KOLUMNY WOLNOSTOJĄCE

ISOPHON
VESCOVA

WOJCIECH PACUŁA







Nie znam kolumn marki Isophon. Wiem, wiem, przyznawanie się do czegoś takiego może się wydawać trochę nieprofesjonalne, ale lepiej, żeby wszystko było jasne. Po prostu znam je wyłącznie z wystaw w Monachium i testów. Nigdy nie słyszałem żadnej z kolumn tego niemieckiego producenta w kontrolowanych warunkach, tj. u siebie lub w systemie, który znam. W jakiejś mierze prawdziwe byłoby więc stwierdzenie, że nie odrobiłem pracy domowej. Na studiach, na pierwszych zajęciach z psychologii profesor powiedziała nam jednak rzecz, którą dobrze zapamiętałem i staram się nią kierować: żaden ze specjalistów nie jest alfą i omegą. Nie ma takiej możliwości i im szybciej się z tym pogodzimy, tym dla nas lepiej. Dotyczyło to wprawdzie innej dziedziny niż dziennikarstwo specjalistyczne audio (a tym się zajmuję), jednak jest równie prawdziwe tu i teraz. Bo proszę pomyśleć: czy możliwe jest, żeby przesłuchać wszystkie urządzenia na świecie? Jest to fizycznie niemożliwe, bo fizyka (taka, jaka wciąż obowiązuje, nie mówię o kwantowej) mówi, że nie możemy zajmować w tym samym czasie dwóch różnych przestrzeni. A trzeba by słuchać naraz kilkanaście produktów, co najmniej, żeby rzeczywiście powiedzieć: słyszałem już wszystko. Jeśli więc ktoś z Państwa otoczenia lub ktoś z Państwa ulubionego magazynu audio twierdzi, że słyszał wszystko, to zwyczajnie kłamie.

A ja po prostu nigdy nie miałem możności przetestować Isophona. W „Audio” kolumnami tradycyjnie zajmuje się Andrzej Kisiel, zaś w HFOL jakoś się do tej pory nie składało. Może tak miało być. Pierwszym produktem tej marki w naszym magazynie okazały się bowiem kolumny, które są nowością także dla samego producenta, bo nie mamy już do czynienia z kolumnami wyposażonymi w klasyczne głośnikami z papieru, polipropylenu, metalu czy jedwabiu, a w przetworniki ceramiczne. To nie jest pojedynczy wyskok Isophona, a część większej całości: Vescova otwiera od dołu nową linię kolumn tego typu, z położonymi wyżej modelami Cassiano i Arabba. Ta dwuipółdrożna konstrukcja wyposażona została w przetworniki niemieckiego Accutona, stosowane również w ultra-drogich modelach amerykańskiej firmy Avalon Acoustics, które tę ostatnią uczyniły sławną. Skąd ceramika w takim miejscu? Intuicyjnie wyczuwamy, że ten delikatny i kruchy materiał świetnie wygląda w drogiej porcelanie, jednak w głośnikach już niekoniecznie. Jak zwykle okazuje się, że to tylko część prawdy. Rzeczywiście, ceramiki są bardzo kruche i delikatne, ponieważ są niezwykle podatne na uderzenie. Pękają jak skorupka. Stąd ochronne siateczki przed każdym głośnikiem. Z drugiej jednak strony są one niesamowicie sztywne, realizując – chyba najlepiej – ideał sztywnego tłoka, którym membrana powinna być. A do tego świetnie tłumione są w nich drgania pasożytnicze. W paśmie przenoszenia – problemem tych przetworników są bowiem koszmarne piki poza tym pasmem. Wiadomo także, że ich liniowość jest zadowalająca jedynie w wąskich przedziałach. Stąd wynika kolejna cecha szczególna tego typu kolumn – potrzeba stosowania bardzo stromych filtrów w zwrotnicy. Isophon nie jest w tej mierze wyjątkiem, jednak doszedł chyba do ekstremum – w całej linii filtry opadają jak kamień – 50 dB na oktawę. Tak strome filtry analogowe w kolumnach to absolutna rzadkość i trzeba wielkiego doświadczenia, żeby niczego nie sknocić. Strome filtry przynoszą obok korzyści także obciążenie „genetyczne” w postaci niezbyt ciekawych zachowań fazowych i kłopotliwego rozkładu energii. Ale inżynierowie zawsze muszą wybierać. Tutaj dostajemy absolutnie sztywne membrany za cenę zastosowania absolutnie stromych filtrów.

