O Ayonie głośno zrobiło się nie tak znowu dawno. Przez lata ta austriacka firma wystawiała swoje produkty na wystawie HIGH END najpierw we Frankfurcie, a potem w Monachium (relacja z edycji A.D. 2008 TUTAJ), ale jakoś omijały ją zaszczyty. I to pomimo rozbudowanej oferty, obejmującej zarówno wzmacniacze, kolumny głośnikowe, odtwarzacze CD, a nawet własne lampy mocy. Jak się wydaje, powodem takiego stanu rzeczy była dość słaba sieć dystrybucji. W Niemczech Ayon znany był i poważany, jednak poza krajami niemieckojęzycznymi raczej nie. Od jakiegoś roku sprawa wydaje się nieco zmieniać, czego wyrazem było m.in. pozyskanie dystrybutora w Polsce. I bardzo dobrze, że się udało. Za każdym razem, kiedy widziałem i słuchałem austriackich urządzeń w czasie HIGH Endu, miałem ochotę je porwać i posłuchać u siebie. Świetnie wykonane, oryginalne, z własnymi lampami – wszystko przemawiało za nimi. Od razu, kiedy tylko produkty Ayona pojawiły się w Krakowie (tutaj ma siedzibę dystrybutor, firma Nautilus Hi-End) postarałem się więc o przygotowanie terminarza recenzji. Stąd odtwarzacz CD-1 w numerze z kwietnia (No. 48), teraz wzmacniacz 300B, a w przyszłym miesiącu topowy odtwarzacz CD-3. Testowany wzmacniacz jest, moim zdaniem, najładniejszym urządzeniem w ofercie Ayona. Duży, a jednak „lekki” w odbiorze, z genialnie wyglądającymi triodami Ayon 32 B-S z przodu i wymykającym się spod chromowanych blach zielonym kolorem chassis. Już kiedyś o tym wspominałem, kto wie, czy nie przy okazji testu urządzeń TRI (TRV-CD4SE + TRV-35SE TUTAJ), ale mam niesamowitą słabość do urządzeń lampowych malowanych w nietypowy sposób. I Ayon trafił niemal w punkt, bo, moim zdaniem, owa zieloność (chodzi o lakier Martini Racing Green) mogłaby nie tylko przezierać, ale leżeć także na górnej ścince, zamiast chromu. Ale to moje zdanie. Wzmacniacz i bez tego wygląda bowiem bardzo fajnie. Co ciekawe, to wzmacniacz zintegrowany z dodatkowym wejściem bezpośrednio na końcówkę. Mogłem więc przetestować go w trzech ustawieniach: jak klasyczny wzmacniacz zintegrowany, jako końcówkę mocy sterowaną z regulowanego wyjścia mojego Lektora Prime oraz jako końcówkę z przedwzmacniaczem Lebena RS-28CX. Wspomniałem o lampach – nazwa 300B sugeruje,. Że w końcówce pracują właśnie te triody. I rzeczywiście, urządzenie można zamówić w takiej konfiguracji. Do nas jednak trafiła chyba ciekawsza wersja, z triodami 32 B-S, też triodami, tyle że produkowanymi przez Ayona, pracującym bez sprzężenia zwrotnego. Daje to moc 2 x 20 W. A to oznacza pewne ograniczenia. Ale do tego chyba ci, którzy preferują dźwięk lamp SET, zdążyli się przyzwyczaić. ODSŁUCH Ayon ma skomplikowaną, złożoną naturę (tak, wierzę, że można w ten sposób antropomorfizować urządzenia mechaniczne, niezależnie od tego, co o tym sądzą „poprawnościowcy”) i nie daje się łatwo ująć w kilka słów. Równoważne są bowiem takie stwierdzenia, jak to, że 300B jest niesamowicie przezroczystym urządzeniem o znakomitej rozdzielczości zakresu wysokotonowego i takie, że dynamika w miejscach spiętrzenia dźwięku jest lekko uspokajana. Albo, że bas nie odzywa się mocno, ale nie dlatego, że go nie ma, a dlatego, że niczego nie przeciąga i to, że urządzenie jest niesamowicie ciche, tzn. pozbawione szumu i przydźwięku. Dopiero przyłożenie ucha do samego głośnika wysokotonowego pozwala się zorientować, że wzmacniacz jest włączony. Wszystkie te rzeczy są równie ważne i jednocześnie żadna z nich nie opisuje tak naprawdę tego wzmacniacza. Postaram się to jednak zebrać w całość i uporządkować. Myślę, że są dwie kluczowe sprawy, które zdefiniują to, czy 300B sprawdzi się w naszym systemie czy nie. Jedna, poza oczywistą potrzebą zastosowania kolumn o wysokiej skuteczności (choć myślę, że nawet 88 dB do średniej wielkości pomieszczenia wystarczy) i płaskiej impedancji, to omijanie kolumn z metalowym głośnikiem średniotonowym. Tak – średniotonowym, a nie wysokotonowym. 