Odtwarzacz CDP 1 (jak nietrudno się domyślić, skrót pochodzi od nazwy Compact Disc Player, co stoi nieco w kontraście do innego napisu na froncie, mówiącego, że jest to „HDCD player”) amerykańskiej firmy Cary, należy do najniższej linii „półprzewodnikowej” o nazwie Concept. Jeszcze do niedawna, jakieś dwa-trzy lata temu, firma ta była całkowicie zanurzona w ciepłym świetle lamp, a ponieważ jej urządzenia sprzedawane pod tą marką były dość drogie, miała swoją własną, dość wąską niszę na rynku. Zmieniło się to wraz z wprowadzeniem do sprzedaży urządzeń półprzewodnikowych – przede wszystkim wzmacniaczy. Są one nowocześnie zbudowane, przystosowane do współpracy z systemami inteligentnego domu i mają nowoczesną linię stylistyczną. A wszystko to kosztuje. Żeby móc zaproponować je w rozsądnych cenach zdecydowano, że urządzenia serii Concept, Classic i Design będą składane w Chinach, a konkretnie w Hong-Kongu. Pozwoliło to na drastyczną redukcję ceny, zastosowanie wysokiej klasy komponentów, ale też przyniosło ze sobą nieraz zabawne drobiazgi, takie jak np. nazwanie wyjść analogowych XLR w tym urządzeniu wyjściami AES/EBU. Jedną z najbardziej widocznych cech testowanego odtwarzacza jest możliwość upsamplingu nie tylko do – teraz trywialnej – wartości 192 kHz, ale wyżej, aż do 768 kHz. Jak to możliwe? W teście odtwarzacza Harman/Kardon HD970 zastanawiałem się nad tym i nie znalazłem wyczerpującej odpowiedzi. Teraz można chyba założyć, że deklarowany upsampling jest w istocie połączeniem oversamplingu i upsampligu. Ostatecznie, przetworniki pracują z częstotliwością próbkowania do 192 kHz. Co ciekawe, testowany Cary wykazuje spore podobieństwa do wspomnianego Harmana, chociażby w sposobie odczytywania sygnału z płyt (napęd DVD-ROM, taktowany zegarem wizyjnym 27 MHz) i tak wysokim deklarowanym upsamplingiem (w Harmanie było to 384 kHz). W razie potrzeby upsampling można w ogóle wyłączyć, jednak nie wiem, czy oversampling wówczas pracuje. Zakładam, że tak. ODSŁUCH Pierwszą rzeczą, jaką należy wykonać po podłączeniu Cary do wzmacniacza, jest podkręcenie poziomu głosu na maxa, tj. do wskazania ‘63’. Odtwarzacz wyposażono bowiem w regulację siły głosu. Ponieważ jednak nie widać nigdzie układu regulacji poziomu, zakładam, że jest to regulacja cyfrowa, a tej raczej należy unikać. Przy silnym wyciszeniu dźwięk jest płaski i pozbawiony życia. Poza tym pojawia się w nim metaliczny nalot na górze, co do przyjemnych zjawisk nie należy. Dopiero przy maksymalnym wysterowaniu wszystko to znika. Pewnym utrudnieniem jest też obecność przełączanego upsamplingu. Piszę o trudności, ponieważ prowokuje to do niekończących się przełączeń, odciągając uwagę od najważniejszego – muzyki. Jeśli mogę więc radzić, to lepiej albo wyłączyć upsampling w ogóle, albo dać go na najwyższą wartość. Generalnie wolałem dźwięk z upsamplingiem, ponieważ był, jak dla mnie, lepiej wypełniony i nasycony, ale i całkowite wyłączenie miało swoje zalety w postaci dokładniejszego rysunku. Wyłączanie wyświetlacza słychać tylko sporadycznie i to na bardzo dobrze zarejestrowanych płytach. Moim zdaniem nie ma więc co sobie tym zaprzątać głowy i używać go tak, jak nam jest wygodnie. Tak