Scenariusz tego testu miał być inny. Jakiś czas temu umówiłem się z firmą Harpia Acoustics na test kolumn Doberman (chodziło o nową ich wersję, a właściwe o całkiem nowe kolumny) z absolutnie świeżej linii głośników. Kolumny pokaźne, kosztujące niemało, miały do mnie wjechać na tyle wcześnie, aby ukazały się w numerze grudniowym. Nawet taką przygotowaliśmy okładkę. Kiedy jednak okazało się, że za połowę tej ceny można dostać model w dużej mierze przypominający Dobermany, a oferujący - tak przynajmniej deklarował producent - niewiele gorszą jakość dźwięku, nienamyślając się wiele, zdecydowałem o szybkiej podmianie. Ostatecznie i Harpia, i ja żyjemy w tym samym mieście (Krakowie), więc nie było to trudne. Chociaż może nietrudne było tylko dla mnie (do czasu, ale o tym za chwilę), bo Marcusy, pomimo mniejszych gabarytów niż Dobermany, są piekielnie ciężkie i dwie osoby muszą się sporo nabiedzić, zanim je bezpiecznie wtaszczą do mieszkania. Na szczęście ja się z tej czynności wymiksowałem, więc tu miałem łatwo. Moje schody zaczęły się, kiedy zacząłem kolumny ustawiać i szukać dla nich najlepszego miejsca. Na szczęście okazały się dość tolerancyjne dla pokoju i pozycji, a na końcu wylądowały dokładnie w tym samym miejscu co testowane jakiś czas temu tubowe kolumny Picco Avantgarde Acoustic (test TUTAJ), czyli 100 cm licząc od tylnej ściany do czoła tweetera. Jak się później okazało, lekka korekta o 10 cm w przód ostatecznie zakotwiczyła kolumny w "ich" pozycji. Nie jest to pierwszy mój kontakt z kolumnami tej krakowskiej manufaktury. Testowane modele Diana (test TUTAJ) czy Nicolo (test TUTAJ) prezentowały bardzo dobry, wysoki poziom. Dodatkowo przez dłuższy czas korzystałem w codziennej pracy z prototypowych monitorów HA. Za każdym razem, kiedy dostawałem do ręki nowy model postęp był widoczny (słyszalny) i można się było spodziewać, że prędzej czy później przyjdzie coś w rodzaju Marcusów. A może właśnie odwrotnie, może nie można się spodziewać tak szybkiego i jednoznacznego postępu? Ostatecznie jednymi z pierwszych kolumn Harpii, jakie słyszałem - a było to ze dwa lata temu - był bardzo drogi model (nazwy nie pomnę) o kształtach, które dziedziczy linia, do której należy Marcus i jestem przekonany, chociaż może to zbyt długi okres czasu, żeby przysięgać, ale na 90 % jestem pewien, że Marcus gra lepiej. Chociaż kilkakrotnie tańszy od słuchanych wówczas mastodontów, jest lepszy. A przecież byłem wówczas pod wrażeniem tego, co potrafią wspomniane kolumny - był i bas, i góra i potężna przestrzeń, chociaż odsłuch odbywał się w pomieszczeniu kompletnie do takich prób nieprzystosowanym. Tak więc postęp jest i to bardzo szybki. Można by więc pomyśleć, że można jeszcze trochę poczekać, a nóż i będzie coś lepszego... Poczekać zawsze można, tylko nie wiem, czy warto. Zapewne nowe modele kiedyś się pojawią, ponieważ jednak istniejąca linia jest tak dobra, tak dopracowana, a przede wszystkim ma tak nisko skalkulowane ceny, że aby się od tego odbić, trzeba będzie w przyszłości zapłacić sporo drożej. A zresztą, z tą linią można niczego nie ruszać dobrych parę lat i wciąż dźwięk będzie wybitny. Trochę rozpisałem się o kwestiach pozamuzycznych, jednak przy takich produktach, produktach pojawiających się raz na jakiś czas i zmieniających postrzeganie danego sektora cenowego, a nawet rozumienie dźwięku, nie wystarczy napisać, że mają ścianki z MDF-u i fajnie grają. Już same kształty Marcusów (jak i pozostałych