O Cyrusie piszemy ostatnio dość regularnie (CD-Xt+DAC XP; Phono X). To dobrze, bo jest to firma-ikona brytyjskiego hi-fi. Nieliczni obok Arcama, i w tej grupie właśnie Cyrus, przeszli od tradycyjnego, nieco garażowego pojmowania swojej działalności do nowoczesnego typu produkcji, rzeczy, która we wszystkich podstawowych zakresach cenowych musi przynieść określone korzyści. Mowa oczywiście o szeroko stosowanym montażu SMD, scalonych przełącznikach i regulatorach, sterowaniu mikroprocesorowym itp. To wszystko jednak również mamy w przeważającej większości chłamu z Chin. Czym się więc Cyrus się wyróżnia? Obok nowoczesności mamy bowiem do perfekcji doprowadzone pewne, zastrzeżone wyłącznie dla rasowych, audiofilskich urządzeń rozwiązania. Przede wszystkim piękna, sztywna obudowa, stanowiąca pełny odlew, razem z sekcją radiatorów. Jest też znakomite zasilanie, z wydzielanymi sekcjami, które – od serii ‘8’ w górę, można poprawić przez podłączenie zewnętrznego zasilacza PSX-R, przejmującego zasilanie stopni wejściowych i sterujących. Do tego krótka ścieżka sygnału (to zresztą jedna z zalet SMD) i bardzo dobre elementy przewlekane w krytycznych punktach. Tym właśnie jest Cyrus – twórczym połączeniem tradycji i nowoczesności. ODSŁUCH Słucham urządzeń Cyrusa od kilku generacji modeli i muszę powiedzieć, że ktokolwiek decyduje tam o zmianach, ma do tego rękę (i słuch). W brzmieniu następuje bowiem wyraźna poprawa, przy zachowaniu jednak dotychczasowego charakteru. A ten od lat zasadza się na ciepłej średnicy, świetnej dynamice, mocnym basie i perlistej górze. Plastyka to słowo-klucz w przypadku Cyrusa. Seria vs2 ma to wszystko, jednak paradygmat został nieco zmieniony. Wcześniej biorąc Cyrusa, sparowałbym go z żywymi kolumnami, o mocnej górze, bez dudniącego basu. W pewien sposób modelowałbym więc brzmienie systemu. To klasyczna metoda dobierania komponentów do systemu, poświadczona i naturalna jak witaminy. Najlepsze urządzenia, kolumny, kable nie potrzebują jednak takiego doboru, kompensującego wzajemne niedoskonałości. Jak wspomniałem, to działa, jednak tylko do pewnego stopnia. Najlepsze urządzenia same w sobie są bardzo wyrównane tonalnie, a ich dobór nie ma na celu kompensację, a integrację, znalezienie koherencji płynącej z wzmocnienia zalet. I myślę, że chyba Cyrus osiągnął stopień, w którym dodanie do niego kolumn z żywszą górą zostanie bez wpływu na balans tonalny, tj. żywa góra zostanie pokazana jako żywa. To samo tyczy się kabli połączeniowych. Podpięty w pierwszym rzucie kabelek Atmos Air firmy In-Akustik, charakteryzujący się wycofaną górą i konturowym środkiem, tak został odegrany. I być może najlepszym połączeniem będą kable Hotline i Audionova, które dość ekspresyjne, dynamiczne i żywe nie przeginają w żadną stronę. Poza tym, można je zamówić z wtykami BFA. Drugą sprawą, którą trzeba wziąć pod uwagę, to PSX-R. To nie jest element dodatkowy, ale konieczny. Można o nim myśleć jako o apgrejdzie, ale w bliższym czasie, nie dalszym. Sam z siebie wzmacniacz Cyrusa jest naprawdę świetny. Słuchałem go niedługo po znakomitym modelu Azur 840A Cambridge Audio (testowałem go w „Audio”) i muszę przyznać, że Cyrus, jeśli chodzi o klasę brzmienia w jakiś wyraźny sposób nie odstępował. To jednak zupełnie inna szkoła dźwięku. 