Kable połączeniowe mają wiele cech, jednak najważniejsza z nich to taka, że muszą się w systemie znaleźć. Jeśli bowiem mamy odseparowane od siebie urządzenia, tj. osobno odtwarzacz, wzmacniacz itp., to naturalne jest, że trzeba je jakoś połączyć. W warunkach idealnych jakość kabla połączeniowego, byle zadbać o jego podstawowe parametry elektryczne, nie powinna mieć żadnego wpływu na dźwięk. To jednak tylko pobożne życzenia i nocny koszmar producentów kabli. W rzeczywistości łączówka nieraz zmienia diametralnie dźwięk systemu. Wielokrotnie byłem świadkiem, jak przeciętnie brzmiący, a nawet irytujący dźwięk po przepięciu kabli robił się rasowy, więcej – wybitny. Stąd dążenie do stosowania możliwie najlepszych kabli. A ‘najlepsze’ w słowniku audiofila brzmi zwykle ‘najdroższe’. Topowe konstrukcje osiągają bowiem absurdalne ceny, niemające żadnego odbicia w poniesionych nakładach materiałowych i badawczych. A jednak… podobnie jak w każdej innej dziedzinie audio, tak i tutaj płacimy za WIEDZĘ, za to, że ktoś wie, który guzik nacisnąć. Jednak boli nas to tym bardziej, że o ile w przypadku wzmacniacza czy odtwarzacza, o gramofonie nie wspomniawszy, widzimy, za co płacimy, o tyle przy kablach skojarzenie ceny z tym, co widzimy, wydaje się nieco schizofreniczne. I tak jest w istocie. Moim zdaniem, kable, niemal wszystkie kable, powinny kosztować kilkakrotnie mniej. Tak samo jak samochody. A jednak i jedne, i drugie kosztują tyle, ile kosztują, i nie zanosi się na jakąś zmianę. Dlatego chcąc mieć to, co najlepsze, trzeba zapłacić. Rozważania te odnoszą się przede wszystkim do przewodu amerykańskiej firmy XLO Electric. Są jednak o tyle akademickie, że i tak w najlepszych systemach stosuje się takie lub inne, równie drogie kable, niemal wyłącznie na podstawie odsłuchów i chłodnej kalkulacji: lepiej gra, czy nie, oraz czy warto tyle zapłacić za taką poprawę. W nieco innej sytuacji jest kabel holenderskiej firmy Pink Faun. Podobnie jak testowany w numerze majowym (No 37) HFOL przedwzmacniacz linowy/gramofonowy Fettle, IL-1 jest wykonywany w krótkich seriach, całkowicie ręcznie i w dużej mierze na zamówienie. Wprawdzie powstał do łączenia komponentów tej firmy, jednak zarówno technologia, która za nim stoi, jak i użyte komponenty, wskazują na znacznie wyższy przedział cenowy niż by to wynikało z cennika. Zresztą, podobnie było w przypadku przywołanego wzmacniacza… ODSŁUCH Limited Edition LE-4Przejście z Veluma, którego używam wymiennie z Wireworldem Silver Eclipse 5² jest jak zmiana samochodu – wyścigowego, dopalanego tlenkiem azotu, tuningowanego auta z „Szybkich i wściekłych” na wypasionego Lexusa. To absolutnie różne koncepcje dźwięku i różne spojrzenia na świat. XLO to bezmiar opanowania, dojrzałość absolutna, środek pasma na piedestale. Jego dźwięk nie ma takiej rozdzielczości jak z Veluma, przynajmniej jeśli chodzi o sposób opisywania brzmienia, jego kształtu. Słychać to zawsze, niezależnie od rodzaju muzyki. I tak np. remiksy utworu „Martyr” z singla Depeche Mode pod tym samym tytułem były traktowane przez XLO nieco łagodniej, bez absolutnej wiedzy o tym, co w dźwięku utworów spaprano, jednak z absolutną wiedzą o tym, o co w tej muzyce chodzi. Wydawało się więc, że mimo wszystko lepiej tego typu muzyka zabrzmiała z XLO. Podobnie było jednak z płytą „Dreamland” Madeleine Peyroux (Atlantic, 82946, HDCD). Utwór „Hey Sweet Man” otwiera gitara do złudzenia przypominająca brzmieniem i sposobem grania gitarę Muddy’ego Watersa. To blues zagrany, jakby właśnie wyłonił się z plantacji bawełny, pełen feelingu i żaru. Velum dokładnie pokazał, jaka to gitara (chodzi właśnie o rodzaj brzmienia, styl gry itp.), dobrze było słychać szum