Pojawienie się zestawu Resolution Audio w tym numerze „HIGH Fidelity OnLine” jest w pewnym sensie dziełem przypadku. Pierwotnie miało go nie być, bo nie wiedziałem nawet, że jest dostępny. Z dystrybutorem RA, warszawskim Audio Forte wprawdzie rozmawiałem o teście, ale systemu Simaudio Moon CD-5.3 + i-3 RS. Kiedy zadzwoniłem z prośbą o podesłanie urządzeń, usłyszałem pytanie o to, czy nie chciałbym posłuchać czegoś egzotycznego. „A o co chodzi?” – chciałem wiedzieć coś więcej. „O takie coś – Resolution Audio”. I tak byliśmy w domu. Człowiekiem, który stoi za RA jest Jeffrey Kalt. Firma wprawdzie pochodzi z USA, jednak tak naprawdę to międzynarodowy projekt. Jak się okazuje za wzmacniaczem s30 stoi Brytyjczyk, Denis Morecroft, właściciel DNM Design, zaś za wyglądem szwajcarski dystrybutor Reasona. Bo urządzenia RA mają nietypową szerokość przedniej ścianki – połowę klasycznego „racka”. To zawsze wskazuje na to, że za urządzeniami – o ile oczywiście nie są to produkty life-style – stoi coś szczególnego – coś, co pozwala zaryzykować i zrezygnować z klasycznego frontu. To ciekawe zjawisko i co jakiś czas się z nim można spotkać – ludzie, w tym audiofile, są niewolnikami gabarytów. Jak coś wszerz nie ma 430-440 mm, to jest „niepoważne”. Jest jakoś tak, że wbrew temu, co twierdzimy, a mianowicie, że liczy się tylko dźwięk, do wyglądu przykładamy niezwykłą wagę. To, przynajmniej dla mnie, zrozumiałe – ostatecznie urządzenia audio to także swego rodzaju obiekty sztuki użytkowej, coś, z czym będziemy na co dzień obcowali. Dlatego, jeśli ktoś mówi, że wygląd się dla niego nie liczy, puszczam to mimo uszu, bo wiem, że przy konkretnym zakupie właśnie na wygląd zwróci uwagę w pierwszym rzędzie. I, jak mówię, dobrze, to normalne. Przestańmy się jednak okłamywać i powiedzmy to głośno i wyraźnie: LUBIĘ, JAK MI SIĘ COŚ PODOBA! Nie jest to oksymoron, a po prostu esencja zadowolenia ze swojego otoczenia. Jest jednak ‘wygląd’ i ‘wygląd’. Pierwszy wiąże się z ogólną estetyką, projektem plastycznym, kolorem, rozmieszczeniem gałek itp. Drugi po części też ma związek z designem, ale nie wprost – tutaj nie wygląd w potocznym rozumieniu tego słowa jest najważniejszy, a raczej bryła. Można by tu wrzucić wszystkie produkty, które może i w ogólnych zarysach wygląd mają zbliżony do „mainstreamowego”, a które różnią się jednak od klubu „440 mm” bryłą. To tutaj lokują się produkty Cyrusa, AudioNemesis, Lebena, Ancient Audio, DNM, wzmacniacze Avantgarde Acoustic (przede wszystkim Model 5 z którego korzystam), Bel Canto czy właśnie Resolution Audio. Tutaj forma wynika z funkcji, urządzenia nie są sztucznie powiększane tylko po to, żeby lepiej wyglądały. I to rozumiem. Korzystam wprawdzie z potężnej, robiącej swoimi gabarytami duże, jak ona sama wrażenie, końcówki mocy M-800A Luxmana, jednak tam również jej bryła wynika wprost z zadania – dostarczenia 2 x 60 W w klasie A do 8 Ω, 2 x 120 Ω do 4 Ω i tak dalej. A jednak pracownikom salonów audio trudno przekonać potencjalnych klientów do produktów takich jak np. Cyrus. Dlaczego? Bo tak naprawdę nie różnimy się niczym od „normalnych” klientów AGD – my