ODTWARZACZ CD

ACCUSTIC ARTS
CD-PLAYER I Mk 3

WOJCIECH PACUŁA







Powiem wprost: nigdy wcześniej nie słyszałem urządzeń niemieckiej firmy Accustic Arts. Widziałem je wielokrotnie na monachijskiej wystawie High End (relacja z roku 2008 TUTAJ), nawet słuchałem, ale u siebie, albo na dedykowanym im pokazie – nigdy. To pokazuje, jak wiele jest marek, jak wiele jest przede mną, ale także uczy pokory, bo daje jasno do zrozumienia, że ni ma takiej fizycznej możliwości, żeby wszystko, co na świecie wyprodukowano przesłuchać, zobaczyć, dotknąć. Po prostu się nie da. Trzeba zapomnieć więc o 99% małych, maleńkich firm z lokalnych rynków i o dużej części większych firm. To implikuje zaś kolejny fakt: wszystkie nasze ustalenia dotyczące stratyfikacji sprzętu, jego oceny w stosunku do innych produktów oraz do założonego arbitralnie absolutu są tymczasowe i hipotetyczne, nie mają rygoru pewności. Bo przecież nie znamy wszystkiego, nie wiemy wszystkiego na pewno itp. Można by więc iść na żywioł i powiedzieć, że w takim razie należałoby w ogóle zrezygnować z oceniania, poprzestając na opisie. To jednak, jak mi się wydaje, zbyt daleko idący krok. Wystarczy skorzystać z pragmatycznego podejścia w innych dziedzinach wiedzy i oceniać, pamiętając o tym, że to ocena prowizoryczna, tymczasowa. Dlatego też testy to zawsze zdanie konkretnej osoby. Im więcej dany redaktor w życiu przesłuchał, im trafniejsze są jego oceny, tym bliżej prawdy jesteśmy. Nigdy tam jednak nie dotrzemy.

A piszę o tym dlatego, że Accustic Arts jest kolejną z firm, które nagle wypłynęły w ostatnich dwóch latach (jak np. Ayon czy Leema Acoustics) w prasie światowej i które od razu były gotowymi, ukształtowanymi markami, z tradycją, lokalnymi osiągnięciami i solidną inżynierią. Patrząc na jej odtwarzacz CD-Player I Mk 3 widać, że to nie jest wynik szybkiego „geszeftu”, że ktoś długo pracował nad projektem plastycznym, budową, obudową, a dopisek ‘Mk 3’ pokazuje, ze odtwarzacz ma już swoją historię. I dobrze, im więcej takich firm, tym lepiej – tym bogatsza jest nasza branża i tym większy wybór ma klient. No tak, wiem – z tym wyborem to też i problem, ponieważ kupujący staje nagle przed ścianą urządzeń, z których nie wiadomo co wybrać. Ta ściana to tylko metaforycznie, ponieważ nie ma teraz „uniwersalnych” sklepów, każdy specjalizuje się (często dystrybuuje) kilka marek i nie ma możliwości, żeby wszystko ze sobą porównać. Mówi ę jednak o generalnym wyborze, który jest szerszy niż kiedykolwiek. I to w tym momencie wkraczają pisma specjalistyczne. Mają radzić, kierować, informować. Decyzja i tak musi zostać podjęta przez kupującego, bo to ostatecznie jego pieniądze. A o tym, że trzeba podjąć konkretne decyzje, rozważyć za i przeciw i nade wszystko zrozumieć, czego szukamy w dźwięku, przekonuje ten test.

