Sprawy związane z kablami są nieco „śliskie”. To element toru, który chyba w największym stopniu, może jedynie poza siecią, zależy od innych elementów wokół siebie. Stąd potrzeba weryfikacji spostrzeżeń w swoim systemie w konfrontacji z próbami w innych systemach, najlepiej kompletnie różniącymi się od siebie. Można się spierać o to, w jakiej mierze zmiana kabla wpływa na dźwięk, jednak jednemu nie da się zaprzeczyć: wpływa zawsze i wszędzie. Sprawą otwartą pozostaje oczywiście, czy owe zmiany uzasadniają tak dużą inwestycję. Bo dobre kable są bardzo drogie. Często wręcz absurdalnie. Jeśli jednak mieli Państwo kiedykolwiek do czynienia z topowym systemem, jest duża szansa, że doświadczyliście także tego, jak nawet niewielkie zmiany w okablowaniu zmieniają dźwięk na tyle, że z czymś innym dane urządzenia już potem „nie grają”. Często owe „drobiny” są w stanie zrujnować dźwięk lub wynieść go na orbitę, wydawałoby się, nieosiągalną. Bo wybór okablowania stanowi ostateczny „szlif”, coś w rodzaju końcowego „błogosławieństwa” dla sytemu, który złożyliśmy. Dlatego tak ważne jest, aby zdać sobie sprawę z tego, że to rzecz, do której należy się zabierać na końcu, nie na początku, której jednak żadną miarą nie da się przeskoczyć. Niestety. Przede wszystkim dla naszego konta. Nie jest to pierwsze spotkanie z marką Furutech na łamach HFOL, bo, przypomnę, testowaliśmy już wcześniej listwę sieciową E-TP80E, a także referencyjny przewód cyfrowy AES/EBU (test TUTAJ), który jest moim zdaniem, jedną z absolutnie topowych łączówek tego typu. Ja, w każdym razie, niczego lepszego nie słyszałem. Testowane przewody, podobnie, jak wspomniana „cyfra”, także należą do serii Reference. Jak to zwykle bywa, ich wygląd niczym nie usprawiedliwia ceny. Jeśli jednak postawimy je obok Velumów, z których korzystam, widać, że ich wykonanie jest o niebo lepsze: wyjątkowo porządne, profesjonalne i nie jest to garażowa produkcja, jak w przypadku tych pierwszych. Zarówno interkonekt, jak i kabel głośnikowy nie są sztywne i całkiem łatwo dają się układać przy podpinaniu. Okryto je siateczkami – interkonekt czarną z czarną izolacją pod spodem, a głośnikówkę czarną z brązową izolacją. Blisko jednego z końców (na kablach nie ma zaznaczonej kierunkowości) umieszczono wykonaną z aluminium „puszkę” z zalanym żywicą środkiem. Aby jej nie uszkodzić, obleczono ten element zielonym aksamitem ze złotymi napisami Reference Series. ODSŁUCH Przewody Furutecha należą do wąskiej grupy łączówek, które niczego nie robą źle i wyraźnie starają się usunąć w cień. Nie są oczywiście pozbawione charakteru, bo wszytko na tym świecie odciska swoje piętno, jednak tutaj nie wychodzi to na pierwszy plan. Wydawałoby się więc, że mamy kable doskonałe – coś, do czego wzdychają wszyscy, którym dane było połączyć ze sobą dwa urządzenia lub urządzanie z kolumnami tak, jakby niczego pomiędzy nimi nie było, jakby były spięte „na krótko”. W takim przypadku byłby to wreszcie koniec bezsensownej (w gruncie rzeczy) miotaniny między kablami X i Y, między wyborem mniejszego zła (zgniły kompromis), a postawieniem na jakąś konkretną zaletę (kompromis pospolity). Niestety tak nie jest. Nie jest to wina Furutecha, ani tych konkretnych kabli, a fizyki. To ona sprawia, że zawsze będzie coś, czego będzie nam brakowało lub coś, co będzie przeszkadzało. Ale zacznijmy jeszcze raz: kable Furutecha są bardzo rzetelnymi (myślę teraz absolutnie pozytywnie), wiarygodnymi przewodami. Mają dwie cechy, które pozwalają je