Wspomniałem o Avalonie – i nieprzypadkowo. To ogromnie szanowana firma, której kolumny słyszałem wielokrotnie w różnych systemach, na różnych wystawach itp. I mam z nimi problem: nigdy nie słyszałem tego, o czym mówią recenzje pism całego świata, zawsze dźwięk był bowiem zgaszony, płaski, agresywny albo zbyt ciepły. Nigdy, żadna kolumna tej firmy nie zgrała tak, jak mi się wydawało, że powinna. Wydaje mi się, że jest w nich ogromny potencjał, chcę w to wierzyć, jednak nikomu ze znajomych, którzy te kolumny mają, nie udało się go wydobyć. I pewnie machnąłbym na to ręką, nie przejmując się więcej Avalonem, gdyby nie to, że ekstatycznie o tych produktach wypowiadają się trzy, zupełnie niezależne od siebie źródła, na których zdaniu polegam: Roy Gregory, naczelny „HI-Fi Plus”, Martin Colloms, wydawca „HIFICritic”, a także redaktor „Hi-Fi News” , autor książki High Performance Loudspeakers oraz Winston Ma, właściciel firmy płytowej First Impression Music (zdjęcia jego poprzedniego systemu TUTAJ, obecnie używa topowego modelu Sentiel). Wszyscy wymienieni jegomoście to profesjonaliści o długim stażu, wiarygodni, którzy używają tych konstrukcji zarówno dla własnej przyjemności, jak i jako narzędzi. To daje do myślenia, bo ostatecznie... nikt nie jest alfą i omegą i mogę się mylić.

Do testu przystąpiłem więc z jednej strony z czystą kartą – nie znałem marki, zaś z drugiej z obciążeniem, złą „krwią” dotychczasowych spotkań z ceramikami w hi-endowych kolumnach (testowałem niegdyś kolumny Swar firmy Kustagon/Amparo, które mi się podobały, jednak to był zaledwie przedsionek tego, o czym mówimy w tym przypadku). Nie pomogły także nieciekawe odsłuchy innej legendy ceramiki, holenderskiej firmy Kharma. Mimo to byłem bardzo zaintrygowany tym odsłuchem, bo wreszcie, po raz pierwszy, mogłem skonfrontować odsłuchy wystawowe, opinie itp. z tym, co usłyszałem w swoim systemie. I jedna rzecz wychodzi zaraz na początku: kolumny z ceramicznymi głośnikami wymagają żmudnego doboru komponentów towarzyszących, długiego ustawiania i – to chyba najważniejsze – zaakceptowania pewnych ograniczeń. Jeśli te ostatnie są dla nas do „przejścia”, to świetnie – dostaniemy pakiet cech, których nigdzie indziej nie ma. To znaczy, może są, ale ja ich nie słyszałem. O dźwięku za moment, powiedzmy jednak o dwóch pierwszych rzeczach. Najpierw system. Myślę, że bezwzględnie kolumny te wymagają czystego, szybkiego wzmacniacza tranzystorowego. Nie miałem pod ręką bardzo mocnej lampy, w rodzaju Manleya Neo-Classic 250, niegdyś przeze mnie testowanej, jednak znając tamten charakter brzmienia, mogę powiedzieć, że wydaje mi się to droga w złym kierunku. Częściowo potwierdza to zresztą Colloms, którego kolumny Eidolon Diamond napędzane są przez tranzystorowe wzmacniacze Conrad-Johnson Premier 350. System Winstona Ma zawiera bardzo mocne końcówki lampowe, jednak Isophony potrzebują raczej czegoś innego. W moim systemie z Luxmanem M-800A było świetnie, przede wszystkim dzięki wspaniałej wydajności prądowej tego wzmacniacza, jednak uważam, że im więcej dobrej mocy, tym lepiej.
Druga sprawa to ustawienie. Testowane przez nas kolumny Isophona mają budowę dwuipółdrożną, z kopułką ceramiczną na górze oraz dwoma identycznymi głośnikami nisko-średniotonowymi w konfiguracji 1 i ½, gdzie jeden z przetworników pracuje w zamkniętej komorze z kopułką, zaś drugi, przenoszący tylko część zakresu basowego, wentylowany jest bas-refleksem. Isophon ulokował wylot tego ostatniego od spodu, dzięki czemu sprzęgnięcie z twardą powierzchnią (podłogą) jest stałe i w jakiejś mierze powinno ułatwiać ustawienie kolumn. To błąd, nic nie jest tak łatwe, jak by się wydawało. Model Vescova gra mocnym basem, energetycznym i wymaga sporej odległości od ściany tylnej. W ogóle lepiej, żeby grał w sporym pomieszczeniu. U mnie poradziłem sobie z basem, zatykając otwór bas-refleksu gąbką (co zresztą przyniosło też inne zalety, o czym za chwilę), jednak równie ważne, jak odległość od ścian okazała się odległość kolumn od siebie – Isophony lubią dużą przestrzeń. Warto je więc rozstawić dość daleko od siebie. W moim systemie początkowo stanęły po wewnętrznych stronach Dobermannów Harpii Acoustics, których używam na co dzień, a które stoją dość szeroko, jednak szybko okazało się, że z jednej strony muszę niemiecką kolumnę ustawić na zewnątrz. I jeszcze jedno: dogięcie. Dystrybutor mówi o tym, że najlepiej, żeby kolumny grały niemal na wprost. U mnie lepiej grały nieco dogięte, ale nie na uszy. Trzeba więc poeksperymentować.

