Model iQ9 firmy KEF to topowa konstrukcja w liczącej osiem modeli serii Q. Prawdę mówiąc, w jej nazewnictwie nie do końca się mogę połapać, ponieważ modele noszą miano iQ (intelligent Q lub improoved Q), zaś seria we wszystkich materiałach promocyjnych nazywana jest Q, czyli tak samo jak starsza. A przecież w konstrukcji kolumn zaszły poważne, niemal rewolucyjne zmiany. Oto zamiast polipropylenowej membrany większego głośnika w systemie Uni-Q mamy teraz dwuwarstwową, z polipropylenem pod spodem i tytanem na wierzchu. Takie połączenie, ostatnio coraz częściej spotykane, ma za zadanie zachować niski poziom rezonansów zapewniany przez polipropylen i wysoką sztywność, dawaną przez metal. W iQ9 mamy do czynienia z Uni-Q o średnicy 165 mm, z umieszczoną w centrum akustycznym kopułką aluminiową o średnicy 19 mm. Ten ostatni otrzymał magnes neodymowy – w głośnikach średniotonowych stosowany niesłychanie rzadko (ze względu na wysokie koszty). Można je spotkać np. w kolumnach… KEF-a z serii Reference. Systemowi partnerują dwa, piękne głośniki niskotonowe z papierową membraną nasączaną włóknami wyglądającymi jak węglowe. Jak wynika z materiałów są to jednak włókna celulozy. Pomimo, że to topowy głośnik (póki co, nie zdradzę chyba specjalnej tajemnicy, jeśli powiem, że być może w serii znajdą się jeszcze większe kolumny), ma zgrabną obudowę w kształcie lutni. Już taki krótki ogląd pokazuje, że seria iQ jest wyjątkowo zaawansowana technologicznie. To, czego jednak nie widać, to… znakomity wygląd tych kolumn. Wąska ścianka przednia, pięknie zaokrąglona obudowa, bardzo dobrze położona okleina – wszystko to sprawia, że KEF-y to wysokiej klasy mebel. Mebel, który oczywiście musi zagrać. KEF to firma z potężnymi tradycjami. To firma, której ludzi w dużej części znam od lat, widuję na wszystkich wystawach, w Polsce w czasie ich wizyt itp. Jestem admiratorem technologii Uni-Q i od roku, odkąd na przedpremierowym pokazie usłyszałem nowe kolumny Reference 203/2 jestem przytłoczony jakością nowej referencji. Kiedy umawiałem więc test iQ9, sprawdziłem, jakie kolumny KEF-a testowaliśmy i… aż przysiadłem: w czasie niemal trzech i pół roku istnienia „HIGH Fidelity OnLine” testowaliśmy jeden, powtarzam: JEDEN model kolumn, iQ5, które otrzymały zaraz Wyróżnienie Miesiąca i Nagrodę Roku 2005 i jeden subwoofer, model PSW3000. LS 3/5a, egzemplarz z lat 80. został wypożyczony od prywatnej osoby i do „średniej” go nie liczę. Jeden głośnik i subwoofer, jak na tak potężną i wpływową markę to cholernie mało. Nie jestem też z takiego stanu rzeczy specjalnie zadowolony, ponieważ nie daje to żadnego argumentu do ręki wykrywaczom spisków i powiązań. Najwyraźniej KEF Magazynu nie kupił! Może zapomniał… Może to sprawa przejściowa… Co za strata – moim marzeniem jest, aby wszyscy czytelnicy HFOL dostawali jak najwięcej. A tu – pech, jakbym przyspał i spiskofile nie mieli o czym mówić. Wraz z iQ9 zaczynamy jednak odrabiać zaległości, bo już w przyszłym miesiącu przetestujemy iQ3, a następne modele są już zamówione. Dla naszych Czytelników – entuzjastów i malkontentów – wszystko! ODSŁUCH Wspomniane na początku kolumny iQ5 naprawdę mi się podobały, ponieważ przy odpowiedniej aranżacji potrafiły zaprezentować wiele zalet Uni-Q. Ich dużym brakiem był jednak… brak niższego basu. Kolumienki te po prostu grały jak głośniki