zakres jest nieco bardziej stonowany i bardziej „zamknięty” niż w Dobermannach, a także nie tak słodki, jak z przetwornika Air Motion Transformer ADAM-ów HM2. Niżej jest jednak dźwięczny i ładnie nasycony, w pewnych momentach chyba nawet lepiej niż SEAS, stawiając go na poziomie ADAM-ów. To wyjątkowe osiągnięcie. Nieco lepszą rozdzielczość, przy podobnej równowadze tonalnej słyszałem tylko z głośnika w kolumnach R1 AkustyK-a, a tam przecież mamy D2905 Revelator Scan-Speaka. Piszę o tym sporo, ale to dlatego, że za 2800 zł, dzięki znakomitej implementacji dobrego przetwornika i wyjątkowo udanym zgraniu go z głośnikiem niskośredniotonowym, dostajemy „narzędzie”, za które właściwie trzeba by zapłacić wielokrotnie więcej. To dlatego również bardzo dobrze mi się słuchało z Proximami jazzu. To było naprawdę coś, ponieważ zarówno instrumenty dęte (trąbka i saksofon), jak i perkusja zabrzmiały z tymi kolumnami ekscytująco i miały świetnie ustawiony balans tonalny. Już od pierwszych płyt, których z tymi kolumnami słuchałem, a więc Motor City Scene z zespołem Peppera Adamsa (Bethlehem/JVC, VICJ61474, K2HD, CD) i ...the way it was! Arta Peppera (Contemporary Records/Mobile Fidelity, UDSACD 2034, SACD/CD; recenzja TUTAJ) słychać było bardzo dobrą mikrodynamikę wyższych zakresów i bardzo dobrze dobraną barwę. Będąc przy tej ostatniej trzeba jednak powiedzieć kilka słów komentarza. Jeszcze o tym nie pisałem, o tym za chwilę, ale kolumny nie przenoszą niskiego basu. Taka ich uroda i wynik wybrania niezbyt dużej obudowy zamkniętej. W każdym razie dźwięk jako całość nie jest specjalnie mocno „osadzony” na masywnym dole, a przez to uwaga słuchacza skupia się na średnicy i wyższej średnicy. Ponieważ zakres ten w dużej mierze zawdzięcza świetne przetwarzanie kopułce, jest naprawdę wysokiej próby i nie jest ani rozjaśniony, ani tym bardziej wyostrzony (to ostatnie określenie przywołuję tylko dla porządku, bo żadną miarą tutaj nie pasuje). To dlatego głosy Carmen McRae (Carmen McRae, Bethlehem/JVC, VICJ-61458, K2HD, CD) i Allana Taylora (Old Friends-New Roads, Stockfisch Records, SFR 357.6047.2, CD; recenzja TUTAJ) były nieco płytsze i nie miały wyraźnego body, jak w innych kolumnach. Jednak i tak, jak na te pieniądze, charakteryzowały się dobrym wyważeniem, a ich rysunek i barwa były o niebo lepsze od tego, co zwykle dostajemy za 3000 zł. Jak powiedziałem, zszycie głośników jest świetne i naprawdę słychać je jak jeden przetwornik. Prawdopodobnie przez szeroką przegrodę, dźwięki ze skrajów sceny są lokowane dokładnie na płaszczyźnie kolumn. Jednocześnie jednak instrumenty uzyskały dzięki temu swego rodzaju substancjalność i coś w rodzaju „oparcia”, nie istniały wirtualnie, gdzieś za kolumnami, ale dokładnie na ich płaszczyźnie. Ale miałem mówić o doborze sprzętu. Ponieważ uwaga skupiona jest nieco wyżej niż przy innych kolumnach wolnostojących, nie dobierałbym do nich jasnych urządzeń. Z drugiej strony nie chowałbym tego za plecami, bo to bardzo ważna część tej konstrukcji. Jeśli miałbym wskazać na coś palcem, to byłby to np. wzmacniacz Carat A57, albo 6v2 Cyrusa. Albo jeszcze lepiej – nowy A1 Musical Fidelity. Jeśli miałoby to być coś tańszego, to np. A06 Xindaka. Kolumny wydają się łatwym obciążeniem, więc i wzmacniacze lampowe będą jak najbardziej na miejscu. Wspomniałem o basie – nie ma go za dużo. To ten element, który jako drugi – tuż po wyglądzie – będzie zapewne determinował ocenę