ODSŁUCH

Tak przygotowany, spokojnie, niemal na okrągło, słuchałem. Na okrągło, ponieważ po raz pierwszy usłyszałem, o co może w głośnikach ceramicznych chodzić, po raz pierwszy usłyszałem też elementy dźwięku, które nigdzie indziej przy reprodukcji niemal nie występują, może poza takimi systemami, jak Wing Ancient Audio. Siadając w cieniu tych kolumn momentalnie zatracamy się w ich niesamowicie czystym dźwięku. Nie mam żadnych wątpliwości, że zniekształcenia tych kolumn, a zapewne i głośników ceramicznych w ogóle, są na naprawdę niskim poziomie. Dało to niesłychanie precyzyjny atak instrumentów i genialne wybrzmienie. Wszystko miało swój perfekcyjny czas startu i czas podtrzymania. Bez cienia rozjaśnienia czy kliniczności. To paradoks, ponieważ zwykle precyzja wiąże się z lekkim podkreśleniem ataku, często utwardzeniem brzmienia, ostrością itp. Tak zresztą najłatwiej jest dokładne brzmienie zasymulować. To jednak w 100 % ściema. Dopiero tutaj słychać, że niemal wszystkie znane mi kolumny dynamiczne mają nieco rozmyty atak. Wprawdzie najlepsze, jak np. wspomniane Wingi, czy moje Dobermanny, potrafią się momentalnie pozbierać i dostarczyć piękny, ciepły dźwięk, jednak nawet one nie są w stanie zagrać tak koherentnie, z tak – nie wiem, jak to najlepiej powiedzieć, ale niech będzie – eleganckim przekazem. W porównaniu z Isophonami wszystkie kolumny jeszcze przed dźwiękiem, w momencie, kiedy się on rodzi, mają coś w rodzaju mgiełki, swego rodzaju pyłu. To moment, jednak teraz, mając punkt odniesienia, słyszę, że coś takiego ma miejsce. Tylko w najlepszych kolumnach elektrostatycznych (Quad) i magnetostatycznych (Magnepan) tego nie słyszałem. Metalowe głośniki, byle dobrze zaprojektowane, radzą sobie z tym znakomicie – tak jest w kolumnach Harpii, ale także Von Schweikerta, Sonics by Joachim Gerhard, Sonus faberze i innych. Jednak dopiero tutaj słychać było, że da się lepiej.

