"Produkty serii Clean Power Supply firmy Accuphase są rewolucyjnymi urządzeniami, które na wyjściu sieciowym dostarczają idealną sinusoidę, czyszczą napięcie ze zniekształceń, szumu i innych elementów wpływających na jakość napięcia sieciowego przez ciągły monitoring oraz kształtowanie idealnego kształtu sinusoidy". Tak rozpoczyna się opis produktu na firmowej stronie Accuphase'a. To fakty i trudno z nimi dyskutować. Zaraz potem znajdziemy jednak taki ustęp: "Elementy te są powszechnie uważane za kluczowe dla poprawy jakości dźwięku i obrazu w sprzęcie audio i wideo." Ten pasaż nie dla wszystkich jest jednak pewny... Z siecią jest bowiem spory problem: produkty mające poprawiać jakość napięcia sieciowego działają różnie, w różnych systemach i w różnych miejscach. Rzeczywiście, idealnie byłoby, gdyby w sieci płynął prąd o założonych parametrach, czyli w naszym przypadku o napięciu 230 V i częstotliwości 50 Hz, który nie zmieniałby się ani z powodu czynników zewnętrznych w stosunku do naszego domu, jak i z powodu czynników związanych z odbiornikami energii u nas. Przytoczone parametry opisują sytuację idealną, która jest utopią, pewnym założonym konstruktem, który pozwala na projektowanie urządzeń "kompatybilnych" z siecią. W rzeczywistości najczęstszym zmianom podlega napięcie - od 200 do 250 V i więcej. To przy stanie spoczynku. Jeśli jednak podłączymy do sieci urządzenie i impulsowym poborze prądu, a więc jakikolwiek wzmacniacz, odtwarzacz itp.., wówczas dochodzą do tego sytuacje dynamiczne: impulsowy pobór prądu powoduje ścięcie wierzchołków sinusoidy, jej kompresję, a przez to zmianę wielkości napięcia, zachodzącą jednak w dość niekorzystny sposób, bo nie przez obniżenie amplitudy, a przez jej deformację. No i jeszcze - a wcale nie jest to najmniejszy problem - dochodzą do tego zniekształcenia: przepięcia (do kilku kilowolt), szumy, i inne deformacje sinusoidy. Przed tymi ostatnimi można z dużym powodzeniem walczyć za pomocą urządzeń pasywnych - listew i filtrów sieciowych. Nie będzie to zwycięstwo ostateczne, jednak pozbędziemy się intruzów całkiem skutecznie. Jednak na zmianę parametrów napięcia zasilającego i kompresję pasywne urządzenia nie pomogą. Potrzebna jest do tego aktywna działalność. I właśnie takim aktywnym filtrem, który dla odróżnienia nazywamy 'kondycjonerem' jest PS-510. W skrócie należałoby go opisać jako wysokowydajny wzmacniacz (pracujący w klasie B), który ma tylko jeden cel: wytworzyć sinusoidę o parametrach 230 V/50 Hz. Urządzenie tym samym dramatycznie redukuje zniekształcenia (poniżej 0,22 % z wejściowych 8 %) oraz utrzymuje stałe napięcie, niezależnie od tego, jakie napięcie mamy w sieci. Jak każde urządzenie PS-510 ma swoje ograniczenia. Na jego wskazuje symbol: maksymalna oddawana moc to 510 W. To mniejszy z dwóch dostępnych kondycjonerów (poza nim można kupić PS-1210 o mocy 1210 W), przeznaczony dla słabszych mocowo wzmacniaczy, źródeł dźwięku i przedwzmacniaczy. Na ściance tylnej mamy więc tylko dwa pełnowymiarowe gniazdka. Pod nimi umieszczono jednak dwa gniazda dla płaskich wtyczek, jakie znajdziemy w odbiornikach TV, ponieważ można także powalczyć o lepszy obraz. Nas interesował jednak przede wszystkim dźwięk. ODSŁUCH Podłączenie odtwarzacza CD do kondycjonera może przynieść różne efekty. Z Lektorem Prime firmy Ancient Audio (test TUTAJ) zmiana była wyraźna, szła jednak w nie do końca dla mnie satysfakcjonującą stronę. Accuphase powoduje bowiem "odstresowanie" i "uanalogowienie" dźwięku. Oznacza to m.in. nieco