Proxim. Obudowa ma niewielki litraż i bas nie jest wspomagany żadnymi sztuczkami – bo bas-refleks czy linia transmisyjna są ostatecznie właśnie sztuczki. Wiemy od razu, że to wybór konstruktora, ponieważ reszta pasma jest wyjątkowo dobrze prowadzona i czujemy podskórnie, że zapewne można było zejść niżej, jednak wówczas zapewne czymś byśmy za to zapłacili. To jeden z wyborów, jakie musi dokonywać ktoś, kto projektuje kolumnę. Dokładnie to samo miało zresztą miejsce przy znakomitych Nextonach M-100. Proximy schodzą niżej niż te ostatnie, jednak różnica nie jest bardzo duża. Dzięki większej paczce dźwięk jest jednak inny – głębszy i bardziej nasycony. Kiedy tak właśnie scharakteryzowałem sobie kolumny Divine Acoustics puściłem, tak dla sprawdzenia, płytę Geometry of Love Jarre’a (AERO Prod, 60693, CD?). To czysta elektronika, z głębokim zejściem na basie, dość mocno skompresowana, a więc głośna itp. Proximy nie zagrały oczywiście tak jak Dobermanny, ale też średni bas był zaskakująco szybki, dokładny i zwarty. Kolumny na tyle dobrze zorganizowały dźwięk, że niczego w nim nie brakowało. Gdybym nie porównywał ich bezpośrednio z Harpiami, to być może nawet bym nie wiedział, czego brakuje. Tego małe kolumny nie potrafią, bo tam średni bas jest zazwyczaj lżejszy. Tutaj dostaliśmy i uderzenie, i ładne wybrzmienie. No i do tego wspomniane, bardzo ładne zakresy średnicy i góry. Bardzo ciekawa była także scena dźwiękowa. Przesłuchując płyty pod tym kątem przyszło mi do głowy, że właściwie, to kolumny Divine Acoustics zachowują się w dużej mierze, jak kolumny planarne, idąc przede wszystkim w kierunku, który u mnie wyznaczyły Magnepany MG 1.6/QR. Scena jest bowiem głęboka, naprawdę głęboka, zawiera się jednak między kolumnami. Nie ma dźwięków za nimi (chodzi o to, że same z siebie nie znikają), a właśnie w oknie pomiędzy ich wewnętrznymi krawędziami. Jeśli instrumenty lokowane są dokładnie w głośnikach, np. w nagraniach jazzowych z lat 50., wówczas rzeczywiście słyszymy kolumny. Wystarczy jednak lekkie przesunięcie w kierunku drugiego kanału i wszystko „wskakuje” we wspomniane okno. Świetnie słychać to było przy płycie New Dawn Dominica Millera i Neila Stanceya (Naim, naimcd006, CD), gdzie mamy tylko dwie gitary. Zostały one pokazane bardzo fajnie, dokładnie, ale bez akcentowania krawędzi. Ich body też było nieźle zarysowane. W każdym razie to, co było w konkretnym kanale zostało pokazane w nieco pełniejszy, bardziej solidny sposób, ale też było mniej uwolnione od samych przetworników niż to, co było pomiędzy nimi. I takie Proximy są. Pewne elementy brzmienia, takie jak sposób prezentowania zakresu średniowysokotonowego są bardzo, bardzo dobre, pewne zaś, jak głębokość basu – znacznie słabsze. Przetwarzany zakres basu jest za to zwarty i dokładny. Kolumny ładnie grają i przy wysokich poziomach dźwięku, i przy cichym słuchaniu, jednak zdecydowanie lepiej wypadają na nich płyty z niedużymi składami, ponieważ dynamika w skali makro jest ograniczona. Chociaż staram się tego nie robić, w tym przypadku wskazałbym konkretną muzykę, jaka świetnie na nich zagra i będzie to przede wszystkim jazz i małe składy klasyki. Rock i elektronika też zabrzmią nieźle, jednak odczujemy wówczas brak niskiego zejścia. Pamiętajmy też o uważnym dobraniu elektroniki, która nie powinna być rozjaśniona i dostaniemy kolumny o niezwykłym wyglądzie, bez problemu radzące sobie z kolumnami uznanych producentów z zakresu 