również kupujemy oczami. Coś jest chyba na rzeczy, bo nawet dystrybutor, najlepiej chyba „czujący” rynek, mówi o Resolution Audio „egzotyczny”. Tak, jakby Ancient Audio czy Leben były mniej egzotyczne... A przypadek firmy, której urządzenia testujemy, jest szczególny. Tematem przewodnim tego numeru HFOL (No. 46, luty 2008) są systemy CD + wzmacniacz. I o takie zestawy poprosiliśmy wybranych przez nas dystrybutorów. I otrzymaliśmy co chcieliśmy, chociaż w przypadku Resolution Audio, wraz z Opusem 21 przyszło coś jeszcze, coś, co sprawia, że to prawdziwy system, a nie tylko wzmacniacz stojący pod kompaktem, dopasowany doń stylistycznie i pozwalający się (choć nie zawsze i nie we wszystkich systemach!) sterować z tego samego pilota. Urządzenia tej amerykańskiej firmy od samego początku, od momentu, kiedy rodziły się w głowie Jeffreya Kalta, nawet zanim jeszcze zagościły na desce kreślarskiej (czy też ekranie komputera), były już systemem w pełnym tego słowa znaczeniu. ODSŁUCH Tak jak wszystkie systemy w tym miesiącu, zestaw RA testowany był właśnie jako komplet, bez mieszania go z innymi produktami. Ostatecznie chodziło bowiem o to, aby zobaczyć, jak gra w „rodzinnym” gronie. Warto jednak zauważyć, że szczególną przewagą odtwarzacza Opus 21 CD jest to, że ma wbudowaną regulację siły głosu. Można oczywiście skorzystać z zewnętrznego przedwzmacniacza i ustawić na stałe maksymalny poziom na wyjściu (wskazanie 99) w setupie urządzenia. Można też CD podłączyć do wzmacniacza DNM, a to dzięki pięciopinowemu (DIN) gniazdu. System gra tak jak większość małych, acz wysokiej klasy systemów – zupełnie inaczej niż wygląda. Otrzymujemy bowiem duży rysunek, mocny, dynamiczny bas i wrażenie, że pompujemy głośniki sporym piecem. Kiedy słucha się RA, albo chociażby Modelu 5 AA, zaskakuje przede wszystkim wspomniany bas, który przy tak małej mocy, przy tak „nikczemnych” gabarytach nie ma prawa wystąpić. A jest, i to lepszy, niż wielu pełnowymiarowych wzmacniaczy. Zaskakujące jest w s30 także to, jak dobrze radzi sobie z trudnymi kolumnami, z pełnowymiarowym basem i niezbyt wysoką skutecznością, a tymi przymiotami można wątpienia należy opisać Dobermanny Harpii Acoustics. Nie da się oczywiście grać tak głośno, żeby ogłuchnąć, ale do naprawdę wysokich poziomów dźwięku wzmacniacz wspina się liniowo, bez nagłego wyostrzania i bez nagłego zapiaszczania góry, kiedy tylko zaczynają się przesterowania. Całość ma raczej zdyscyplinowany charakter, gładko wchodząc na wysokie poziomy, ale też potrafi nastrojowo cichnąć, kiedy tylko wymaga tego materiał muzyczny. I to wszystko z naprawdę dużą gracją. Jeśliby miał do czegoś porównać tę „wieżyczkę”, to najłatwiej byłoby do Naima. Pomimo różnicy gabarytów (głównie wszerz), Opus 21 to ten sam żywioł, takie samo baczenie na rytmiczność utworów. Stąd wynika pewna wyraźna skłonność amerykańskich urządzeń do efektownego grania przede wszystkim mocnych, rockowych płyt. Nie wiem, jak inni recenzenci sobie ustawiają przesłuchania, ale dla mnie jest to kolejne granie w danym dniu, tygodniu i miesiącu, nie wyciągam więc do niego tylko płyt „testowych”. Mam