słodszą górę i większą plastyczność, kosztem szczegółowości. Tak było z Lektorem. Już jednak podłączenie przedwzmacniacza gramofonowego Manley Steelhead (test w lutym) dało znacznie lepsze efekty. Można by więc pomyśleć, że to idealne uzupełnienie precyzyjnych, bardzo przejrzystych urządzeń. Jednak tak nie jest. Podobnie było bowiem z odtwarzaczami Accuphase'a DP-78 (test TUTAJ) i DP-67 (test TUTAJ), które są raczej dość ciepłe i nie cierpią na brak środka. Ponieważ jednak za każdym razem zmiany były podobne i tylko w różny sposób wchodziły w interakcje z zasilanymi urządzeniami, po kilku próbach udało się wszakże ustalić pewne stałe, konstytuujące dźwięk urządzeń skojarzonych z PS-510. Generalnie dźwięk znacznie się uspokaja, jednak najczęściej przekłada się to nie na osłabienie góry, a na jej odstresowanie i udźwięcznienie, jak również na poprawę separacji planów. Rozdzielczość więc, choć zwykle ciut mniejsza niż przedtem, wcale nie wpływała na przyjemność słuchania, ponieważ instrumenty i ich pogłosy zostały lepiej rozłożone w planie przód-tył i w ten sposób stały się wyraźniejsze, bez podkreślania szczegółów ich brzmienia. Zmiany, które zaszły w barwie jednoznacznie i niemal zawsze można było nazwać pozytywnymi, czasem nawet znakomitymi, niezależnie od urządzenia. Kontrabas z fenomenalnej sonicznie i muzycznie, wysmażonej przez Japończyków płyty Eric Reed Trio "Blue Monk" (M&I Jazz, MYCJ-30386, CD) bez kondycjonera był ciut niepozbierany, trochę jakby się zapędzał w głębokości sceny i dynamice, nie do końca tych elementów kontrolował, przez co były nieco "wyrywne". Tymczasem kontrabas na żywo jest bardziej opanowany i nie schodzi aż tak nisko. Podłączenie do systemu (odtwarzacz razem z lampą Lebena CS-300; test TUTAJ) zbliżało jego dźwięk do tego, co znam z realu. Uwagi te potwierdziły się, a nawet zintensyfikowały przy mocnej muzyce klubowej - wielościeżkowej, mocno obrobionej itp. Wśród tych nagrań są perełki, m.in. "Tricks of Life" Noviki (recenzja TUTAJ). Bas z Accuphasem schodził głębiej, miał przyjemny, głęboki tembr, a dźwięki zarejestrowane w przeciwfazie szczelnie otaczały słuchacza. Średnica była bardziej skupiona, a wokale lepiej lokalizowane pośrodku okna między kolumnami. Z Lektorem ponownie cechy te nie do końca, przynajmniej dla mnie, równoważyły inne działania - dźwięk stracił mianowicie wigor i piękną rozdzielczość. Nawet wówczas nie dało się jednak nie docenić znakomitych barw - wyraźnie Accuphase oczyszcza dźwięk w ten sposób, że nabiera on pełni i szlachetności. Jeśli jednak urządzenie jest takie samo w sobie, wówczas efekt końcowy nie jest jednoznaczny i pewny. Zaskakująco, zupełnie niespodziewanie zachował się PS-510 z moimi "dyżurnymi" wzmacniaczami. Ponieważ ma on stosunkowo niewysokie obciążenie maksymalne, nie podłączałem do niego testowanych w tym samym czasie monobloków Manleya Neo-Classic 250 (test TUTAJ), a jedynie wspomnianego Lebena CS-300, TRI TRV-300SE (test TUTAJ) oraz Model 5 Avantgarde Acoustic . Po przejściu na zasilanie kondycjonowane wzrosłą dźwięczność - to już było - ale także i ekspansja dźwięku - rzecz nowa, wcześniej raczej uśredniana. Niski bas z "See-Saw" Noviki był jeszcze niższy, miał lepszą, bardziej organiczną barwę, a całość przenikał mocniejszy puls stopy. Ta ostatnia cecha sprawiła, że "Tricks" z kolei, gdzie puls to wszystko, dostał turbodoładowania, jakby wzmacniaczom podpiąć dopalacz. Czy góra była bardziej rozdzielcza? Niekoniecznie - znowu bowiem pociągnięcie złota otoczyło jej