podstawkowe. Lepiej od podstawek prezentowały jednak kontrasty dynamiczne, w czym najwyraźniej pomagała większa pojemność obudowy. No i nie trzeba było do nich kupować podstawek. iQ9 są zupełnie inne: niezależnie od tego, jak bym nie dowartościowywał iQ5, kiedy obok postawimy iQ9, te pierwsze grają jak zepsuty zegarek. Nieco przejaskrawiam, bo w kategoriach absolutnych to nie jest przepaść, jednak subiektywnie tak to wygląda. iQ9 grają bowiem niesamowicie piękną sceną, wybitnie prezentując „powietrze” i aurę nagrań. Mają poza tym fantastyczny bas i świetną górę. Brzmi to trochę jak koncert życzeń, ale tak jest. Sprawa jest jednak nieco bardziej skomplikowana, niż by wynikało z tego krótkiego opisu. Niestety, zarówno dla potencjalnych klientów, jak i marki, znacząca większość odsłuchujących KEF-y w salonie odsłuchowym nie będzie miała szans, żeby wynieść z sesji podobne odczucia. To nie są mianowicie kolumny, które grają dobrze od razu po wyciągnięciu z pudełka. Przede wszystkim potrzeba im kilkudziesięciu, a najlepiej kilkuset godzin grania, aby głośniki się wygrzały. W grę wchodzi zarówno bas, jak i wyższa góra. Bez tego dół jest rozlazły i bumiący, a góra nieco za mocna. To jednak nie koniec: nawet po wygrzaniu trzeba wykonać kilka prostych czynności. Kolumny mają bowiem mocny, niski, głęboki bas, który jednak nieco dominuje nad przekazem. Koniecznie należy więc skorzystać z piankowych zatyczek (są na wyposażeniu) i zatkać niższy z portów bas-refleksu. Bas nie jest już aż tak niski, ale całkowicie wystarcza, a wzrasta precyzja i przejrzystość dołu. Jedna zatyczka w większości przypadków wystarczy. I właśnie po tym poznamy, czy salon, do którego chodzimy ma świadomą obsługę, czy po prostu sprzedawców. Jeśli przy odsłuchu na podorędziu nie będzie zatyczek, to znaczy, że obsługa nie ma pojęcia o swojej pracy i nie słuchała tych kolumn, albo jest leniwa i nie chciało jej się wyciągnąć ich z pudeł. To samo dotyczy wygrzewania. Warto przed odsłuchem spytać, czy kolumny już wcześniej grały. Jeśli nie, to wyjdźmy i poprośmy o przygotowanie ich za kilka dni, w czasie których kolumny będą pruły na maksa. Jeśli wszystkie te elementy wystąpią bez Państwa interwencji, będzie to oznaczało, że to rasowy salon, doświadczona obsługa i warto się ich trzymać. Wspominałem o basie – jest znakomity: zarówno pełny i masywny, jak i dynamiczny. Nie jest aż tak szybki jak z Marcusów Harpii Acoustics, jednak lepiej wypełniony. Niskie zejścia otwierające utwór Surrender z singla Only When I Lose Myself grupy Depeche Mode (Venusenote, CD BONG 29X, CD) były świetnie ukazane, w potędze i dynamice. To samo dotyczyło elektroniki z płyty Geometry Of Love Project By Jarre (AERO Productions/Warner Music, 460693, CCD). Jarre zagrał dużym, solidnym dźwiękiem z mocną podstawą basową. Ta ostatnia była masywna, jednak – z zatyczką w porcie – całkiem zwinna i dynamiczna. Jedną z cech tych kolumn jest budowanie świetnej sceny dźwiękowej. W dużym stopniu jest to zasługa Uni-Q, jednak skala, wolumen itp., czyli wszystko to, co sprawia, że kolumny nie grają jak małe pitu-pitu, to zasługa basu. Jego wyższa część także jest mocna, co każe zastanowić się nad pewnym kompromisem. Zatykając drugi port doprowadzamy do bardzo płaskiej odpowiedzi – od góry do dołu. Świetnie było to słychać przy nagraniu Nothing Compares 2 U, coverze