Pojawienie się cztery lata temu w ofercie Denona urządzeń stereofonicznych z wyższej półki zwiastowało pewne przesilenie i świadczyło o dużym wyczuciu rynku. Oto bowiem rok później rozpoczęło się nieuchronne załamanie rynku związanego z kinem domowym. Dane mówią, iż w ostatnim roku obrót komponentami AV (wyłączając płaskie ekrany) zmalał o ponad 40 %. To prawdziwe trzęsienie ziemi. Wydaje się bowiem, że rynek osiągnął na tyle wysoki stopień nasycenia, że sprzedanie czegokolwiek związanego z kinem zaczęło być sztuką. Zapewne dużą częścią tego procesu było pojawienie się nieprzeliczonej ilości tanich i ultra-tanich urządzeń z Chin, kupowanych w supermarketach i dużych sieciach handlowych. W przeciwieństwie do stereo, gdzie wymagany jest pewien minimalny poziom jakości, w tanim kinie akceptowalne było wszystko, byle by było tanie – ostatecznie obraz był i tak lepszy niż z VHS-a, który wszyscy przecież pamiętali. A dźwięk? Powiedzmy eufemistycznie – raczej niewielu nabywców zwracało na to uwagę. Skoro więc dostępne były tanie produkty, do tego akceptowalne jakościowo, od razu wielu ludzi mogło się bezboleśnie przesiąść w cyfrowe kino. Wyższe półki cenowe również radziły sobie nieźle, jednak tutaj sprawa nieco się komplikowała. Oprócz wysokiej jakości obrazu klienci zaczęli się także domagać dobrego dźwięku. Nie byli to wszyscy kupujący, ale duża grupa odbiorców, która bazowała na swoich doświadczeniach albo na radach znajomych (doświadczonych), albo wreszcie kierująca się poradami pism specjalistycznych i przykładająca coraz większą wagę do dźwięku. I tutaj pojawił się zalążek nurtu, który właśnie nabiera na sile, a który w dużej mierze jest swego rodzaju nurtem przeciwstawnym w stosunku do AV: jego przedstawiciele żądają dobrego dźwięku stereo. W listach od Państwa (najciekawsze można śledzić w dziale „Kto pyta…”) coraz częściej i coraz mocniej odzywa się głos wołający o trick, który pozwoliłby się cieszyć dobrym kinem i jednocześnie dobrym stereo. Niestety w większości wypadków jest to głos wołającego na pustyni i porada musi się w wielu przypadkach zakończyć sugestią sprzedania amplitunera, kolumn przednich itp., czyli mówiąc krótko i węzłowato zmianą pierwotnej koncepcji. Jak się bowiem okazuje niewiele jest produktów AV, które radziłyby sobie przynajmniej nieźle w trybie dwukanałowym, z płytą CD; a takich, które grałyby podobnie jak ich stereofoniczne odpowiedniki, nie ma w ogóle. Kropka. Jeśli ktoś Państwu mówi inaczej, to – niestety – mija się z prawdą. Właściwie nawet się nie mija, a obchodzi ją szerokim łukiem. I stąd nagły renesans audio. Od dwóch-trzech lat obserwuje się bowiem wzrost sprzedaży, wydawałoby się, zapoznanych urządzeń stereofonicznych. Nie oszukujmy się – to już nigdy nie będzie ten sam świat, co przed rewolucją AV, nigdy już nie będzie stereo królem, ale wydaje się, że dojdzie do pewnej stazy, stałej sprzedaży urządzeń tego typu na poziomie, który w porównaniu ze złotymi latami ‘70-‘90 będzie znacząco mniejszy, a który jednak będzie prawdziwym zmartwychwstaniem, jeśli porównamy to z końcówką lat ‘90 i pierwszymi latami nowego tysiąclecia. W przeciwieństwie do kina, gdzie raz zakupiony produkt na długo pozostaje w domu, niczym odkurzacz