krawędzie, jednak tym razem bez szczególnych konsekwencji. Na pewno rozdzielczość nie była gorsza. Bardzo efektywnie Accuphase pomógł także oddać piękno i tembr głosu Deana Martina z płyty "Dean Martin" (Capitol, D 162295, Collectors' Series CD). Po przejściu z kondycjonera na "ścianę" w jego głosie pojawił się cień rozjaśnienia, jakaś chropawość, której wcześniej na pewno tam nie było. Coś rozświetliło wyższą średnicę, pozbawiając głos genialnej koherencji i pełni. Wszystko przez moment wydawało się nieco wyraźniejsze, jednak było to iluzoryczne. Tak naprawdę rezolucja w przypadku tej płyty bez PS-510 wyraźnie spadła, bo np. w utworze "You Belong To Me", gdzie głos Martina ma dużo wyższych składowych (jak na te nagrania oczywiście), nie było tak jednoznaczne, że taśma nie zachowała się w idealnym stanie i ilość góry waha się w różnych momentach ścieżki. Z Accuphasem było to lepiej słyszalne. Bez kondycjonera perspektywa nieco się przybliżyła. Nie przez powiększenie pierwszego planu, a przez ściśnięcie jego tylnej części, przez przysunięcie kolejnych planów do przodu. Jak widać, kondycjonery nie są lekiem na całe zło i poprawna współpraca z nimi jest trudna do przewidzenia. Zawsze jednak fantastycznie zabezpieczają nasz sprzęt przez zaśmieconą siecią i - przede wszystkim - uniezależniają nas od niej. Niezależnie bowiem od wnoszonych zmian, czy na lepsze, czy na gorsze (w zależności od systemu), urządzenia zawsze grały tak samo, bez względu na to, o której godzinie słuchałem muzyki. To naprawdę wielka rzecz, jako że przy klasycznych flirtach różnica jest wyraźna i nie podlega dyskusji. Dodajmy do tego, że jedynie z Lektorem Prime Accuphase zagrał (u mnie!) nieco gorzej, a z innymi urządzeniami, w tym - przede wszystkim - ze wzmacniaczami małej mocy (8-30 W) znacząco lepiej. Warto więc wypróbować tę bestyjkę (bestią jest PS-1210) i zobaczyć, czy to coś dla nas. Na pewno nie zaszkodzi. BUDOWA Z zewnątrz kondycjoner sieciowy PS-510 firmy Accuphase wygląda jak spora końcówka mocy i tak też waży. Bo końcówką jest w rzeczywistości. Patrząc do środka dostrzeżemy potężny transformator toroidalny pośrodku (zaekranowany), a przed nim dwa duże kondensatory. Z boku jest spory radiator z komplementarnymi parami tranzystorów (Toshiby) i tranzystorami sterującymi. Po przeciwnej stronie jest spora płytka ze złoconymi ścieżkami, na której zmontowano logikę urządzenia - komparator i układy zabezpieczające. Działanie PS-510 polega na ciągłym monitorowaniu napięcia wejściowego i takim korygowaniu go, aby na wyjściu otrzymać idealną sinusoidę. Oznacza to spore sprzężenie zwrotne, jednak uwalnia od potrzeby stosowania gargantuicznych transformatorów i układów wzmocnienia. Prąd płynący przez tranzystory końcowe jest bowiem tylko tak duży, jak wynika z różnicy między założonym kształtem sinusoidy, a podawanym z wejścia. Stąd wynika inna ważna sekcja - komparator z bardzo dokładnym generatorem wzorcowym. Przód urządzenia jest typowy dla Accuphase'a, ze złotym wykończeniem, eleganckim okienkiem pośrodku i kilkoma guzikami. Za pomocą tych ostatnich można sprawdzić napięcie wejściowe, wyjściowe, ilość aktualnych zniekształceń w sieci (u mnie było to zawsze pomiędzy 6 a 8 %) i zniekształcenia na wyjściu. Z tyłu mamy dwa porządne gniazdka typu Schuko oraz dwa podłużne, jak do telewizora (są one zrównoleglone z głównymi). Obudowa jest skomplikowana, z warstw stali i aluminium, dokładnie jak w innych urządzeniach tej firmy.
|
||||
© Copyright HIGH Fidelity 2006, Created by SLK Studio |