modeli linii) prowokują do dyskusji i polaryzują słuchaczy (a właściwie oglądających, bo to dwie różne sprawy). Pochylony fragment przedniej ścianki nie jest może aż tak dziwny, bo stosują go, w wariacjach, takie firmy jak Wilson Audio, Aerial Acoustics, Joseph Audio, a z rodzimych chociażby ESA, jednak sposób zaproponowany przez Harpię sprawia wrażenie najdziwniejszego i idącego najdalej w bezkompromisowości. Bo o co chodzi z pochyleniem ścianki? Generalnie o wyrównanie fazowe głośników wysokotonowego i średniotonowego (czasem także niskotonowego). Pochylamy ściankę, podłączamy zwrotnice pierwszego rzędu (które wymagają kompensacji fazowej) i mamy gotową kolumnę. Jednak nie do końca. Zawsze mnie to zastanawiało, dlaczego firmy tak niewiele robią sobie z tego, że przecież kopułka promieniuje dość kierunkowo i skierowana ku górze najwyższe częstotliwości wyśle właśnie tam, w kierunku sufitu. Co więcej, w ten sposób samodzielnie generujemy sporo odbić. Jak pokazują doświadczenia wspomnianych firm, Wilsona i Josepha przede wszystkim, w dużej mierze da się to dobrze opanować. Jednak Harpie pokazują, że nie trzeba wcale iść na kompromisy. Będzie nieco drożej w egzekucji, jednak - chyba - lepiej. A zresztą - nie udaję, że jestem wyrocznią w dziedzinie konstruowania kolumn, bo nie jestem. Moja wiedza i intuicja bazują na obejrzeniu i rozkręceniu kilkuset kolumn, a przede wszystkim na przesłuchaniu znacząco większej ilości. Można więc powiedzieć, że jestem organoleptykiem (w odróżnieniu od teoretyka, który definiuje podstawy teoretyczne i praktyka, który stosuje owe podstawy w rzeczywistych aplikacjach; organoleptyk z kolei owe aplikacje - kolumny - używałby i testował), a teoretykiem tylko amatorem. I jak na kontakt organoleptyczny, koncept stojący za Marcusami od razu do mnie przemówił i to silnym głosem. Kolumny mają, poza nietypową aranżacją głośników, także inne cechy szczególne, jak dużą, metalową płytę z tyłu, która służy za podstawę montażową dla podwójnych gniazd głośnikowych i jest jednocześnie wydajnym radiatorem dla opornika - elementu najczęściej pomijanego (podobny patent stosuje Dynaudio w swoich fenomenalnych podstawkach Special Twenty-Five; test TUTAJ), nawet w bardzo drogich produktach. A przecież oporniki w torze głośnika wysokotonowego (i nie tylko) grzeją się jak diabli, a wraz ze zmianą temperatury drastycznie zmienia się ich oporność (wraz ze wzrostem temperatury maleje oporność) i w konsekwencji zmieniają się parametry zwrotnicy. Mogło by się wydawać, że nie powinno to specjalnie wpływać na dźwięk, jednak jest inaczej i taka dbałość o szczegóły daje znakomite efekty. ODSŁUCH W pierwszym dniu, w którym Marcusy objęły wartę przy sprzęcie, odwiedził mnie jeden z przyjaciół. Kiedy je zobaczył, od razu, wiedziony naturalną ciekawością, poprosił, żebym coś mu puścił. Wprawdzie sam kolumn jeszcze na poważnie nie słuchałem, nawet nie zdążyłem ich dobrze ustawić, jednak przyjaciołom się nie odmawia. Jest coś takiego, że wobec odwiedzających czuję potrzebę ewentualnej obrony testowanych urządzeń, wskazywania na ich mocne strony. Ta nie zawsze uświadamiana postawa wynika chyba z sympatii, jaką czuję do ludzi, którzy stworzyli coś na tyle interesującego, że decyduję się na jego test. Staram się powstrzymywać od wyrażania tego werbalnie, jednak kiedy ktoś coś "mówi" na testowany właśnie w danym momencie sprzęt, wzbiera we mnie wewnętrzny sprzeciw. Nie tym razem. Na rzucone: "puść