W roku 2005 firma Chario Loudspeakers obchodziła 30-lecie. To naprawdę sporo. Kiedy na nie popatrzymy od razu przychodzi na myśl inna włoska marka, a mianowicie Sonus Faber. I słusznie – to ta sama, włoska szkoła designu, w Polsce znana przede wszystkim dzięki Sonusowi, jednak wcale dla niego nie ekskluzywna. Popatrzmy jeszcze raz na kalendarz: jeśli Chario ma 32 lata, to musiała powstać w roku 1970, a więc dziesięć lat prze Sonusem... Jakby nie było, firma ta produkuje swoje wyroby w całości we Włoszech – zarówno obudowy, jak i głośniki, wszystko w swojej własnej fabryce. Dzięki takiej samodzielności jej inżynierowie – a dział projektowy jest wyjątkowo rozbudowany – mają możliwość realizowania wielu projektów dla innych niedostępnych, stosują np. zaprojektowaną przez siebie bardzo dużą kopułkę wysokotonową o średnicy aż 38 mm (z roku 1998, schodzącą do 1000 Hz) czy NRS, koncepcję z roku 1987, polegającą na skierowaniu głośnika ku podłodze. Dzisiaj może się to wydawać oczywiste, jednak wówczas wcale takie nie było. Marka już raz w Polsce zaistniała, jednak chyba nie miała szczęścia, a może pozycja Sonusa była u nas zbyt silna. Nie twierdzę, że Chario są lepsze czy gorsze, a jednak to bardzo dobrze, że rynek się pluralizuje, że mamy do wyboru coś włoskiego, co nie nosi loga Sonus Faber. To wszystkim wychodzi na dobre. Tym bardziej, że dźwięk Chario jest nieco inny, bardziej nastawiony na ciągłość i plastykę niż na detal. Testowany model należy do wyższej serii firmy o nazwie Constellation. Powyżej są jeszcze tylko referencyjne modele Academy S. ODSŁUCH Pegasusy to kolumny, przy których człowiek się nie nudzi. Jak znacząca większość włoskich produktów, tak i Chario stawia na przekaz emocjonalny. Jest to jednak na tyle wyrafinowany produkt, że przy wszystkich cechach szczególnych tego „nurtu”, zachowuje znakomitą rozdzielczość i detaliczność. O tym za chwilę. Na początek muszę jednak powiedzieć, że balans tonalny tego modelu jest tak ustawiony, że momentalnie wpadamy w tworzony przed nami świat. Mamy bowiem gęsty, pełny dźwięk. Kiedy je pierwszy raz odpaliłem, od razu przyszedł mi na myśl przetwornik DC-1 Audionemesis - to ta sama intensywność i podobne odczucie towarzyszące górze pasma. W kategoriach obiektywnych instrumenty tam grające, jak np. blachy, są nieco wycofane, nie są tak dźwięczne, jak, powiedzmy, chociażby z M-100 Nextona. Kiedy np. gra perkusja z japońskiej wersji Art Pepper With Arne Marsh (Art Pepper, Contemporary/Universal, UCCO-5101, CD), to w pierwszej chwili jest zakryta całkowicie saksofonami Peppera i Marsha, chociaż te są ustawione w drugim kanale. To samo było z perkusją na płycie Wesa Motgomery’ego So Much Guitar! (Riverside/Universal, UCCO-5103, CD) i na Playing The Angel Depeche Mode (Mute, Lcdstumm260, SACD/CD+DVD-Audio). A jednak za chwilę okazuje się, że i owszem, balans tonalny przesunięty jest w kierunku nasyconego środka i sprężystego dołu, jednak rozdzielczość góry i środka jest na tyle dobra, że pomimo pierwszego wrażenia na górze dzieje się zadziwiająco dużo, że dźwięki mają doskonałą definicję, a jedynie są nieco cichsze. To nie jest ten przypadek, kiedy góry jest mniej, bo jest słaba – wręcz przeciwnie: w Chario góra, poza najwyższą częścią, jest soczysta i zawsze obecna. Wspomniałem o najwyższej części – tej nie ma zbyt wiele, wydaje się, że tak duża kopułka jest jednak mocno kierunkowa i powyżej 15 000 kHz kolumny muszą być skierowane bezpośrednio na ucho, żeby coś w ogóle słyszeć. Ale, moim zdaniem, nie ma się czym martwić. Druga strona pasma znajduje się nie tylko per se po drugiej stronie, ale także gra całkowicie w opozycji