Cambridge Audio to firma, która od jakiegoś czasu, po obniżce formy, znajduje się w rękach właścicieli dużej sieci salonów audio w Wielkiej Brytanii. To ludzie pragmatyczni, którzy nie chcąc popełniać błędów poprzedników zmienili niemal całą filozofię podejścia do produktu. Przede wszystkim całą produkcję przeniesiono do Chin. Krok przewidywalny, poczyniony także przez innych graczy tamtejszego rynku, np. NAD-a, a który dał firmie płynność finansową. Projekty i prace badawcze wciąż przeprowadzane są w Anglii, konkretnie w Londynie, gdzie Cambridge Audio ma swoją siedzibę (w Cambridge mieści się natomiast siedziba Arcama...). Przez długi czas formuła na urządzenia 'by CA' przewidywała propozycje z podstawowej, budżetowej półki. Kolejne generacje produktów stereofonicznych przekonywały, że to był dobry ruch, a dodatkowo pokazywały, że firma się rozwija, ponieważ każde kolejne nowe, elektroniczne "dziecko" było lepsze od starszego brata - patrz, chociażby nowe wersje 'v2', znacznie, znacznie lepsze od podstawowych. Oferta CA obejmowała przez długi czas trzy serie - '3xx', 5xx' oraz '6xx'. Od jakiegoś czasu wiadomo było jednak, że ta angielska firma przymierza się do bardziej ambitnego projektu. I tak otrzymaliśmy wzmacniacz i odtwarzacz serii '8xx' o symbolach, odpowiednio, 840A oraz 840C. Ponieważ jest to numer "cyfrowy" "HIGH Fidelity OnLine", zajmiemy się samym odtwarzaczem, choć warto wspomnieć, że Cambridge nie odcina kuponów od przeszłości i w obydwu produktach zaproponowała wysmakowane, kosztowne i - dotyczy to głównie wzmacniacza - technologie. O klasie XD, w której pracuje końcówka mocy w 840A można będzie przeczytać już wkrótce w "Audio", przy okazji testu wzmacniacza (najprawdopodobniej w konfrontacji z Arcamem DiVA A90), jednak w kontekście tego testu trzeba powiedzieć, że część odsłuchów 840C przeprowadziłem właśnie w towarzystwie dedykowanego mu wzmacniacza i było to znakomite połączenie - zarówno pod względem jakości dźwięku, jak i jego charakteru. O ile klasa XD (odmiana klasy AB) to sprawa rzeczywiście dość nowatorska, to jej chyba najważniejsza cecha polega na tym, że została zaimplementowana w stosunkowo niedrogim, a jak na hi-end to wręcz 'budżetowym' urządzeniu. Podobną wartość ma "serce" pomysłu na testowany odtwarzacz: upsampling. Sam w sobie nie jest niczym ekscytującym, ponieważ można kupić gotowe kości kilku firm, które oferują taką obróbkę sygnału cyfrowego. Absolutnym zaskoczeniem jest jednakże to, że w 840C zastosowano kosztownyy, znakomity upsampler Q5 firmy Anagram Technology , taki sam, jaki można spotkać m.in. w najdroższych odtwarzaczach francuskiego Audio Aero, a także szwajcarskiego Orpheusa. Co więcej, chcąc do maksimum wykorzystać możliwości tej cyfrowej elektrowni, angielski odtwarzacz wyposażono w cyfrowe wejścia (razem 4 sztuki), dzięki którym 840C może się stać centrum cyfrowego systemu - z odbiornikiem telewizji cyfrowej, odtwarzaczem DVD (z dźwiękiem stereo) czy radiem DAB. Naprawdę zdumiewający popis możliwości za tak niewielkie pieniądze. ODSŁUCH Od dłuższego czasu, od momentu, kiedy w urządzeniach dCS-a zaimplementowano pierwsze hi-endowe upsamplery (chodzi o Purcella), w świecie audiofilskim rozgorzała dyskusja o tym, czy warto się tą technologią zajmować i czy przynosi ona więcej korzyści, czy strat. Bo o tym, że upsampling niewątpliwie zmienia dźwięk nikt nie dyskutuje - to słychać wyraźnie. Odtwarzacz CA gra bowiem bardzo przyjemnym dźwiękiem o dużym wolumenie. Instrumenty podawane są dość blisko i nie mają głębokiej perspektywy, jednak posiadają swego rodzaju "substancjalność", gęstość - element spotykany najczęściej właśnie przy upsamplingu - elementy poprawiające fizyczność i namacalność dźwięku. Tak więc saksofon Rollinsa z płyty "Way Out West" (Contemporary Records/JVC, VICJ-60088, XRCD) był duży, mocny, treściwy i miało się wrażenie, że stoi on na miejscu kolumny (to jest nagranie typu multi-mono, gdzie instrumenty rozrzucane są skrajnie według schematu: lewa-środek-prawa). Na pewno pomogły temu znakomite kolumny Marcus firmy Harpia Acoustics (test TUTAJ), jednak bez dostarczenia do nich takiego sygnału nic od siebie by przecież nie wyczarowały. W każdym razie, dźwięk podawany był w skupiony, nieco ciepły (chodzi przede wszystkim o średnicę) sposób, przez co wszystkie wydarzenia nabrały "ciała" i masy. Wyższa góra była nieco wycofana, albo taka się przynajmniej wydawała w obliczu mocnej średnicy, jednak zaskakująco dobrze podany został charakter nagrań. Ciepłe urządzenia, o łagodnej barwie zazwyczaj brzmią tak nie tylko ze względu na wycofanie góry, a ze względu na brak wystarczającej rozdzielczości i wysoką ilość zniekształceń. Niemal zawsze uśredniają nagrania, pokazując je w przyjazny, "cywilizowany" sposób. CA inaczej - rzeczywiście dźwięk przez ciepłą, dużą średnicę i mięsisty bas miał głębię (nie mówię o przestrzeni, a o barwie), jednak rodzaj nagrania jest przez 840C raportowany natychmiast. Kiedy słuchamy na CA najnowszej płyty Stinga "Songs From The Labyrinth" (Deutsche Grammophon, 170 3139, CD) z nagraniami lutni i głosu (muzyka Johna Dowlanda oraz jeden utwór Roberta Johnsona), to od pierwszych minut wiemy, że gdzieś tu jest błąd i że tak źle zarejestrowanego głosu dawno nie słyszeliśmy. Jak gdyby Sting nagrał ścieżkę wokalu na lotnisku, w toalecie, na dyktafonie, w przerwie między kolejnymi lotami. Tak źle, że aż śmiesznie. Nie chodzi przy tym o muzyczną wartość, a o jakość (czy też ni-jakość) dźwięku. CA podał lutnię nieco bliżej niż z Lektora, bliżej też niż z CD-E5 EWAE firmy E-Sound (test w tym numerze HFOL), w nieco bardziej mięsisty, bardziej wypełniony sposób. Każde wejście ostrego, przesterowanego głosu Stinga zostało pokazane bez makijażu, w pełnym świetle. CA starał się całość pokazać atrakcyjnie, co w jakiejś mierze udało się przy lutni, jednak nie kosztem akuratności, a przy zachowaniu maksimum wierności, nie pogłębiając wad. Jak pokazał dźwięk lutni, jest gdzieś w paśmie CA lekkie "dopalenie", gdzieś w okolicy średnicy i wyższego basu mamy ową "mięsistość", ciało, dodawane do każdego wydarzenia. Daje to nieco cieplejszy dźwięk, przychodzi jednak wraz z dobrą rozdzielczością i dyskryminacją blisko położonych dźwięków, które nie zlewają się ze sobą, a pokazywane są w szlachetny, dźwięczny sposób. Eufonia jest więc odbierana, szczególnie w kontekście ceny urządzenia i elementów, które zapewne staną naokoło niego, a więc wzmacniacza i kolumn, ostatecznie niedrogich, w jednoznacznie pozytywny sposób. Zero obiekcji mamy zaś przy płytach z muzyką elektroniczną, gdzie nie ma "wzorca" i można jedynie porównywać różne wykonania (różne urządzenia), a gdzie cechy, które przywołaliśmy, zawsze się przydają. Tak było w przypadku przepięknej płyty "Geometry of Love" wydanej przez J.M. Jarre'a pod szyldem Project by Jarre (Warner Music 60693-2, CD) - płyty, która pokazuje, że muzyk ten ma wciąż wiele do powiedzenia, a ostatnie jego nagrania pod własnym nazwiskiem to tylko sprawa czasowego spadku formy, nie permanentna muzyczna amnezja. Płyta ta została odtworzona w tak namacalny, gęsty sposób, że kilka razy poczułem ciarki na plecach. Wprawdzie bas nie był specjalnie kontrolowany, daleko mu do odtwarzacza Bladeliusa Freja MkII (test w tym numerze HFOL), jednak dwukrotnie niższa cena w dużym stopniu to tłumaczy. Trzeba