ODSŁUCH

Część odsłuchową chciałbym zacząć od krótkiego opisu zmian w brzmieniu, jakie wnosi nie sam odtwarzacz (to za chwilę), ale jeden z jego elementów – krążek dociskowy. Mógłbym wprawdzie zostawić to na koniec, ukryć gdzieś zgrabnie w przypisach i podsumowaniu, jednak byłaby to z mojej strony ucieczka przed faktem, który jest, moim zdaniem, ważny i który jest rzeczywiście faktem, a nie wytworem mojej nadmiernie wybujałej wyobraźni (chociaż... Mąż jednej ze znajomych matematyczek, sam zresztą matematyk, twierdzi, że poloniści – a takie mam wykształcenie akademickie – zupełnie nie mają wyobraźni, która potrzebna jest do analizy matematycznej...). Pisałem już o tym przy okazji odtwarzacza Nagry CDC (test TUTAJ), więc sprawa tu i teraz jest kolejnym krokiem na drodze do zrozumienia audio. Zresztą nie jedynym, bo przy okazji tego CD-playera popchnąłem naprzód jeszcze jedną rzecz, a mianowicie rozpoznanie co do tego, jakie tak naprawdę zmiany w dźwięku wnosi upsampler. Ale to za chwilę – najpierw rzecz bardziej kontrowersyjna. Krążek dociskowy. Kontrowersyjna, chociaż, jeśliby się temu przyjrzeć bez uprzedzeń i na chłodno, to właśnie upsamplery powinny być voodoo, a mechaniczny element, jakim jest krążek powinien być perfekcyjnie przejrzysty dla zabiegów opisowych.

W odtwarzaczach płyt optycznych krążek z informacją kładzie się na osi, napędzanej albo bezpośrednio przez silnik (direct drive) lub pośrednio (belt drive u CEC-a). Płytę umieszcza się tam albo manualnie, tj. kładąc ją ręcznie (tak wygląda to we wszystkich top-loaderach), albo automatycznie, za pomocą szuflady. W obydwu przypadkach płyta jest następnie przyciskana od góry krążkiem dociskowym. W urządzeniach z szufladą krążek jest zamocowany luźno na moście spinającym boki napędu, a w starszych transportach (np. u Marantza) był specjalny „most zwodzony”, że tak powiem, element, który nakładał krążek opuszczając część mechanizmu. Tak więc – zawsze jest jakiś krążek (kiedyś w napędach Panasonica, a kiedyś i teraz Teaca jest to duży krążek, o średnicy płyty). Stanowi on integralną część wirnika jakim jest oś silnika wraz z płytą. Musi być więc idealnie wyważony i odpowiednio ciężki. Stąd tak wiele różnych docisków – każdy producent ma swój wzór. Jak się okazuje, zmiana docisku zmienia też dźwięk. Nie są to jakieś kosmiczne zmiany, ale są na tyle istotne, że w urządzeniach z wyższej półki trzeba je brać pod uwagę. Kiedy wypróbowałem krążek Nagry w Lektorach – moim Primie i Grandzie SE (test TUTAJ) wyszło na to, że dźwięk w obydwu urządzeniach się pogorszył. Bo i krążki się między sobą dość mocno różniły – krążek Ancient Audio był cięższy i wyższy, przez co jego środek ciężkości też przypadał wyżej.

Z ciekawością nałożyłem więc krążek Accustic Art na moim Primie. I było lepiej. Niedużo, ale jednak. Nie wiem dlaczego, ale bardzo rzadko projektanci korzystający z napędów Philipsa CD Pro2 wykorzystują to, ze na jego osi jest swego rodzaju „szpindel”, mały dzyndzel. Zwykle robią krążki płaskie od spodu, bez odpowiedniej tulei, która by na ów szpindel nachodziła. Accustic Arts to wykorzystał i być może dało to tak idealną powtarzalność i tak dobre wyważenie całości (płyta+krążek). W Lektorze, Nagrze, Naimie i właściwie we wszystkich niemal odtwarzaczach krążki za każdym nałożeniem ustawiają się minimalnie inaczej – nie mają bowiem ściśle określonego położenia. To są ułamki milimetrów, ale okazują się one ważne. Dla porządku trzeba dodać, że podobnie wykonano krążek w Ayonie CD-1 i CD-3 (recenzje TUTAJ i TUTAJ), choć tam był to napęd Sony. Dźwięk Prime’a z krążkiem AA był w każdym razie nieco dokładniejszy, bardziej rozdzielczy. Tak, jakby definicja góry i dołu została o włos poprawiona. Efekt by subtelny, ale kiedy raz zidentyfikowałem zmiany, słyszałem je później przy wszystkich innych nagraniach. Dlatego będę musiał sobie taki krążek kupić.