8 vs2 ma niezwykle skupione, spójne wewnętrznie brzmienie, kreujące gęsty, pastelowy rysunek. CA gra lepszym basem, tj. lepiej definiowanym, dokładniejszym, jednak bez tak bogatej palety barw jak Cyrus. Ten ostatni pokazuje plastykę każdego instrumentu z osobna. Na genialnej płycie „Ros On Brodway” (Decca (SKL 4004)/First Impression Music, LIM XR24 017, XRCD24), gdzie zarejestrowano spory band, właściwie małą orkiestrę swingową, Cyrus świetnie pokazywał charakter każdej grupy instrumentów, rysował wypełnioną scenę dźwiękową. Nie była ona rzutowana daleko w głąb, a nawet nieco przybliżana, jednak w ramach okna miała ona logikę i sens. Nie było też mowy o rozrzedzaniu powietrza, co miejscami CA się przytrafiało. Poprzednie generacje wzmacniaczy tej firmy nieco unifikowały brzmienie płyt. Z jednej strony było to szalenie przyjemne, ponieważ żadne nagranie nie raziło niedoskonałością techniczną, jednak nie pozwalało zabrzmieć referencyjnym nagraniom w referencyjny sposób, tylko po prostu bardzo dobrze. Nowy model w części zachowuje tę umiejętność, ponieważ nieszczególnie nagrany krążek „The Very Best of Freddie Mercury Solo” nie ranił uszu. Po części to zasługa gęstej średnicy i nieco perlistej góry, ale także niezłej rozdzielczości – razem dało to pojęcie o jakości poszczególnych nagrań (te pochodzą z różnych lat i się różnią między sobą), nie rzuciło jednak ich wad w twarz. To tutaj dała się też poznać umiejętność wzmacniacza pięknego oddawania towarzyszącego nagraniom nastroju. Wolniejsze kawałki były celebrowane, miały atmosferę itp. Dlatego też piękna płyta Dead Can Dance „Spiritchaser” (4AD/Sonic Records, SON 122, CD), a w szczególności genialny kawałek „Song of The Dispossessed”, zabrzmiały hipnotyzująco. Uwagę zwracał też bardzo dobry bas – może nie tak niski jak w CA, ale pięknie wypełniony i tylko ciut dłużej wybrzmiewający – posłuchajmy utworu „Song of The Stars” i będziemy wiedzieli o co chodzi. Wzmacniacz ma swoje ograniczenia. Przede wszystkim czasem potrafi zagrać tak, że wydaje się, jakby góra grała nieco obok środka. Dzieje się tak chyba dlatego, że wyższy zakres jest mocny, wcale nie wycofany, podobnie jak środek, jednak wyższa część średnicy jest uspokojona dynamicznie, tworząc swego rodzaju „pomiędzy”. Przy gorszych nagraniach można mieć więc momentami wrażenie chropowatości dźwięku, co pochodzi z nagrań, z czym jednak wzmacniacz nie do końca sobie radzi. Absolutną zmianę przynosi podłączenie zasilacza. Poprośmy o demonstrację, nawet, jeśli jesteśmy zdecydowani na inne urządzenie, ponieważ można się w ten sposób wiele nauczyć. Dźwięk wydaje się cichszy, trzeba więc podkręcić trochę gałkę siły głosu. Nagle jednak wszystko zostaje spięte w całość, dźwięk szlachetnieje i nabiera głębi, jakby wzmacniacz zyskiwał pewność siebie. Świetnie różnice te słychać było na płycie „Load” Mettaliki (Vertigo/PolyGram, 532 618-2, CD). Bez zasilacza dźwięk był żywiołowy, dynamiczny, chropawy – jak sama płyta – i naprawdę mógł się podobać. Oprócz nieco wolniejszego basu i lekko uspokojonej dynamiki całości nie było znać ograniczeń mocowych. Po podłączeniu zasilacza w pierwszej chwili wydawało się, że przekaz jest gorszy, bo nieco zniknęła drapieżność gry. Za chwilę jednak trzeba się było zastanowić – oto bowiem teraz grało tak, jak z winylu, a przedtem, jak z CD. A przy metalu to duży komplement, bo generalnie brzmi on dopiero z czarnej płyty. Nic z dźwięku nie zostało odfiltrowane, a raczej wreszcie środek został podany bez chrapliwości i ostrości. A żeby to potwierdzić, wystarczy puścić na początek coś wolniejszego z tego krążka, np. „Until it Sleeps” i będziemy wiedzieli o co chodzi. Dobre urządzenia mają to do siebie, że można o nich długo pisać. Cyrus jest właśnie taki. Ma swoje ograniczenia, jednak stanowić będzie świetną alternatywę dla niezwykle udanego, ale dysponującego odmiennym zestawem cech, Cambridge Audio 840A. I nie zapomnijmy o zasilaczu – to obowiązkowe wyposażenie Cyrusa. A jeśli to nie wystarczy za