do góry. Oto bas jest mocny – ach, jakże mocny! – sprężysty i dynamiczny. Jeślibyśmy spojrzeli na całość chłodnym okiem fachowca, trzeba by powiedzieć, że dołu jest nieco więcej niż w rzeczywistości. Daje to duże źródła pozorne, to świetnie, jednak w purystycznej warstwie otrzymujemy także nieco powiększony obraz kontrabasu (bo o ten instrument chodzi wszystkim). Przesłuchałem Pasodoble Larsa Danielssona i Leszka Możdżera (ACT, 9458-2, CD) i tak właśnie wyszło. Odpaliłem Groove Yard The Montgomery Brothers (Riverside/JVC, JVCXR-0018-2, XRCD) i to samo. Przypomniało mi to trochę pokaz kolumn B&W 800, który miał miejsce w krakowskim salonie Top Hi-Fi (kilka lat temu) – ten sam, nieco za duży obraz. A jednak w przypadku Chario wszystko to ma głębszy sens. I nie myślę o czymś wydumanym, czymś co wymaga egzegezy, wsłuchiwania się itp. Kiedy posłuchamy Pegasusa z godziwą elektroniką od pierwszych minut otrzymamy wszystko, na czym nam zazwyczaj zależy, czyli barwę, rozdzielczość i bas. Jeśli w audio szukamy hi-fi, trzeba będzie poszukać gdzie indziej. Wcale nie neguję takiego spojrzenia. Przeszedłem jednak dość długą drogę w moim obcowaniu z nagraną muzyką i jestem tutaj, gdzie jestem. I dlatego potrafię docenić to, co zrobili ludzie z Chario. Choć zacząłem od jazzu, jednak tak naprawdę docenić te głośniki będziemy mogli, kiedy słuchamy elektroniki, rocka, mocnego rocka itp. Zestrzeliły się w jedno: wybaczający sposób traktowania gorzej nagranych płyt i znakomita definicja instrumentów. Jeśli mielibyśmy jedynie wycofaną górę bez rozdzielczości, wówczas nie dostalibyśmy tak dobrze wyodrębnianych źródeł pozornych i to zarówno na pierwszym planie, jak i daleko, daleko w głąb sceny. Istnieje jednak pewna cecha Pagasusów, która każe zastanowić się nawet nie nad nimi samymi, a nad najważniejszym elementem naszego systemu, jakim jest pokój. Kolumny posiadają głośnik niskotonowy skierowany ku podstawie, gdzie promieniuje też wylot bas-refleksu. Mogłoby się więc zdawać, że jesteśmy uniezależnieni od umiejscowienia kolumn w pokoju, od jego wymiarów itp. Tak nie jest!!! Dokładnie odwrotnie – Pegasusy wymagają sporej odległości od dużych, płaskich powierzchni i najlepiej grają na sporym metrażu. Nie mówię, że w małych pokojach będzie źle – dostaniemy nieprawdopodobne, fizyczne odczucie na klacie, kiedy uderzy bęben stopy i bas w Hotelu California Eagles z płyty pod tym samym tytułem (Warner [Japan], WPCR-11936, CD). Czegoś takiego doświadcza się tylko w pobliżu dużych kolumn estradowych. Chario zapewnią dokładnie coś w tym stylu, jednak z lepszą dynamiką, bez utwardzania krawędzi. Nie, to nie będzie dźwięk neutralny, bo basu będzie po prostu dużo, jednak – mój Boże! – wielu da się za coś takiego pokroić. Wybrniemy z tego z twarzą (audiofilską), jeśli zapewnimy kolumnom sporo oddechu wokół nich. Grany w ten sposób Depeche Mode, a zaraz potem Tool z albumem 10,000 Days (Sony&BMG Music, 819912, CCD) grały tak, jak dawno ich nie słyszałem z tak niedrogich (oczywiście relatywnie – chociaż cena 9400 zł za tak wykonane, tak grające głośniki jest jak najbardziej fair) kolumn. Uwagę zwracała przede wszystkim, wspomniana już, klarowność. Wokal Dave’a Gahana (DM), który nagrany jest nie tak znowu dobrze, jak by się chciało, najczęściej jest reprodukowany tak, jakby był wtopiony w tło (kolumny o mało plastycznym brzmieniu) lub brzmi dość chrapliwie, nawet ostro (kolumny konturowe i twarde), sztucznie go wypychając przed instrumenty. Chario genialnie łączą te dwie rzeczy, bo głos był wyraźny, a jednak bez rozjaśnienia. I tak przez wiele, wiele płyt. O tym, jak bardzo mi się dany produkt podobał (co wcale nie zawsze przekłada się na jego ostateczną ocenę, a co mówi jednak wiele o moich preferencjach i smaku) świadczy ilość przesłuchanych płyt. Kiedy bowiem słychać coś interesującego, wybijającego się ponad średnią, od razu rodzi się ciekawość, jak zabrzmi ten, czy tamten album. I tak wyciągam bez opamiętania, aż nie skończy mi się czas przeznaczony na odsłuch (u mnie jak w zegarku – wszystko musi mieć swój czas i tempo, bo inaczej z niczym bym nie zdążył...). Przy Chario niemal spóźniłem się do przedszkola po córkę (Alę). Nie, żeby kolumny grały lepiej niż Dobermanny – absolutnie nie. A jedna wszystko w nich jest tak złożone, że grają jak jeden duży głośnik, bez nieciągłości w punktach podziału i czarują... Jedyne uwagi dotyczą ilości basu (już pisałem), wielkości pokoju (też pisałem) oraz nie do końca dźwięczności fortepianu. Nie jest to rzecz kluczowa, jednak przy płytach w rodzaju Pasodoble czy genialnej, przepięknej płycie Keitha Jarretta The Carnegie Hall Concert (ECM Records, ECM 1989/90, 2 x CD) słychać, że prawa ręka nie jest pupilkiem Włochów. Lewa ręka – świetnie, z wagą, uderzeniem i skupieniem, jednak prawa nie jest tak dźwięczna, jak gdzie indziej. Dlatego, jak zwykle, trzeba kolumn przesłuchać pod kątem swoich upodobań, możliwości lokalowych i słuchanej muzyki. Wbrew pozorom to bardzo uniwersalne konstrukcje, jednak mają silną osobowość i dlatego trzeba się dokładnie z nimi zapoznać, zanim podejmiemy decyzję. BUDOWA Należące do serii Constellation kolumny Pegasus włoskiej firmy Chario Loudspeakers to dość duże, wolnostojące konstrukcje. Ponad nimi w serii znajdziemy jeszcze tylko majestatyczne, złożone z dwóch sekcji Ursa Major, zaś poniżej wolnostojący Cygnus oraz podstawkowe Delphinus i Lynx. Chociaż na pierwszy rzut oka wydaje się, że to kolumna dwudrożna – widać tylko dwa głośniki – to jednak, tak naprawdę Pegasusy są trójdrożne – na dole, skierowany ku zintegrowanej z kolumnami podstawie, promieniuje głośnik niskotonowy oraz wylot bas-refleksu. Głośnik wysokotonowy zawiera kluczowe dla Chario patenty, ponieważ jest to bardzo, bardzo duży głośnik T38 Wave Guide, o średnicy kopułki 38 mm, umieszczonej w swego rodzaju krótkiej tubie, z dużym frontem. Poniżej mamy papierowy, powlekany głośnik nisko-średniotonowy o średnicy 170 mm, który pracuje tutaj tylko na średnicy, od 170 Hz do 1700 Hz. Ta część została umieszczona w zamkniętej, mocno wytłumionej komorze, gdzie, na tylnej ściance przykręcono zwrotnicę z powietrznymi cewkami i polipropylenowymi kondensatorami. Na dole mamy wspomniany już głośnik – taki sam, jak widoczny, a więc z papierową membraną i o tej samej średnicy. Jest on od tyłu obciążony bas-refleksem, zaś od przodu blisko umieszczonym cokołem. Ten ostatni jest odsunięty od kolumny i z nią zintegrowany. Obudowę wykonano z dwóch materiałów – ze sztywnych płyt HDF oraz dokręconego z boków naturalnego drewna. To właśnie dzięki temu ostatniemu od razu wiemy, że mamy do czynienia z czymś włoskim. Drewniane są boczne panele, zaś front, tył oraz górę (także cokół) wykończono specjalną farbą na bazie kompozytu mineralnego, który jest przyjemny w dotyku i ma być jednocześnie bardzo twardy, a więc odporny na uszkodzenia. Z tyłu umieszczono pojedynczą parę zacisków głośnikowych. Są dość szeroko od siebie, jednak nie da się ich łatwo dokręcić, ponieważ są bardzo krótkie. Firma tłumaczy to tym, że eliminuje dzięki temu wiele metalu z drogi sygnału. Być może dlatego zaciski umieszczono na wysokości głośnika średniotonowego, skracając w ten sposób kable do tej sekcji.
|
||||||||||||||||||||||||
© Copyright HIGH Fidelity 2007, Created by B |