Dopiero co testowaliśmy kolumny Donna Chica czeskiej firmy Acoustique Quality i już wzmacniacz… Tak naprawdę o elektronikę AQ do testu starałem się od dwóch lat, jednak jakoś nie mogły się zgrać moje zachcianki i plany firmy. Bowiem najwyraźniej się okazuje, że testowane monobloki Mono 1 należą do części oferty, która jest towarzysząca względem kolumn. Podobnie jak najwięksi – Dynaudio, Siltech, Triangle, Avantgarde Acoustic i inni, zaprojektowano w firmie własną elektronikę, mającą służyć do ewaluacji produktów podstawowych. Ponieważ jednak udało się opanować przejście od fazy prototypu do produkcji, co jest najtrudniejszym elementem procesu, można wzmacniacze normalnie kupić. Nie ma o nich słowa na stronie internetowej, jednak – jak widać na załączonych zdjęciach – są. A to naprawdę świetnie. Okazuje się bowiem, że te niedrogie wzmacniaczyki grają wyśmienicie – na tyle dobrze, że kupując cztery i grając w bi-ampingu można wspomniane już kolumny Donna Chica przenieść na absolutne wyżyny i zniwelować ich wysoko ustawiony balans tonalny. A warto, bo… ale o tym pisałem we właściwej recenzji. ODSŁUCH Z monoblokami warto się zaprzyjaźnić, bo choć ich balans tonalny jest lustrzany względem kolumn, brzmienie jest niezwykle gładkie, pozbawione podbarwień, czyste i niezwykle wciągające. W pewnej mierze przypomina dźwięk Bladeliusa Thor Mk II, z jeszcze gładszym środkiem i lepiej kontrolowanym wybrzmieniem basu oraz dźwięk Luxmana L-505f. To ta sama szkoła jazdy – jedwabistej, atmosferycznej gry. Płyta duetu Jonas Knuttson + Johan Norberg „Cow Cow: Norrland II” (ACT 9425-2, CD) - kto jej jeszcze nie ma, powinien się zastanowić, czy naprawdę lubi piękną, świetnie nagraną muzykę – płyta gładka sama w sobie, otrzymała nowy wymiar głębi. Dźwięk jest absolutnie niemęczący, zapraszający do słuchania, w dużym stopniu przypominający dobrą lampę z EL34 w stopniu końcowym (np. świetny wzmacniacz Art Audio Lab m25.3, gorąco polecam!), jednak bez dopalonej niższej średnicy tej ostatniej. I gdybym słuchał tego w ślepym odsłuchu, to pewnie w pierwszym odruchu bez śladu wątpliwości powiedziałbym, że słucham lampy. Sprzyja temu wyraźne wycofanie góry. Teraz wiem, dlaczego kolumny AQ prezentowały ten zakres z rozmachem i fantazją – po wpięciu w tor wzmacniaczy Mono 1 otrzymaliśmy bardzo dobrze wyrównany, świetnie zbalansowany system. Podobnie jak przy kolumnach, góra jest czysta, jednak jest jej po prostu mniej niż z Lebena CS-300 czy nawet Bladeliusa Thor Mk II (test w tym numerze HFOL). Tak jak w kolumnach rozbudowana była góra, tak tutaj średnica. Nie chodzi przy tym o obcięcie dźwięku, jak to ma czasem miejsce we wzmacniaczach lampowych, a o łagodne jej wycofanie, zresztą w bardzo liniowy sposób, bowiem nie dochodzi do zaburzenia fazy, a harmoniczne nie są odcięte. To dobrze wróży, gdyż po sparowaniu z jaśniejszym źródłem, byle dobrym(tutaj na myśl sam się ciśnie Denon DCD-CX3) nie dojdzie do zwykłego rozjaśnienia, a do fantastycznego wypełnienia dźwięku – M1 otrzyma informacja o górze, mającą pełną łączność z resztą pasma. A warto powalczyć, bo odbiór monobloków jest niezwykle korzystny nawet po długim odsłuchiwaniu. Wpływ na to, oprócz koherencji, ma także mięsistość środka i wyższego basu. Ten ostatni nie jest twardy, a jednak dobrze trzyma rytm. Nie schodzi tak głęboko jak Leben, Bladelius czy Luxman, ale też nie przedłuża fraz, nie stara się bez sensu dudnić, nie nadrabia dopaleniem wyższego basu. Pomimo ciepłej średnicy, instrumenty z tego przedziału pasma nie wyskakują przed głośniki, co jest zwykle przejawem przygrzewania wyższym basem i niższą średnicą. Ciepła, nasycona