czy mikser, i jest traktowany jak część wyposażenia domowego, kupujący urządzenia stereofoniczne są w znaczącej większości osobami „poszukującymi” – nie chcę używać słowa „audiofil”, bo nie o to tak do końca chodzi – to znaczy będącymi stałymi klientami salonów audio. W każdym razie Denon wykazał się wyczuciem, o który duże firmy trudno by podejrzewać. Za nim poszli inni, jak Onkyo, Sony, a ostatnio nawet Pioneer, który chyba przespał odpowiedni moment i choć na początku stał w czołówce przemian, tym razem, skoncentrowany na sprzedaży ekranów plazmowych, się spóźnił. Nie zapomnę szumnych zapowiedzi nowej, świetlanej przyszłości pod znakiem kina domowego, które towarzyszyły zmianie, przecież znakomitego i rozpoznawalnego loga tej firmy. I co? I w reklamach logo wraca jako część kampanii i nawiązanie do najlepszych lat stereo. I na tym tle decyzja Denona o wypuszczeniu wysmakowanego stylistycznie, drogiego systemu stereofonicznego także powinna dać do myślenia. Jak się wydaje, nadszedł moment, w którym muzyki na godziwym poziomie będą chcieli posłuchać zamożniejsi klienci, którzy już zazwyczaj posiadają plazmę i drogie kino domowe. A to są wyjątkowo wymagający klienci, ponieważ sam dobry dźwięk nie wystarczy – potrzebna jest także dla niego specjalna oprawa. I tak dochodzimy do koncepcji systemu CX3, w skład którego wchodzi testowany odtwarzacz SACD DCD-CX3. Cały system jest wyjątkowo udany, wygląda znakomicie i tak też jest zbudowany, a jego test, właśnie pod kątem pracy w komplecie, znajdą Państwo w jednym z najbliższych numerów „Audio”. Tu i teraz chciałbym zaproponować test samego odtwarzacza, zdolnego – jak się okazuje – bez problemu i kompleksów wejść w skład wysmakowanego systemu stereo złożonego z audiofilskich, nawet ezoterycznych komponentów, którego to systemu będzie ozdobą. Nie jest to produkt zupełnie uniwersalny, ponieważ jego dźwięk nieco przykrojono do potrzeb systemu CX3, w którym znajdziemy także amplituner pracujący klasie D, z nieco łagodnym i delikatnym brzmieniem i takież kolumny, jednak staranny dobór elementów towarzyszących pozwoli wspomniane cechy odtwarzacza ominąć, a nawet wykorzystać. ODSŁUCH Już mówię o co chodzi: odtwarzacz gra mocną górą. Jej jakość jest wyjątkowa, a czystość tonu niezwykłą, jednak w kategoriach absolutnych jest jej dość sporo. W moim, raczej rozważnym niż romantycznym systemie było to słychać, jednak po jakimś czasie się do tego przyzwyczaiłem. Z kolei w systemie mojego przyjaciela, na który składa się wzmacniacz Musical Fidelity i kolumny Danish Physic, i który (system, nie przyjaciel) jest chyba jeszcze bardziej rozważny niż mój, było jej nieco za dużo. Podstawą odbioru tego produktu Denona będzie więc właściwe otoczenie. Teraz możemy zacząć właściwy test. Włączenie odtwarzacza Denona w tor dźwiękowy to nieprawdopodobne zaskoczenie. Przesłuchując system CX3 wiedziałem, że dźwięk jest przyjemny, wysokiej próby i że jest wart swoich pieniędzy. Odseparowanie odtwarzacza przenosi nas jednak w inne rejony upojenia dźwiękiem (właściwie muzyką z dobrym dźwiękiem, ale – niech będzie, ostatecznie „HIGH Fidelity OnLine” jest magazynem audiofilskim…). Brzmienie odtwarzacza jest zarówno dokładne, jak i wypełnione. Kiedy