Ta recenzja uświadomiła mi jak trudno jest czasem zaplanować, co będzie się recenzować. Naczelny wybrał dla mnie najpierw propozycję jednego z włoskich producentów ciekawych urządzeń audio, ale po dwóch tygodniach oczekiwania okazało się, że zamówiony odtwarzacz nie da rady do mnie dotrzeć na czas. Dlatego, trochę znienacka, musieliśmy uruchomić plan B. Tymże planem B okazał się odtwarzacz, który już od dawna znajdował się na mojej liście odsłuchowej, a jakoś nigdy nie udało się mi go posłuchać. To najnowsze wcielenie odtwarzacza CD francuskiej firmy Audio Aero – Capitole Reference. Oprócz bycia ciekawym urządzeniem miał jeszcze jedną zaletę – był dostępny do testu od ręki. Zapakowałem go więc do samochodu i przywiozłem do domu. To naprawdę ciekawy produkt, będący czymś więcej niż tylko dużym top-loaderem o niebanalnym wyglądzie. Tak naprawdę to trzy w jednym – odtwarzacz CD, przedwzmacniacz analogowy i przetwornik cyfrowo-analogowy z wejściami elektrycznymi i optycznymi – jest nawet wyjście ST. Po dotarciu do domu wypakowałem go szybciutko z pudełka i postawiłem na górnej półce stolika. Odtwarzacz zaprezentował się iście królewsko. Cały z aluminium i stali malowanych na czarno. Jedynie uchwyt akrylowej klapki zakrywającej otwór do wkładania płyt oraz przyciski sterujące na przedniej ściance były srebrne. Swoją drogą, ręcznie operowana pokrywa z akrylu poruszała się idealnie. Miałem okazję poruszać klapkami kilku różnych top-loaderów, między innymi MBL-a i CEC-a, i muszę przyznać, że w Audio Aero poruszała się najbardziej nobliwie. Dobre wrażenie dopełniały dwuwierszowy, bardzo czytelny wyświetlacz dot-matrix oraz metalowy pilot. Według dystrybutora odtwarzacz nie był zbyt długo ‘grany’, więc włożyłem do środka pierwszą z brzegu płytę, jaką znalazłem pod ręką, nakryłem magnetycznym krążkiem dociskowym, z pilota włączyłem ‘play’ i ‘repeat all’ i pozostawiłem na 2 dni. ODSŁUCH Na początek kilka słów o podłączeniach. Capitole podłączyłem do swojego zestawu jako CD. Znaczy to tyle, że podłączony został pod jedno z wejść liniowych mojego przedwzmacniacza a głośność wyjścia ustawiłem na równi z tą, którą ma mój odtwarzacz odniesienia, Bluenote Koala Tube, czyli na -08 (według dystrybutora ustawienie -10 odpowiada 2 V rms na wyjściu). Odsłuchy po podłączeniu bezpośrednio do końcówki mocy zostawiłem sobie na deser i napiszę o tym później. Koalę podpiąłem też jako napęd przy pomocy kabelka koaksjalnego S/PDIF. Na pierwszy ogień poszedł Al diMeola z płyt Orange and blue (Verve, Universal, 523724-9, 1994, CD) oraz The Infinite Desire (Telarc, CD-83433, 1998, CD). Odtwarzacz zagrał bardzo otwartym, jasnym dźwiękiem. Jakość wysokich tonów była od pierwszego „usłyszenia” doskonała. Można było śledzić każdy instrument, każde brzmienie. Płyty Ala nadają się do tego doskonale, ponieważ w dość gęstych aranżacjach sporo jest instrumentów perkusyjnych i podążanie za nimi daje mnóstwo frajdy w słuchaniu. Rozdzielczość tego zakresu była wysokiej próby. Jednocześnie Audio Aero udawało się grać w ten sposób nie popadając w przesadę – nie było to prosektorium, gdzie słychać każdy dźwięk a nie słychać muzyki. Usiłowałem przyłapać Capitole na naciąganiu tego zakresu faszerując go płytami z różnymi gatunkami muzyki, nie wyłączając Yello z płyty Essentials (Mercury, 512390-2, 1992, CD) i nie udało mi się to. Skutkami ubocznymi takiej prezentacji tego zakresu pasma były dwie rzeczy – po pierwsze niesamowita przestrzeń. Scena była zbudowana z rozmachem, wychodziła daleko na boki poza kolumny i w głąb do sąsiadów za ścianą, a każdy instrument akustyczny czy elektroniczny miał na niej swoje miejsce. Kontury instrumentów były bardzo wyraźne. Po drugie każde niedociągnięcie nagrania w tym paśmie było prezentowane jak na dłoni. Nagraniom audiofilskim rzadko się trafiają wpadki, ale komercyjnym… Nabyta przeze mnie niedawno płyta Chrisa Botti Italia (Decca, 478046-4, 2008 PL-edition, CD) ma dramatycznie przesterowane fragmenty, szczególnie wyraźne na pierwszym i trzecim utworze płyty. Cóż, chyba nie doczekam się na japońską edycję tej płyty, muszę się więc przyzwyczaić do tego co jest… Generalnie podobny charakter wysokich tonów słyszałem w Lektorze Prime Ancient Audio (recenzja TUTAJ), ulubionym odtwarzaczu Naczelnego. Od tej góry nie odstawała średnica. Była jednocześnie neutralna i naturalna. Nie stwierdziłem żadnych podbarwień. Wokale były