Może zresztą i dobrze, że zacząłem od detalu mechanicznego, bo wszystko w tym odtwarzaczu jest wykonane na równie wysokim poziomie. A dźwięk wcale nie jest przecież „mechaniczny”. Wprost przeciwnie – jeśli miałbym krótko scharakteryzować brzmienie tego odtwarzacza, to powiedziałbym, że jego dźwięk skupiony jest na nasyconej i głębokiej średnicy oraz dość mocnej, przekazywanej energetycznie jej wyższej części. To uproszczenie, ale może być przydatne z operacyjnego punktu widzenia, jako punkt wyjścia i wstępne zaprzeczenie stereotypom. Bo właśnie środek pasma jest tu najważniejszy. Myślę, że to częściowo wynik zastosowania upsamplera. Za każdym razem, kiedy słyszę urządzenie z takim ustrojstwem, mam podobne odczucia. Upsampler najwyraźniej zagęszcza dźwięk, rzeczywiście pozwala „odzyskać” część dźwięku, który wydawał się utracony, a to: wybrzmienia, harmoniczne i pogłosy. Body instrumentów jest więc w Arcie mocne i pełne. Słuchając fortepianu, a potem gitary z płyty Allana Taylora Old Friends-New Roads (Stockfisch Records, SFR 357.6047.2, CD; recenzja TUTAJ), nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że niemiecki odtwarzacz nieco głębiej, nieco lepiej pokazuje wielkość instrumentu niż mój Lektor. Będą tego negatywne konsekwencje, o tym zaraz, jednak fakt jest faktem i taka umiejętność w odtwarzaczu o połowę tańszym od mojego to jest naprawdę coś! To samo było zresztą i z fortepianem Keitha Jarretta z płyty The Carnegie Hall Concert (ECM, 1989/90, 2 CD), a wcześniej z saksofonem Peppera Adamsa i trąbką Donalda Byrda z płyty Motor City Scene (Bethlehem/JVC, VICJ-61474, CD). Za każdym razem Accustic Arts pokazywał gęste, głębokie instrumenty osadzone w równie gęstej scenie.

I taki dźwięk jest naprawdę fajny. Może nie do końca precyzyjny, ale właśnie – fajny i przyjemny. Jazz, klasyka, także rock – wszystko zagra naprawdę dobrze. Jest jednak kilka warunków. Z działania uspsamplera wynika także nie do końca dokładna definicja poszczególnych dźwięków. Nie jest to dominujące – nie! W porównaniu z np. DP-500 Accuphase’a (test TUTAJ) słychać jednak, że można podać dźwięk bardziej rozdzielczy. W Arcie mamy za to barwę. I tak należy to traktować: coś za coś. Co ciekawe, odtwarzacz (a więc i upsampler) nie unifikują brzmienia płyt, nie sprowadzają wszystkiego do wspólnego mianownika. Zgoda – urządzenie podaje płyty z gęstą średnicą, w której wyraźnie dużo się dzieje. Jednocześnie jednak różnie reaguje na różne płyty. Jeśli materiał wyjściowy był nasycony i nie miał rozchwianej struktury harmonicznej, to dostaniemy dokładnie taki dźwięk o jakim piszę. Tak było chociażby z płytą Carmen McRae (Bethlehem/JVC, VICJ-61458, CD) i z Waiting For The Sun The Doors (Elektra/Warner Music Japan, WPCR-12718, CD). Już jednak z Nevermind Nirvany (Geffen/Universal Music Japan, UICY-93358, CD) czy z ...calling all stations... Genesis (Virgin Charisma/Emi Music Japan, TOGP-15019, SACD/CD+DVD-A) dźwięk był dość jasny i jazgotliwy. Wydaje się bowiem, że CD-Player w takich przypadkach nieco podkreśla wyższą średnicę (góra jest raczej delikatna). Normalnie, z lepszymi realizacjami przypada tam naprawdę dużo informacji, połączonych z tym, co dzieje się niżej. Tutaj owych dodatkowych informacji zabrakło, pozostała zaś energia tego zakresu. Trzeba więc uważać w doborze sprzętu towarzyszącego. Pomimo bowiem kremowego środka, nacisku położonego na ten zakres, urządzenie potrafi zagrać mocną blachą i gitarą.