3000-4000 zł. BUDOWA Kolumny Proxima firmy Divine Acoustics to model dwudrożny, wolnostojący, z obudową zamkniętą. Jest on jednak szczególny i nie powiela obecnie obowiązujących schematów. Głośniki zamontowano bowiem na szerokiej ściance przedniej, a same kolumny są bardzo płytkie. Dlatego ten swego rodzaju panel montowany jest na szerokim cokole. Front kolumn złożono z dwóch elementów: pod spodem jest płyta paździerzowa w okleinie, zaś na niej dodatkowa płyta, obciągnięta „ekologiczną” (tak o niej pisze firma) skórą. Element ten ma kształt owalu. Skórą obłożono także wszystkie krawędzie boczne oraz cokół. Ten ostatni składa się z trzech części – jedna, niewidoczna, służy do tłumienia wibracji. Na górnej ściance ładnie wytłoczono logo modelu. Głośnik niskośredniotonowy zamontowano na osi, zaś wysokotonowy przesunięto w kierunku jednej z krawędzi. Pierwszy z nich ma średnicę 170 mm, chociaż średnica membrany i zawieszenia to 155 mm. Kosz to solidny odlew, zaś magnes jest całkiem duży. Membrana to polipropylen na gumowym zawieszeniu. To ostatnie jest jednak odwrócone, tj. fałda wygięta jest do wewnątrz obudowy. Głośnik wysokotonowy to jedwabna, chłodzona ferrofluidem kopułka o średnicy 28 mm z bardzo szerokim frontem. To ważna część tego głośnika, ponieważ stanowi element tłumiący, wygaszający część sygnału, który normalnie odbiłby się od powierzchni. Front jest plastikowy, zaś magnes okazuje się raczej niewielki. Z obydwu głośników usunięto opisy. Zwrotnicę z filtrami 2. rzędu zmontowano na niewielkiej płytce tuż za głośnikiem niskośredniotonowym i połączono z przetwornikami miedzianymi plecionkami. Przewody są zalutowane. W zwrotnicy widać bardzo ładne kondensatory polipropylenowe Jantzena i dwie cewki. Sygnał dostarczany jest do niej dość długim przewodem biegnącym do pojedynczych zacisków umieszczonych dość nisko nad podłogą. Zaciski oraz tabliczka znamionowa za nimi zostały połączone z przezroczystą płytką z plastiku. Wygląda to naprawdę ładnie. Wnętrze płytkiej obudowy jest niemal niewytłumione i jedynie na tylnej ściance umieszczono cienką gąbkę. Cokół montuje się do kolumn trzema wkrętami i to jedyny element, który bym mienił. Ponieważ skóra jest też na dolnej ściance kolumny, połączenie nie jest bardzo sztywne i kolumna delikatnie poddaje się naciskowi w przód i w tył. Wprawdzie głośnik niskośredniotonowy nie schodzi zbyt nisko, a więc i siła, z jaką układ napędowy będzie działał na obudowę nie będzie duża, to jednak myślę, że połączenie powinno być sztywniejsze. Jak informuje producent, takie łączenie miało odizolować kolumnę od cokołu, jednak – moim zdaniem – trzeba by to zrobić w jakiś inny sposób. Całość stoi na trzech, solidnych kolcach. Myślę, że trzeba by do nich dodać nakrętki kontrujące, ponieważ można będzie wtedy dokładnie i solidnie wypoziomować kolumny. Generalnie, jak za te pieniądze, kolumny wykonane są wyjątkowo starannie. Może trochę razić okleina, która choć ładna, nie jest jednak naturalna. Ja widziałbym w tym miejscu sklejkę – korzystające z tego materiału kolumny w rodzaju Lumen White, czy Magico wyglądają świetnie, a Proximy aż proszą się o coś takiego. Ale to jednak dodatkowe koszty i nie ma raczej szans, że kolumny kosztowałyby tyle, ile kosztują. Proponowałbym więc kupić je takimi, jakie są i kiedyś w przyszłości oddać do producenta do apgrejdu. Warto.
PŁYTY PROSTO Z JAPONII |
||||||||||||||||||||||
© Copyright HIGH Fidelity 2008, Created by B |