oczywiście stertę dysków, które staram się wysłuchać zawsze, ze wszystkim, co testuję po to, aby mieć odniesienie do innych produktów. To jednak pewnego rodzaju obowiązek. Po nim, albo w czasie „pomiędzy”, słucham jednak muzyki, którą po prostu lubię, na którą mam akurat ochotę i płyty przesłuchiwane przeze mnie do zakładki Muzyka. Nie ma więc znaczenia, czy słucham hi-endu, małego urządzonka, czy potężnego pieca. Stąd zdarzają się różne rzeczy – jak i tym razem. Oto jako pierwszy na szufladę powędrował nie kto inny, a Megadeth z płyty Countdown to Extinction (Capitol/Mobile Fidelity, UDCD 765, gold-CD, recenzja TUTAJ). Rzeźnia, ale z klasą. I w dodatku przyjemnie przygotowana przez ludzi z Mobile Fidelity. Nie trzeba było mieć doktoratu, żeby od razu zauważyć, że Opus 21 proponuje duże granie, z masywnymi gitarami, mocnym basem i stopą. Grało, jak należy. Głos był bardziej wtopiony w ścianę gitar niż z systemu odniesienia, jednak potęga grania, pomimo niewysokiej mocy, była ewidentna. To dobry moment, żeby znowu wtrącić coś o basie. Zakres ten jest prowadzony w mocny, mięsisty sposób i uderza nawet nieco dobitniej niż z końcówki Luxmana. W kategoriach absolutnych jest to być może ciut mocniej niż być powinno, ale słychać to tylko wtedy, kiedy porównujemy takie granie z jakąś wyraźnie droższą konkurencją oraz wtedy, kiedy wyraźnie chcemy. Bo tak naprawdę tego typu basik jest tym, na co się podświadomie oczekuje. Przejście na łatwiejsze do wysterowania kolumny ujawnia, że warto się zwrócić w tym kierunku, ponieważ wyraźnie lepiej kontrolowany jest wówczas średni zakres basu, z Harpiami nieco zaokrąglony. Jedno, co pozostaje, to brak najniższej części pasma. Nie jest to dokuczliwe, jednak przy dużych składach orkiestrowych i przy mocnym, dobrze zarejestrowanym kontrabasie w nagraniach jazzowych słychać to jako nieco lżejsze granie. No właśnie – wyszliśmy z rocka. A chciałbym przy nim jeszcze chwilę pozostać, ponieważ to ten rodzaj muzyki ludzie wiążą z potrzebą MOCY. Nie jest to do końca prawda, ponieważ mamy wówczas do czynienia najczęściej z kilkudecybelową dynamiką. W każdym razie Opus 21 z tym rodzajem muzyki gra po prostu świetnie. Pomaga mu przy tym lekkie wymodelowanie średnicy i góry, o czym jeszcze za chwilę, jednak nie ogranicza się tylko do gitarowego grania, bo pięknie zabrzmiała także elektronika z cudownego, właśnie co wydanego remastera (na 25. rocznicę oryginalnego wydania) Big Science Laurie Anderson (Nonesuch, 79988, CD). Wytwórnia płytowa Nonesuch znana jest z wyjątkowej dbałości o nagrania, jednak tym razem to jest naprawdę COŚ. I chociaż tym razem za „sterami” nie stał Bob Ludwig, to efekt jest znakomity. Płyta ta dostała od RA coś w rodzaju „błogosławieństwa”, bo głos Laurie był mocny, acz bez rozjaśnienia, a w dodatku niższa średnica i bas nadawały całości potrzebnego rozmachu i tajemniczości. To tutaj też zwróciła na siebie uwagę znakomita przestrzeń – rzecz, która będzie towarzyszyła każdemu rodzajowi muzyki. Płyta Big Science pokazała także cechy charakterystyczne Opusa, to, co różni go chociażby od Lebena czy Avantgarde Acoustic. Przede