podawane bardzo naturalnie, zarówno męskie jak i żeńskie. Z przyjemnością słuchałem płyt Kari Bremnes, Amy Winehouse, Rufusa Wainwrighta czy Petera Gabriela. Głosy były dźwięczne, czyste, bez nosowości czy innych nalotów. Rozdzielczość średnicy była na zbliżonym poziomie co wysokich tonów. Żadne dźwięki się nie zlewały, każdy muzyk na scenie był doskonale identyfikowalny. W komplecie z wysokimi i basem, o którym jeszcze parę słów napiszę, dźwięk był naprawdę wysokiej próby. Jedyna rzecz, którą bym poprawił to wypełnienie. Tutaj Bluenote Koala z lampami NOS Philips SQ udowodnił, że można lepiej. W porównaniu do niej Audio Aero miał nieco mniej żywe barwy, szczególnie wokali. Bas. To kolejny atut Audio Aero. Doskonale trzymał rytm, tutaj i Yello ze wspomnianej płyty, i Radiohead z The Best of (EMI, 50999 228505 2 2, 2008, CD) powodowały, że nogi same zaczynały „chodzić” (choć muzyka może nie jest zbyt taneczna…). Jego kontrola, zróżnicowanie, rozdzielenie poszczególnych dźwięków były doskonałe. Nic się nie rozlewało, nic nie buczało. Potęga brzmienia również była przekazana tak jak należy. Uderzenia w kocioł na płycie Mike’a Oldfielda Music of the Spheres (Universal Music, 0602517636095, 2008 PL-edition, CD) brzmiały jak uderzenia w kocioł, a nie mały bębenek. Słuchając ich, można się jednak dopatrzeć lekkiego wycofania najniższego basu. Nie jest to absolutnie nic poważnego i nie zmienia to mojej oceny całości tego zakresu, ale po prostu stwierdzam fakt. Również zróżnicowanie barwy tego podzakresu jest bardzo dobre. Nie ma wątpliwości jaki instrument gra. Przy Blues on Bach The Modern Jazz Quartet (Atlantic/Warner, 7567-81393-2, 1974, CD) przyjemnością było wsłuchiwanie się w linię basu czy niskie rejestry wibrafonu. Ale mój opis nie był by pełen bez wspomnienia o podłączeniu Capitole bezpośrednio do końcówki mocy. Co ciekawe nie było większych zmian w dźwięku. Brzmienie stało się nieco bardziej ‘suche’, brakowało mi nieco harmonicznych i wypełnienia, ale nie było to nic wielkiego. Także urządzenia podpinane pod wejścia analogowe brzmiały dobrze. Podsumowując – Audio Aero Capitole to doskonały i bardzo funkcjonalny odtwarzacz. Jeden z najciekawszych, jakie udało mi się do tej pory usłyszeć. Myślę, że byłby doskonałym partnerem do zasilania lampowych końcówek mocy, z którymi stworzyłby świetnie brzmiący tandem. Ale i z dobrym przedwzmacniaczem jest to propozycja do rozważenia dla osób oczekujących muzykalności, ale i dużej ilości szczegółów. BUDOWA Audio Aero Capitole to odtwarzacz CD typu top-loader z wbudowanym przedwzmacniaczem. Nie jest to jedynie kwestia maksymalnego napięcia wyjściowego z odtwarzacza (to dochodzi do 7 V rms), ale mamy również trzy pełnowartościowe wejścia liniowe, w tym jedno zbalansowane (XLR). Odtwarzacz potrafi też pracować jako przetwornik cyfrowo-analogowy dla zewnętrznych źródeł cyfrowych. Do dyspozycji mamy cztery wejścia cyfrowe: współosiowe S/PDIF na RCA i na BNC oraz optyczne TOSLINK i ST-Optical. Całość wejść i wyjść uzupełnia wyjście cyfrowe RCA. Wszystkie konektory na tylnej ściance są pozłacane i bardzo wysokiej jakości. Wewnątrz odtwarzacza znajdziemy solidne zasilanie, płytki przetwornika oraz preampu. Przetwornik to Burr-Brown 1792, któremu partneruje moduł S.T.A.R.S - Solution for Time Abstraction Re-Sampling. Jest on opracowanym przez szwajcarską firmę Anagram procesorem dokonującym upsamplingu do 24 bitów i 192 kiloherców. Obróbka danych prowadzona jest przy pomocy układu DSP Sharc i według producenta tak zmienione dane są całkowicie pozbawione błędu zegara. Konwersja ta wykonywana jest nie tylko dla płyt CD, ale także dla wszelkich sygnałów cyfrowych podawanych na wejścia odtwarzacza. Stopień wyjściowy, chyba już tradycyjnie dla tego producenta, wykonany jest w oparciu o miniaturowe lampy elektronowe Philips JAN 6021W, wlutowane bezpośrednio w płytę odtwarzacza. Lampy te są długowieczne, ale ze względu na utrudnioną wymianę sugeruję wyłączać odtwarzacz, jeśli nie jest słuchany przez dłuższy okres czasu. Kontrola głośności odbywa się w domenie analogowej przy pomocy scalonej drabinki rezystorowej. Wszystkie połączenia są poprowadzone bardzo czysto, taśmami, nie ma żadnej plątaniny kabli. Wszelkie użyte elementy pasywne są również wysokiej jakości.
PŁYTY PROSTO Z JAPONII |
||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
© Copyright HIGH Fidelity 2008, Created by B |