I taki CD-Player I Mk3 jest: nieco ciepły, gęsty, z dobrym zejściem basu, ale bez bardzo dokładnej jego definicji. Nic się nie rozlewa i nie wlecze, jednak punktualność, uderzenie gitary basowej, kontrabasu, a także lewej ręki fortepianu były lepsze i we wspomnianym DP-500 Accuphase’a, i w moim Primie. Nie martwmy się jednak, bo to po prostu jedna z propozycji. Warto po nią sięgnąć raz ze względu na naprawdę bardzo dobre wykonanie (tutaj Japończycy i Niemcy idą łeb w łeb), a dwa ze względu na przemyślany, dopracowany dźwięk. Wyraźnie słychać solidną podstawę, pewien „spokój”, ale nie śnięcie, ale właśnie spokój wynikający z zapasu czegoś tam za głową, który daje napęd Philipsa. Słyszałem go już w tylu urządzeniach, że wydaje mi się, że jest to jedna z jego głównych zalet. Arts nie jest tak ciepły jak np. CD-1 czy CD-3 Ayona, jednak nie ma też lampowego nalotu, jaki w tych austriackich urządzeniach dochodzi do głosu (szczególnie w CD-3). Jego „ciepło” wynika nie z podkreślenia jakiegoś zakresu, a z bogactwa średnicy, bogactwa harmonicznych. Jeśli tego Państwo w muzyce szukają – to będzie to odtwarzacz na bardzo długo.

BUDOWA

Odtwarzacz CD-Player I Mk 3 niemieckiej firmy Accustic Arts to urządzenie zintegrowane typu top-loader. Front to płat grubego aluminium, pośrodku którego wycięto niewielki otwór na równie niewielki, niebieskawy wyświetlacz. Po jego obydwu stronach ulokowano manipulatory sterujące pracą mechanizmu. A są ciekawe, ponieważ inne niż zazwyczaj. Najbliżej wyświetlacza widać dwa duże, chromowane przyciski – jeden to ‘stop’, drugi ‘play’. Kierując się dalej na zewnątrz natrafiamy z kolei na dwie duże gałki (też chromowane). Ta po prawej stronie służy przejściu ze stanu ‘standby’ do ‘operate’, zaś ta po lewej pozwala przeskakiwać między otworami. I jest to gałka z ustalonym położeniem spoczynkowym, tj. po przekręceniu w którąś stronę, kiedy ją puścimy, wraca do neutralnej pozycji. Pod wyświetlaczem widać trzy diody – jednak wskazuje na to, że wydajemy jakąś komendę z pilota zdalnego sterowania (plastikowy, z metalowym frontem i niewielkimi guziczkami), druga wskazuje działanie, zaś trzecia tryb standby. Od góry widać suwane „drzwi” chroniące napęd. Klapka wykonana jest z lustrzanej szyby, podświetlanej z boków niebieskimi diodami – wygrawerowane logo na wierzchu jest wówczas niebieskie, zaś klapka ciemna. Odsuwa się ją ręcznie. Z tyłu widać znakomite gniazda – fantastyczne gniazda RCA firmy WBT, model 0274. Obok nich umieszczono gniazda zbalansowane Neutrika (złocone). Wyjście cyfrowe S/PDIF już nie jest takie ładne, chociaż to wciąż solidne gniazdo Neutrika. Ta sama firma dostarczyła gniazdo wyjścia cyfrowego AES/EBU. I jest jeszcze gniazdo sieciowe IEC. Górną ściankę wykonano z aluminium, zaś chassis z bardzo grubej blachy stalowej. Urządzenie stoi na czterech, solidnych, metalowych nóżkach.