przygotowane urządzenie prezentuje bardzo wyrównany, pozbawiony przekłamań i denerwujących podbarwień dźwięk. Można nawet powiedzieć, że Cary prezentuje nagrania w bardzo bezpieczny, pasujący do każdego systemu sposób. Wszystkie zakresy są ładnie wyrównane i nie można powiedzieć, żeby wyraźnie czegoś brakowało lub było za mało. Drobne modyfikacje wprawdzie występują, ale nie są specjalnie istotne, wpływając po prostu na charakter dźwięku, a nie na jego ocenę. Jedna z nich dotyczy wyższej góry, która jest nieco bardziej delikatna niż np. w droższym odtwarzaczu tej firmy CD 303/300. Z drugiej strony otrzymujemy wypełniony, mięsisty dół, z bardzo ładną barwą. Tak było np. na płycie Claire Martin „He Never Mentioned Love” (LINN Records, AKD 295, SACD/HDCD), gdzie dzięki temu nie tylko kontrabas miał silną, wyrazistą osobowość, ale w utworze „Everything Must Change” bardzo ładnie odezwała się również gitara elektryczna. Wyższa część kontrabasu była tutaj klarowna, wyraźna i dało się śledzić nie tylko pudło rezonansowe, ale także elementy pochodzące z lewej ręki biegającej po gryfie. Cary rysuje głęboką scenę, podając instrumenty nieco dalej niż mój Lektor Prime. W porównaniu z innymi urządzeniami tej klasy jest to naprawdę duże osiągnięcie, ponieważ nagrania mają bardzo ładną, głęboką perspektywę. Dzięki temu zadowoli wszystkich, którzy nie lubią bliskiej perspektywy, którą preferuje np. Arcam FMJ CD36T. Bardzo ładnie pozwoliło to więc „odetchnąć” instrumentom przy utworze „Georgia on My Mind” z samplera First Impression Music „Audiophile Reference IV” (FIM029 VD, HDCD24), gdzie ponownie super zagrała gitara elektryczna – w pełny, nieco ciepły, bardzo przekonywający sposób. Już wcześniej słyszalna, także i tutaj powtórzyła się cecha, która nie wszystkim przypadnie do gustu, chociaż jest konsekwencją „bezpiecznego” grania Cary. Mowa o lekkim zamgleniu wokali, wygładzeniu ich faktur. W pewnej mierze cecha ta ustępuje zresztą przy korzystaniu z wyjścia XLR. Wrażenie lekkiego uspokojenia zakresu średniotonowego nie jest mocne jednak je słychać. W szerszym planie związane jest to z tym, że Cary nie jest mistrzem rozdzielczości i raczej stawia na koherencję i płynność, współgranie, nie wnikając w tkankę utworu. Taka uroda. Odtwarzacz CDP 1 to zaawansowany technologicznie, bardzo ładnie zbudowany odtwarzacz o wyrównanym, pasującym do wielu systemów dźwięku. Najlepiej gra z wyjściem XLR, jednak i na RCA zapewni „bezpieczny” dźwięk, w którym nic nie będzie przeszkadzało. Tylko momentami wyższa średnica może zabrzmieć mocniej, jednak w dużej mierze będzie to funkcja nagrania. Jeślibym polecał do niego jakieś kable, to byłyby to zapewne Supry z serii Sword, albo Wireworld Equinox 5. BUDOWA Odtwarzacz CDP 1 amerykańskiej firmy Cary Audio Design to kawał solidnej inżynierii. Należąc do serii Concept, jest jednocześnie najtańszym źródłem tej firmy. Jak podaje się w materiałach firmowych, Concept Series powstała dzięki „zeskalowaniu” w dół rozwiązań z droższych serii Design i Classic. Jak się zresztą za chwilę okaże, nie jest to prawda absolutna, ponieważ wydaje się, że tylko drobne różnice dzielą te urządzenia. W każdym razie front wygląda bardzo