jednak powiedzieć, że bardzo dobre odtwarzacze z tego zakresu cenowego, a nawet tańsze potrafią zagrać niższym i przede wszystkim bardziej zwartym basem (przykładem na taki bardzo wierny i szybki odtwarzacz jest niesłychanie tani model CDX-397 Yamahy). Tyle tylko, że nie przeskoczą bardzo dobrej barwy, jaką gwarantuje 840C, podobny w tej mierze do E-Sounda. Jeślibym miał w tej mierze jeszcze do czegoś przyrównać odtwarzacz CA, to byłby to odtwarzacz Unico firmy Unison Research z lampami w stopniu wyjściowym, pasujący do tego opisu pod względem barwy, jednak przebity przez lepszą rozdzielczość angielskiego odtwarzacza. Po podłączeniu do wejścia cyfrowego (korzystamy wówczas z upsamplera i z przetwornika w 840C) odtwarzacza DVD Arcam FMJ DV29 (test TUTAJ; jest już jego następca - FMJ DV139, który, mam nadzieję, wkrótce trafi w moje ręce...), urządzenia wyjątkowo udanego, a kosztującego dwa razy więcej niż CA, ten został pomyślnie "zalokowany", zarówno z sygnałem z płyt CD, jak i DVD-A (24/96). Jedynym nieprzewidzianym efektem było wyświetlenie przez 840C komunikatu o tym, że sygnał wejściowy ma parametry 20/96, a więc słowa o długości 20 bitów, chociaż płyty były ewidentnie 24-bitowe. Jak jednak w instrukcji CA się wspomina, część urządzeń nieprawidłowo oznacza wysyłany sygnał, podając właśnie 20 bitów zamiast 24 i być może tutaj mieliśmy do czynienia z takim przypadkiem. Jak by nie było, przyjemnie mi donieść, że CA odtworzył płyty DAD Chesky'ego (płyty wydawane przez Chesky Records w formacie 24/96, bez menu i bez potrzeby korzystania z ekranu) oraz HDAD Classic Records (płyty te po jednej stornie mają materiał 24/96, a po drugiej 24/192 - ten ostatni na wyjściach cyfrowych odtwarzaczy DVD-Audio jest konwertowany i wysyłany w postaci 24/48) w bardzo podobny sposób co Arcam. To naprawdę duża rzecz, bo Arcam należy do czołowych odtwarzaczy DVD-A w okolicach 10 000 zł. Dźwięk CA podany został ciut bliżej, ale bez wielkich przemieszczeń, jednak generalnie różnice były subtelne - a to nieco mniej wyraźne blachy z CA, a to nie tak precyzyjny bas jak w Arcamie. Ogólnie jednak różnica była niewielka. Można więc oczekiwać, że jeśli podepniemy do 840C jakiś odtwarzacz DVD, byle z przyzwoitą sekcją napędu, otrzymamy znakomity dźwięk. BUDOWA Odtwarzacz Cambridge Audio Azur 840C to pierwsza od wielu lat przymiarka tej angielskiej firmy do urządzeń droższych niż budżetowy "start". Urządzenie ma więc pokaźne gabaryty i wypakowane jest ciekawymi technologiami i rozwiązaniami. Najważniejsza właściwość sygnalizowana jest już w pełnej nazwie odtwarzacza: Upsampling Compact Disc. Na szczęście zrezygnowano z błędnej, acz chętnie stosowanej przez różne, nieraz bardzo poważne firmy, nomenklatury w rodzaju 24/192 CD Player, albo jeszcze głupszych. CD to CD i ma zafiksowane parametry sygnału44,1 kHz/16 bitów i wszystko co ponad to, to jest dodatek, tak jak sygnalizowane to jest w nazwie Cambridge Audio. Za powściągliwość więc - piątka. Wspomniana nazwa została naniesiona drukiem sitodrukowym na grubym, aluminiowym panelu przednim. Znajdziemy na nim tylko kilka przycisków sterujących napędem, a także dwa, oznaczone 'menu' i 'select', niespotykanych w cedekach, a które służą do nawigacji w menu. 840C posiada bowiem, oprócz typowego zestawu wyjść, z niezbalansowanymi analogowymi RCA i cyfrowymi RCA i TOSLINK, wyjście zbalansowane XLR oraz dwa komplety (RCA+TOSLINK) WEJŚĆ cyfrowych. Można więc traktować odtwarzacz jak napęd z rozbudowanym przetwornikiem i odtwarzać przezeń dźwięk stereo z odtwarzaczy DVD, tunera satelitarnego czy radia DAB. Każdemu z wejść można nadać własną nazwę i ustalić, czy chcemy, aby sygnał był