wszystkim należy wspomnieć o górze. Jest ona lekko wycofana i nie tak rozdzielcza jak z systemu odniesienia. Znowu przypomniało mi to granie Naima, bo choć tam energia tej części pasma jest duża, większa niż tutaj, to jednak w obydwu przypadkach chodzi raczej o rysowanie ogólnego wrażenia, bez wnikania w szczegóły. Jak wspomniałem, powoduje to, że nawet słabo nagrane płyty brzmią świeżo i ekscytująco, bez przerysowań i bez problemów. Jeśli jednak mamy do czynienia z czymś w rodzaju Laurie Anderson, albo Allana Taylora z referencyjnie nagranej płyty Old Friends – New Roads (Stockfisch, SFR 357.6047.2, CD), to słychać to jako kremową barwę. Jest to więc kolejny argument za kolumną o wysokiej skuteczności. Dystrybutor Resolution Audio dysponuje kolumnami Living Voice i chyba w tym kierunku trzeba uderzyć. Innym wyborem, z nieco pełniejszym, choć chyba nie tak precyzyjnym graniem, będą Triangle, albo – może przede wszystkim – brytyjskie kolumny ART (model Stiletto 6 właśnie się testuje). Wciąż rozdzielczość góry będzie lekko ograniczona, ale nie będzie to przeszkadzało. Drugim elementem, który odróżnia Opusa 21 od innych urządzeń jest lekka emfaza, jaką przykłada do części średnicy gdzieś w okolicach 1 kHz. Zapewnia to ów „timing” i konturowe granie bez wyostrzeń, ale także lekko „podnosi” brzmienie głosów. Może się czepiam, bo zmiana nie jest duża, jednak chciałbym, żeby wszystko było jasne. To oczywiście moje zdanie, każdy może ocenić to inaczej, ale zmieniałem kilka razy kolumny i wydaje mi się, że coś jest na rzeczy. Zarówno głos Taylora, jak i saksofon Arta Peppera z płyty Art Pepper With Warne Marsh (Contemporary Records/Universal [Japan], UCCO-5101, CD) były przez to „naelektryzowane”, duże, choć nieco bardziej z przodu niż z mojego systemu. Nie mówię, że to brzmi źle, wcale nie – to naprawdę fajne granie, jednak warto to wziąć pod uwagę przy dobieraniu kolumn i okablowania. Opus 21 to świetny zestaw. Ma mocny bas, dużą dynamikę i znakomicie gra rock. Jazz i klasyka też są bardzo fajne, chociaż po „mocnych” płytach, przy graniu czegoś innego można poczuć lekki niedosyt wynikający z tego, że wcześniej „drive” był wyjątkowo dobrze akcentowany, a przez to najbardziej widoczny. Do dyspozycji mamy też wejścia liniowe i podłączenie testowanego właśnie gramofonu Piccolo Bluenote z wkładką Babele i przedwzmacniaczem Sensor Prelude IC RCM Audio było oczywistym krokiem. Pierwsze, co się okazało, to to, że podłączenie RCM-u po wyjściu zbalansowanym powoduje powstanie głośnego buczenia. To nie jest nawet przydźwięk, tylko coś zupełnie bez sensu. Po przejściu na RCA wszystko zniknęło. Być może zwyczajnie obydwa urządzenia się w tym trybie nie „polubiły”. Dźwięk z gramofonu był głęboki i mocny, choć miał uspokojony przekaz. Dopiero zagranie otwartej na górze realizacji z płyty Benny’ego Cartera Jazz Giant (Contemporary Records/Analogue Productions, S7028, 45 RPM Limited Edition # 0404, 2 x 180 g LP) „otworzyło” nieco dźwięk. Kiedy jednak wrócimy do CD, od razu wszystko wskoczy na swoje miejsce. Małe, a cieszy. Trzeba tylko pamiętać o odpowiednich kolumnach i można