Jak informowaliśmy w ogłoszeniu, które przez dwa tygodnie „wisiało” na stronie głównej magazynu, 17. lutego na mapie Krakowa pojawił się nowy salon, o „luźnej” nazwie Chillout Studio. Ulokowany naprzeciwko dawnego hotelu Forum, rzut kabelkiem od Wawelu, ma wypełnić pewną lukę, którą przygotowali nam, czyli klientom, dystrybutorzy i znaczna część sklepów. Już o tym kilka razy pisałem, ale warto o tym mówić częściej: jedną z cech współczesnego dilerowania sprzętem audio i wideo w Polsce jest brak, a na pewno niedobór niezależnych salonów audio. Przez ‘niezależny’ rozumiem tu taki, który nie zajmuje się dystrybucją sprzedawanych u siebie urządzeń. Niemal wszystkie liczące się sklepy są bowiem własnością dystrybutora, albo same będąc niegdyś sklepami, decydując się na przedstawicielstwo jakiejś firmy, stały się sklepami dystrybutora. Takie postępowanie wymusiło życie, bowiem trudno utrzymać salon z tak „pieniędzochłonnymi” produktami, jak audio czy wideo, bazując tylko na marży sklepu. Jest znacznie łatwiej, kiedy można wyszkolonym w tym kierunku klientom zaproponować znaczny rabat, a przy tym jeszcze zarobić… Jak mówię – rozumiem motywy i nie wiem, czy sam bym się w takiej sytuacji nie zachował (pewnie tak), ale trzeba zauważyć, że prowadzi to do zmian w sposobie sprzedaży. Teraz nadrzędnym celem sprzedawców jest przekonanie klienta, że produkt, który mają na półce (czytaj: ‘w dystrybucji’) jest najlepszy i że właśnie on spełni wszystkie, najbardziej skrywane i tłumione zachcianki nowego właściciela… A, przypomnijmy, niegdyś chodziło o to, żeby przekonać klienta, że warto w ogóle zainwestować w audio, a najlepiej w drogie audio. W tym celu można było poprosić o postawienie bok siebie kilku produktów i samodzielne wybrać to, co się nam naprawdę podobało, a nawet można było liczyć na uprzejmą pomoc sprzedawcy. Teraz, jeśli nawet w sklepie są jakieś produkty, których tenże aktualnie nie dystrybuuje, to przypominają raczej atrapy, martwą naturę, albo grają rolę „worków do bicia”, nad którymi można się popastwić. Wszyscy na ten stan rzeczy psioczą i niemal wszyscy (a w każdym razie znaczna większość) go swoimi działaniami utwierdzają. Pewnie trochę przerysowuję problem i z góry przepraszam tych, którzy tak nie robią i próbują klasycznie „wychowywać” sobie klienta. Bo w audio to klient powracający – raz zarażony już przez długi czas będzie próbował coraz większych dawek. I tego życzę nowemu salonowi, tym bardziej, że – nie będę tego ukrywał, bo chyba nie ma powodu – znam właścicieli i życzę im jak najlepiej. Nie: lepiej niż innym, ale tak samo jak innym, bo konkurencja, to najlepsze, co może spotkać nas – klientów. Jak wspomniałem, salon ma łatwy dojazd i coś w rodzaju parkingu przed nim. Pierwsze, co zwraca uwagę, to jednak świetne (przynajmniej moim zdaniem) logo, które sporo mówi o podejściu właścicieli i jednocześnie sprzedawców (każdy właściciel od czegoś musi zacząć…) do zagadnień audio (i wideo zresztą też). Poprosiłem ich o kilka słów „do mikrofonu” – ostatecznie nieco autoreklamy nigdy nie zaszkodzi: „Salon Chillout Studio powstał z myślą wyjścia naprzeciw oczekiwaniom naszych klientów. Chcemy, aby było to miejsce, w którym każdy będzie czuł się dobrze, a także będzie mógł liczyć na fachową poradę i dobranie sprzętu według indywidualnych potrzeb. Robimy to, co lubimy. Obcowanie na co dzień z muzyką prezentowaną na dobrym poziomie, to niewątpliwie ogromna przyjemność. Wiele osób już o tym wie, a tym, którzy jeszcze się o tym nie przekonali, chcemy dać możliwość wkroczenia w świat dobrego brzmienia i odczuwania emocji dobrze znanych audiofilom. Chcemy też przełamać stereotyp, że „dobrze” musi oznaczać „drogo”. W tej chwili, jak zapisano w powyższym „manifeście” odsłuch można przeprowadzić w średniej wielkości studio. Na kilka osób to w sam raz, jednak na więcej, to trochę za mało. Wciąż niewykorzystana jest duża, 30-m sala, w której można by wreszcie przygotowywać ogólnodostępne, otwarte spotkania Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego, których rezultaty (z wykropkowanymi obelgami oczywiście) publikowalibyśmy w Sieci. Na to jednak trzeba zaczekać, bo remont i adaptacja tak dużego pomieszczenia, to spory wysiłek finansowy. Możemy jednak to przyspieszyć stając się klientami Chillout Studio :-) Powiedzmy jeszcze, że na otwarciu grała, a może lepiej trzeba by powiedzieć: generowała muzykę progresywno-elektro-techno-hardcorowy duet ANTHILL i TR21°.. Mam jedną z płyt z muzyką jednego z nich, wydaną przez Sound Association i muszę powiedzieć, że jestem pod dużym wrażeniem. Jak się uda, to postaramy się zrecenzować kilka ich dokonań na łamach HFOL. Zanim to jednak nastąpi, warto zajrzeć na ich stronę – TUTAJ. I ja tam byłem, nóżki kurczaka na otwarciu i soki różne piłem. Koniec i bomba, a kto nie był, ten trąba. Ale, zawsze można przecież to naprawić…
|
||||
© Copyright HIGH Fidelity 2007, Created by SLK Studio |