coś, cokolwiek", wrzuciłem to, co akurat miałem pod ręką, a mianowicie płytę Cassandry Wilson "Thunderbird" (Blue Note/EMI 58 762, Copy Controlled Disc; recenzja TUTAJ). Nawet stojąc z boku usłyszałem, że coś jest nie w porządku. Mój gość natomiast zauważył, że chyba jeszcze nie ustawiłem kolumn, bo "coś się strasznie tłuką". Rzeczywiście, płyta Cassandry grała fatalnie, z "tłuczkowatym" basem i rozmytą, a mimo to nieprzyjemną i przenikliwą górą. Przestraszyłem się - przecież chwilę ich słuchałem i niczego takiego nie było. Może się coś zepsuło? Wybity z dobrego nastroju pobiegłem po inną płytę. Coś lepszego? Chwyciłem w rękę Novikę i "Tricks of Life" (Kayax Production/EMI Kayax 013/3792772, CD; recenzja TUTAJ). Co za ulga... Bo Marcusy są piekielnie niepodbarwionymi (wiem, że takie zestawienie dziwnie brzmi, ale najlepiej oddaje to, co się dzieje w dźwięku), grającymi absolutnie "wolnym" dźwiękiem kolumnami. W porównaniu z nimi większość, nawet drogich konstrukcji, brzmi w skompresowany sposób, nadając przekazowi charakter samych siebie. Kolumny Harpii grając Cassandrę pokazały po prostu jak źle ta płyta jest nagrana. Wiedziałem o tym wcześniej, ale wiedziony chyba sympatią do muzyki nieco zawyżałem jej ocenę. Jeślibym teraz ją recenzował, to trzeba by odjąć przynajmniej jeden punkt z oceny dźwięku. Wciąż muzyka jest dla mnie bardzo OK., jednak dźwięk stał się nieakceptowalny. I to jest największa zaleta i największa wada Marcusów. Zaraz, zaraz, gdzieś to już czytałem... No tak, wszystko na tym świecie się jakoś ze sobą łączy: niedawno skończyłem czytać test w moim ulubionym magazynie, angielskim "Hi-Fi +", test kolumn Avalon Isis. Daleki jestem od tego, aby mówić, że Marcusy grają jak Isisy (które kosztują 59 000 L), jednak założenie jest podobne. I w przypadku polskich kolumn problem jest jeszcze większy, bo pokazując tak wiele, kosztując właśnie tyle, ile kosztują, z tak niewieloma urządzeniami na wysokim poziomie będą współpracowały. W każdym razie chodzi o to, że kolumny przez długi czas wydają się nie mieć własnego charakteru. To jednak nie wszystko. Wiele kolumn, które nie mają własnego charakteru brzmi co najmniej nijako. Nie wiem na czym to polega, ale chyba na odfiltrowaniu części harmonicznych, które nie obecne w naturze, nie podbarwiając dźwięku czynią z niego faksymile, dźwięk 3D (nie chodzi o scenę, a o głębię poszczególnych dźwięków). Harpie zaś nie dość, że brzmią bardzo wiernie, to jeszcze niosą ze sobą wymaganą dawkę emocji. Wspomniałem o Novice - jest w polskiej muzyce nadspodziewanie dużo płyt, które łączą wysoki poziom artystyczny z bardzo dobrą realizacją. Marcusy (podobnie jak wcześniej Avantgardy o czym jeszcze później) weryfikują nawet najlepsze nagrania, jednak przy wysokiej klasie realizacji nie jest to proces zerojedynkowy, a pokazanie półcieni. Tak było z moją ulubioną polską płytą rockową grupy Coma "Zaprzepaszczone siły wielkiej armii świętych znaków" (Sony&BMG 52 982, CCD?). Różnice w dynamice początku i późniejszej części utworu nr 5 były ogromne, znacznie większe niż by na to wskazywało doświadczenie z innymi konstrukcjami. Równie swobodne było przechodzenie między różnymi pasmami, bez swego rodzaju smużenia i homogenizacji - kiedy otwierająca nr 7 gitara, grająca coś w rodzaju pizzicato, a więc dość wysoko i punktowo, jest za chwilę komplementowana przez wchodzący zaraz ciepły, dość nisko ustawiony głos, to różnica w barwie, charakterze itp. jest