Po ściągnięcu górnej ścianki widać przede wszystkim solidne prowadnice klapy zakrywającej mechanizm. Ten ostatni to CD-Pro2LF Philipsa. Wnętrze „szuflady” wyłożono czarnym materiałem, czymś w rodzaju aksamitu. Płytę dociska się metalowym krążkiem. Oprócz magnesu, trzymającego go we właściwym miejscu, na jego osi jest mała dziurka, w którą wchodzi „szpindel” osi silnika. To chyba lepsze rozwiązanie niż sam magnes (Ancient Audio, Nagra, Naim). Napęd, wraz z jego sterowaniem zawieszono pod metalową płytką, a całość odsprzęgnięta jest sprężynami, wchodzącymi w skład podstawowego „kitu”. Sprężyny przykręcono do wewnętrznej, niewielkiej obudowy tylko dla napędu, a tę dopiero do dolnej ścianki. Owa druga obudowa przechodzi zresztą w ekrany, które dzielą wnętrze urządzenia na trzy części. Zaraz za napędem mamy wyjścia cyfrowe z transformatorami dopasowującymi. Jest tu też osobne zasilanie dla tej części oraz dwa układy logiczne. Z tej płytki sygnał wysyłany jest do dużej płytki z układami cyfrowymi i analogowymi. Te pierwsze są wyjątkowo rozbudowane. Na wstępie sygnał PCM 16/44,1 zamieniany jest bowiem na PCM 24/192 w asynchronicznym upsamplerze Analog Devices AD1896 o bardzo dobrej dynamice i niskich szumach. Następnie sygnał zamieniany jest na analog w układzie Cirrus Logic CS4396. To tzw. „superDAC”. To już nienajnowszy, pochodzący z 1999 roku przetwornik 24/192, charakteryzujący się jednak m.in. bardzo dobrą dynamiką. Obok widać dwa genialne zegary taktujące Hosonic – jeden przy upsamplerze, drugi przy wejściu sygnału cyfrowego na płytkę. Myślę, że to „tajna broń”... Konwersją I/U zajmują się układy scalone 2142, zaś wyjściem sterują cztery scalaki Burr-Browna BUF634, stosowane często w studiach nagraniowych do napędzania wyjść, po których są długie przewody. Filtr wyjściowy jest dość łagodny, bo to tylko 12 dB/oktawę i oparto go na schemacie Butterwortha. Przy wszystkich poszczególnych stopniach umieszczono dedykowane zasilacze, z diodami Shotky’ego. Osobny, bardzo duży zasilacz jest zresztą po drugiej stronie napędu – jest tu ekranowany transformator toroidalny o mocy 100 W oraz pięć osobnych zasilaczy – tylko dla wyświetlacza, serwo, silnika napędu i układów logiki – we wszystkich miejscach użyto bardzo dobrych kondensatorów elektrolitycznych Panasonica. Całość wygląda znakomicie, a urządzenie jest bardzo ciężkie, co też dobrze o nim świadczy.



DANE TECHNICZNE (wg producenta):
Impedancja wyjściowa XLR – 2 x 620 Ω; RCA – 100 Ω
Zniekształcenia i szum (THD+N) 0,0016 %
Dynamika 120 dB
Przesłuch międzykanałowy < 101 dB
Stosunek sygnału do szumu - 103 dB
Wymiary 110 x 482 x 375 mm
Waga 16 kg



ACCUSTIC ARTS
CD-PLAYER I Mk 3

Cena: 17 000 zł

Dystrybucja: SoundClub

Kontakt:

ul. Świętokrzyska 36/45
00-116 Warszawa

Tel. 022 586 3270
Fax. 022 586 3271

e-mail: soundclub@soundclub.pl


Strona producenta: ACCUSTIC ARTS





PŁYTY PROSTO Z JAPONII

CDJapan



POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ



© Copyright HIGH Fidelity 2008, Created by B