ładnie, wykonano go z dwóch grubych, aluminiowych elementów – górnego, w kolorze srebrnym oraz dolnego, anodowanego na czarno. Te dwa kolory łączą się z trzecim – niebieskim – w którym mamy średniej wielkości wyświetlacz oraz wszystkie, dość jaskrawe diody. Jeden rzut oka na oznaczenia i wiemy, że mamy do czynienia z czymś wyjątkowym. Można bowiem przyciemnić wyświetlacz lub go wyłączyć – zapala się wówczas dioda nad odpowiednim guzikiem – a także można skorzystać z jednego z czterech trybów upsamplingu asynchronicznego: 96/192/512/768 kHz. Absolutnie szczytowa do niedawna wartość 192 kHz została więc przełamana i to od razu czterokrotnie. To jednak nie koniec – z w prawym górnym rogu mamy diodę i logo dekodera HDCD, który, jak się za chwilę okaże też jest najwyraźniej załadowany do układu DSP, musi więc to jego softwarowa wersja PMD-200, przystosowana do pracy z sygnałami 24/192. Patrząc na tylną ściankę zobaczymy, że to nowoczesne urządzenie, ponieważ obok wyjść RCA, XLR (odtwarzacz jest w pełni zbalansowany) mamy też wyjścia cyfrowe RCA i optyczne, a także gniazdo RS-232 pozwalające sterować urządzeniem za pomocą kontrolerów np. Crestrona. Są też gniazda trigger 12 V. Tutaj też widać pewien szczegół, który rzuca nowe światło na to, jak możliwe było przygotowanie tak dobrze zbudowanego, zaawansowanego technologicznie urządzenia za relatywnie niewielkie pieniądze: oto odtwarzacze Cary składane są w Hong-Kongu, a więc w Chinach. I nawet bym na to nie zwrócił uwagi, gdyby nie typowa dla urządzeń zza Wielkiego Muru przypadłość, polegająca na tym, że nawet w najbardziej wysmakowanych, wymuskanych produktach zawsze jest coś, zwykle drobiazg, acz irytujący, który od razu wskazuje na kraj pochodzenia. W tym przypadku jest to opis wyjść zbalansowanych XLR, który w Cary brzmi: AES/EBU. Tylko dla przypomnienia dodam, że AES/EBU to rzeczywiście opis wyjścia zbalansowanego XLR, ale cyfrowego… Patrząc do środka okazuje się, że CDSP 1 niemal nie różni się od znacząco droższego modelu CD 303/300, który testowałem w „Audio”. CDP 1 stracił jedynie ekran nad napędem i sterowaniem oraz lampowe wyjście. Za tym ostatnim specjalnie bym jednak nie płakał, bo jak wynika z moich odsłuchów, CD 303/300 gra znacznie lepiej z wyłączonym (a jest taka możliwość) buforem lampowym. Co więcej – zasilacz został tutaj uwolniony od bardzo wymagającego zasilania wysokim napięciem (anody) i dużym prądem (żarzenie) lamp. Wspomniałem o zasilaniu – to jest bardzo rozbudowane. Jego podstawą jest duży, kosztowny transformator R-Core, któremu towarzyszy kilkanaście układów prostowniczych i stabilizacyjnych. Naprawę dobra robota! Urządzenie zapakowano do bardzo grubych, a więc sztywnych i ciężkich blach obudowy i posadowiono na bardzo dobrych nóżkach. Pilot odtwarzacza jest plastikowy, dość nieporęczny (tylko z niego da się regulować głośność), jednak testowałem z nim wzmacniacz CAI 1 tej firmy, w którym był płaski jak karta bankomatowa pilot z membranowymi guzikami, obsługujący także odtwarzacz. Można z niego zmieniać jaskrawość wyświetlacza, podobnie jak częstotliwość upsamplingu.
|
||||||||||||||||||||||||||||||||||||
© Copyright HIGH Fidelity 2007, Created by B |