Wiąże się z tym absolutnie genialne rysowanie poszczególnych wydarzeń na scenie. Nie mogłem się powstrzymać, żeby nie wspomnieć o tym już teraz. Każdy instrument, elemencik, pyłek nawet, pokazywane są w pięknym otoczeniu, z niesamowicie dobrze oddanymi pogłosami. Bardzo trudny pod tym względem materiał z płyty Guillame Du Fay Diabolus In Musica (Antoine Guerber, Alpha 908, CD) został ukazany z zapierającą dech w piersiach naturalnością (oczywiście wyobrażoną – nie znam tamtego pomieszczenia). I to bez żadnej agresji, bez rozjaśnienia, w jakiś taki naturalny, nieskrępowany sposób. Dostojny, można nawet powiedzieć. Ale także małe składy, jak z płyty Jacka Johnsona Sleep Through The Static (Brusch Records, 756055, CD) czy Old Friends-New Roads Allana Taylora (Stockfisch, SFR 357.6047.2, CD) brzmią pod tym względem cudownie. Za każdym razem, kiedy tylko zmieniałem płytę, w kilka sekund można było „rozpoznać” pomieszczenie, w którym dokonano nagrania, albo chociaż rodzaj pogłosu, jaki użyto do jego uprzestrzennienia. Przy akustycznym graniu, jak w przypadku jazzu, słychać niezwykle dokładnie ściany boczne, a także tylną, która najczęściej się rozlewa, albo jest tylko zaznaczana. Tutaj nie ma znaczenia, czy jest to kameralne granie braci Montgomery z płyty Groove Yard (Riverside/JVC, JVCXR-0018-2, XRCD), czy mocne, pełne wigoru brzmienie płyty Sonny Rollins Trio Sonny Rollins/Brass (Verve [Japan], POCJ-2729, CD), za każdym razem pomieszczenie, przestrzeń itp. były pokazywane niemal perfekcyjnie. Ale... Jest w tym wszystkim delikatna szpileczka, która jest, moim zdaniem, właściwa dla głośników ceramicznych i (a być może przede wszystkim) dla stromych filtrów, dzielących pasmo między nimi. Wszystkie pomieszczenia prezentowane przez Isophona mają podobną kubaturę. To znaczy, jeśli mamy kościół, to dokładnie słychać, że chodzi właśnie o ten rodzaj wnętrza, świetnie pokazane są rodzaje reverbów, opóźnień, słychać, że „sufit” jest hen, wysoko itp. Małe pomieszczenie, jak z płyty Heartplay duetu Charlie Haden & Antonio Forcione (Naim, CD098, CD) jest tak właśnie pokazane, z bliskimi odbiciami, stłumionym pogłosem itd. A jednak w obydwu przypadkach wszystko jest nieco mniejsze niż na innych dobrych kolumnach, dźwięk jest bardziej intymny, nie ma takiego otwarcia, jak w Dobermannach, „odejścia” itp. Słuchać to tak, jakby całość była lekko przytłumiona. Już kiedyś przywoływałem ten przykład, chyba przy okazji kolumn ART Stiletto 6, ale po przejściu na Isophony z takich kolumn jak np. KEF Reference 203/2 słychać wszystko tak, jakbyśmy z żywego pomieszczenia przeszli do przygotowanej do odsłuchu sali w salonie audio – nagle wszystko „siada”, wszystko jest bliższe i bardziej namacalne. Znika jednak swoboda i „oddech”.