300B gra bowiem niesamowicie otwartą i szczegółową wyższą średnicą i górą. Z tą ostatnią nie ma problemu – po prostu im lepszy głośnik, tym lepiej wszystko będzie słychać, niezależnie od jego konstrukcji. Średnica jest jednak na tyle mocna i na tyle szczegółowa, że jeśli spotkają się w rzędzie: płyta z jakimiś wadami realizacyjnymi, przezroczysty odtwarzacz CD, Ayon 300B i kolumny z metalowym średniotonowcem, otrzymamy nieco chrapliwy, nieczysty górny zakres środka. Będzie nieprzyjemny po prostu. Tak było i z mocną elektroniką z płyty Diary Of Dreams Panik Manifesto (Accesion-Records, EFA 23452-2, CD), jak i z Norah Jones Not Too Late (Blue Note Records/EMI, 82035, CCD; recenzja TUTAJ). Ta ostatnia pochodzi z czasów, kiedy EMI stosowała kod antypiracki (stąd to płyt Copy Control Disc, a nie Compact Disc), co słychać przede wszystkim w rozjaśnionym i nieprzyjemnym wokalu Jones. Instrumenty grają naprawdę fajnie, jednak głos jest nie zawsze przyjemny. I Ayon z Dobermannami Harpii Acoustics pokazał to bardzo szybko. Z kolumnami Vescova Isophona, gdzie mamy głośniki ceramiczne, było znacznie lepiej. Wciąż było słychać, dlaczego audiofile znienawidzili CCD, jednak dało się tego słuchać. Kiedy gramy dobrze zrealizowane płyty ta predylekcja 300B do pokazywania wszystkiego nie jest męcząca, ale jeśli miałbym składać system, to raczej właśnie na głośnikach ceramicznych i papierowych niż na metalowych. Drugie ważne spostrzeżenie wiąże się z wejściem ‘direct’, które przesyła sygnał bezpośrednio do końcówki mocy, z pominięciem sekcji przedwzmacniacza. Najpierw wypróbowałem je z wyjściem bezpośrednio z mojego Lektora. Dźwięk był jeszcze bardziej rozdzielczy, jeszcze bardziej precyzyjny niż z regularnego wejścia liniowego, a jednak... Wydaje mi się, że wszystkiego było za dużo, że tylu informacji naprawdę nie potrzebuję, ponieważ i tak nie składa się to w całość. To klasyczny przykład na niemożność złożenia w całość zbyt wielu elementów. Poza tym dźwięk stracił na wolumenie, a źródła pozorne były zbyt małe. Sytuacja kompletnie zmieniła się, kiedy włączyłem w tor przedwzmacniacz Lebena. Uff – ależ granie! Pełne, rozdzielcze i dynamiczne. I wydaje się, że ostatecznie trzeba do 300B dokupić dobry przedwzmacniacz. Jest tylko jeden problem – zarówno z wyjściem regulowanym CD, jak i z zewnętrznym przedwzmacniaczem Ayon nieco szybciej się przesterowywał, jakby tzw. „headroom”, a więc odstęp od przesterowania, był w tym przypadku mniejszy. Bez cienia wątpliwości pod tym względem lepszą synergią wykazuje się wewnętrzny przedwzmacniacz. Jeśli jednak siła głosu będzie wystarczająca, to warto w to wejść. Jak napisałem, przedwzmacniacz popchnął 300B jeszcze dalej. Ale nie, żeby wejścia liniowe były złe – wprost przeciwnie: 300B jako wzmacniacz zintegrowany zachowuje wszystkie wspomniane zalety, tyle, że są one ciut mniejsze. Poza doborem głośników ważny będzie też dobór źródła. Jeśli korzystamy z tak precyzyjnego odtwarzacza, jak Lektor Prime Ancient Audio, trzeba bezwzględnie pamiętać o tym, co pisałem wyżej. Jeśli jednak mamy odtwarzacz w rodzaju znakomitego CD-1 Ayona lub równie fajnego DP-78 Accuphase’a, można trochę wyluzować. Jak się wydaje, 300B był projektowany właśnie z CD-1 i z CD-3, które mają fenomenalnie nasyconą, ciut ciepłą średnicę i to dokładnie w tym miejscu, gdzie wzmacniacz nieco eksponuje jej wyższy zakres. Co ciekawe, jeśliby tak mocno grał wzmacniacz tranzystorowy, od razu wyrzucilibyśmy go przez okno. To tutaj jednak Ayon pokazuje, jak fenomenalnym wynalazkiem jest trioda mocy. Nie ma wątpliwości, że dzięki niej góra i część środka brzmią z 300B wyraźnie