Cary Audio, marka firmy Cary Audio Design, Inc., to jedna z firm-wizytówek amerykańskiego hi-endu. Znana przede wszystkim ze wzmacniaczy lampowych, ostatnio zaproponowała również pełną linię urządzeń o nowoczesnym wzornictwie, a wśród nich wzmacniacze tranzystorowe, w tym pracujące w klasie D. To, co z punktu widzenia purystycznego audiofila może się wydawać zdradą lub co najmniej odstępstwem od wyznawanych wartości, dla Cary jest po prostu krokiem w kierunku przyciągnięcia do audio, a w jego obrębie do samej firmy, nowych użytkowników, którzy nie lubią lamp i związanych z nimi archaicznych – z ich punktu widzenia (podobnie myśli zresztą 99,9 % ludzkości) – projektów plastycznych. Krok odważny, ale chyba w dobrym kierunku, przynajmniej jeśli chodzi o kondycję naszej branży. Jak pokazał test odtwarzacza CD 303/300, który właśnie skończyłem dla „Audio”, z nowymi produktami tej firmy jest co najmniej dobrze: urządzenie jest genialnie wyposażona (dekodowanie HDCD, upsampling w kilku krokach, aż do 768 kHz (!) czy wyłączane lampowe wyjście, to tylko kilka atrakcji) i gra niesamowicie czystym, dokładnym dźwiękiem. A jednak… Rdzeniem oferty Cary i z tym, z czym jest kojarzona wciąż są jednak klasyczne urządzenia lampowe, należące zresztą do linii nazwanej Classic Series. I tę właśnie linię otwiera w cenniku testowany wzmacniacz CAD-300-SEI. Ten niewielki wzmacniaczyk jest pięknie wykonany, kosztuje nie tak znowu astronomiczne pieniądze (jak na hi-end) i jest w całości wykonany w USA (wspomniany odtwarzacz najprawdopodobniej powstał na Dalekim Wschodzie, gdyż inaczej musiałby kosztować ze dwa razy więcej). To, co pierwsze zwraca w nim uwagę, to niezwykle kompaktowa, po prostu ładna budowa. Jak w swoim wzmacniaczu TRV-300SE pokazał pan Junichi Yamazaki, właściciel i konstruktor japońskiej firmy TRI, wzmacniacz lampowy wcale nie musi być wielki. Jeśli weźmiemy przy tym pod uwagę, że CAD jest wzmacniaczem typu SET z pojedynczą lampą 300B na wyjściu, to można będzie to jeszcze łatwiej zrozumieć. Wzmacniacz tego typu nie musi być wielki, ale ciężki – i owszem. Cary jest ciężki jak bryła ołowiu. Po tak niewielkim urządzeniu człowiek się nie spodziewa takiej wagi! Ale to z powodu potężnych transformatorów – wprawdzie deklarowana moc to tylko 15 W (niby mało, ale jak na 300B, ze spotykanymi niemal zawsze 8 W mocy to piekielnie dużo i jeśli to prawda – urządzenia nie mierzyłem – nie wiem, jak to zrobili…), ponieważ jednak jest to praca w klasie A i potrzebne jest spore pasmo przenoszenia, dobry transformator musi być duży. Podobne zasady dotyczą trafa zasilającego, które jest tutaj jeszcze większe. Urządzenie po włączeniu do sieci przechodzi w tryb nagrzewania, który powinien trwać ok. 3 min. Wzmacniacz do testu został dostarczony z lampami 300B firmy JJ (tak też wykonaliśmy zdjęcia), jednak warto spróbować z innymi – będzie drożej, ale lepiej. I tak został wykonany test – z lampami Full Music ‘mesh plate’. ODSŁUCH Wzmacniacz Cary odsłuchiwany po dużych wzmacniaczach lampowych i tranzystorowych wykazał się zaskakująco dobrym balansem tonalnym. W dużej mierze pomogły mu w tym wykonywane na zamówienie potężne kolumny Harpii Acoustics 300B, które są wymarzonym kompanem dla tego wzmacniacza. Jeśli SET kojarzy się z ciepłem i eufonią i tego właśnie szukamy, być może lepiej rozejrzeć się za czymś w rodzaju TRI TRV-300 SE. Amerykański wzmacniacz jest bowiem zrównoważonym tonalnie, pozbawionym podkolorowań wzmacniaczem. Prezentuje on głęboką, jedwabistą scenę dźwiękową i takiż rysunek instrumentów. Niezależnie od tego, czy to były stare nagrania z płyty Wesa Montgomery’ego „All Stars - a Good Git Together” (Lonehill Jazz, LHJ10133, CD) czy genialna, grana