na płycie „Love” The Beatles (Apple/EMI, 80789, CCD+DVD-A) słuchamy któregoś z mocniejszych utworów, to mamy i mocny dół i wyraźną, świeżą górę. Tak samo było przy płycie „Kid A” grupy Radiohead (EMI, 27753, CD), gdzie niski bas prowadzony był z w nasycony sposób, ale i z dobrą kontrolą. Góra była detaliczna i dokładna, bez cienia metaliczności. Bardzo dobre było też pozycjonowanie instrumentów. Nie chodzi jedynie o rozmieszczenie ich na scenie, bo to było po prostu dokładne, ale o różnicowanie blisko siebie położonych źródeł pozornych, zarówno dzięki dobrej rozdzielczości, jak i wyraźnym różnicom w barwie. Cecha ta jest zresztą słyszalna na wszystkich płytach, jednak najlepiej zostanie pokazana przy purystycznych nagraniach, zaświadczając, iż rozdzielczość i czystość tego zakresu jest doprawdy ponadprzeciętna. Fortepian z genialnego, wysmażonego oczywiście przez Japończyków, krążka „Bule Monk” Eric Reed Trio (M&I Jazz, MYCJ-30386, CD) był bowiem dźwięczny, dynamiczny, a nieco z boku stał kontrabas z wyrazistym uderzeniem o strunę i pełnym wybrzmieniem. Bardzo dobra była również góra. Jej jest sporo – już o tym mówiliśmy – czym Denon różni się diametralnie od przetwornika D/A DC-1 AudioNemesis czy odtwarzacza CD-E5 EWAE E-Sound. Nie jest ultra-dokładnie definiowana, jak z Lektora Prime, Gryphona Mikado, czy dCS-a P8i, bo moment ataku jest lekko zaokrąglany – minimalnie, ale jednak – ale podtrzymanie i wybrzmienie jest genialne i nie pozwala myśleć źle o tym zakresie. Prawdę mówiąc, brany w całości, przypomina znacznie droższe urządzenia, jak np. Bladeliusa Freyę II. Denon to jednak odtwarzacz SACD i choć większa część płyt w mojej kolekcji to Compact Disc, to jednak po cichu, mimochodem urosła mi także spora, ponad 100-dyskowa, sekcja Super Audio Compact Disc. Generalnie nie jestem specjalnym fanem tego formatu, uważam, że dobrze przygotowana płyta DVD-Audio, a właściwie nagranie w „gęstym” PCM wierniej oddaje muzykę, to jednak duża część sprzedawanych w tym momencie płyt, np. klasyki w Pentatone, Alii Vox, MDG, jazzu w Mobile Fidelity, Groove Note, FIM i LINN Records, a folku w Stockfischu, żeby wymienić tylko niektóre wytwórnie, to płyty hybrydowe SACD/(HD)CD i szukając konkretnego tytułu nie zastanawiam się już na czym jest wydany, bo po prostu najczęściej jest tylko w jednej formie – SACD. A zresztą i inne płyty, jak ostatnio kolekcjonerskie wersje albumów Depeche Mode czy teraz dyskografia Genesis, także wydawane są na płytach tego typu. Do czego zmierzam – oto podskórnie, czyli tak, jak to z punktu widzenia powodzenia formatu (walka jest przegrana, ale wszystko idzie jeszcze siłą bezwładu) powinno wyglądać, stajemy się posiadaczami płyt SACD. I jeśli trafia się okazja, żeby jednak to wykorzystać, to czemu nie, do diabła? I tak nic za to dodatkowo nie płacimy. Tak więc – Denon to odtwarzacz SACD. I jeśli z płytami CD radzi sobie nadzwyczaj dobrze, to dopiero z płytami SACD dźwięk ukazuje wyrafinowanie. Wyższa średnica, o ile tak została zarejestrowana, wciąż jest nieco mocna i np. Głos Diany Krall z płyty „Girl In The Other Room” (Verve 62046, SACD/CD) był nieco podniesiony i śpiewany raczej z gardła niż z przepony. Trochę w tym bruździ samo