lepiej niż z Luxmana M-800A, który jest przecież, moim zdaniem, pod tym względem zupełnie wyjątkowy. Pomyślmy więc: mamy CD-1 lub CD-3 i kolumny, które raczej niczego na środku nie podkreślają, a może nawet są tam ciut wycofane. Byle nie zamulone. Mówiąc ‘zamulone’ mam na myśli nie tylko wycofanie części pasma (zazwyczaj wyższego środka), ale także jego zapiaszczenie i brak rozdzielczości. Ayon gra bowiem tak dokładnym, tak naturalnym dźwiękiem, że nie warto tego tracić, nawet w imię poprawności tonalnej. W każdym razie tak dobrany system zagra niezwykle rozdzielczym, dobrym dźwiękiem. Bas, jak wspomniałem, nie odzywa się często, co słychać było przede wszystkim na płytach z muzyką elektroniczną i rockiem, np. na Hotel California The Eagles (Warner Music Japan, WPCR-11936, CD) i In Raibows Radiohead (XL Records, XLCD 324, CD). Kiedy trzeba, to przywali i schodzi naprawdę nisko, co potwierdziła płyta The Silver Three Lisy Gerard (Sonic Records, SON212, CD), gdzie takich dźwięków jest naprawdę wiele. Trzeba jednak pamiętać, że to tylko 20 W i pewnych rzeczy przeskoczyć się nie da i mięsistego basu i tak nie będzie. Wiąże się z tym także lekkie ograniczenie makrodynamiki (to też pochodna mocy), która jest nieco uspokojona. Przy jazzie, kameralnych składach muzyki poważnej nie będzie to miało kompletnie żadnego znaczenia, bo z takimi płytami Ayon zagra cudownie – i rozdzielczo, i dokładnie, i z muzyką pod skórą. Przy większych składach lub przy rocku będzie jednak brakowało uderzenia. Być może jest to powód, dla którego niższa średnica nie jest tak, że tak powiem, fizyczna, jak chociażby w CD-1 tej firmy. I to być może dlatego, że te dwa urządzenia mają się uzupełniać. Dużo przypuszczeń, ale takie to już urządzenie – tutaj nie ma określeń zero-jedynkowych i wyboru między dobrem i złem. Szczególnie dobrze słychać to, kiedy analizujemy scenę dźwiękową. Przez dłuższy czas musiałem się przyzwyczajać to sposobu jej prezentacji, bo jest tak inny od tego, co mam na co dzień. Jest przede wszystkim lepiej rozplanowana. To po prostu SET w najlepszym wydaniu. Może i rozdzielczość na tym poziomie nie jest jakoś szczególnie lepsza, jednak Ayon potrafi tak niewiarygodnie dobrze pokazywać różnice w barwie, że nawet drgnięcia głosu Chris Connor z płyty ...Plays Lullabys of Birdland (Beethlehem/JVC, VICJ-61452, K2 HD CD; recenzja TUTAJ) były szczególnie dobrze oddane, podobnie, jak zespół za nią, zazwyczaj stłumiony i wyraźnie „upośledzony” w dostępie do mikrofonu. Z Ayonem technika nagraniowa była wyraźna, jednak wszystko miało swoje miejsce i czas. Każda zmiana w fazowaniu, zabawy w przeciwfazą itp. były jak na dłoni. To z tym wzmacniaczem posiadacze odtwarzaczy ze zmianą fazy absolutnej będą przymuszeni sprawdzać ją przy każdej płycie, bo to po prostu słychać. Nie jest jednak 300B bez skazy, ostatecznie to nie są jakieś – jak na hi-end – duże pieniądze. Nie mamy bowiem nasycenia w dalszych planach. Wszystko jest wyraźne, ale bez „planktonu” między wydarzeniami. No i tak to jest – 300B gra znakomicie i pewne cechy ma absolutnie fenomenalne, na tyle dobre, że przewyższa nimi niemal dwukrotnie droższego Luxmana. Z drugiej strony ma swoje ograniczenia o których należy pamiętać. Ale przecież wybierając wzmacniacz SET dokładnie wiemy, o co nam chodzi i gdzie w muzycznym uniwersum jesteśmy. Pamiętajmy o nasyconym źródle i będzie super. A z czasem można pomyśleć o zewnętrznym przedwzmacniaczu i znowu skoczyć zarówno z dynamika, jak i basem. Naprawdę piękny, z wyraźnie zaznaczoną osobowością wzmacniacz, którego nie da się zamknąć w proste klatki zdań. Trzeba po prostu odebrać go całościowo, wówczas wszystko stanie się jasne. BUDOWA Wzmacniacz 300B firmy Ayon Audio to wzmacniacz zintegrowany, oparty w całości o lampy. W