z LINN-a Unidisk 1.1 Patricia Barber na płycie SACD „Companion” (Premonition/Mobile Fidelity, UDSACD2023, SACD/CD), dźwięk zawsze był dokładny i precyzyjny. Chodzi przy tym o umiejętność mocnego podawania ataku i brak rozmycia wybrzmienia. Pomimo nie jest rozdzielczość i ciśnienie na dole skali tym, w czym Cary czuje się najlepiej, ale kiedy np. Antony Wilson gra ze swoim zespołem w „She’s So Heavy” z płyty Groove Note „The Best of…” (GRV1035-3, SACD/CD), to w systemie pojawia się niski bas, a dźwięk jest całkowicie oderwany od kolumn. I dopiero w tak wymagających nagraniach jak „Use Me” Barber ze wspomnianej płyty słychać, że porównywalny mocowo, jednak oparty o topologię push-pull Leben CS-300 potrafi w tym względzie lepiej kontrolować głośniki. Rozdzielczość w Cary też nie jest tak genialna jak z japońskiego wzmacniacza, jednak dotyczy to przede wszystkim rysunku instrumentów, bo np. już wgląd w głąb sceny, „powietrze” otaczające wykonawców itp. są w Cary lepsze. I choć nie jestem mściwy, to jednak sporo czasu przy odsłuchach Cary poświęciłem na płyty Depeche Mode. Powody były trzy: znakomity odtwarzacz uniwersalny (chodziło o SACD) LINN-a, fantastycznie dopasowane do wzmacniacza kolumny Harpii oraz bardzo dobrze radzący sobie amerykański wzmacniacz. Nie było wprawdzie niskiego basu, w tej mierze lampa w rodzaju M-150 Rouge Audio (test w tym wydaniu HFOL) radziła sobie z tym zakresem lepiej, bez dwóch zdań, jednak dźwięk był bardzo przyjemny, nieco delikatny, bez drażniącej czasem sygnatury najnowszych remastrerów Collectors Edition, a przede wszystkim bardzo dobrze został zachowany ich rytm. Także „Behind The Wheel” z kompaktowego singla CD tej grupy (Mute, CD Bong15, SP CD) zabrzmiał rewelacyjnie i można go było słuchać z wysokim poziomem dźwięku. I tak przeszło sporo płyt rockowych i bluesowych, w tym bardzo dobra nowa płyta Vana Morrisona „At The Moovies” (EXILE/EMI, 84224, CCD), a Cary było drugim, po wzmacniaczach Ancient Audio Silver Mono, urządzeniem na 300B, które z łatwością (oczywiście z właściwymi kolumnami) może grać taką muzykę. Nie powinno jednak dziwić, że najwięcej do powiedzenia ten mały, amerykański wzmacniacz miał przy płytach z mniejszymi, najlepiej akustycznymi składami. Paul Desmond ze swojej ciepłej płyty „Pure Desmond” (CTI/Legacy/Sony Music, 5127882, SBM CD) zabrzmiał pięknie – z mocnymi blachami, klarowną sceną i dobrze oddanymi gitarami. Znakomicie, w pełny, namacalny sposób zabrzmiało np. otwarcie utworu „I’m Old Fashioned” – tylko gitara i dzwoneczek, a jakby u nas w domu. Żeby jednak uzyskać takie wyniki wzmacniacz musi dość długo się rozgrzewać. Lampy generalnie potrzebują ok. pół godziny, żeby dojść do optymalnego dźwięku, jednak w przypadku Cary ten czas jest znacznie bardziej wydłużony. Dwie-trzy godziny to minimum, po których dostaniemy pełną gamę tonalna i dynamiczną. Wychodzi wówczas to, z czego słyną lampy 300B, a więc nieprawdopodobna naturalność dźwięku. Bez rozbijania na poszczególne aspekty, w których to i owo można by podrasować, ale właśnie jako całość. Może wciąż nie będzie to ostatnie słowo w dziedzinie rozdzielczości, jednak barwy, „bezstresowe” prezentowane poszczególnych instrumentów itp., to wszystko pozwalało słuchać muzyki przez długie godziny. Bo Cary to bardzo dobry wzmacniacz. I można było od tego zacząć, bo to jedna z ważniejszych jego cech, ale nie chciałem nikogo moim sluchawkocentryzmem zrazić: to genialny wzmacniacz słuchawkowy. Podobnie jak mój Leben, tak i to urządzenie jest pięknym, wyrafinowanym wzmacniaczem dla słuchawek Najlepiej zabrzmiały z nim AKG K 701, jednak także Ultrasone PROLine 2500 były prowadzone w wyjątkowy sposób. Piękne, plastyczne, niesłychanie