Brytyjska firma The Professional Monitor Company Limited, znana raczej pod skrótem PMC, jedną nogą stoi w świecie profesjonalnym, a drugą w konsumenckim, w czym przypomina innego skrótowca, firmę ATC, zresztą też brytyjską. Geneza takiego stanu rzeczy może być różna, w zależności od tego, gdzie dany producent startował. Korzenie PMC tkwią mocno w glebie profesjonalnej – to na ich monitorach miksowana jest znacząca ilość współczesnej muzyki rock i pop, a także dokonywane są remasteringi – np. nowej edycji katalogu Depeche Mode (recenzja wersji cyfrowej TUTAJ, wersji analogowej TUTAJ). W zakładce Hit List na stronie www.pmc-speakers.com znajdą Państwo listę płyt oraz konkretny model głośnika, za pomocą których dokonano masteringu – oprócz DM widać tam także np. Annie Lennox, Coldplay, Davida Bowie, Faithless, Madonnę i Iron Maiden. Blisko współpracuje też z producentem elektroniki, firmą Bryston, której wzmacniacze montuje w aktywnych wersjach swoich kolumn. Dwie rzeczy wyróżniają PMC spośród innych wytwórców kolumn – stosowanie linii transmisyjnej we wszystkich, nawet najmniejszych konstrukcjach oraz użycie w większości produktów kopułkowych głośników średniotonowych. Nie, żeby to było coś odkrywczego, jednak takiej konsekwencji i tego poziomu wyrafinowania tych technologii próżno by szukać gdzie indziej. Testowany głośnik DB1+ jest naprawdę maleńki, czym wyróżnia się spośród behemotów tej firmy. Jednak i w nim mamy linię transmisyjną. System można rozbudować o dedykowany mu głośnik centralny DB1M-C+ oraz subwoofer TLE1. Dostępne są także firmowe standy Tube 61 DB1 (o wysokości 61 cm) oraz uchwyty ścienne. Ze względu na możliwość powieszenia głośnika na ścianie z tyłu mamy cztery solidne śruby. A to ciekawe, ponieważ wydawało mi się, że linia transmisyjna wymaga sporej przestrzeni za kolumną. W teście głośniki ustawione były jednak klasycznie, tj. 1 m od tylnej ściany. ODSŁUCH To niewielkie głośniczki i niskiego basu nie ma co się z nich spodziewać. Przypuszczam jednak, że jeśli ktoś już się decyduje na tego typu, wyrafinowane monitory, wie co robi i nie wymaga od nich zejścia z organami do 20 Hz i niżej. Generalnie bowiem nie ma w tych kolumnach cienia prężenia się, podrasowania czegokolwiek. Można spokojnie powiedzieć, że jak na monitory to jest genialnie wyrównany dźwięk, w czym przypomina testowane jakiś czas temu polskie kolumny Nexton M-100. To to samo dążenie do prawdziwego brzmienia, bez oglądania się na to, czy głośniki wpasują się w czyjś gust i smak czy nie, bez myślenia o ewentualnym systemie towarzyszącym. Po prostu prawda. Dało to niezwykle otwarty, szybki dźwięk. Myślę, że poziom kompresji w tych głośniczkach jest, jak na monitory, niezwykle niski, ponieważ kolumny odniesienia, Dobermanny (new) Harpii Acoustics, miażdżące pod tym względem niemal wszystko, co podłączam, nie zagoniły brytyjskich monitorów do budy. Tak, pokazały znacząco lepszą dynamikę i swobodę, ale nie była to egzekucja – raczej przyjazne ukazanie swoich możliwości kumplowi z osiedla. Podobne wrażenia miałem po przeanalizowaniu zakresu basowego. Kolumny wydają się nie schodzić specjalnie niżej niż Nextony, jednak ich bas jest tak samo energetyczny w środkowej części, jak i przy samym (przenoszonym) dole. Zarówno polskie konstrukcje, jak i niemal wszystkie inne, im niżej, tym słabiej oddają impulsy, tym mniej w instrumentach