Jeśli Państwo korzystają co jakiś czas z recenzji płyt w zakładce Muzyka, dało się zapewne zauważyć, że co jakiś czas recenzujemy tam płyty amerykańskiej firmy First Impression Music. To dla niej wyszliśmy w ocenach dźwięku poza skalę 10 punktów, co było nielogiczne, ale wynikało z potrzeby zachowania spójnego punktu odniesienia dla wszystkich recenzowanych płyt, niezależnie kiedy były odsłuchiwane. To dla nich też zmieniliśmy punktację tak, aby wszystkie płyty, które musiałyby wyjść poza skalę 10/10 oznaczane są jako ‘referencyjne’. Bo tak się jakoś złożyło, że płyty FIM-u dopieszczane i hołubione przez Winstona Ma, właściciela firmy, są zwykle dużym wydarzeniem. Odkąd zaś można tam kupić także reedycje klasycznych płyt firmy Decca (a niedługo jazz z Verve), połączono wartość soniczną z artystyczną. FIM od samego początku stał na czele wytwórni, które korzystają z najnowszych, ale już sprawdzonych i dopracowanych metod kodowania i tłoczenia płyt cyfrowych. Jednym z najnowszych „koników” Winstona Ma jest ostatnie opracowanie studiów JVC – K2 HD (K2 High Definition). Będąc rozwinięciem kodowania K2 obiecuje znacznie więcej – coś, co w dalszej perspektywie miałoby być ekwiwalentem płyty winylowej. Oczywiście FIM nie był pierwszą firmą, która zastosowała ten sposób obróbki dźwięku, ponieważ od jakiegoś czasu można było dostać płyty JVC – najpierw ze złotym „bokiem”, a następnie z bordowym. Ten ostatni występuje we wszystkich reedycjach z katalogu Beethehem (recenzja TUTAJ). A jednak to FIM uczynił z płyt tego typu sztukę – zarówno w sferze edytorskiej, jak i – moim zdaniem – dźwiękowej. Kluczem jest tu sformułowanie „moim zdaniem”. Zaraz po otrzymaniu pierwszych płyt K2 HD z FIM-u starałem się nimi zarazić moich przyjaciół i znajomych. I odpowiedziała mi cisza. A potem niechętne półsłówka i stwierdzenia, że może to i dobre płyty, tylko, że gorsze niż XRCD... Nie mogłem w to uwierzyć. Po przesłuchaniach nagrań, które miałem (około piętnastu) byłem przekonany, że to naprawdę duży krok naprzód, że w pewien sposób wyrywamy się w poprawianiu aspektów hi-fi i wkraczamy na tereny związane z oddaniem nie dźwięku muzyki, a muzyki za pomocą dźwięku. Do takiej roli predestynowały ten format takie cechy, jak: absolutna gładkość środka, nieco ciepła, „analogowa” prezentacja, większa dynamika i brak cyfrowych naleciałości. Nie było to jednak proste przepuszczenie materiału przez ocieplające brzmienie urządzenie lampowe, ponieważ mimo takich atrybutów, rozdzielczość, moim zdaniem, jest na tych płytach znacznie większa niż na klasycznych K2, HDCD i XRCD. Jak się po jakimś czasie okazało, diabeł niezgody tkwił w oczekiwaniach. ODSŁUCH Aby w jakiejś mierze rozwiać wątpliwości, a przynajmniej uczynić krok w tę stronę, przygotowałem spotkanie Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego poświęcone tylko temu tematowi. A okazja była znakomita: oto do Polski, na czas Wielkiego Tygodnia przyjechał nasz dobry znajomy, przyjaciel, któremu od lat kibicuję, Andrew Harrison. Pisałem o nim kilka razy, jednak tym razem okazja jest szczególna. „Harry” od lat był redaktorem najstarszego angielskiego pisma audio pt. „Hi-Fi News”, a od kilku lat zastępcą redaktora naczelnego. Lubiłem jego przenikliwe testy i rzetelność, z jaką starał się przekazać prawdę o nich. I to, jak się wydaje, doprowadziło do jego zwolnienia. Bo Harry od miesiąca nie pracuje już w HFN. O problemach tego pisma w ostatnich dwóch latach, odkąd zostało kupione przez nowe wydawnictwo, pisałem we wstępniakach kilkakrotnie. Najpierw pozbyto się redaktora naczelnego, świetnego Steve’a Harrisa, potem narzucono człowieka z zupełnie innej beczki, który z audio nie miał nic wspólnego, a następnie awansowano na to stanowisko dotychczasowego opiekuna laboratorium pomiarowego. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie najpierw żenująca sprawa z Kenem Kesslerem, którego najpierw wyrzucano, potem z fanfarami przywracano, a następnie wyraźna chęć pozbycia się wszystkich, którzy kiedykolwiek w HFN mieli coś do powiedzenia. To oczywiście moja subiektywna wizja tego konfliktu, ale opieram ją na rozmowach z zainteresowanymi i z wieloletniej lektury samego pisma. O tym, że Harry był niewygodny wiedziałem od dawna. Ale, jeśli ktoś gnoi (dosłownie, napisał w konkluzji, żeby te kolumny omijać dużym łukiem) kolumny znanej firmy (JMLab, Diva Utopia) i nie boi się o tym napisać, to znaczy, że mamy do czynienia z niepokornym. Można oczywiście argumentować, że przecież w HFOL piszemy o sprzęcie tylko dobrze (w domyśle – jak teraz HFN), ale to wynika wprost z przyjętej przeze mnie polityki: testujemy tylko te rzeczy, które się nam spodobają. I kropka. Na inne nie mam czasu i ochoty. HFN twierdzi jednak, że testuje wszystko, co zamówią i publikują całą prawdę – i dobrą, i złą. A od jakiegoś czasu idzie to w kierunku komplementowania wszystkiego, co dostają – i dobrego, i złego. A Harry najwyraźniej do tego modelu nie pasował. Już więc w HFN nie pracuje. Ale od razu zagarnęło go inne pismo – „Hi-Fi World”. Trzeba będzie przerzucić się na ten tytuł – ostatecznie o sile pisma stanowią jego autorzy. Nota bene, HFW jest największym, po „What Hi-Fi?” http://whathifi.com/ pismem specjalistycznym na Wyspach. No i właśnie taki człowiek przyjeżdżał do Polski. A po cóż? Ano do rodziców swojej dziewczyny, Agnieszki. Jak można się łatwo zorientować, Agnieszka jest Polką, mieszkającą w UK. Tak więc spotkanie nr 53 KTS poświęciliśmy płytom K2 HD. Żeby nieco zmienić otoczenie, tym razem odsłuch miał miejsce u naszego znajomego. Nowy system, nowe pomieszczenie. To oznaczało, że odsłuch sam w sobie nie był do końca miarodajny, ponieważ zmiennych było zbyt wiele. A jednak nie da się inaczej tego „przebadać”, trzeba słuchać w możliwie wielu lokalizacjach. Po spotkaniu kilka osób, w tym ja, jeszcze raz przesłuchały u siebie te same nagrania. W każdym razie i system, i lokal były super-ciekawe. Poprosiłem Marcina (Gospodarza) o kilka słów na ten temat: „W dużym skrócie i uproszczeniu, bowiem wszystkie zabiegi były dość praco i czasochłonne, opowiem jak się starałem i (jeszcze w chwili obecnej) staram się przekształcić pomieszczenie (trzeba sobie powiedzieć to jasno – ulubione pomieszczenie) tak, żeby pasja której się oddaję dawała jak największą „akustycznie” frajdę. Na pytanie „dlaczego właśnie tak?” odpowiedź jest bardzo prosta (i myślę nie jestem w tym jedyny): otóż nie lubię „martwych”, czysto odsłuchowych pomieszczeń, często bez okien, ba, nieraz wręcz depresyjnych. Oczywiście doceniam ich walory! I byłbym hipokrytą, gdybym twierdził, że to zła droga. Ale to droga nie dla mnie. W moim pojęciu dźwięku i muzyki musi być życie, pełne życie dookoła. Dla mnie zrobienie więc całkiem osobnego, odseparowanego od domowego życia pomieszczenia, tylko i wyłącznie do słuchania muzyki (choć absolutnie realne) byłoby początkiem końca (mojego i mojej muzyki) oraz zamykaniem się w jakimś nierealnym, introwertycznym świecie, z którego, jak przypuszczam, po pewnym czasie jedynie wychylałbym głowę niczym szpieg z krainy deszczowców w opowieściach o Baltazarze Gąbce. Ale dość bajko-pisania, wróćmy do tematu... Będzie trochę nie po kolei, ale tak to właśnie wyglądało. Dysponując opisanym powyżej wstępnym założeniem, starałem się pogodzić często niemożliwe do pogodzenia aspekty: a więc bez zmiany charakteru pomieszczenia ukryć przed okiem co tylko się da, a przy tym wydobyć dźwięk, który w mojej subiektywnej ocenie byłby przynajmniej satysfakcjonujący. Ponieważ zarówno sufit jak i podłoga są konstrukcjami legarowymi z ponad 25 centymetrowymi poduszkami powietrznymi potrzebne były zabiegi likwidujące bądź ograniczające wszelkie pasożytnicze i szkodliwe z punktu widzenia akustycznego wpływy takiego systemu montowania, a więc przede wszystkim drgania wielkich powierzchni drewnianych. W przypadku podłogi wylane zostały od fundamentów betonowe cokoły (będące w tej sytuacji częścią fundamentów) na których osadzono płyty z gęstego marmuru Creme Marfil. Płyty na betonowym cokole tymczasowo osadzone są na piance montażowej– po zakończeniu wszelkich prac i wymianie podłogi osadzone będą na 1 cm silikonowym płacie celem całkowitej likwidacji drgań. Zabieg wylewania cokołów miał na celu całkowite odizolowanie od reszty pomieszczenia. Rozmiar cokołów to 1,5 x 1,5 m, co daje dużą swobodę