dokładne brzmienie bez cienia rozjaśnienia. Nie miałem wprawdzie pod ręką do porównania mojego osobistego wzorca, elektrostatów STAX SR-007, ale porównywałem zestaw Cary/AKG z modelem SRS-4040 System 2 i, niech mnie, jeśli w pewnych aspektach dynamiczne konstrukcje nie były lepsze. Powrócę jeszcze do tego tematu przy okazji testu STAX-a (w jubileuszowym – 3 LATA W SIECI!!! – wydaniu „HIGH Fidelity OnLine” - już w maju). Trzeba jednak wiedzieć, że wraz z Cary otrzymujemy nieprawdopodobny wzmacniacz słuchawkowy. I jeśli powiedzielibyśmy, że za połowę jego ceny kupujemy preamp do słuchawek, to nie byłoby w tym przesady. I stąd wynika konkluzja – jeśli mamy odpowiednie kolumny, jeśli lubimy brzmienie 300B, ale bez przypisywanych tej lampie ociepleń i łagodności, słuchamy muzyki przez słuchawki, to obowiązkowo trzeba Cary przynajmniej posłuchać. BUDOWA Model CAD-300-SEI firmy Cary Audio jest wzmacniaczem zintegrowanym, lampowym, ze stopniem końcowym pracującym w topologii SET (Single-Ended Triode). Jego bryła jest niezwykle zwarta, co wymusza bardzo przemyślaną budowę wewnętrzną, pozwala jednak skrócić wszystkie połączenia do minimum. Projekt plastyczny jest typowy dla tej klasy urządzeń, tj. z przodu mamy lampy, a za nimi transformatory – wszystko na wierzchu. Lampy – wejściowa oraz drivery – to klasyczne podwójne triody 6SN7, tutaj w wersji GT, z oktalową podstawą, a które dostarczone zostały przez chińską, ale bardzo dobrą (produkującą również dla wojska) firmę Electron Tube. W stopniu wyjściowym pracują lampy 300B – bezpośrednio żarzone triody, po jednej na kanał. Standardowo wzmacniacz dostarczany jest z lampami firmy JJ, jednak, jak się okazuje, nie są one zbyt dobre. Warto więc od razu do ceny wzmacniacza doliczyć dodatkowe pieniądze i kupić lampy 300B „mesh plate”, np. Full Music (dystrybucja – RCM). 6SN7 też można wymienić, ale to później i nie jest to już tak pilne. Wnętrze wzmacniacza przedstawia się jeszcze bardziej interesująco. Wszystkie elementy są „wypasione” i najwyraźniej dobrane w wyniku odsłuchów, bez specjalnego oglądania się na koszty. Nie to jednak zwróciło moją uwagę, a spora płytka i biegnąca od niej czujka – okazuje się, że wzmacniacz jest standardowo wyposażony w pilot zdalnego sterowania, który jednak do mnie nie dotarł… W każdym razie, oporniki to przede wszystkim piękne Dale, zaś kondensatory sprzęgające, to MKP-FE francuskiej firmy SRC i piękne polipropyleny Kimber Kap. Drivery z 300B sprzęgane są kondensatorami olejowymi. Budowa urządzenia to dual-mono, z osobnymi mostkami prostowniczymi dla obydwu kanałów i rozbudowanym zasilaczem. Żarzenie wszystkich lamp jest prostowane i filtrowane. Wszystkie duże pojemności na elektrolitach bocznikowane są przez kondensatory polipropylenowe – duże, wystające na zewnątrz „puszki” sprzęgnięte są Kimberami. Regulacja siły głosu odbywa się w ładnym, niebiesko-zielonym Alpsie, podobnie jak balans. Selektor wejść jest mechaniczny i także umieszczony jest przy przedniej ściance – oznacza to, że biegną do niego raczej długie, ekranowane kable od wejść na tylnej ściance. Ciekawe, ale najlepszy kabelek otrzymało wejście CD i do niego najlepiej podłączać najlepsze źródło. Dużo tu kabelków, łączy itp., i choć przy budowie punkt-punkt zwykle tak jest, to jednak Jadis potrafi zrobić to samo pięć razy ładniej. Wspomnijmy jeszcze, że urządzenie posadowiono na znakomicie wyglądających, miękkich nóżkach, wykonanych z jakiegoś lepkiego materiału – trochę kurzu na nich osiada, ale dobrze spełniają swoją rolę. I od spodu noszą logo Cary Audio. Gniazdo słuchawkowe jest jednak dość badziewne…
|
||||||||||||||||||||
© Copyright HIGH Fidelity 2007, Created by SLK Studio |