szybko zorientować względem innych kabli: mocny bas i kremową górę. Zacznę o tego pierwszego. Japońskie łączówki, obydwie, grają mięsistym, dynamicznym dołem. Przy każdej płycie. Nie są przy tym jednowymiarowe i nie buczą tylko, a ładnie ukazują charakter źródła dźwięku. Na ostatnio nabytej przeze mnie płycie Chariego Hadena i Antonio Forcione Heartplay (Naim, CD098, CD), zresztą naprawdę fajnej, mamy tylko gitarę i kontrabas. Instrumenty nagrano w typowej dla Naima, purystycznej konfiguracji, za pomocą dwóch mikrofonów AKG, ustawionych w pewnej odległości od instrumentów. Daje to znakomitą, wiarygodną przestrzeń, a także bardzo dobrze definiuje relacje przestrzenne pomiędzy nimi. Kontrabas, tak by się przynajmniej mogło wydawać, ze względu na dookólną charakterystykę niskich dźwięków, powinien być słyszalny w obydwu kanałach. W pewnej mierze tak właśnie jest – potrzymanie jest raczej plamą, a nie punktem. Jednak o tym, gdzie stoi muzyk momentalnie informują takie detale, jak: uderzenie w strunę, struny o instrument itp., a także harmoniczne niskich dźwięków podstawowych Im lepszy system, tym lepiej to „widać”, a od pewnego momentu tym bardziej naturalne są te relacje. To samo tyczy się przewodów. Furutech, podobnie jak inne najlepsze kable, ma te „schody” za sobą. Kontrabas jest lekko po lewej stronie, ma dokładną sygnaturę, słychać, że nagrano go w pewnej przestrzeni itp. Z drugiej trony „tęczy”, że tak powiem, jest gitara basowa na najnowszej płycie Radiohead In Rainbows (XL Records, XLCD 324, CD). To nowoczesne, czyste nagranie z potężną dawką adrenaliny i emocji. Tutaj także, kiedy wchodzi bas, jak np. w utworze nr 3, mamy jasną sytuację co do jego barwy, tonu, miejsca w przestrzeni itp. Jest świetne uderzenie i wybrzmienie. Prawda z basem rozciąga się też i na inne instrumenty, z perkusją na czele. Każdy rodzaj grania jest prezentowany tak, jak na to zasługuje – czy to Depeche Mode z Violatora, czy z płyty Courage Pauli Cole (Decca, B0008292-02, CD) – za każdym razem mamy krótkie uderzenia z rytmem itp. Kiedy za na nowej płycie (fantastycznej!!!) Jacka Johnsona Sleep Through The Static (Brushfire Records, 756005, CD) bas czasem się rozlewa, słychać, że to sprawka nagrania, nie sytemu czy kabli. Nie chodzi o jakieś wyraźne sygnały, że „to nie my”, ale po prostu wiemy. Od góry pasmo także jest bardzo dobrze prowadzone. Wyższy zakres jest lekko temperowany, w czym przypomina brzmienie XLO Limited. Z drugiej strony, Velum jest bardziej otwarty, choć nie aż tak „kremowy”. Myślę, że jest to brzmienie lokujące się ostatecznie gdzieś pomiędzy wspomnianym XLO, a Cardasem Golden Reference. Przy bardziej agresywnych nagraniach przynosi to ulgę, bo np. dość przeciętnie zrealizowany singiel Saw Something/Deper and Deeper Dave’a Gahana (Mute, LCDMUTE398, SP CD), wycięty z płyty Hourglass dał się zagrać w całości bez potrzeby ściszania go w niektórych momentach. Podobnie grał zresztą na XLO. Jest to pewne odstępstwo, bo w istocie, co słychać na kablach Tary Labs i Veluma jest tam lekka agresja i wyostrzenie. Furutech nie zasłania niczego kocem, to nie ten trop, a jednak lekko wszystko tonuje, jak to zwykle jest z japońskimi produktami. Przy nagraniach, gdzie góra jest już na wstępie lekko wycofana, jak na płycie Johnsona (jeszcze raz chciałbym ją polecić!), jest jej ciut mniej niż przy Cardasie, jednak pozostaje wrażenie „kremowości”, a nie zgaszenia. To ważne, ponieważ japońskie kable grają rytmicznie i z dobrym skupieniem, co daje