INTERKONEKT ANALOGOWY RCA

ETI
QUIESSENCE Q100

WOJCIECH PACUŁA







Podobnie, jak w przypadku włoskiej firmy AudioNemesis, tak i w stosunku do australijskiej Eichmann Technologies International mam uczucia ojcowskie. Nie są to zaburzenia osobowości i przeniesienie niezaspokojonych potrzeb na obiekt trzeci, bo dzieci mam niezwykle udane i pod tym względem czuję się spełniony, a zwykłe poczucie odpowiedzialności za coś, co w jakiejś mierze jest wynikiem mojej pracy. Chodzi mianowicie o to, że pierwsze kabelki tej niezwykle interesującej firmy otrzymałem dosłownie tuż po jej ekspansji poza kontynent australijski i szybko przeszczepiłem na polski grunt. A stało się to za sprawą fantastycznego człowieka – Roberta Woodlanda – naonczas szefa sprzedaży Eichmann Technologies, z którym zapoznałem się i zaprzyjaźniłem w czasie pierwszej wystawy High End w Monachium. Bob potrafił opowiadać w tak interesujący sposób, że nawet ja, zaprawiony w PR-owskich bojach i słyszący wciąż i wciąż na nowo o przełomach, rewelacjach, wyjątkach, wybitnościach, z zainteresowaniem wziąłem do testu interkonekt eXpress 6. Myślę jednak, że nawet urok osobisty Woodlanda nie wystarczyłby, gdyby za firmą nie stały poważne badania i świeży pomysł. A Keith Eichmann, którego nazwisko firma nosi, jest jednym z bardziej doświadczonych profesorów-materiałoznawców, który w dodatku potrafi swoje teoretyczne osiągnięcia przekuć w praktykę. A chodzi mianowicie o teorię dotyczącą wpływu metali na przewodnik z płynącym prądem. Brzmi znajomo? A powinno: dokładnie taką samą filozofią kieruje się inny ciekawy człowiek, Denis Morecroft, właściciel brytyjskiej firmy DNM Design, odpowiedzialny m.in. za przewody DNM Reson. No, powinniśmy być w domu. Resony to kabelki typu solid-core, z szeroko rozstawionymi gałęziami, cieniutkie, z plastikowymi wtyczkami. Morecroft twierdzi bowiem, że im mniej metalu wokół elementów elektronicznych oraz przewodników tym lepiej. Nie wiem, kto kogo zainspirował, ale Eichmann wydaje się znacząco bardziej zaawansowany w swoich badaniach dotyczących przewodów i być może to on dał teoretyczne podwaliny pod Resona.

Niezależnie od tego, „kto kogo”, nikt już Eichmannowi nie odbierze innego produktu-ikony: wtyków Bullet Plug (United States Patent 6604962, link do opisu patentu TUTAJ). Dostępne dotychczas w wersjach miedzianej i srebrnej, wraz z najnowszą linią Quiessence otrzymały trzecią formę, gdzie pin ujemny jest srebrny, a dodatni ze stopu CuTe. A wspominam o nowej linii nieprzypadkowo. Dotychczas produkty ETI, bo tak teraz brzmi oficjalna nazwa marki (firma nazywa się ETI Research) były tanie. Nieprzyzwoicie tanie. Myślę, że choć takie podejście było niezwykle fair w stosunku do klientów, to jednak nie było zbyt „handlowe”, ponieważ nie wzięto pod uwagę mentalności audiofili, którzy często kierują się właśnie ceną, a nie dźwiękiem. Stąd przewody Keitha Eichmanna w hi-endzie nigdy nie zaistniały. To błąd, ale sprawa jest już zamknięta. Być może właśnie z tego powodu postanowiono w ETI opracować nową linię łączówek, które byłyby wyceniane tak samo, jak produkty innych znanych firm o zbliżonej klasie. Czyli drogo. Ponieważ jednak profesor Eichmann to człowiek uczciwy, nie poszedł na łatwiznę i nie przepakował po prostu starych produktów. Cztery lata to trwało, ale przyniosło efekt w postaci nowych patentów. Nowe kable wyglądają więc inaczej niż seria eXpress i mają też zupełnie inną budowę. Nawet, jak wspomniałem, Bullet Plugi zostały przeprojektowane tak, aby zgrać się z nową budową samych kabli. Seria Quiessence jest dość rozbudowana. My zaczynamy od najtańszego produktu, interkonektu Q100, który i tak jest niemal trzykrotnie droższy od dotychczas najdroższego eXpress 6...

