Testowany w zeszłym miesiącu wzmacniacz E160i tej nowozelandzkiej firmy pokazał, że po drugiej stronie globu, tam, gdzie trawa rośnie do góry korzeniami, słuch mają równie dobry jak inni znający się na rzeczy spece. Seria E do której należy zarówno wzmacniacz jak i testowany w tym miesiącu odtwarzacz ECD2 do nowych nie należy. O ile jednak w przypadku techniki wzmacniającej dobre urządzenia wiele sobie z upływającego czasu nie robią, o tyle dla techniki cyfrowej, podstawy odtwarzaczy CD, dwa-trzy lata to wieczność. A przecież ECD2 jest jeszcze starszy. Do testu przystępowałem więc z ciekawością i zainteresowaniem nie tylko tradycyjnie "muzycznym", ale także "technologicznym", nieczęsto można przecież postawić koło siebie dwa urządzenia z niemal różnych epok, które wciąż można spotkać w sklepach. Ciekawym przyczynkiem do rozważań nad zaletami i słabościami poszczególnych pomysłów jest budowa części cyfrowej ECD2. W odtwarzaczach sygnał cyfrowy dostarczany z napędu obrabiany jest w dwóch głównych blokach - filtrze cyfrowym oraz przetworniku D/A. Dawniej filtr niemal zawsze był w osobnej kości, a przetwornik w osobnej. Dzisiaj najczęściej wszystko pakowane jest do tego samego układu. Jednym z najlepszych filtrów cyfrowych był układ PMD100 Pacific Microsonics, będący właściwie dekoderem HDCD, którego integralną częścią był jednak właśnie ów filtr. Problem z HDCD w tamtych czasach był taki, że aby móc korzystać z logo HDCD należało wykupić odpowiednią licencję, która do tanich nie należała. Sama kość dekodera była stosunkowo niedroga. Dlatego co jakiś czas spotkać można urządzenia z "ukrytym" dekodowaniem HDCD, takie jak np. ECD2. Stosować układ można bezpłatnie, jednak nigdzie na urządzeniu, ani w informacjach firmowych nie może się pojawić nawet cień wzmianki o HDCD. Jedyną wadą HDCD jest to, że sygnał z płyt CD musi być zmniejszony o 6 dB, ponieważ sygnał HDCD jest o tyle cichszy. W odtwarzaczu Perreaux sprawa jest jednak nieco bardziej skomplikowana. Jak pokazują odsłuchy płyt HDCD istnieje duże prawdopodobieństwo, że dekoder znalazł się w torze sygnału. Z PMD100 sparowany jest jednakże przetwornik Burr-Browna PCM69AP - już wiekowy układ 1-bitowy (jeden z tych, które miały prawdziwie 1-bitową architekturę, które kiedyś nazywało się 'Beatstream') o rozdzielczości 18 bitów. A przecież HDCD dostarczało sygnał o rozdzielczości 20 bitów... Jak by jednak nie było, odsłuch powinien dostarczyć ciekawego materiału do dyskusji. ODSŁUCH W pierwszej chwili, kiedy przełączymy na Perreauxa z nowego odtwarzacza CD czy DVD-Audio (w tej roli Quad CDP2 i Arcam FMJ DV29 - test TUTAJ) wydaje się, że gość z Nowej Zelandii czasy świetności ma już za sobą. Od razu słychać, że jego dźwięk jest miększy, bardziej rozrzedzony, bez wystarczającej definicji. Jak to z przetwornikami 1-bitowymi. Posłuchajmy jednak dłużej, poprzełączajmy przy różnych rodzajach muzyki i stanie się coś dziwnego: zamiast umacniać się w pierwszych spostrzeżeniach, zaczniemy doceniać zalety ECD2 i jego widzenie świata. Posłuchajmy kolejny tydzień i okaże się, że kto wie, czy to nie jest to właściwe widzenie. Wady nie znikną, są immanentnie wpisane w to brzmienie, jednak zalety staną się na tyle znaczące, że zaczniemy się poważnie zastanawiać, czy aby gdzieś po drodze nie