Często w Państwa listach pojawiają się pytania dotyczące przystępnych cenowo urządzeń I kolumn. I chociaż nikt jeszcze wprost nie napisał, że ma dość tego, że w „HIGH Fidelity OnLine” pojawiają się raczej droższe komponenty, to ilość tego typu urządzeń zahaczanych w listach jest na tyle duża, że trzeba trochę otrzeźwieć. To znaczy my musimy. Stąd pomysł, aby w każdym numerze HFOL zamieścić test co najmniej jednego produktu „dla początkujących”. Postanowiliśmy pokazać od razu dwa produkty zarówno ze względu na to, że dobrze grają w duecie, dlatego, że są dostępne u tego samego dystrybutora (łódzka firma Best Audio), ale również dlatego, że chcielibyśmy na ich podstawie zaproponować pięknie grający system, a potem podpowiedzieć, w którą stronę warto by było go rozwinąć. Nie chodzi oczywiście o narzucanie czegokolwiek, ostatecznie to Państwa pieniądze, a raczej o pokazanie możliwości, ścieżek itp. Tym bardziej, że poprzednie propozycje systemów i ich rozbudowy (Zachęcam do zapoznania się z nimi: „Budujemy system: na początek”, „Budujemy system. Krok 2.”, „System średniobudżetowy”, „System zorientowany”) spotkały się z żywym odzewem Czytelników. ODSŁUCH A duet szwedzko-francuski (ależ to perwersyjnie brzmi…) brzmi w niewiarygodnie spójny sposób. Brak koherencji to podstawowy „grzech” większości urządzeń budżetowych, a ten tutaj jest pięknie ułożony i spójny. Pomimo tak niewielkich (właściwie maleńkich) skrzynek, a być może dzięki temu, że są zwarte i sztywne, z DLS-ów płynie naprawdę dobrze kontrolowany, pełny – oczywiście w ramach ograniczeń – bas. Nie ma on takiego rozmachu i wolumenu co z Usherów S-512, moich faworytów w cenie nieco ponad 1200 zł, jednak jest precyzyjniejszy, nie tylko w zakresie niskotonowym, ale także w części wysokotonowej. Pierwszą rzeczą, na którą zwracamy uwagę jest jednak plastyka. Tej klasy rysowanie instrumentów występowało także w Usherach, jednak tutaj dochodzi do tego precyzyjniejsza góra. W DLS-ach plastyka uzyskiwana jest przez lekkie uspokojenie części średnicy, gdzieś w miejscu „szycia” głośników. Jest to zarazem jedyna warta wzmianki wada tych głośników, instrumenty operujące w średnicy, w tym głos, są lekko wycofane i nie mają tak ekspresyjnego „wyjścia”, jak w droższych kolumnach, np. Revolverach RW16. Jak to w budżetowych konstrukcjach, które dążą do równowagi tonalnej, atak dźwięku jest w pewnej mierze zaokrąglony. W przypadku tych kolumn efekt jest naprawdę niewielki i dopiero porównanie z kolumnami grającymi szybkim dźwiękiem, jak np. kolumny Harpii Acoustics czy Sonicsa (firma Joachima Gerharda, poprzednio właściciela Audio Physic) pokazuje, że tam jest. Dlatego blachy na płycie Noviki „Tricks of Life” miały w związku z tym raczej ciepłą barwę. Bas z utworu „Tricks of…” był jednak zupełnie – jak na kolumny podstawkowe – satysfakcjonujący. Miał niskie, mięsiste zejście i ładną barwę. Wspomniane złagodzenie słyszalne było np. w utworze „See-Saw”, w którym wokal nie jest przesadnie dobrze nagrany i normalnie brzmi dość jasno, z zaznaczonymi, trochę syczącymi sybilantami, a który z tym systemem zabrzmiał całkiem nieźle i nie przekraczał granic dobrego smaku. Oznacza to, że z gorzej nagranymi płytami będzie bardzo dobrze, przynajmniej nie będą raniły uszu, jednak wiadomo też, że na najlepszych rozdzielczość wyższych częstotliwości też będzie nieco ograniczona. Nie ma bowiem nic za darmo. Nieco inaczej było z kolei przy płycie „Hell or High Water” Sary K. (Stockfish, SFR 357.5039 2, XRCD24), gdzie poziom wyższej średnicy był mocniejszy niż wcześniej. Żeby to zagrać trzeba dobrać do systemu właściwe źródło. Idealne w tej sytuacji będą dwa odtwarzacze: albo cedek Xindak CD06, albo odtwarzacz uniwersalny Yamaha DV-S1700 (obydwa urządzenia testowałem w „Audio”. W każdym razie, płyta Sary zabrzmiała raczej precyzyjnie niż romantycznie. System bowiem, poza wspomnianymi elementami wydaje się bardzo ładnie nadążać za płytami. W szczególny sposób pokazały to płyty