ODSŁUCH

Zanim przejdę do szczegółowego opisu i związanych z nim jednostkowych ocen poszczególnych aspektów brzmienia, chciałbym powiedzieć, że kabelek ETI, choć niepozorny, to jednak dźwiękiem nawiązuje do drogich, uznanych konstrukcji. Jest przez to nie tyle rozwinięciem tego, co znaliśmy z kabelków Eichmann Technology, a raczej nową jakością – i tak należy czytać ten test. Kabelek wyraźnie odsuwa scenę dźwiękową od słuchacza. To pierwsza rzecz, jaka rzuciła mi się w oczy po zamianie moich Velumów na ETI. Nie jest to zmulenie czy zamglenie, a właśnie cofnięcie się o krok na scenie z pierwszą linią. Jeden z przyjaciół słuchając ostatnio mojego systemu stwierdził, że dźwięk jest wyjątkowy, jednak wszystko słychać tak, jakbyśmy siedzieli w miejscu, w którym ustawiono mikrofony: idealnie, ale nieco blisko i intensywnie. To sprawa związana z filozofią odtwarzania muzyki i tego, jak byśmy chcieli słyszeć ją w naszym domu – dla jednych, jak dla mojego przyjaciela, muzyka powinna brzmieć możliwie najbliżej tego, jak słychać ją na żywo. Ponieważ słucha przede wszystkim klasyki, może to łatwo zweryfikować na dowolnym koncercie. Moim zdaniem jest nieco inaczej – powinniśmy odtworzyć to, co jest na płycie, zaś naturalna perspektywa powinna zostać uchwycona przez realizatorów. Jeśli tak nie jest, to trudno – sprzęt ma być możliwie wierny, nie kreatywny, a odtwórczy. Czasem jednak nie da się odmówić takiej prezentacji niezwykłej siły oddziaływania. I pomimo mojego wewnętrznego przekonania dotyczącego takiej re-kreacji, to jednak jeśli zachowane są inne elementy, takie jak rozdzielczość, barwa itp., to można przyjąć, że jest to propozycja równorzędna, a dla niektórych nadrzędna. I ETI gra tak, że mój system zaczął brzmieć bardziej w sposób, w jaki by sobie życzył miłośnik klasyki. Co ciekawe, wcale mi to nie przeszkadzało, jak w przypadku systemów, które starają się emulować wydarzenie na żywo, bez względu na to, jak płyta została zarejestrowana, chyba dlatego, że interkonekt Keitha Eichmanna ma wyjątkowo dobrze prowadzoną górę – dokładną i rozdzielczą. A poza tym, scena, choć mocniej cofnięta za linię głośników niż np. kablach Wireworlda, jest głęboka i szeroka. Mam nawet wrażenie, że ten aspekt jest lepszy niż z moich Velumów. Właśnie tak.