zaskakiwać przyjaciół dynamiką i basem, jak z dużego pieca. BUDOWA Jak pisałem, system Resolution Audio Opus 21 składa się z niewielkich urządzeń, podzielonych między poszczególne obudowy w inny niż zazwyczaj sposób. Centrum, którym zazwyczaj jest przedwzmacniacz, zostało rozdzielone na dwie części: wejścia analogowe (jedno zbalansowane i dwa niezbalansowane) wraz z przełącznikiem i regulacją wszystkich wejść poza CD znajdują się w końcówce mocy s30, zaś regulacja poziomu głosu oraz jedno wejście cyfrowe w sekcji z odtwarzaczem CD. Ta ostatnia dokonywana jest w domenie analogowej – od -69 dB do -31 dB z krokiem 1 dB, zaś od -30 dB do 0 dB z krokiem 0,5 dB. Wejście cyfrowe obsługuje sygnał PCM do 24/96 i przeznaczone jest przede wszystkim dla poprawienia dźwięku odtwarzaczy DVD i tunerów cyfrowych. Pomimo że odtwarzacz znajduje się w górnej obudowie, to jednak wyświetlacz umieszczono w kolejnym urządzeniu, zasilaczu o symbolu ps. Dostarcza on napięcie dla wszystkich elementów zestawu oraz przejmuje funkcje logiczne, włączają c w to szumiący wyświetlacz. Odtwarzacz jest wpięty do końcówki za pomocą umieszczonych na dolnej ściance pinów, które pasują do gniazda na górnej ściance końcówki. Znakomicie skraca to ścieżkę sygnału i eliminuje interkonekty. CD może być oczywiście używany niezależnie, ponieważ na tylnej ściance mamy komplet wyjść – niezblansowane RCA oraz zbalansowane XLR. Ponieważ regulacja siły głos znajduje się właśnie tutaj, mamy do czynienia z odtwarzaczem z regulowanym wyjściem. Powiem więcej – ponieważ metodologicznie ‘odtwarzacz z regulowanym wyjściem’ to urządzenie, które przy maksymalnym „otwarciu” tłumika ma na wyjściu standardowe 2 V (dla RCA, 4 V dla XLR), zaś Opus 21 oferuje 2,5 V (dla RCA, 5 V dla XLR) trzeba by raczej mówić o odtwarzaczu ze zintegrowanym przedwzmacniaczem. Przednie ścianki wykonano z grubych, ładnie wymodelowanych płatów aluminium i pozostawiono w „czystej” formie, tj. nie obciążono ich zbyt wieloma przyciskami. W odtwarzaczu mamy jedynie cztery przyciski, w końcówce tyle samo, zaś w „jednostce centralnej” trzy. Warto zwrócić uwagę na to, że z pilota mamy dodatkowo bezpośredni dostęp do utworów, możliwość włączenia repeat oraz przyciemnienia lub wyłączenia wyświetlacza. Pilot nie jest ładny, jest niezbyt ergonomiczny i plastikowy. Z tyłu wszystko wygląda znakomicie. Wejścia RCA oraz główne gniazda głośnikowe (bo są dwa) pochodzą od Cardasa. Są to naprawdę bardzo dobre konektory, szczególnie głośnikowe, w których świetnie zaciska się widły. Pod nimi umieszczono drugą parę wyjść, typową dla DNM-a, ponieważ są to tylko gniazda bananowe, z możliwie najmniejszą ilością metalu, wraz z dodatkowym, trzecim przewodem uziemiającym. Jak się dowodzi, podłączenie uziemienia do koszów głośników znacząco zmniejsza zniekształcenia. Jedną z firm, która poważnie do tego podeszłą jest brytyjski Tannoy, u którego stosowny zacisk znajdziemy we wszystkich głośnikach. Powiedzmy jeszcze, że do zasilania Opusa potrzebny jest tylko jeden kabel zasilający. Poprzednikami obecnego CD były odtwarzacze CD-50 oraz CD-55 z klasycznymi napędami Compact Disc, który