porażająca. Obydwa wydarzenia istnieją na tej samej scenie, są połączone wspólną (wytworzoną) akustyką, jednak nie zachodzi efekt uśredniania ich barwy. To ciekawe, ale dopiero przy tak "rewelacyjnych", czyli "odkrywających" kolumnach (w podobny sposób reagują także Reference 203 i 205 KEF-a) słychać, jak bardzo inne konstrukcje zbliżają do siebie tonalnie odległe wysokości, różne barwy. Tutaj, po jednej stronie gra wysoko gitara i nagle, niespodziewanie, bez żadnego ostrzeżenia pośrodku odzywa się głos. Nie da się tego wytłumaczyć czymś innym niż brakiem kompresji i precyzją. Nie chodzi przy tym o tzw. "kliniczną precyzję", która wydawałaby się określeniem pozytywnym, bo czegóż innego kolumnom potrzeba niż precyzji, a kliniczność powinna oznaczać najwyższej klasy precyzję. 'Kliniczny' w tym wypadku jest jednak określeniem pejoratywnym, sugerującym zimno dźwięku, a więc brak jakiś składowych, harmonicznych, które ubierają szkielet, strukturę (atak dźwięku) w ciało (podtrzymanie i opadanie). W każdym razie Marcusy nie są 'kliniczne', a są za to piekielnie precyzyjne - mam nadzieję, że różnica jest czytelna. Precyzja występuje tutaj w swoim pierwotnym znaczeniu i nie ma nic wspólnego z jasnością. Precyzyjny oznacza tu 'idealnie oddający' zarówno atak, jak i inne elementy dźwięku, różnicujący barwy, zarówno w przestrzeni (to, o czym mówiliśmy przed chwilą), jak i w obrębie jednego miejsca (instrumentu). Daje to niespodziewane efekty - dźwięk jest jednocześnie bogato wyposażony w szczegóły, jak i w "body", to czemu szczegóły służą jako wykończenie. Dźwięk jest więc i precyzyjny, i ciepły, i duży. Tę ostatnią cechę nazywam zresztą w ten sposób tylko dlatego, że nie potrafię jednym słowem lepiej tego nazwać, przynajmniej w tej chwili. Nie chodzi o podbarwienie, jak w niektórych wzmacniaczach lampowych, gdzie brak góry odbierany jest jako subiektywne ocieplenie, a raczej o wyeliminowanie "zadziorów", nieprzyjemnych chropowatości, jakiegoś "znerwicowania", które często odbieramy jako rozjaśnienie. Tutaj tego nie ma. Podobnie było przy kolejnej mocnej płycie, "10,000 Days" grupy Tool (Sony&BMG 19 912, CCD?), gdzie owo skupienie i wewnętrzna spójność poprowadzone zostały jeszcze o krok dalej. Na obydwu krążkach czuć było potęgę i bas - to ostatecznie kawał mocnej, hardcorowej muzyki, z gitarowym jazgotem i uderzeniami basu. Marcusy trzymały to wszystko pod kontrolą, dbając jednak o to, aby duża skala pozostała duża. Przydaje się to także przy nagraniach, które wymagają wewnętrznego skupienia, atmosfery i rozmachu przestrzennego. I tak, "I Wish You Were Here" Pink Floyd (EMI 290 712, CD; chodzi o wydanie mini-LP, z którym związane jest jedno z pytań, na które nie znam odpowiedzi: płyta została wytłoczona w Uden, w Europie, na co wskazują oznaczenia "Made in EU" i fakt, że to EMI, jednak na krążku jest także znaczek Jasrac - japońskiego stowarzyszenia kontrolującego wydawanie płyt w Kraju Kwitnącej Wiśni, przykładany wyłącznie na płyty wytłoczone właśnie tam, Nie wiem więc, czy to jest "Japończyk", czy zwykłe tłoczenie europejskie...) zabrzmiało cudownie, w skupiony wewnętrznie, uporządkowany sposób. Myślę, że to zasługa tak równowagi tonalnej, jak i braku podbarwień i kompresji. Zwłaszcza ten ostatni element powoduje, iż większość kolumn, bez względu na cenę, gra przy Marcusach mniej ekspresyjnym, stłumionym (nie chodzi o pasmo przenoszenia) dźwiękiem. Niesamowicie klarownie pokazana została różnica w