taśmy-matki, bez podkreślania, ale i bez maskowania, a także powietrze w pomieszczeniu. XLO zagrało to delikatniej, bez tak dużej ilości informacji, jednak z lepiej zdefiniowaną barwą. Kiedy w pewnym momencie odzywa się trąbka, hen, daleko z tyłu, to jest ona dzięki temu świetnie przez XLO lokalizowana; właśnie ‘hen’, a nie ‘zaraz za’. Wokal nie był tak dobrze obrysowany jak w polskim przewodzie, jednak jego tembr został przedstawiony świetnie. Amerykański przewód jest bowiem mistrzem barw. To jest to, czego nieco mi brakuje w Velumie, a dzięki czemu niemal popłakałem się, kiedy musiałem oddać Tarę Labs ISM The 0.8. Wszakże inherentną cechą XLO, czego w Tarze akurat nie było, jest moim zdaniem lekkie uśrednianie dynamiki. Efekt nie jest jakoś szczególnie dokuczliwy i słychać go jedynie na naprawdę rozdzielczym systemie, jednak występuje. Kiedy w utworze „Austurias” z genialnie przygotowanej przez First Impression Music płyty „Suite Españole” Albinéza (Decca [SXL6355]/FIM, FIM XR24 068, XRCD24) uderzają dęciaki, to z Veluma są piekielnie szybkie, wybuchowe, chyba tak, jak brzmią w rzeczywistości, dosłownie słychać, jak rodzi się w nich dźwięk. XLO piękniej pokazało skrzypce, ich barwę i współbrzmienia w orkiestrze, co Velum potraktował trochę bardziej z grubsza, jednak wejścia zostały przez Amerykanina oddane z lekkim zawahaniem, przez ułamek sekundy dłużej, co jednak jest odbierane jako zaokrąglenie ataku, jakby faza ta została rozłożona na dłuższy okres. Ale zaraz (no, może nie zaraz…) przecież mamy przecież cudowną „Cordobę”, gdzie XLO popisało się pełnią i plastyką, której dorównuje chyba tylko brzmienie Tary Labs. A za tę ostatnią wielu da się zabić. ODSŁUCH IL-1Ponieważ staram się dołożyć produktom, testując je w możliwie najbardziej podstępny sposób, bo tylko w sytuacjach granicznych pokazują wszystko, czego chciałbym się o nich dowiedzieć, kabel Pink Fauna wpiąłem zaraz po przepięknie grającym XLO Limited Edition. I od razu wiadomo było, że to inne granie. Jeśli pamiętają Państwo test przedwzmacniacza tej firmy o nazwie Fettle (No 37, maj 2007), to zapewne wiecie Państwo, że to wspaniałe urządzenie grało nieco ciepłym dźwiękiem. Stąd szybki, rozdzielczy charakter przewodu tej firmy nie powinien nikogo zaskoczyć. Właśnie z Velumem Preamp PF zgrał najlepiej, zaś z Wireworldem Silver Eclipse 5² znacznie gorzej. To jest bowiem przykład na tzw. symbiozę elementów, ich dopasowanie do siebie. Mając taki, a nie inny preamp, chcąc wykorzystać jego zalety do maksimum, trzeba mu pomóc. I IL-1 robi to bardzo dobrze. Jego balans tonalny jest bowiem zaskakująco bliski Velumowemu i to z tym ostatnim przede wszystkim był ostatecznie porównywany. A jednak – zachowuje wiele zalet pięknego XLO… Z Veluma Pink Faun bierze otwarty charakter dźwięku, bardziej otwarty niż np. ze świetnych przewodów szwedzkiej Supry, firmy, która w swoich kablach stosuje takie same przewodniki – miedź pokrytą cyną. A do tego holenderskie kable mają świetną dynamikę, chyba lepszą nawet niż testowane wyżej XLO. Na płycie Peyroux słychać to szczególnie dobrze, ponieważ jest to dysk nagrany w niezwykle precyzyjny, uważny sposób, z genialną rozdzielczością. PF pokazał rysunek wcale niewiele gorzej niż Velum, a i chyba XLO. Od tego ostatniego różni się nieco strukturą barwy, ponieważ nie jest aż tak nasycony i wypełniony. Z drugiej strony jego wyższy bas jest dojrzalszy niż z Veluma. Natomiast nie dostaniemy tej niewiarygodnej perspektywy co z XLO. Przywoływana już trąbka z utworu nr 2 była tutaj bliżej, raczej ‘za’ pierwszymi planami, niż ‘hen. Także trąbka z utworu „Was I?” nie była tak dokładna. A jednak… W porównaniu z Wireworldem, przecież świetnym, i