nagranie, które ma skłonność do akcentowania tego zakresu, jednak podobnie było przy płycie „Walking In The Sun” Barb Jungr (LINN Records, AKD 283, SACD/HDCD). Trzeba więc z uwagą dobrać kolumny i wzmacniacz. Naturalność brzmienia z płyt SACD jest jednak fenomenalna, nie wiem, czy nie lepsza od tego, co słyszałem z pełnowymiarowego odtwarzacza DCD-2000AE tej firmy. Zarówno plastyka wynikająca z barwy, jak i dynamika, pokazywały ciut bardziej miękki niż z warstwy CD, ale za to bardziej wiarygodny świat. Głębia sceny nie jest podawana równie dobrze co z DC-1 czy innych, droższych odtwarzaczy. To co podawane jest w pierwszym czy drugim planie, ma jednak dobrą konsystencję i treściwość, jaką ze źródeł cyfrowych dość trudno uzyskać. Trąbka Cheta Bakera z utworu „Two’s Blues” (Jimm Hall, „Concierto”, CTI/Mobile Fidelity, UDSACD 2012, SACD/CD) prezentowana była więc w nasycony sposób, zachowując przy tym znakomitą teksturalność, definicję i obrys. A jakże pięknie zabrzmiał „Violator” Depeche Mode (Mute, DMCD7, SACD/CD). Wprawdzie wyższa średnica podawana dość mocno, miała nieco twardy charakter, jednak wypełnienie basu, jego moc i uderzenie, a także czystość wszystkich podzakresów powodowało, że warto zadać sobie trochę trudu i przesłuchać Denona w co najmniej kilku zestawieniach – a nuż okaże się ona spełnieniem marzeń… BUDOWA System CX3, którego częścią jest testowany odtwarzacz, składa się z trzech elementów: stereofonicznego odtwarzacza SACD DCD-CX3, amplitunera DRA-CX3 oraz podstawkowych kolumn SC-CX303 (każdy z komponentów można kupić oddzielnie). Urządzenia zostały zaprojektowane od razu jako komplet i wyglądają niezwykle atrakcyjnie, naprawdę znakomicie. Poczucie luksusu, a o to chodzi tu między innymi, zapewniają grube, aluminiowe fronty, z głęboko wyfrezowanymi oknami wyświetlaczy i wgłębieniem pod szufladę – niezwykle cienką, jak w urządzeniach Marka Levinsona, a także z podfrezami dla gałek i wyłączników sieciowych. Frezowane, nie drukowane, jest też logo Denona. Gałka siły głosu we wzmacniaczu otrzymała wykończenie w postaci krążka szlachetnego drewna. Wprawdzie w modelach Denona przeznaczonych na rynek japoński dodatki drewniane są normą, to jednak urządzenia tego producenta spotykane poza krajem samurajów czegoś takiego raczej nie mają. Obudowy wykonano z bardzo dobrze poskładanych, aluminiowych, odlewanych elementów, z przykręcanymi od góry bardzo sztywnymi, dwuwarstwowymi płytami. A przecież, trzeba to wreszcie powiedzieć, urządzenia nie mają standardowej szerokości frontów – 430 mm – ale zbliżającą je do niegdysiejszego standardu midi szerokość 300 mm. Niby nic, a zmienia się cała koncepcja takiego zestawu. Nie ma to być już tylko dobrze grające urządzenie, ale także swego rodzaju dzieło sztuki użytkowej, które można postawić tam, gdzie klasyczne urządzenia nigdy by się nie pojawiły. Z punktu widzenia audiofila takie podejście może budzić obawy o to, czy aby uda się pogodzić te dwa kierunki, jednak wieloletnia misja takich firm jak Cyrus, Quad, a także i LINN, promujących wąskie fronty – dodajmy, że misja zwieńczona sukcesem – powinna dać do myślenia. Nie wszystko co małe musi być od razu gorsze…
|
||||
© Copyright HIGH Fidelity 2007, Created by B |