sekcji przedwzmacniacza umieszczono po jednej lampie 5687 w najlepszej wersji JAN Philipsa, czyli selekcjonowanej na potrzeby amerykańskiego wojska. W sterowaniu lamami końcowymi znajdziemy z kolei triody małej mocy 12AU7 w wersji EH, a więc z produkcji amerykańsko-rosyjskiej firmy Electro-Harmonix. Najciekawsze są jednak lampy końcowe – to triody mocy Ayona o oznaczeniu AA 32B-S, które za pierwowzór miały lampy 300B, których wersję Ayon też zresztą produkuje. To najmniejsza lampa Ayona, której bezpośrednim poprzednikiem była lampa AA 52B-S i charakteryzuje się ekstra dużą anodą i wysokim prądem żarzenia, co ma pozwolić na większe skoki prądu na anodzie i mniejsze zniekształcenia. Urządzenie ma charakterystyczny wygląd, z lampami na zewnątrz, gdzie jednak lampy końcowe są z przodu. To bardzo dobry pomysł, bo raz, że skraca to ścieżkę sygnału (bliżej jest do tylnej ścianki, gdzie są gniazda wejściowe), a dwa, że lepiej wygląda. Za lampami mamy trzy duże kubki z chromowanej blachy – dwa to transformatory wyjściowe, a jeden, największy to transformator zasilający – naprawdę ogromny. Wszystko dość mocno się grzeje, należy więc wzmacniaczowi zapewnić sporo miejsca. Z przodu mamy dwie, ładnie wyprofilowane gałki – jedna do siły głosu, a druga do wyboru wejścia. Możemy nią przełączać między trzema wejściami liniowymi i jednym wejściem ‘direct’, bezpośrednio na końcówkę mocy. Niestety nie ma pilota. Pod spodem, tuż przy przedniej krawędzi jest wyłącznik sieciowy. Po uruchomieniu wzmacniacza przez jakiś czas miga małą zielona diodka, a po rozgrzaniu się i podaniu napięci anodowego na lampy, zapala się na stałe. Z tyłu też dość prosto – cztery pary gniazd RCA, wysokiej klasy, złoconych oraz dwie pary gniazd głośnikowych, produkowanych przez Ayona. Są bardzo wygodne w zakręcaniu, jednak ich bliskość i obecność obok gniazd RCA i gniazda sieciowego powodują, że lepiej nastawić się na banany niż na widły. Całość stoi na solidnych, aluminiowych stożkach. Mówiąc o tyle, specjalnie przytrzymałem najważniejszą informację nieco dłużej dla siebie: widnieje tam dumny napis „Made in Italy”, co nie bardzo zgadza się z austriackością Ayona. Kiedy spojrzymy do środka okaże się, że rzeczywiście – może i pomysł i tuningowanie dźwięku odbywa się w kraju Straussa, jednak wzmacniacz w całości wykonuje włoska firma Master Sound. Może dlatego jestem pod takim wrażeniek jego prezencji? W każdym razie budowa jest bardzo ładna, wykonana na płytce drukowanej. Elementy bierne są bardzo dobre, to m.in. polipropylenowe kondensatory ERO/Vishay, osobne uzwojenia wtórne, a co za tym idzie zasilanie dla obydwu kanałów końcówki, z potężnym dławikiem, osobno dla każdego kanałów przedwzmacniacza (tutaj napięcie jest dodatkowo stabilizowane) i żarzenia – też osobno dla każdej z triod końcowych i osobno dla lamp przedwzmacniacza. Na małej płytce umieszczono też układ opóźnionego włączania napięcia anodowego. Okazuje się, że zmiana obciążenia z 4 na 8 Ω i odwrotnie jest banalnie prosta – wystarczy przenieść bezpieczniki, które są tuż przed wyjściem do sąsiadujących gniazd – i gotowe. Niestety dość długą drogę, bo aż z tyłu, z selektora wejść na przekaźnikach, na sam przód, pokonuje sygnał drogę do przedwzmacniacza i potem do potencjometru. Ten ostatni to zmotoryzowany Alps „Blue Velvet”. To ciekawe, bo ani nie widziałem do niego pilota, ani nie widziałem okienka zdalnego sterowania... Zadzwoniłem więc do dystrybutora i okazało się, że rzeczywiście – wzmacniacz ma pilota i to fantastycznego! Niestety było to już po zakończeniu testu nie wiem, jak działa. W każdym razie wygląda równie dobrze, jak i sam wzmacniacz.
PŁYTY PROSTO Z JAPONII |
||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
© Copyright HIGH Fidelity 2008, Created by B |