jakości (nie chodzi tylko o muzykę, ale ten aspekt wraz z różnicą w dźwięku nabiera tutaj podwójnego znaczenia) płyty "I Wish..." i - teoretycznie lepiej wytłoczonej, bo na pewno przez Japończyków - płyty "A Momentary Leaps of Reason" (Sony Music Direct (Japan) Inc., MHCP 685, CD). Nagrania bez Watersa zabrzmiały w dość płaski, miejscami jazgotliwy sposób. Wiem, że nagrania z tej płyty mają inklinacje w kierunku rozjaśnienia, bo dobrze pamiętam "A Momentary..." z odsłuchów przez STAX-y Omega II (test TUTAJ), jednak trochę je lekceważyłem, bo to jedna z moich ulubionych płyt Pink Floyd (a, co mi tam - niech mnie zwolennicy Watersa nazwą heretykiem). Marcusy pokazały to samo co STAX-y, dźwięk także był wysokiej próby, jednak w nowszych nagraniach momentalnie zniknęła atmosfera, głębia i mięsistość. I w ten sposób wracamy do tego, o czym mówiłem na początku: największą zaletą i jednocześnie największą słabością Marcusów jest ich wysoka jakość i brak kompromisów (znowu powtarzam za "Hi-Fi Plusem", ale ostatecznie, źródło na które się powołuję jest godziwe...). Problemy zaczynają się bowiem, kiedy szukamy dla nich "obudowy", urządzeń współpracujących, akcesoriów itp. Nie jest tajemnicą, że ludzie odpowiedzialni za dźwięk Harpii nie lubią lampy i są zagorzałymi zwolennikami tranzystora. Grając tymi kolumnami łatwiej można zrozumieć dlaczego: większość wzmacniaczy lampowych jest bowiem koszmarnie podbarwiona. Na większości kolumn owe podbarwienia przekładają się na przyjemniejszy, subiektywnie lepszy dźwięk. Wynika to jednak ze słabości kolumn, a nie z zalet lamp. Są jednak konstrukcje tego typu, które zagrają z Marcusami fenomenalnie, chociaż każda, jeśli chcemy pozostać na tym poziomie cenowym, będzie musiała coś poświęcić. Niesamowicie kolumny zagrały np. z Lebenem CS-300 (test TUTAJ) - szybkość, czystość i ekspresja, elementy, które konstytuują tę japońską konstrukcję zgrały się idealnie z założeniami Harpii. I w tym kierunku należy szukać. Kolumny pomogą w poszukiwaniach, ponieważ mają wysoką skuteczność, i choć impedancja ma nominalnie 4 Ω, to jest bardzo stabilna i nie przedstawia dużego kłopotu dla wzmacniaczy, nawet tych najsłabszych. Jednak, rzeczywiście, więcej swobody będzie w szukaniu wśród tranzystorów. Ostatnio pojawia się coraz więcej konstrukcji tego typu, które grają naprawdę pięknie. Idealnym strzałem, od którego być może powinienem zacząć tę wyliczankę, będzie wzmacniacz M3 NAD-a z serii Master, wraz z odtwarzaczem SACD M5 tejże firmy. Co za połączenie! I szybkie, i ciepłe, i szczegółowe. NAD Master wydaje się takim odpowiednikiem Harpii wśród urządzeń elektronicznych - gra znacznie lepiej niż to sugeruje jego cena. Pięknie, z nieco gorszą kontrolą basu, za to czyściej na środku i górze zagrał Model 5 Avantgarde Acoustics z odtwarzaczem E-Sound CD-E5 w nowej wersji (test w styczniu; test wersji SE TUTAJ) - to najtańsze, acz genialne połączenie. Prócz tych systemów, żeby wycisnąć z Marcusów to co najlepsze, trzeba będzie wspiąć się ostro w górę. A warto. Jak napisałem w uzasadnieniu do Nagrody Roku (Nagrody Roku 2006 TUTAJ), Wilson policzyłby sobie za Marcusy przynajmniej 50-60 000 zł. Jednak z pewnymi zastrzeżeniami, które są jednocześnie moimi uwagami krytycznymi. W głównej mierze, w stosunku do aktualnej ceny tych kolumn, dotyczą one elementów wykończenia. Przede wszystkim owe "nóżki" - w tańszych modelach wyglądają może i przyzwoicie, jednak aparycja tych kolumn, ich klasa