w ustawianiu różnych zestawów głośnikowych. Podłoga po obrysie liczy 5,20 na 5,10 m, a wysokość pomieszczenia to 3,20 m. Obliczenie kubatury to już tylko zadanie matematyczne. Sufit od piętra oddziela kolejna 25 cm poduszka powietrzna (tytułem wyjaśnienia, skąd się bierze taka konstrukcja powiem, że po prostu tak się budowało w 1882 roku, z którego to owa nieruchomość pochodzi). I znów w całości to drewniana konstrukcja złożona na legarach. Żeby więc sufit nie zachowywał się jak kolejna membrana, po obliczeniach konstruktora co do jego wytrzymałości najpierw wypełniony został szczelnie wełną Rockwool Super Rock (mającą jeden z najlepszych współczynników tłumienia akustycznego w zakresie niskich częstotliwości), a na grubych, 10-cm gumach na każdych 5 m² spoczywa kamienne 60 kg w postaci dociętych na wymiar płyt. Daje to ponad 300 kg skutecznego i w każdym jej miejscu tłumiącego zapędy takiej konstrukcji do grania razem ze sprzętem obciążenia. Ach, zapomniałbym - zarówno sufit jak i podłoga (a właściwie ich rogi) są spięte metalowymi linkami do mieszczących się dokładnie na środku również kamiennych klocków, łamiących dodatkowo „membranę” na cztery mniejsze. Teraz może kilka słów o ścianach. Ściany... (w trakcie, kiedy czytacie ten krótki opis pokoju i jego adaptacji, w niczym nie przypomina już pokoju w którym odbyło się spotkanie KTS – jest mianowicie w całkowitym rozkładzie z powodu ostatniego etapu remontu i adaptacji). Ściany więc (składają się) i składać się będą z trzech różnych rodzajów materiału: kamień (wapień), drewno i kładziony bezpośrednio na przygotowane w odpowiedni sposób drewno tynk strukturalny na bazie gęstych i pracujących dynamicznie pap/mas akrylowych. Założenie równej ilości trzech różnych materiałów szlachetne. Ostateczny efekt znany będzie po zakończeniu prac. Według moich założeń, efekt powinien być... taki jak trzeba. Po wykonaniu wszystkich prac remontowych, do ostatecznej korekcji służyć będą materiały firm zajmujących się adaptacją akustyczną w ilości, rodzaju, jakości i estetyce potrzebnej do uzyskania tak pożądanych „audiofilskich” szlifów pokoju. Bez, jak wspomniałem, utraty atmosfery tego miejsca.” Powinni mieć Państwo obraz tego, co i jak. Teraz system. Podstawą jest odtwarzacz Marka Levinsona No 390S z regulowanym wyjściem. To ostatnie podpięte zostało do monobloków Cayina 9084D. To potężne, wielkie wzmacniacze SET z lampą 845 na wyjściu, sterowaną inną triodą, modelem 300B. Na wejściu pracują dwie oktalowe lampy 6N8P i 6N9P. Daje to 28 W w klasie A. Na wszystkie bańki nałożono ringi tłumiące drgania. I wreszcie kolumny – to najwyższy, najnowszy model krakowskiej firmy Sound&Line, właściwie jeszcze w trakcie poprawek. To dlatego zwrotnice leżały na zewnątrz (tak będzie w finalnym produkcie) w „prototypowych” pudełkach. Przed porównaniami posłuchaliśmy na rozgrzewkę kilku swoich płyt. Dźwięk miał znakomitą dynamikę i skalę. Fortepian, koncertowy Steinway zabrzmiał fenomenalnie, z realistycznym wolumenem i wielkością instrumentu. Szczególne wrażenie zrobiła na mnie lewa ręka – niezwykle nasycona i mocna, jak w życiu. Wprawdzie pojawiły się przy tym głosy, że fortepian jest za duży, ale z tego co pamiętam, tak brzmi z bliska, czyli tam, gdzie zapewne stały mikrofony. Środek był nieco ocieplony. Może nie w absolutnym ujęciu, ale przez dość łagodnie prowadzoną górę. Dawało to plastyczny dźwięk z instrumentami ustawionymi dość daleko w sali. Powiem od razu, że ja wolę wszystko wyraźniejsze, też nasycone i bez piskliwej góry, ale bardziej tu i teraz. Z Marcinem prowadzimy niekończącą się dyskusję na ten temat – o czym potem. I, jak pokazał odsłuch, nie są to czcze pogaduszki. Oto bowiem płyty K2 HD proponują, moim zdaniem, to, czego Marcinowi brakuje w klasycznych płytach i czego szuka modelując dźwięk swojego systemu. Zanim jednak podsumuję spotkanie (a dziennikarze uwielbiają mieć ostatnie słowo), oddajmy glos uczestnikom. O maile poprosiłem wszystkich, jednak nadeszły tylko te, które przytaczam. Niestety – nieobecni głosu nie mają. Janusz: Marcin: Ryszard:
W odsłuchach użyliśmy następujących nagrań:
|
||||
© Copyright HIGH Fidelity 2007, Created by B |