To pierwsze i chyba najważniejsze cechy tych kolumn. Balans tonalny jest zupełnie inny niż można by się spodziewać po tego typu przetwornikach, jednak moim zdaniem to nie on będzie decydował o odbiorze Isophonów, a raczej elementy, o których wspomniałem. Analizując rozkład energii w poszczególnych podzakresach nie można się oprzeć wrażeniu, że białe membrany głośników, sugerujące chłód i twardość, z rozmysłem swoim wyglądem wprowadzają nas w błąd. Isophony grają bowiem niezwykle ułożonym, lekko ocieplonym dźwiękiem. Wszystko ma swoje miejsce i czas. Podobnie jest z najlepszymi membranami metalowymi, których wczesne przykłady miały chropawe i rozjaśnione brzmienie, a dźwięk był przez to nerwowy i rozedrgany. Najnowsze jednostki, przede wszystkim SEAS-a, dobrze zaaplikowane, brzmią wręcz kremowo i ciepło. Myślę, że w ich przypadku, podobnie, jak w Isophonie, wreszcie wypłaca dywidendy znaczące zminimalizowanie zniekształceń. Odbierane to jest jako ocieplenie brzmienia, a w rzeczywistości jest wyeliminowaniem z dźwięku brudów i błędów. To one najczęściej były powodem ostrego i rozjaśnionego brzmienia, a nie „charakter” przetworników. Tutaj, tak jak przy metalu, idea głośnika jako idealnego tłoka, jest na tyle blisko założeń, że dostajemy wszystko to, co w tym najlepszego, bez dotychczasowych wad. Problemem wciąż pozostaje jednak sprawa filtrów, które tak, jak w Isophonie, wpływają na dynamikę i energię grania. Ale o tym za chwilę – teraz jeszcze o barwie.

Druga strona pasma jest mocna i dynamiczna. W moim pokoju musiałem jednak użyć piankowych zatyczek, aby zintegrować ten zakres z pozostałymi. Bez nich kolumny grały świetnie wysyconym, „żywym” basem, który jednak czasem grał nieco oderwany od wydarzeń podstawowych. Nie wiem dokładnie, gdzie przechodził podział, ale to były okolice 35-45 Hz, ponieważ niskie zejścia kontrabasu, instrumentu o dźwięku podstawowym 41,20 Hz, w pewnym momencie brzmiały słabiej, jakby były lekko tłumione przez grającego. Nie było to duże odstępstwo. W ogóle (powinienem to zrobić wcześniej, ale nigdy nie jest za późno) wszystkie uwagi dotyczące tych kolumn odnoszą się do pewnego wzorca absolutnego, to prawdziwy, rasowy hi-end i w tym kontekście należy ten test czytać. W każdym razie, kiedy dźwięk schodził niżej, zarówno gitara basowa, jak i fortepian (koncertowy Steinway schodzi do 27,50 Hz) nagle wszystko dostawało dopalacza. Po wpięciu zatyczek energia tego najniższego zakresu nieco malała, jednak znacząco poprawiała się linearność, nie było już mowy ograniu subwoofera i kolumn. Poprawiała się też koherentność brzmienia. Być może, w krótkim odsłuchu, genialnie grająca na basie płyta Violator Depeche Mode (Mute, DMCD7, Collectors Edition, SACD/CD + DVD-A) bez zatyczek nie będzie tak ekscytująca. Posłuchajmy jej jednak w ten sposób trochę dłużej, a dojdziemy do wniosku, że wcześniej coś w brzmieniu było nie tak, że TO jest prawdziwe granie, bo jest i głębokie zejście (Isophony schodzą naprawdę nisko), i kontrola. Ta ostatnia cecha występuje zresztą bez względu na potraktowanie bas-refleksu, słychać znakomicie prowadzony start i zatrzymanie, bez przedłużania, bez buczenia itp. Nasycenie, pełnia, itp. – na piątkę. Średnica jest pochodną przejścia między górą i dołem, tj. idealnie wpisuje się w tę filozofię brzmienia. Jest mocna, pełna, nasycona, nieco ciepła. Nie jest to jednak „ocieplenie”, a po prostu wynik kremowej, trochę wycofanej góry. Nie mamy więc „wypchnięcia” wokali do przodu, a poczucie koherentnego brzmienia. Z wokalami to w ogóle jest tak, że pomimo odbierania dźwięku jako pozbawionego agresji, a przez to trochę cieplejszego niż zazwyczaj, głosy są podawane dość daleko. Nie twierdzę, że są wycofywane, ale nie mają też tak „namacalnych” kształtów, jak chociażby z Dobermannów, a już w ogóle nie pasują do „dopalonego” brzmienia, jak ze wspomnianych Stiletto 6.