dźwięku powodują, że oczekiwałbym czegoś lepiej wykończonego, po prostu ładniejszego. Być może za dodatkową opłatą udałoby się zrobić "KIT" z wysokiej klasy płaskownikami (polski VAP na pewno coś takiego jest w sanie zrobić), z jakimiś wystrzałowymi kolcami (Wilson Audio w Watt/Puppy 8 ma jedne z najlepszych i najbardziej efektownych, jakie widziałem). Musiałby to być KIT, bo ceny Harpii i tak są dość nisko skalkulowane i podejrzewam, że w tych ramach tak znaczny koszt by się nie zmieścił. Także tylna płyta, ów radiator mógłby być, wzorem przywoływanego Dynaudio zlicowany z tylną ścianką, a śruby z płaskimi łbami zlicowane z kolei z płytą. Co do dźwięku nie mam uwag. Za te pieniądze nie da się tu do czegokolwiek doczepić. Są jednak w serii znacznie droższe kolumny, które postaram się przetestować (jeśli mi je ktoś wniesie...), więc postęp może zapewne być. Nie zapytam więc, co mógłbym skrytykowac, a raczej czego oczekuję, jakich "ulepszeń" wypatrywałbym w droższych kolumnach? Myślę, że przydałoby się lekkie zdyscyplinowanie wyższego basu, który gra czasem z dezynwolturą i dopiero droga elektronika to niweluje. Być może chciałbym, aby bas zszedł nieco niżej. Teraz jest znakomicie i nie mam pytań, jednak słychać, że przy takim potencjale da się jeszcze lepiej. To tak dla równowagi. Żebym nie wyszedł na świszczypała, który się przypalił do kolumn. A o reputację trzeba dbać, prawda? W tym miejscu kończyła się oryginalna recenzja. Kiedy jednak ją przejrzałem, okazało się, że zbyt mały nacisk położyłem na jakość góry. A przecież, zamocowana w dystynktywnym metalowym elemencie, kopułka SEAS-a to jedna z najlepszych wysokotonówek, jaką znam. Niewiarygodne, jak ten, niedrogi przecież, głośnik potrafi zagrać. Nieco do jego klasy się przyzwyczaiłem, ponieważ - jak wspominałem - gram od dawna na prototypach Harpii właśnie z tym modelem kopułki, jednak w Marcusach gra ona wyraźnie lepiej. Nie wiem na 100 % dlaczego: komponenty te same, głośnik ten sam, a i głośnik podstawkowy z mniejszą obudową i mniejszym głośnikiem nisko-średniotnowym, który ją "wzbudza", powinien premiować głośnik wysokotonowy. A tu takie zaskoczenie... Ale to fenomen od dawna znany: poprawa w przetwarzaniu niskich częstotliwości bezpośrednio wpływa na górę. I tak jest najprawdopodobniej i tutaj. Bas to nie jest jeszcze poziom Picco, ale te są klasą samą dla siebie. Jeśliby bas Marcusów rozpatrywać w zwykłym kontekście, to trzeba powiedzieć, że jest równie rozdzielczy i precyzyjny jak góra. A przy tym obydwa głośniki nie grają chłodno, ani klinicznie! Jeden z dystrybutorów, który właśnie przywiózł gramofon do testu zapytał, czy aby nie za dużo metalu w tych kolumnach, mając najprawdopodobniej na myśli, że metal = chłód. Może kiedyś tak było, jednak to już w dobrych kolumnach historia. "Dźwięczenie" metalowych głośników jeszcze dwa-trzy lata temu, przekładające się na czasem nieprzyjemny, rozświetlony dźwięk, spowodowane było z jednej strony nie do końca dopracowaną technologią, a z drugiej słabą ich aplikacją - konstruktorzy najwyraźniej nie umieli sobie z tymi przetwornikami (ich ostrym rezonansem tuż poza pasmem przenoszenia) poradzić. W Marcusach metal brzmi jak rasowy papier, tylko lepiej... Blachy są więc zarówno precyzyjne, jak i mięsiste, dźwięczne i mają swoją wagę. Wszystko zależy od nagrania i toru przed głośnikami. Najlepszą iluzję akustyki innego pomieszczenia odnalazłem przy fenomenalnej, zapierającej pod tym względem (choć nie tylko) dech w piersiach płycie "Waltz for Debby" Bill Evans Trio (Riverside/Analogue Productions, AJAZ 9399, 45 RPM, 180 g LP, # 0773). Kolumny Harpii naprawdę projektowały inny świat w swoim oknie (konstrukcje nie wypychają dźwięku do przodu, a raczej pokazują go w oknie wyznaczonym przez siebie). Z fenomenalną obecnością gości w pubie, gdzie zarejestrowano materiał. A kiedy z kolei na talerz powędrowała przepiękna, ciepło nagrana płyta Nat "King" Cole'a "Just One Of Those Thongs" (Capitol /S&P Records, 180 g LP, # 0886) ciepły tembr głosu, złote blachy sprawiły, że znowu żałowałem, że nie umiem śpiewać, bo jeślibym tak sobie pomruczał, to żadna by mi się nie oparła... A tak pozostały standardowe sztuczki. I ta rozdzielczość... Kiedy zmieniłem gramofon Oracle Delphy MkV na inny, zmiana charakteru z ultra-precyzyjnego i absolutnie niepodbarwionego na ultra-naturalny i pozbawiony mechaniczności (bez "hi-fi" w dźwięku) gramofon, zmiany te były jak na widelcu. A przy tym obydwie prezentacje oferowały piękną muzykę i przeżycia estetyczne absolutnie wybitnego hi-endu... BUDOWA Model Marcus firmy Harpia Acoustics jest dość sporą, wolnostojącą konstrukcją o dość, a właściwie bardzo, nietypowej budowie. Pomimo trzech głośników, w tym dwóch nisko-średniotonowych o różnych średnicach, to model 2,5-drożny. Niemal zawsze chcąc wykonać 2,5-drożną kolumnę wykorzystuje się do obsługi basu dwa identyczne głośniki. Tutaj rzeczywiście mamy dwa, ale różniące się średnicą. Dodatkowo, umieszczony pośrodku SEAS L18RNX/P o metalowej membranie posiada swoją własną, wydzieloną komorę, wentylowaną umieszczonym na tylnej ściance bas-refleksem, zaś większy SEAS L22RNX/P, także z metalową membraną, ma aż dwa wyloty bas-refleksu: z tyłu, podobny do tego od wyższego SEAS-a oraz mniejszy, z przodu. Układ dopełnia metalowa kopułka - a jakże - SEAS-a 27TBC/G, ulokowana z offsetem, bliżej jednej ze ścianek bocznych (odsłuchy wykonane zostały z ustawieniem "do środka"). Całkowicie nietypowe jest rozmieszczenie wszystkich tych głośników. Kopułka, pomimo pochyłej górnej części przedniej ścianki umieszczona jest pionowo w aluminiowym odlewie, który zamyka jego własną, niewielką komorę od góry oraz licuje jego dolną część ze ścianką przednią. Wygląda to nadspodziewanie dobrze. Siedemnastocentymetrowy SEAS jest pochylony, zaś 22-centymetrowy przykręcony jest w pozycji pionowej. Inaczej, niż zazwyczaj, głośnik pośrodku jest nie na osi pionowej z głośnikiem wysokotonowym, a jest przesunięty bliżej środka kolumny. Zwrotnicę zmontowano na płytce drukowanej - mamy sporo elementów, z powietrznymi cewkami, polipropylenami Jensena, a w sekcji wysokotonowej Hovlanda. Zaciski, podwójne, złocone, zamontowano na dużej, metalowej płycie, która tworzy zarówno sztywną podstawę dla nich, jak i jest radiatorem dla opornika. Górę okablowano rozplecionym Kimberem 8TC, zaś pozostałe głośniki Beldenem - taki sam kabelek posłużył do zrobienia zwór. Belden to przyjemny kabel, jednak najlepiej podpiąć swoje kable głośnikowe (jeśli nie korzystamy z bi-wiringu) do górnej pary, zasilającej bezpośrednio kopułkę. Dźwięk się wówczas nieco oczyszcza i poprawia się nieco lokalizacja na scenie. Jak podkreśla się w materiałach firmowych, głośnik jest koherentny czasowo (Time Coherent). To podstawowe założenie wszystkich konstrukcji z linii, do której należy model Marcus.
|
||||||||||||||||||
© Copyright HIGH Fidelity 2006, Created by SLK Studio |