Balans tonalny jest w ETI nieco przesunięty ku środkowi. Bas jest dokładny i charakteryzuje się dobrą definicją, jednak nie ma tej mocy co z Velumów – zarówno wpięty między CD i przedwzmacniaczem, jak i między przedwzmacniaczem i końcówką spłycał ten zakres i nie dawał tak mocnej podstawy, do jakiej się przyzwyczaiłem. Tutaj i Velum, i Furutech Reference III (testowany w tym samym numerze) zagrały z większym autorytetem i z lepiej zróżnicowaną barwą. Myślę, że to właśnie ten element powoduje w moim systemie mocne i bezpośrednie granie. Głębia sceny w moim systemie jest bardzo dobra, lepsza niż w większości zestawień, które słyszałem, choć nie ma szans w starciu ze sceną w systemie Ancient Audio, o którym piszę zwykle przy okazji spotkań KTS (jednak z relacji TUTAJ). Jest mimo to wyraźna, stabilna i pełna. ETI nieco ją poszerzył, jednak głębokość pozostała bez zmian, a jedynie pierwszy plan – i w konsekwencji następne – został przesunięty nieco w tył. Wspomniałem o barwie – powtórzę, bo to istotne: wyraźnie w tym interkonekcie popracowano nad górą, która w dużym stopniu przypomina to, co słychać z drogich kabli Tara Labs. Wszystko jest bowiem dokładnie rysowane, np. wyraźnie słychać niuanse gry na talerzach z genialnej płyty Pyramid The Modern Jazz Quartet (Atlantic/Warner Music [Japan], WPCR-25125, CD). A przy tym nie jest góra podkreślana, powiem więcej – w porównaniu z Velumami, a nawet Wireworldem Silver Eclipse 5 góra australijskiego kabla jest wyraźnie spokojniejsza i nie tak mocna. Nie jestem pewien, która „prawda” jest „prawdziwsza”, jednak taki przekaz jest świetnym dodatkiem do znakomitej przestrzeni. To marzenie wielu audiofili – mieć dobrą scenę dźwiękową, ale bez podkreślonej góry. Te dwie rzeczy udaje się pogodzić, ale najczęściej w bardzo drogich produktach. Stąd, kiedy usłyszałem Q100 w akcji od razu wiedziałem, że mam do czynienia z prawdziwie rasowym produktem

Wspomniałem o „prawdzie” – ETI prezentuje wydarzenia z większym dystansem i z delikatniejszą górą niż chociażby przywołany wcześniej referencyjny Furutech. Zastanawiałem się, czy napisać że wysokie tony są złagodzone, ale prawda jest taka, że nie mam 100 % pewności, że któraś z tych prezentacji jest bliższa temu, co jest na płycie. Obydwie prezentacje to przykład wysokich lotów, może jeszcze nie a poziomie ISM The 0.8 Tary Labs, ale to na pewno rasowe granie. Weźmy dla przykładu sybilanty na płytach Chris Connor Lullabys of Birdland (Bethlehem/Victor Enterteinment, BCP-6004/VICJ-61452, K2 HD CD), Jacka Johnsona Sleep Through The Static (Brushfire Records, 756055, CD) i Allana Taylora Old Friends - New Roads (Stockfisch, SFR 357.6047.2, CD): zarówno w systemie Ancienta, jak i w mim, z kablami Veluma, czasem coś tam zasyczy. Nie jest to podkreślenie, a naturalna, jak mi się wydaje, konsekwencja bliskiego omikrofonowania. ETI podaje to znacznie łagodniej, ładniej, ma się wrażenie, że wszystko przy nagraniu było idealnie przykrojone (wszystkie te płyty prezentują głos w genialny sposób, ale w charakterystycznej, „bliskiej” manierze). Która wersja jest tą prawdziwą? Słuchając Connor na słuchawkach, w systemie Staxa Omega II (test poprzedniej wersji – TUTAJ) słyszałem lekkie podkreślenie niektórych głosek syczących, zaś słuchając tego samego na AKG K701 ze wzmacniaczem Lebena CS-300 już tego nie było. Biorąc pod uwagę, że AKG z Lebenem ciut zaokrąglają górę, mogę zasugerować, że prawdziwsze było to, co przekazał STAX oraz Velum, jednak nie jest to poparte żadnymi twardymi dowodami. Stąd spokojnie trzeba powiedzieć, że góra ETI jest fantastyczna, choć słabsza niż z Veluma, Furutecha i Tary Labs.