utworu Sinead O’Connor w wykonaniu duetu Heinz Sauer + Michael Wollny (Certain BeautyACT 9442-2, CD), gdzie mamy niezwykle nisko schodzący bas, przechodzący przez niemal pełny zakres. Bez drugiej zatyczki wszystko było świetnie, energetycznie, mięsiście, jednak wyższy bas przez moment gdzieś utracał rozdzielczość. Nie chodziło nawet o wyraźne podbarwienie, a o moment, w którym atak zlewał się z podtrzymaniem. Po włożeniu zatyczki pasmo było wyrównane w imponujący sposób, jednak nieco zmniejszyła się witalność i energia grania. Ma to bezpośredni wpływ na przetwarzanie średnicy. Bez zatyczki jest ona mocna, duża dynamiczna. Zarówno gitary z płyty Blues grupy Breakout (Polskie Nagrania, PNCD 940, mini-LP, CD), jak i głos Peggy Lee z płyty nagranej z Georgem Shearingiem Beauty and the Beat! (Capitol Jazz/EMI, 542308, CCD) był mocny i wyrazisty. W obydwu przypadkach słychać było jednak lekką nosowość, która nie pozwalała się dźwiękowi „otworzyć”. Nie chodziło nawet o brak góry – wręcz przeciwnie – a właśnie o lekką dominację niższej średnicy. Efekt nie był specjalnie dokuczliwy, jednak przy znakomitym zrównoważeniu pozostałych elementów był słyszalny. Zaradzić temu można zatyczką, jednak stracimy wówczas część witalności i „obecności” dźwięków, które stracą nieco na uderzeniu. Trzeba więc wybierać. Wybitna jest tutaj góra. Nie jest tak punktowa jak z innych kopułek i przypomina gładkie, ciągłe granie, jakie mieliśmy z przetwornika AIR Motion Transformer (AMT) w kolumnach A.D.A.M.-a HM2, które bardzo mi się podobało. KEF-y grają mocniejszą górą, jednak jej charakter jest właśnie taki – bez „wysepek” dźwięku, bez szpileczek, a od razu z całym spektrum. I nawet nie ma specjalnego znaczenia, czy płyta jest dobrze nagrana, czy gorzej, zawsze dostajemy to, co najlepsze. Na przykład stereofoniczne wersje nagrań The Shadows z płyty Greatest Hits (EMI, 578198, CCD), płyty z kodem utrudniającym przegrywanie jej, a jednocześnie wprowadzające układ odczytujący w błąd, zabrzmiały świetnie – to był pełny, dynamiczny dźwięk. Nie znaczy to, że kolumny nie rozróżniają jakości nagrań – wprost przeciwnie: każde drgnięcie z płyty Breakout, Shadowsów itp. było wyraźne. Nie było to jednak podkreślane, a wynikało z całego dźwięku, z pewnego continuum, jakie iQ9 przynoszą. To samo odnosi się do sceny. Nie jest ona tak precyzyjnie „wykrawana”, jak w innych konstrukcjach, a za to do naszego pokoju rzucana jest atmosfera, powietrze, odgłosy itp. towarzyszące nagraniu. Ta gęsta „zawiesina” jest podstawą dla instrumentów. Głębia jest fenomenalna i jedynie skraje sceny są nieco generalizowane. Jej rozciągnięcie już jednak nie – kolumny rysują bardzo szeroką scenę, która układa się na kształt amfiteatru, jakby rozpostrzeć czaszę spadochronu starego typu (półsferę) i wyciągnąć nieco jej skraje w naszym kierunku. Bo iQ9 to fenomenalnie zrównoważone, dobre kolumny. Należy je jednak dobrze do grania przygotować, bo inaczej nic z tego nie będzie. Zagrają z niemal każdym gatunkiem muzycznym, może oprócz starych nagrań. Pochodzące z 1927 roku Blue Skies czy Mandy z roku 1934 z płyty Irving Berlin In Hollywood (TCM/Rhino, 275614, CD) zagrały bowiem w nieco zbyt mało rozdzielczy sposób. Barwa była bardzo dobra, podobnie jak atmosfera nagrań, jednak brakło trochę rzeźbienia w głosie, ukazującego go jako realne wydarzenie. Poza tym – świetnie. Kolumnom należy jednak zapewnić mocny wzmacniacz. KEF podaje wprawdzie, że impedancja wynosi 8 Ω, jednak zaraz obok lojalnie dodaje, że minimum wynosi 3,2 Ω, co oznacza, że to kolumny 4-omowe. I mam dla Państwa dwa systemy-killery. Jeden oparty jest o wzmacniacz MAP-407 Advance Acoustic, potężną, świetnie grającą integrę. Do tego podłączamy przetwornik D/A AudioNemesis DC-1 z napędem C.E.C.