wrażenie żywego grania, mimo, że „żywość” nie jest w tym przypadku oparta na mocnej górze. Rzeczy, które najprawdopodobniej zadecydują o tym, czy to nasza „bajka” leżą nie na skrajach pasma, ani nawet na średnicy. Ta ostatnia jest ładna, pełna, może bez jedwabistości XLO czy otwartości Veluma, ale w każdym calu akuratna. To, z czym trzeba się zapoznać w swoim systemie i zdecydować, czy to jest to, czego szukamy, to sposób, w jaki Furutech traktuje dynamikę. Jak wspomniałem, w skali makro jest ona znakomita, kabel daje urządzeniom zagrać mocno, z dużą skalą i bez ograniczeń. Jeśli jednak przyjrzeć się bliżej, to okaże się, że mikrodynamika jest nieco „ściśnięta”. Pamiętajmy, że mówimy o topowym kablu, nie tylko ze względu na cenę, ale także brzmienie, więc nie jest to prostackie zdławienie. Porównuję Furutecha z najlepszymi przewodami, jakie znam i tak trzeba rozumieć te uwagi. Jeśli miałbym przyrównać ten efekt do czegoś z życia, to włączenie Furutecha po Tarze, Cardasie czy Velumie daje taki efekt, jakbyśmy w salonie audio weszli z sali „ogólnej” do odsłuchowej. Momentalnie wszystko taje się bardziej „tu i teraz”, każdy ruch jest słyszalny nie tylko przez odbicie, ale także w swojej bezpośredniości. Tak samo jest, kiedy wepniemy do sytemu Furutecha – gitara Forcione jest bardziej intymna, a kontrabas Hadena brzmi w nieco bardziej „tłumiony” sposób. Nie mamy do czynienia ze stłumieniem przez obcięcie góry czy środka, ale z efektem „zapadnięcia się w poduszkę”. Nie jest to nieprzyjemne, jednak występuje zawsze, niezależnie od granej płyty. I chyba tyle. W moim systemie obydwa kable wnosiły podobne zmiany i nie miałem wrażenia, że interkonekt jest lepszy niż głośnikówka czy odwrotnie. W systemie Ancient Audio, gdzie także kabel był wypróbowywany, wyraźnie lepiej zagrał jednak interkonekt, stając niedaleko za Tarą Lab ISM 0,8. Trzeba więc wypróbować te kable u siebie. Gwarantują one znakomity, mocny, bardzo niski i zwinny bas, kremową górę i „intymizację” przekazu. Są ładnie wykonane i stoi za nimi prawdziwa inżynieria, bez ładowania nas w bambus. Są lepsze kable, jak wspomniana Tara Labs, jednak za taką zmianę trzeba będzie sporo dopłacić. W swojej cenie Furutech stanowi silną pozycję, może bez wyskoków, olśnień itp., ale też bez słabych stron, bo wszystko, co robi, robi co najmniej dobrze. Jest, moim zdaniem, bardzo „bezpiecznym” wyborem. Jeśliby mierzyć w najlepsze konstrukcje, da się znaleźć rzeczy, które to tu, to tam będą lepsze. Jeśli jednak nie chce nam się przewalać kolejnych drutów i wsłuchiwać w dźwięk, zamiast słuchać w tym czasie muzyki, to spokojnie możemy zainwestować w Furutecha – na pewno nie zaszkodzi. BUDOWA Obydwa testowane przewody należą do Reference Series. Zastosowano więc w nich najważniejsze technologie tego producenta, z procesem Alpha na czele – polega on na kriogenicznym zamrażaniu przewodników i odpowiednim podgrzewaniu. Daje to lepiej ukształtowaną strukturę kryształów metalu. Na stronie firmowej wypisano główne cechy obydwu przewodów. Zacznijmy od interkonektu Audio Reference II-NI: Speaker Reference III: Jak się okazuje, owe metalowe „puszki” są drugim ekranem, tj. służą jako filtry i to w nich umieszczono proszek GC-303. Zazwyczaj, jak przewodach MIT czy Transparent Cable są w nich umieszczane pasywne elementy korygujące przesunięcia fazowe lub pojemność przewodów. Furutech wybrał mniej „inwazyjne” rozwiązanie. Małe pieniądze, dużo technologii.
|
||||
© Copyright HIGH Fidelity 2008, Created by B |