zboczyliśmy z właściwego kursu. Najkrócej brzmienie ECD2 można opisać przez analogię kulinarną. Każdy, kto gotował makaron, np. pane wie, że różnica między wymaganym makaronem aldente, a niedogotowanym, albo przegotowanym jest dość cienka. A jednak jedząc momentalnie wiemy, czy danie udało się czy nie. Makaron niedogotowany ma wyraźną fakturę, kształt i jest nieco "chropawy" przez wewnętrzną, twardą część. Przegotowany makaron jest z kolei pozbawiony kształtu, wyraźnej treści itp. ECD2 jest zaś odtwarzaczem aldente - ani nie przegotowanym (za miękkim), ani nie niedogotowanym (mocnym i twardym). Arcam DV29, bardzo dobre przecież urządzenie, jest przy nim zbyt twardy i dźwięczny. Perreaux ma w sobie naturalną miękkość (ale nie przegotowaną), bez twardego środka, całość jest niby-miękka, a jednak z wyraźnym kształtem i konsystencją. Głos Judy Garland z płyty "Over The Rainbow" (Going For a Song, GFS236, CD) w pierwszej chwili był nieco bardziej cofnięty, podobnie jak towarzyszące mu z tyłu instrumenty (mówimy o nagraniach mono). Przez pierwszy tydzień za każdym razem przełączając na Arcama stwierdzałem, że Perreaux jest chyba zbyt miękki, zbyt mało atakujący dźwięki. Ale przecież, kiedy w którymś momencie posłuchałem kilku płyt pod rząd okazało się, że urządzenie z Nowej Zelandii w niczym nie zmęczyło i słuchało się go tak samo przyjemnie na początku, jak i na końcu. Arcam po jakimś czasie robił się nieco zbyt mocny w wyższej średnicy i słychać było, że w imię mocnego, wyraźnego ataku (a przecież do ostrych czy twardych urządzeń nie należy) poświęca naturalność. Żeby to potwierdzić, a także skonfrontować z innymi odtwarzaczami włączyłem płytę Madeleine Perreux "Dreamland" (Atlantic/Warner Bros., 82946, HDCD), poprzedniczkę hitowej "Careless Love". Płyta "Dreamland" jest bardziej przejrzysta, bez tej niesamowitej ilości ciepła co "CL". ECD2 pokazał ją fantastycznie, przekonując, że blachy miały wprawdzie gorszy atak, ale gorszy tylko jeśli przyjmiemy, że atak to dźwięczne cyknięcie i .... nic. Perreaux gra blachy nieco cieplej niż Arcam i Quad, z trochę większego dystansu, są one jednak bardziej naturalne, mają koloryt, jakiego większość nowych odtwarzaczy poniżej 10 000 zł, nawet tak dobrych jak Denon DCD-2000 AE (test TUTAJ ) nie zapewniają. Jedynie Trigon Recall (test TUTAJ ) szedł w podobnym kierunku, tyle, że w nieco cieplejszy sposób. Być może jednak największe wrażenie zrobiła na mnie płyta King Crimson "The Court Of The Crimson King" (Universal [Japan], UICE-9051, HDCD). Rozpoczynające utwór "I Talk To The Wind" instrumenty, a przede wszystkim dość ciche z początku blachy są przez nowe odtwarzacze podawane mocno i wyraźnie. Przełączając szybko między nimi i Perreaux wydaje się, że ten ostatni traci definicję dźwięku. Posłuchajmy jednak chwilę dłużej, może nawet cały utwór i okaże się, że te "inne" grają nienaturalnie twardym, wyżyłowanym na maksa dźwiękiem, jakby chciały wyciągnąć maksimum informacji z płyty. A przecież więcej informacji o instrumentach, a i głosie podaje ECD2 - jego dźwięk ma długie wybrzmienie, jest bogaty w harmoniczne, ale nie eksponowane, nie oderwane od dźwięku podstawowego, gdzieś niby-nieobecne, a jednak tworzące dźwięk, który w dużej mierze przypomina ten rzeczywisty. Jeszcze lepiej słychać