-a TL-51X. Elektronika będzie kosztowała znacznie drożej niż kolumny, ale warto do tego dążyć. Mniej pieniędzy wydamy na inny, też świetny system, złożony z odtwarzacza Quad CDP-2 oraz końcówek mocy Audiomatus AM250. Odtwarzacz Quada ma regulowane wyjście, niepotrzebny jest więc przedwzmacniacz. W obydwu przypadkach trzeba poeksperymentować z okablowaniem. Jeśli dźwięk będzie ciut za spokojny, wówczas – Audionova i Hotline, jeśli nieco za bardzo „do przodu”, wówczas – Supra. BUDOWA iQ9 to podłogowa, trójdrożna kolumna, wyposażona w cztery głośniki: system Uni-Q, złożony ze 165-mm średniotonowej membrany z polipropylenu i warstwy tytanowej oraz aluminiowej, 19-mm kopułki. Chassis głośnika jest wyjątkowo sztywne, wykonane z magnezowego odlewu. Magnes kopułki wykonano z ziem rzadkich (neodymu), a cewkę z miedziowanego drutu aluminiowego. System umieszczono w zamkniętej komorze, dość mocno wytłumionej. Na górnej ściance zwraca uwagę element przedłużający optycznie Uni-Q. Tak naprawdę to element designerski, jest jednak sztywny, odlewany z aluminium, przez co usztywnia górną ściankę. Poniżej znajdziemy dwa głośniki niskotonowe o średnicy 165 mm każdy, z membraną papierową pokrytą długimi włóknami celulozy. Pośrodku widnieje duży polipropylenowy korektor fazy. Także niskotonowce mają solidne kosze, też odlewane, a ich magnesy są naprawdę spore. Warto zwrócić uwagę na to, że firma stosuje neodym także w głośnikach średniotonowych, ale dopiero w serii Reference. Neodym jest bowiem szczególnie narażony na rozmagnesowanie pod wpływem ciepła. Potrzebne są więc potężne radiatory, które zakryją magnesy. Głośniki niskotonowe mają fronty zamaskowane plastikowymi elementami, tworzącymi całość z wylotami bas-refleksów – po jednym na głośnik. Obudowa wykonana z płyty MDF ma pięknie ukształtowane boki i tył – w kształt lutni – dzięki czemu nie ma mowy o powstaniu fal stojących (przynajmniej w płaszczyźnie poziomej). Z tyłu znajdziemy zaciski głośnikowe – bardzo ładne, podwójne zaciski z niezwykle solidnymi zworami. Niestety, nie udało mi się podejrzeć zwrotnicy, ponieważ została umieszczona wewnątrz obudowy. Wiadomo tylko, że punkty podziału przypadają na 240 Hz i 2,8 kHz. Rozkręcając mniejsze konstrukcje iQ3 (test w przyszłym miesiącu) okazuje się jednak, że zwrotnica została najprawdopodobniej przykręcona do dolnej ścianki i że zastosowano w niej raczej popularne elementy – kondensatory elektrolityczne, cewkę powietrzną na górze i rdzeniowe w pozostałych miejscach. Okazuje się też, że wnętrze zostało świetnie wzmocnione poprzecznymi wieńcami – między Uni-Q i resztą obudowy jest to pełna odgroda, a dwa pozostałe to typowe wieńce, z otworami umożliwiającymi swobodny przepływ powietrza. To daje pięknie przygotowany produkt, świetnie wyglądający, może jedynie bez audiofilskich sztuczek w okablowaniu i zwrotnicy.
|
||||||||||||||||||||
© Copyright HIGH Fidelity 2007, Created by B |