dużego kalibru, jak wspomniana „Hell…” Sary, a także „Jazz in the Pawnshop. Vol. 1” (Proprius, PRSACD 7778, SACD/CD), przy których dźwięk był zarówno dokładny, jak i plastyczny. Bardzo dobrze oddana została także dynamika nagrań, bo uderzenia stopy z tego ostatniego krążka pokazane zostały w szybki i suchy sposób, czyli tak, jak zostały nagrane. Faktury instrumentów nie są specjalnie głębokie, ale to ostatecznie niedrogie produkty i nie ma czego się czepiać. A w dodatku barwa jest tak ładna, że ma się wrażenie pełnego, kompletnego dźwięku, bez żadnych „dziur”. Scena dźwiękowa nie była specjalnie szeroka, chociaż głębia została pokazana naprawdę dobrze. Dodatkowo, dzięki swoim niewielkim rozmiarom, kolumny całkowicie znikają z pola widzenia, pozostawiając nas sam na sam z muzyką. Kiedy np. ze swoją partią w „High Life” wchodzi saksofon, to dochodzi dokładnie zza kolumny, jakby jej tam w ogóle nie było. Tak samo tamburyn, „chodzący” między kolumnami. Najlepiej bowiem na tym systemie wypadają purystycznie nagrane, małe składy, jak np. z płyty Iana Shawa „Down to All Things” (LINN Records, AKD 276, SACD/HDCD). Słychać, że kolumny potrafią się skupić bardzo dobrze na pojedynczych instrumentach, że te mają dobre ogniskowanie, bo i fortepian – dźwięczny i mocny – i kontrabas – pełny i mięsisty – był w otwierającym płytę utworze „Jeronimo” po prostu znakomite. Głos Shawa miał duży wolumen, ale nie był wypychany przed kolumny i dochodził nieco spoza linii bazowej głośników. Trochę może zresztą przesadzam z tym puryzmem, chociaż coś w tym jest, bo i Novika, i Smolik ze swojej trzeciej płyty („Smolik”, Kayax/Sony&BMG, KAYAX014, CD) zabrzmiały naprawdę bardzo fajnie. Odpalmy „S. Dreams”, a zdziwimy się, jak mocno uderza bas, jak czysto brzmi głos. Z jednej strony mamy więc czystość purystycznych składów, a z drugiej żywotność nowoczesnego grania. Dobre połączenie. BUDOWA - kolumny Należące do serii ‘R’ Kolumny R50 szwedzkiej firmy DLS są niewielkimi monitorkami podstawkowymi o dwudrożnej budowie, wentylowanymi umieszczonym z tyłu wylotem bas refleksu. Ich bryła jest niezwykle zgrabna, a dzięki niewielkiej objętości, ścianki są niezwykle sztywne. Pomimo relatywnie niewysokiej ceny, R50 oklejono naturalną okleiną. Obudowę wykonano z grubych płyt MDF, idealnie dociętych, z jeszcze dokładniejszymi frezami. Wyciągając głośnik wysokotonowy myślałem, że jest przyklejony – nie chciał wyjść – o czym okazało się, że po prostu podfrez jest spasowany na wcisk. Wnętrze jest mocno wytłumione sztuczną wełną, a na spodzie i po bokach, na wysokości większego głośnika, wyklejona matami bitumicznymi. Na tylnej ściance widać wpływ kina domowego: R50 posiadają tam uchwyt do powieszenia na ścianie oraz gniazda dla śrub mocujących uchwyt. Jak wspomniałem, są to kolumny dwudrożne, z wykonaną z materiału, 28-mm kopułką na górze i pięknym, 120-mm głośniku niskośredniotonowym, z membraną z pulpy celulozowej, której górna powierzchnia nie została sprasowana. Dało to fakturę zbliżoną do tej, jaką mamy w głośnikach z membranami z włókien węglowych. Kopułka posiada komorę wytłumiającą i jest ekranowana. Drugi głośnik ma bardzo duży, silny magnes, zaś kosz jest wytłaczany z blachy. Do głośników prowadzą grube, solidne kabelki, niestety wpinane na skuwki. Zwrotnicę zmontowano na podwójnych gniazdach głośnikowych. Składają się na nią m.in. dwie cewki powietrzne z drutu o sporym przekroju oraz dwa kondensatory polipropylenowe – zapewne wyrób chiński lub tajwański, jednak na jednym z nich naniesione jest logo DLS. Z przodu można głośniki zakryć maskownicą, na której naklejono logo firmy. Całość wygląda niezwykle szykownie i solidnie. Po jakimś czasie, niewielkim kosztem można jednak trochę polepszyć (humor na pewno) dźwięk. Jeślibym chciał coś zmieniać, to wymieniłbym wewnętrzne okablowanie, zalutował je na głośniki, a następnie zmieniłbym kondensatory i oporniki na markowe. Jeśliby to było mało, to wymieniłbym plastikową płytkę z zaciskami