Myślę, że ma to wspólne korzenie z lekko ograniczoną rozdzielczością tych kolumn. Proszę dobrze mnie zrozumieć: to znakomite, w pewnym stopniu perfekcyjne oddanie ataku i wybrzmienia, wszystkie elementy są lepiej rysowane (w ciepłej tonacji, co jest ultra-rzadkie) niż w większości kolumn dynamicznych na tej planecie, jednak jeśli chodzi o „wnętrze” dźwięku, to mam wrażenie, że ten element jest lekko homogenizowany. Inne drogie kolumny, z metalowymi i papierowymi głośnikami (tych ostatnich jest moim zdaniem mniej) potrafią pokazać więcej faktur, jak jest brud, to go pokażą, jak jest płasko, to tak zagrają. Isophony przez kombinację wszystkich podanych wyżej cech, grają wszystko po prostu bardzo ładnie. Nie chciałbym wyjść na masochistę, też lubię, jak muzyka gra ładnie, ostatecznie słuchanie muzyki ma sprawiać przyjemność, ma być rozrywką intelektualną i emocjonalną, jednak niemieckie kolumny (może chodzi głośniki? Może filtry?) grają wszystko na zbliżonym poziomie, w podobnej temperaturze emocjonalnej. W większości wypadków to dobra wiadomość, ponieważ podłączając do nich tranzystor, a kontrola basu tego wymaga, nie musimy się przejmować tym, czy brzmi zbyt sucho, „tranzystorowo” itp. Po prostu nie dążyłbym do sztucznego ocieplania brzmienia wzmacniacza. Z Isophonami to nie ma znaczenia, bo wszystko nagle zaczyna „żyć”. Dla mnie takim wyjątkowym przykładem na to, że niemieckie konstrukcje to swego rodzaju instrumenty muzyczne, grające jak Stradivarius, tj. w ciepłej, przyjemnej, tonacji było doświadczenie związane nie ze stereo, a z kinem. Wiem, że to „niemęskie” pisać w takim magazynie o filmie, ale nie będę ukrywał, że często oglądam DVD. Od czasu, kiedy kupiłem plazmę (o czym będę pisał w niedalekiej przyszłości), w ogóle straciłem rozsądek i kupuję, oglądam, kupuję i oglądam. Od strony wizyjnej wszystko jest „koszerne”, zaś od strony audio postawione na głowie. Przynajmniej patrząc od strony miłośników home theater. Dźwięk odtwarzam bowiem zawsze z dwóch kanałów, w systemie stereo. Normalnie odtwarzacz CD jest podłączony do przedwzmacniacza, a ten do końcówki mocy. W kinie jest inaczej: mój Arcam Solo Movie 5.1, przez wyjścia pre-out, z sygnałem regulowanym (po przedwzmacniaczu), podłączony jest do drugiego wejścia końcówki Luxmana. Dźwięk jest bardzo poprawny, dokładny, trochę „kinowy” przez podkreśloną dynamikę, ale jednocześnie też ciut suchy. Wybaczam to, ponieważ taki układ daje prostą ścieżkę sygnału i ułatwia obsługę. W takim zestawieniu Isophony zgrały znacząco lepiej, bardziej koherentnie i pełniej niż Dobermanny. Te ostatnie są wrażliwe na suchości i rozjaśnienia, których nie tolerują, „wypluwają” wszystko w pierwszych sekundach grania. Niemieckie kolumny inaczej – wszystko dopełniły, nadały dźwiękowi „znaczenia” i „ważności”. Naprawdę świetnie się ich w takim zestawieniu słuchało! Klasa źródła była momentalnie znana, wiadomo było, że to ostatecznie nie jest hi-endowy klocek, że radio z niego jest takie sobie, ale nie było bólu, plucia sobie w brodę.

Rozpisałem się, ale nie dało się inaczej. Isophony Vescova to pierwsze kolumny z głośnikami ceramicznymi, które mi się naprawdę podobały. Świetnie pokazały zalety i wady tej technologii. Część ich zalet jest tak wyśrubowanych, że trudno je gdzie indziej powtórzyć i jeśli takie focusowanie i dokładne brzmienie zostałoby zasymilowane w innych kolumnach, bylibyśmy niebezpiecznie blisko ideału. Inne elementy nie są tak wybitne, ale nigdy nie schodzą poniżej pewnego, bardzo wysokiego poziomu. To nieco ciepłe, ale nie ocieplone – wiem, jak to brzmi, ale mam nadzieję, że są już Państwo po lekturze całego testu i wiedzą, co mam na myśli – brzmienie, ze znakomitym basem. Nad tym ostatnim trzeba popracować ustawieniem i innymi „technikami”, ale warto. Nie spodziewałem się, że pierwsze spotkanie z ceramikami u mnie w domu i jednocześnie pierwsze kolumny Isophona, jakie testowałem, będą tak satysfakcjonujące.