upsamplowany czy nie. Co więcej, możemy wybrać format sygnału na wyjściach cyfrowych i np. zdecydować, czy dodajemy dither czy nie. Jeśli korzystacie Państwo z nagrywarek, albo z zewnętrznego przetwornika, wówczas niech zawsze dither będzie na 'on'. Wszystkie te operacje wymagają czytelnego wyświetlacza i w 840C mamy najlepszy, jaki można znaleźć poniżej 10 000 zł i wyżej. Jest to bowiem mlecznobiały, wyjątkowo duży wyświetlacz ciekłokrystaliczny, z czarnymi cyframi i literami. Numer utworu i czas wyświetlany jest w dolnej, znacznie większej linijce - cyfry mają taką samą wysokość jak z wyświetlaczy LED stosowanych w Lektorach Ancient Audio, są jednak mniej kontrastowe, zaś górna linijka, z informacjami o upsamplingu, menu i wybranym wejściu, jest mniejsza. Obudowa, jak to w CA, jest wyjątkowo solidna, złożona z kilku sztywnych (boki są dodatkowo profilowane) elementów, tak więc i górna ścianka jest przykręcana od góry, a nie jest to góra z zagiętymi bokami. Środek ujawnia kilka ciekawych rzeczy. Przede wszystkim - napęd. Jest to modyfikowana jednostka Sony, z naklejonymi elementami tłumiącymi na moście spinającym boki i na krążku dociskowym płyty, a także napisany w Cambridge (a właściwie w Londynie, gdzie firma ma swoją siedzibę, w Cambridge rezyduje firma Arcam...) program sterujący. Myślę więc, że podobnie jak w przypadku modyfikowanego napędu Philipsa stosowanego w urządzeniach QUAD i Audiolab, zasadne jest mówienie o "własnym" napędzie. Układ odpowiedzialny za sterowanie napędem ukryto pod metalowym ekranem (co ciekawe, w tańszych odtwarzaczach CA jest on miedziowany...) i tutaj jest też zasilanie dla tej sekcji. Napęd posadowiono na bardzo solidnym, specjalnie ukształtowanym "pająku" z odlewu aluminiowego, przypominającego stoliki Finite Elemente, oczywiście w odpowiedniej skali. Napięcie dostarcza duży transformator toroidalny większy niż w testowanym w tym numerze odtwarzaczu E-Sound CD-E5 EWAE, jednak mniejszy niż w (także w tym numerze) uniwersalnym odtwarzaczu Bladeliusa Freja MkII. Z trafa wychodzą jeszcze trzy osobne uzwojenia wtórne, zasilające niezależnie układ upsamplingu, przetworników i układów analogowych. Na dużej płytce z tyłu obudowy widać więc przede wszystkim rozbudowane układy filtracji i stabilizacji napięcia, m.in. z bankiem dziesięciu ładnych kondensatorów z logo Cambridge Audio). Najważniejszą kością jest tutaj układ upsamplingu. Jest to kość DSP z softwarem w wersji Q5, przygotowanym przez francuską firmę Anagram Technologies, zamieniającą słowa wejściowe na 24/384 kHz i wypuszczającą tak spreparowany sygnał do przetworników. Te, ukryte za radiatorami stabilizatorów napięcia, wzięto od Analog Devices i są to dwa układy (po jednym na kanał) AD1955 - wielobitowe przetworniki delta-sigma 24/192 o bardzo wysokiej, bo będącej odpowiednikiem realnej, 20-bitowej rozdzielczości. Układ jest wewnętrznie zbalansowany i posiada takie wyjście. W sekcji konwersji I/U pracują kości Burr-Browna OPA842, zaś w filtrach i na wyjściu kości OPA2134 tej samej firmy. Wyjście sprzęgane jest układem DC-Serwo. Cały montaż to SMD, oprócz zasilania i kondensatorów WIMA w filtrach przy przetwornikach. Wyjścia kluczowane są przekaźnikami. Całość wygląda naprawdę imponująco. Jedyny szkopuł w tym, że nie widzę, jak prowadzony jest sygnał z napędu do przetwornika, ponieważ drogę tę pokonuje tylko jeden, ekranowany kabelek (dwie żyły i ekran), który dostarcza sygnał (w formie zbalansowanej) do układu upsamplingu. Nie jest to protokół I2S, więc jeśli to jest jedyna droga, to najwyraźniej sygnał pobierany jest w zbalansowanej formie S/PDIF.
|
||||
© Copyright HIGH Fidelity 2006, Created by SLK Studio |