na metalową, z zaciskami WBT. Przerost formy nad treścią? Może, ale te kolumienki mogą pozostać w systemie na długo. Chwili wahania, zaraz po zakupie, należy jednak wymienić zwory łączące obydwie sekcje zacisków – stosowne zwory robią m/in. firmy Audionova, Wireworld i XLO. BUDOWA - wzmacniacz MAP-105 jest najtańszym wzmacniaczem zintegrowanym w ofercie francuskiej firmy Advance Acoustic. Pomimo niewysokiej ceny, stopięćdziesiątka jest zbudowana niezwykle solidnie, a jak się zaraz okaże, ma w zanadrzu prawdziwego asa. Jak wszystkie pozostałe urządzenia AA, tak i to posiada front wykonany z płyt aluminiowych – dwóch cieńszych, tworzących coś w rodzaju „skrzydeł” oraz grubszej, środkowej, która jest wysunięta przed czarne boki. Pośrodku mamy gałkę siły głosu z mała, niebieską diodą. Jak to zwykle w produkowanych w Chinach urządzeniach bywa, jest tu mały „wtręt” w postaci piaskowanego boku gałki – elementu, który nijak nie pasuje do szczotkowanej powierzchni czołówki. Wejścia wybieramy małymi (też piaskowanymi…) guzikami, nad którymi zapalają się niebieskie diody. Do wyboru mamy cztery wejścia liniowe oraz – uwaga! – wejście gramofonowe MC/MM (rodzaj wkładki wybierany jest na ściance tylnej). Tak więc – DL-103 Denona do dzieła! Z tyłu sporo się dzieje, a to za sprawą ładnych, złoconych zacisków głośnikowych (podobne stosuje też Rotel i Edgar), czterech par wejść liniowych i jednej dla gramofonu (obok jest złocony zacisk dla uziemienia) oraz wyjścia z przedwzmacniacza i wejścia na końcówkę , gniazd spiętych krótkimi, niezłoconymi zworami. Dobrym posunięciem będzie ich wymiana na coś lepszego, najlepiej ekranowanego. Jest jeszcze wejście trigger pozwalające zdalnie włączyć MAP-a. Urządzenie stoi na czterech plastikowych stożkach, do których dołączane są stosowne, plastikowe dyski, które warto wymienić na metalowe. Stożki można zaś wytoczyć z drewna – będą pięknie wyglądały. Wnętrze wygląda bardzo kompetentnie. Wspominałem o asie – jest on zaznaczony dumnie na przedniej ściance: mamy do czynienie z układem niemal zupełnie dual-mono. Blisko ścianki przedniej mamy bowiem dwa duże, ładne transformatory toroidalne, każdy do jednego kanału końcówki. Przedwzmacniacz posiada osobne uzwojenia wtórne na jednym z transformatorów. Preamp ulokowano przy tylnej ściance. Wejścia (niezłocone) przełączane są przekaźnikami, zaś układ oparty jest na pojedynczym, niskoszumnym Wzmacniaczu operacyjnym NE5532. Taki sam scalak pracuje w sekcji przedwzmacniacza gramofonowego. Obok niego umieszczono precyzyjne, metalizowane oporniki oraz foliowe kondensatory. Takie same oporniki znajdziemy też w roi dzielników napięcia przy wejściach oraz na płytce z końcówkami mocy. Na płytce preampu mamy jeszcze prostowniki (odsprzęgnięte kondensatorami) oraz stabilizatory napięcia. Stąd dość długim kabelkiem ekranowanym sygnał biegnie do ścianki przedniej, która – nota-bene – jest ekranowana grubą blachą, do zmotoryzowanego potencjometru. Po nim mamy drugi scalak NE5532 i sygnał biegnie z powrotem do płytki przedwzmacniacza. Trochę szkoda, bo zaraz, kolejnymi kablami trzeba sygnał wysłać do końcówek. A wszystko przez to, że wyprowadzono łącze między tymi sekcjami na zewnątrz. Nie wiem, czy nie byłoby bardziej sensownie w ogóle ominąć to udogodnienie. Końcówka oparta jest wyłącznie o tranzystory, z parami bipolarnych tranzystorów Toshiby (po jednaj na kanał) 2SC5198/2SA1941, pracujących w push-pullu, w klasie AB. Przykręcono je do dużego radiatora, ulokowanego tuż przy prawej ściance wzmacniacza. Cała ta część ma osobne prostowniki i kondensatory filtrujące napięcie (po 2 x 6800 μF na kanał).Osobne prostowniki i kondensatory otrzymały sekcje sterujące tranzystorami końcowymi. Elementy bierne nie są raczej wyszukane, ale czepiać się tego byłoby już za wiele. Wspomnijmy jeszcze, że pilot zdalnego sterowania jest metalowy.
|
||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
© Copyright HIGH Fidelity 2007, Created by SLK Studio |