w najnowszym modelu został zastąpiony przez DVD-ROM. Jak mówi się w materiałach firmowych, Opus 21 CD jest wynikiem dziesięciu lat doświadczeń. Najważniejszą jego cechą jest brak wyświetlacza, ale o tym już mówiliśmy. Druga sprawa wiąże się z częścią cyfrową – Resolution Audio zdecydowało się na zastosowanie już nieprodukowanych, ale mających świetną markę wielobitowych przetworników Burr-Browna PCM1704, współpracujących z opracowanymi samodzielnie i zapisanymi w postaci softwaru w kości DSP, filtrami cyfrowymi. Po otwarciu urządzenia okazuje się, że napęd zajmuje niemal całe wnętrze. Jest to jednostka DVD-ROM chińskiej firmy DSL, używana w tak różnych cenowo produktach, jak odtwarzacze Kody i topowe odtwarzacze uniwersalne Arcama. Stąd trzeba się przyzwyczaić do jego działania – ładowanie płyty jest dość długie, jednak po załadowaniu TOC przeskok między utworami jest natychmiastowy, niezależnie od tego, czy przechodzimy z numeru 1 na 2 czy na przykład z ostatniego na pierwszy. Jak to jest z ROM-ami, napęd nie jest bardzo cichy, chociaż jakoś specjalnie to nie przeszkadza. Pod spodem mamy dużą płytkę z elektroniką. Jak podaje firma, jest to struktura trójwymiarowa, tj. dwustronna, skracająca ścieżkę do absolutnego minimum, w czym przypomina chociażby Cyrusa. Z napędu sygnał, szeroką taśmą komputerową, prowadzony jest na płytkę. Tutaj przejmuje go duża kość DSP (z algorytmami filtrów cyfrowych), a następnie przechodzi do przetworników D/A. Są to dwie stereofoniczne kości Burr-Browna PCM1704 z ładnym zegarem obok. Po nich mamy z kolei dwa scalaki Burr-Browna INA103. To niskoszumny układ, który tutaj pracuje w konwersji I/U oraz w buforowaniu wyjścia. Częściowo rolę tę spełnia także układ regulacji dźwięku, także od BB, model PGA2310, ulokowany tuż przy gniazdach wyjściowych. Wzmacniacz jest najlżejszym elementem systemu. Jego obudowa jest niemal identyczna, co w CD i ps, poza tym, że w dolnej ściance i bocznych mamy małe otwory wentylacyjne. Sygnał po przejściu przez gniazda wejściowe trafia do bardzo dobrych, hermetycznych przekaźników, a następnie do takich samych układów wzmacniających, jak w CD – INA103. Rzut oka dalej i okazuje się, że tutaj również mamy regulację głośności, także na kościach PGA2310. Najwyraźniej więc, kiedy wybrany jest CD, regulacja odbywa się w nim, a kiedy inne wejście – w końcówce. Sterowanie tym elementem odbywa się jednak przez multi-pinowe łącze prosto z CD, nie da się więc wykorzystać ps30 jako wzmacniacza zintegrowanego. Końcówka oparta jest na pojedynczych parach IRF520+NF9530N, MOSFET-ów w push-pullu. Są niewielkie, to ostatecznie tylko 2 x 30 W, przykręcono je jednak nie od razu do radiatora, a najpierw do ceramicznych elementów i dopiero do radiatora. To bezpośredni wkład Morecrofta z DNM-a, który twierdzi, że metal w pobliżu elementów elektronicznych, w tym wzmacniających, jest niekorzystny (s30 bazuje na modelu DNM PA3 DNM Design). Zasilanie jest wspólne dla obydwu kanałów i mamy w nim dwa, duże kondensatory Aerovoxa. Montaż elementów w CD i s30 jest powierzchniowy.
|
||||
© Copyright HIGH Fidelity 2007, Created by B |