Trochę się rozpisałem o górze i dole, ale to dlatego, że jest o czym pisać, że rozdzielczość i barwa tego kabla są na tak wysokim poziomie, iż można się skupić na naprawdę istotnych sprawach i na tym, co różni ETI od najlepszych. Pewien problem może być nawet nie z oddaleniem sceny, a z dynamiką kabla. Na poziomie mikro jest znakomita. Przy większych planach wydaje się jednak uspokojona. Częściowo wiąże się to z mniejszą intensywnością przekazu niż z Wireworldem, Tarą czy Velumami, ale w części to wynik takiego, a nie innego charakteru. Kiedy w utworze Diamonds On The Soles z płyty Graceland Paula Simona (Warner Music Japan, WPCR-12417, CD) od początku słyszymy wokale czarnoskórych muzyków, pierwotne i mocne, na Velumach oraz Tarze są one niezwykle intensywne, pełne energii. ETI pokazuje je chyba nawet dokładniej niż Velumy, jednak już bez tej ekscytacji. Nic w tym kablu nas nie zaskoczy, nie zaatakuje nagle zza węgła. To wyważone, przemyślane granie, może bez wysokiej adrenaliny, ale w wielu aspektach wybitne. W dalekiej perspektywie przypomina to, co oferują kable firmy DNM Reason, tyle że w wyrafinowanej formie. Stąd wynika potrzeba dopasowania go do naszego systemu. Większość urządzeń tranzystorowych gra dość suchym dźwiękiem i tam Q100 będzie idealny. Nawet z bardzo drogimi urządzeniami ETI zabrzmią znakomicie. Już teraz jestem więc bardziej niż zaciekawiony tym, co prezentują droższe przewody tej serii.

BUDOWA

Seria Quiessence firmy ETI (Eichmann Technologies International) to najnowszy jej pomysł, stojący znacznie wyżej w cenniku niż poprzednie produkty. Stąd otrzymał swoją własną, osobną podstronę na www producenta. Pomysł za nim stojący jest prosty: zastosować wszystkie firmowe „patenty” bez oglądania się na koszty – w najlepszej z możliwych postaci. Jak się można dowiedzieć ze strony firmowej, najważniejszym elementem tego myślenia było inne podejście do pomiarów: niemal zawsze mierzy się kable, w oparciu o żyłę „gorącą”, traktując żyłę „zimną” jako zero, przy projektowaniu stosując podobne podejście do nich obydwu. Eichmann inaczej – traktuje te dwie żyły inaczej. Nie jest to dokładnie wyjaśnione, ale pisze się, że tworzy się w ten sposób Ground Nulling Circuit (GnC), pasywny filtr, utworzony jedynie za pomocą odpowiedniego prowadzenia żyły ujemnej.

Model Q100 należy do najtańszej propozycji z serii Quiessence. Kabelki są bardzo giętkie, obleczone w czarną siateczkę i zakończone znakomitymi wtykami Bullet Plug, zresztą własnego pomysłu. W tym przypadku są to wtyki z metalowym „body”. Inaczej niż zwykle, pin gorący wykonano z miedzi CuTe, zaś powrotny ze srebra o czystości 99,99 %. Kable są kierunkowe, tj. jak wyjaśnia Eichmann, zostały wstępnie wygrzane w fabryce, a sygnał płynął w jednym kierunku. Wtyki, do których należy kierować sygnał, a więc te, które wpinamy do odbiornika odpowiednio oznaczono, wytłaczając na nich logo ETI. O budowie wewnętrznej nie da się wiele powiedzieć, jednak bazując na znajomości kabli z niższych linii, można powiedzieć, że użyte zostały przewodniki solid-core, o innym przekroju dla żyły gorącej i ujemnej.



ETI
QUIESSENCE Q100

Cena: 1700 zł

Dystrybucja: Ars Fono

Kontakt:

Ars Fono
Tel.: +48 692 55 05 53
Tel. kom.: +48 22 398 74 74

e-mail: biuro@arsfono.com.pl


Strona producenta: ETI



POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ



© Copyright HIGH Fidelity 2008, Created by B