lub ich niższych zejściach energii. Po prostu fizyka. PMC grają jednak w każdym przedziale swojego pasma z równą energią, z takim samym uderzeniem. Świetnie słychać to było szczególnie na utworach z kontrabasem – np. z płyty Groove Yard The Montgomery Brothers (Riverside/JVC, JVCXR-0018-2, XRCD) czy This is K2 HD Sound! (First Impression Music, FIM K2 HD 078, K2 HD CD). Kontrabas na obydwu krążkach miał duży, pełny wolumen, ze świetnie prowadzonym atakiem. Impuls był podawany świetnie, chyba tak dobrze jak z konstrukcji zamkniętych, ale z lepszą artykulacją niższej części instrumentu. W porównaniu z Harpiami słychać było, że dźwięk kolumn przesunięty jest w kierunku średnich częstotliwości, jednak nie mechanicznie, tj. nie przez ich uwypuklenie, tylko naturalnie, a mianowicie przez brak niższego basu. Jak wspomniałem, tego ostatniego właściwie nie ma. Kolumny w różny sposób radzą sobie z wygaszaniem niskiego basu, z którym nie potrafią sobie poradzić. Zwykle gdzieś na dole ciągną się farfocle, albo mamy „przytrzymany”, spowolniony dźwięk. W DB1+ jest kompletnie inaczej – to, co kolumny przetwarzają, jest mocne i energetycznie, zaś to, czego nie – nie istnieje. Z mojego punktu widzenia to fantastycznie, bo choć w Zapateado z albumu FIM-u nie słychać dudnienia desek podłogi, na której Maria Magdalena tańczy flamenco, to z drugiej strony wszystko, co jest słyszalne jest szybkie i dynamiczne. Nie potrafię niestety ocenić, czy Państwu taki sposób prezentacji się spodoba, ponieważ jest druga strona takiego grania – w ten sposób nie ma się wrażenia, że kolumny są dużo większe niż w rzeczywistości. Kiedy gra jednak rock czy elektronika, dźwięk ma naprawdę duży wolumen, nawet bez podbijania dołu. Płyta Davida Gilmoura On An Island (EMI, 55695, CCD) miała rozmach i głębię, godną dużych kolumn, bez silenia się na ich imitowanie (mam nadzieję, że to rozróżnienie jest czytelne). Wypróbowałem też kolumienki z utworem Í Gaer z płyty Hvarf/Heim (EMI 502566, 2 x CCD) grupy Sigur Rós – rozpoczyna się on spokojnie, jak na ten zespół przystało, po czym, po minucie uderza taka ściana dźwięku, że kiedy pierwszy raz przesłuchiwałem płytę, naprawdę się przestraszyłem. PMC nieźle, naprawdę nieźle pokazały, jaka w utworze drzemie moc. Małe kolumny, ale jak przywaliły, to poczułem ciarki na plecach. I tak dochodzimy do średnicy i góry. Ta ostatnia, jak na miękką kopułkę, jest bardzo ładna, bez osładzania i bez wyostrzania. Nie jest tak rozdzielcza jak Seas Harpii, jednak swoją robotę wykonuje dobrze. Po prostu mamy wyraźny rysunek, koherentny, połączony ze wszystkimi pozostałymi częściami pasma w zgrabną całość, w której, tak na dobrą sprawę, nie da się za bardzo wydzielić góry, średnicy czy dołu, bo gra cała kolumna. Dźwięk jest otwarty i żywy, należy więc uważać z elektroniką, aby nie była rozjaśniona czy krzykliwa, bo PMC to pokażą. Scena nie jest bardzo głęboka i dalej od słuchacza traci rozdzielczość, ale bliskie plany są świetnie poukładane, precyzyjne, klarowne, naturalne. I to niezależnie od tego, czy to wysmakowane nagranie z FIM-a, czy starsze nagrania typu lewa-środek-prawa, albo w ogóle lewa-prawa, jak np. ze skądinąd fajnej płyty Compact Jazz Diny Washington (Mercury, 830-700-2, CD). To tutaj też nagrany jest znakomity głos, w utworze What A Difference A Day Makes, który zabrzmiał z DB1+ wręcz magicznie – z