rekomendację, to dodajmy, że obsługa jest genialna, bo wygodna i sensowna, a do tego wzmacniacz słuchawkowy pracuje jak marzenie! Dopiero Edgar SH-1 z dobrą lampą NOS i drogim kablem zasilającym będzie w stanie zgrać lepiej. BUDOWA Jak zwykle w Cyrusie, zarówno wzmacniacz 8 vs2, jak i zasilacz PSX-R, zostały ulokowane w takich samych, sztywnych odlewach aluminiowo-magnezowych. Ponieważ skorupa tworzy pięć ścianek, dół ochranianych jest plastikową płytką – ma to na celu zminimalizowanie wpływu metalu na elektronikę. A ta, jak zwykle przykręcona jest do „pleców”, tak samo, jak we wzmacniaczach lampowych. Front jest wąski, a manipulatory oraz wyświetlacz znajdują się na aluminiowym elemencie. Z tyłu wiele łączy: aż siedem wejść linowych (super – w domu naprawdę się to przydaje!), wyjście z przedwzmacniacza, wyjście do nagrywania oraz wyjście słuchawkowe. Wyjścia głośnikowe są podwójne (bi-wiring), ponieważ jednak Cyrus stosuje się do obowiązującego prawodawstwa, a także z powodu braku miejsca (ciekawe, co było ważniejsze), stosuje gniazda BFA. Pasują do nich świetne wtyki, w które wyposażane są np. kabelki Audionova, z którymi Cyrus zagrał naprawdę super. Jest też gniazdo sieciowe IEC (bez bolca dla przewodu ochronnego) praz mechaniczny wyłącznik sieciowy. Podstawą każdego dobrego produktu audio jest zasilacz. Ten w 8 vs2 jest wyjątkowo rozbudowany: z przodu mamy bowiem bardzo duży, masywny transformator toroidalny z zalanym żywicą środkiem, wypełniający niemal całą przestrzeń. Towarzyszą mu dwa zasilacze – dla części prądowej i stabilizowany dla napięciowo-sterującej. Warto zauważyć, że przyłożono się do szczegółów, ponieważ diody w mostku stopnia końcowego odsprzęgnięte są małymi kondensatorami polipropylenowymi, zmniejszającymi szum generowany przy przełączaniu diod. Elementy aktywne to wyłącznie tranzystory, z pojedynczą parą bipolarnych Sankenów (2SA1386+2SC3519) na kanał. Wejście jest jednak przełączane w scalonym przełączniku Sanyo LC78211, a regulacja poziomu głosu odbywa się w scalonej drabince rezystorowej Wolfsona (to też brytyjski producent) XWM8816 (taki sam był we wzmacniaczu Audio Aero Prima Amp). Obok umieszczono niepozorny, maleńki wzmacniacz operacyjny TPA152. Ta malizna to znakomity wzmacniacz słuchawkowy. Dodajmy jeszcze, że złocone są jedynie gniazda głośnikowe. Pilot jest systemowy, plastikowy i dość nieporęczny. Jeśli chcemy przejść na wyższy poziom, można apgrejdować wzmacniacz, dodając zewnętrzny zasilacz PSX-R, przejmujący zasilanie części prądowej. Jak podkreśla dystrybutor, nie chodzi o zwiększenie mocy, a o zmianę jakości zasilania – przechodzimy wówczas na rzadko stosowany (jest np. w Nagrze), bo drogi system stabilizowanego napięcia tranzystorów końcowych. To dlatego na standardowych pomiarach, po wpięciu zasilacza niewiele się zmienia. Zasilacz umieszczony został w takiej samej obudowie, jednak z przodu mamy tylko diodkę, a z tyłu gniazdo sieciowe IEC, mechaniczny wyłącznik oraz króciutki kabelek zakończony pięciopinowym gniazdem XLR, które wpina się do wzmacniacza. Rekonfiguracja urządzeń następuje automatycznie, po wpięciu wtyczki. W środku odnajdziemy jeszcze więcej elektroniki niż we wzmacniaczu, choć to przecież tylko zasilacz. Z przodu widać trafo tej samej wielkości (o mocy 300 W), któremu partnerują dwa osobne zasilacze – dla każdego z kanałów, zasilacze w pełni stabilizowane, z tranzystorami przykręconymi do obudowy, jak tranzystory mocy we wzmacniaczu. Mamy cztery kondensatory slit-foil (z nacinaną folią) z logo Cyrusa i sporo układów logicznych.
|
||||||||||||||||||||||||||||||||
© Copyright HIGH Fidelity 2007, Created by B |