także wieloma innymi, droższymi przewodami, PF ma świetny rysunek, nie tak bezwzględnie dokładny jak w polskiej konstrukcji, ale mimo to świetny. Także góra PF jest ładna, podobnie jak w Suprze brzmi, jakby była… jakby to ująć… lampowa, ale bez ocieplenia, z plastyką i umiejętnością rozróżniania subtelnych zmian w barwie, a także perlistością. Wyższa średnica jest już twardsza niż góra, przez co mamy owo „otwarcie” (tym samym mowa o tym, że nie jest ono określane przez rozjaśnienie góry). Rozdzielczość na poziomie rysunku jest taka jak w XLO, czyli bardzo dobra, a jak na ten przedział cenowy, to znakomita. Fenomenalny w tej dziedzinie Velum potrafi lepiej różnicować najcichsze dźwięki. Czasem jest jednak tak, że tego rodzaju różnicowanie zamienia się trochę w sztukę dla sztuki, co PF nigdy się nie przytrafia. Dynamika to kolejny atut holenderskiego przewodu. Jest niemal tak dobra jak Veluma, a co jest sporym komplementem, bo drugiego tak dynamicznego kabla nie znam. Pokazała to płyta Albinéza, gdzie zarówno na niskich poziomach dźwięku, jak i wysokich, sąsiadujące ze sobą instrumenty miały wyraźnie przypisany sposób gry. Bas, zarówno z XLO, jak i PF nie schodzi bardzo głęboko, nie ma więc niewzruszonej podstawy, którą oferuje np. Cardas Golden Reference czy kable Transparenta. Nie jest źle, jednak tutaj słychać, że przewód nie kosztuje 10 000 zł… BUDOWA Pink Faun IL-1Przewody Pink Fauna skonstruowano ze specjalnym uwzględnieniem problemów związanych z przesyłem wysokich częstotliwości. Zapewnia to wyjątkowo szerokie pasmo przenoszenia, a w związku z tym wyeliminowanie opóźnień w czasie. Do produkcji użyto bardzo ciasno skręconych, pokrytych w procesie wyciągania cienką warstwą cyny, linek miedzianych (podobną technologię stosuje moja ulubiona Supra), z teflonem jako dielektrykiem. Jak wspomina się w materiałach firmowych, konstrukcja oparta jest o doświadczenia zdobyte przez Matijsa, właściciela PF przy pracy w przemyśle lotniczym – tak mają być konstruowane przewody w samolotach. Wewnętrzny zwój drucików ma inną orientację splotu niż zewnętrzna część, dzięki czemu osiągnięto bardzo niską indukcyjność. Miedź pokrywana jest cyną po to, aby zapewnić jej jak najdłuższą żywotność bez utleniania powierzchni. Wszystkie przewody PF są ekranowane. Konektory to znakomite wtyki Furutecha, model FP-120. Nie wiem, czy już wspominałem, ale jednym z etapów apgrejdu mojego odtwarzacza Ancient Audio Prime będzie wymiana wszystkich gniazd na gniazda Furutecha – wiele sobie po tym obiecuję, bo słyszałem, co taka niby nieistotna zmiana wnosi do dźwięku. Kabel został obciągnięty czarną siateczką (jakże by inaczej) i jest niespecjalnie giętki. Na jego obwodzie zapięto małe, foliowane karteczki z nazwą, logo i zaznaczoną kierunkowością. Wydaje się bowiem, że kabel ma budowę pseudo-zbalansowaną, gdzie plus i minus przesyłane są takimi samymi przewodnikami, a ekran podłączono tylko z jednej strony. XLO LE-1Przewód firmy XLO stanowi część topowej linii, Limited, tej firmy. Wszystkie egzemplarze są numerowane. Przewodniki wykonano z polerowanych przewodów z miedzi o czystości 99,99997 %, nawiniętych na rurki z teflonu AF używanego w przemyśle lotniczym. Także zewnętrzną powłokę spleciono z teflonowych rurek. Jak wszystkie przewody XLO, LE-1 wykonano w technologii multi-Litz, w pseudo-symetrycznej konfiguracji, podobnie jak Pink Faun. Tym razem nie mamy jednak żadnego ekranu, bo firma wyznaje przekonanie, że wpływa on negatywnie na dźwięk, a jego rolę pełni trzeci bieg przewodnika. Końcówki wykonywane są samodzielnie przez firmę z tej samej miedzi, pokrytej (bez substratów) złotem.
|
||||
© Copyright HIGH Fidelity 2007, Created by B |