BUDOWA

Kolumny niemieckiej firmy Isophon wyszły spod ręki dra Ronalda Gaudera. To wolnostojące konstrukcje dwuipółdrożne, z dwoma głośnikami niskośredniotonowymi Accutona o średnicy 150 mm każdy (membrana + zawieszenie), których membrany zostały wykonane z kompozytu ceramicznego. Taki sam materiał został wykorzystany na odwróconą (jak w głośnikach Focala) kopułkę o średnicy 25 mm. W opcji jest też możliwość zamówienia (za dopłatą) kolumn z kopułką diamentową (takie same możliwości są w przypadku kolumn Avalona). Przetworniki podzielono bardzo stromymi filtrami o nachyleniu 50 dB/oktawę. Niezwykle rozbudowana zwrotnica znalazła się w górnej części obudowy. Podzielona na dwie części – niskośredniotonową oraz wysokotonową, została przykręcona do wzmocnień z płyt MDF (wysokotonowa dodatkowo do płyty ze sklejki). To skomplikowane filtry, z wieloma cewkami (wszystkie, poza największą, są powietrzne) oraz kondensatorami elektrolitycznymi i polipropylenowymi. Większość elementów pochodzi z firm BLM oraz Inter-Technik. Głośnik poniżej kopułki został umieszczony w zamkniętej komorze i nie jest od dołu filtrowany inaczej niż przez objętość samej komory. Niższy głośnik od góry pracuje tylko do 180 Hz w obudowie wentylowanej bas-refleksem, którego wylot skierowany jest ku dołowi. Pozwala to kontrolować ilość basu z tej strony membrany, ale i jest chyba wymuszone kształtem obudowy. Ma ona bowiem dość niezwykły kształt „łodzi”, z obłymi bokami i ostrym tyłem. Obudowę z giętej sklejki (boki) wykonano w postaci sandwicza, z wypełnieniem w postaci piasku. Front, góra i dół wykonane zostały z kolei z płyty MDF. Całość jest więc bardzo sztywna i ciężka. Wytłumiono ją luźno włożoną, nieubitą sztuczną wełną. Głośniki w wyższej sekcji połączone zostały kablami z linek – jedna gałąź to linka miedziana, a druga, cieńsza, w niebieskiej izolacji, to srebrzona miedź. Głośnik w dolnej komorze został podłączony przewodem wyglądającym identycznie, jak kable Kimber Kable, jednak z czerwoną i czarną izolacją, a takiego modelu nie znam. Od spodu ulokowano także pojedyncze zaciski głośnikowe WBT, co nie jest zbytnio wygodne i wymaga sporej zręczności w operowaniu sztywnymi kablami. Obok bas-refleksu widoczne są jeszcze zwory, pozwalające korygować barwę kolumn, jednak w testowanym modelu nie były one aktywne. Dostępne są różne wersje kolorystyczne wykończenia – do testu dostarczono kolumny w lakierze fortepianowym. Ładnym, ale niepraktycznym.



DANE TECHNICZNE (wg producenta):
Moc maksymalna (ciągła/impulsowa) 220/410 W
Punkty podziału 180/3200 Hz
Impedancja nominalna 4 Ω
Wymiary (HxWxD) 1100 x 210 x 410 mm
Waga 30 kg


ISOPHON
VESCOVA

Cena (para): 29 000 zł

Dystrybucja: RCM

Kontakt:

ul. Matejki 4
40-077 Katowice

Tel: (0...32) 206-40-16; (0...32) 201-40-96
Fax: (0...32) 253-71-88

e-mail: rcm@rcm.com.pl


Strona producenta: ISOPHON



POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ



© Copyright HIGH Fidelity 2008, Created by B