gitara Anthony’ego Wilsona w nagraniu „She’s So Heavy”, pomieszczonego na samplerze Groove Note „True Audiophile” (GRV1036-3, SACD/CD) była na swoim miejscu, trochę mniej wybudowana od góry niż się przyzwyczaiłem, przez co nie tak otwarta. Jednak dzięki niskiemu vibrato, głębi itp. – np. namacalnemu uderzeniu – brzmiała świetnie. Już to pisałem, ale powtórzę: wszystko to składa się na dźwięk, który nie jest neutralny, ale którego jednak się świetnie słucha. Przy wysokiej klasy realizacjach, z lat świetności tej sztuki, czyli z lat 50. zeszłego wieku, np. z cudownej, zremasterowanej przez First Impression Music, płyty „Ros On Brodway” (Decca (SKL 4004)/FIM, LIM XR24 017, XRCD24 – recenzja w zeszłym miesiącu w dziale „Muzyka”), mieliśmy i bardzo dobry rysunek, i wypełnienie. Jedno może, oprócz braku niższego basu, czego może tym nagraniom brakowało, to wybudowanej przestrzeni. Czy to pochodna osłabienia góry, czy też ograniczenia rozdzielczości (bo o przesłuchu międzykanałowym nie ma mowy – ostatecznie to są monobloki), ale ta, choć dobrze poukładana, sugerowana plamami barw, nie była specjalnie precyzyjna ani klarowna. Wprawdzie Primare I21 (test w tym miesiącu) dużo lepszy w tej dziedzinie nie był, ale jednak. Jeśli np. coś jest pokazane bardzo daleko, jak w „Herlando’s Hideway”, to tak zostanie pokazane, tylko, że… bliżej. Tutaj nie ma wyjścia i otwarte kolumny są obligatoryjne: AQ, B&W Bowers&Wilkins, Audiovector, np. znakomite monitory Mi1 Signature itp. I jeszcze może lekko uspokojona dynamika na basie może skierować kupujących w inne rejony. Trudno jednoznacznie i w ciemno proponować je wszystkim Czytelnikom, ponieważ odstępstwo od liniowości jest wyraźne. Ponieważ jednak jego charakter jest stały i łatwy do skompensowania – koniecznie trzeba ich posłuchać. Dodatkowo wejście posiada regulację i w ten sposób można monobloki traktować jak wzmacniacze zintegrowane. Problem stwarza jedynie lokalizacja pokrętła na tylnej ściance. Jeśliby można je sterować pilotem – byłoby super. BUDOWA Mono 1 firmy Acoustique Quality to wzmacniacze mocy w formie monobloków, z regulowaną czułością wejścia. W praktyce jest ona tak wysoka, że można się zupełnie obyć bez przedwzmacniacza. Formę urządzeń określa akrylowa płytka przednia z zielonym, podświetlanym logo oraz radiator stanowiący górną ściankę. Pierwsze odsyła do testowanych na tych łamach kilkakrotnie urządzeń Audionemesis, np. PH-1, a w dalszym planie do Cello. Kto wie, czy jednak protoplastą nie były urządzenia firmy Crimson. A radiator na górze? Toż to dosłowny cytat z legendarnych wzmacniaczy A1 Musical Fidelity. W każdym razie – działa. Podobnie jak w urządzeniach Cyrusa, cała elektronika montowana jest na „plecach”, tj. na radiatorze. Podzielona została na dwie płytki – umieszczoną w pionie wejściową oraz właściwy wzmacniacz z zasilaczem. Na wejściu mamy scalak, a po nim podwójny, niestety nieszczególnie wyglądający potencjometr. Stąd ekranowanym kabelkiem trafiamy do właściwego układu, w całości na tranzystorach. Tranzystory końcowe, po dwie pary komplementarne rzadko spotykanych, bardzo fajnych tranzystorach BUZ900+BUZ905 typu MOSFET, przykręcone są do radiatora małymi ceownikami. Elementy na płytce wyglądają nieźle, a uwagę zwraca dobre filtrowanie – osobno dla każdej połówki sygnału. Obawy o szumy budzi bardzo blisko ustawiony, dotykający wszystkich kabelków, spory transformator toroidalny. Gdyby go umieścić przy przedniej ściance, a płytkę przy tylnej… Całość stoi na szczątkowych nóżkach z gumy, które warto zastąpić czymś bardziej efektownym.
|
||||
© Copyright HIGH Fidelity 2007, Created by B |