dużym wolumenem, w czysty, mocny sposób. Bo kolumny PMC są świetnie zbalansowane. Wiem, powtarzam się, ale to naprawdę rzadkie zachowanie w dzisiejszych czasach. Zwykle, obawiając się niedostatków elektroniki towarzyszącej, konstruktorzy nie silą się na coś takiego, bo się boją, że kolumny pokażą zbyt wiele. Jeśli jednak z rozmysłem dobierzemy wzmacniacz i CD możemy być pewni sukcesu. Kolumny nie są specjalnie trudnym obciążeniem, można więc wypróbować np. wzmacniacz lampowy, który nada całości rys romantyzmu. BUDOWA Model DB1+ brytyjskiej firmy PMC otwiera ofertę tego producenta i teoretycznie w ogóle nie powinien istnieć. Jednym z podstawowych aksjomatów tamtejszych inżynierów jest bowiem obciążenie głośnika niskotonowego linią transmisyjną. A linia, z definicji, musi mieć sporą długość, żeby wzmacniać to, co powinna, tj. niskie częstotliwości. A jednak DB1+ istnieje, czego dowód mam na wyciągnięcie ręki. Najwyraźniej zastosowano w nim pewną sztuczkę, która polega na tym, że wylicza się długość linii tak, aby wypadła w połowie lub w którejś ćwiartce długości fali, do której obudowa jest strojona. Pamiętam, że z tego wybiegu korzystała także firma Castle (firma jakiś czas temu została niestety sprzedana do Chin, gdzie zostaną przeniesione maszyny. Będzie produkować tanie głośniki na tamtejszy rynek.) i wszystko grało jak należy. Przypadek PMC jest jednak szczególny, ponieważ najwyraźniej prawdą jest to, co pisze się na stronie firmowej, że to „najmniejszy głośnik z linią transmisyjną na świecie”. I rzeczywiści jest maleńki. Z zewnątrz wygląda zupełnie normalnie, ładnie, ale bez ekscesów. DB1+ jest konstrukcją dwudrożną, z 27-mm, miękką kopułką na górze i powlekanym, papierowym głośnikiem o średnicy 140 mm na średnicy i dole. Kopułka D27DG Peerlessa jest dość mocno cofnięta względem frontu i znajduje się w swego rodzaju krótkiej tubce (ale bez rozchylonych brzegów). Z tyłu obciążono ją komorą wytłumiającą, a cewka chłodzona jest ferrofluidem. Głośnik na dole posiada niewielki układ magnetyczny (na zamówienie może być ekranowany) i solidny, odlewany z magnezium kosz. Głośniki są łączone ze zwrotnicą miedzianymi plecionkami, które są wpinane przez skuwki. Z tyłu, blisko górnej ścianki znalazł się wylot linii transmisyjnej, która w firmowej nomenklaturze nosi nazwę Advanced Transmission Line (ATL) i, jak wynika z tych samych materiałów, jej efektywna długość wynosi 1,5 m. Ze względów estetycznych jej wylot przesłonięty jest czarną gąbką. Dzięki wielokrotnemu łamaniu wewnątrz linii – przegrody biegną niemal przez całą wysokość głośnika i to kilkakrotnie – a także niewielkim rozmiarom, DB1+ ma niezwykle sztywną, odporną na drgania obudowę. Sztywność dodatkowo wspomaga oparcie magnesu głośnika niskośredniotonowego o jedną z przegród. Okleina to naturalny fornir, który położono także wewnątrz. Przypomnijmy, że identycznie postępuje np. firma Totem Acoustic tłumacząc to innym niż normalnie rozkładem naprężeń, z punktu widzenia konstrukcji – korzystniejszym. Środek jest mocno wytłumiony. Zwrotnica została zamontowana bezpośrednio z tyłu zacisków głośnikowych (złoconych, ale niezbyt wygodnych do dokręcania) i jest bardzo o prosta – tylko dwa oporniki, dwie cewki rdzeniowe oraz dwa kondensatory, ten w sekcji wysokotonowej polipropylenowy firmy SRC.
|
||||||||||||||||||
© Copyright HIGH Fidelity 2007, Created by B |