to przy akustycznych instrumentach i to niezależnie czy mamy do czynienia z piekielnie dynamicznym wejściem, jak z "Mandala Symphony" Toshiro Mayzumi ("Mandala Symphony. Bugaku", Naxos 8.557693, CD) czy delikatnymi, cichymi dźwiękami "Rumba Rapsody" z tej samej płyty. I raz usłyszana i doceniona miękkość tego typu pozostaje jako punkt odniesienia, nie przemija z tonami testowanego sprzętu. Trochę przymotałem, ale nie chciałem od tego zaczynać: Perreaux gra nieco podobnie do odtwarzaczy Ancient Audio, a przynajmniej idzie w tym samym kierunku, gdzie szczegółowość wynika z dobrego dźwięku, a nie odwrotnie. I taki dla mnie jest - póki co - właściwy kierunek. Tak samo (chodzi o sposób traktowania dźwięku) grają przecież najdroższy dCS, Zanden i nowe urządzenia Burmeistera. Perreaux ma jednak swoje wady, które mogą w niektórych systemach, albo po prostu dla niektórych słuchaczy przesłonić te zalety. Przede wszystkim bas - jest czasem zbyt miękki i bez wystarczającej definicji. Nic się nie wlecze, nie dudni, a jednak nie ma natychmiastowego uderzenia. To, co w zakresie średnio-wysokotonowym jest zaletą tutaj niekoniecznie się sprawdza. Także stereofonia nie jest tak dobra jak w dobrych nowych odtwarzaczach CD, ponieważ znowu - brakuje jej o włos definicji źródeł dźwięku, ich stabilniejszego zakotwiczenia na scenie. Nie jest źle, bo w pewien sposób rekompensuje to naturalna gładkość sceny, jej ładna głębokość itp., jednak może być lepiej. Posłuchajmy więc Pereraux i zobaczmy, że nie wszystko zmienia się na lepsze. Wiem, że dla zwolenników przetworników wielobitowych każdy układ delta-sigma to jedno wielkie ścierwo. Ale chyba nie do końca tak jest, a układy tego typu różnią się między sobą. BUDOWA Należący do serii "E" nowozelandzkiej firmy Perreaux Corporation odtwarzacz CD ECD2, podobnie jak wzmacniacz E160i, posiada "rzeźbiony" front złożony ze stalowych, chromowanych elementów (dostępna jest także wersja czarna, matowa), których boczne części są półokrągłe. Pośrodku, w owalnym wycięciu mamy wyświetlacz, a pod nim maleńkie guziczki obsługujące transport. Widać, że projektantowi chodziło o zachowanie czystej linii, dlatego najłatwiej będzie sterować odtwarzaczem z systemowego pilota, z którym znakomicie się współpracuje. Tył urządzenia jest niemal niezapełniony, bo oprócz elektrycznego wyjścia cyfrowego (S/PIDF) oraz wyjść analogowych RCA mamy jeszcze tylko kabel sieciowy, przymocowany niestety na stałe. Trzeba powiedzieć, że gniazda RCA są zbyt blisko siebie i szersze wtyczki, jak np. WBT dotykają się obudowami, co nie jest korzystne (zmienia to punkt zbiegu masy). Pośrodku wnętrza widoczny jest napęd, który choć ma naklejone logo Perreaux niewątpliwie pochodzi od Sony. Być może jednak w Nowej Zelandii zostało zmodyfikowane oprogramowanie, tak jak to robią Cambridge Audio i Rotel, korzystające z tych samych napędów. Sterowanie napędem wyciągnięto spod niego i umocowano z boku, przy ściance. Tuż pod nim prawdziwa niespodzianka - dekoder HDCD, z cyfrowymi filtrami PMD100, czyli najlepszy, jaki chyba był (nowe, PMD200 są wykonywane w postaci softwaru, ładowanego do kości DSP, także z odtwarzaczach DVD i amplitunerach AV). Po tej dużej kości mamy także już raczej niespotykany przetwornik Burr-Browna PCM69AP, 1-bitowy typu Beatstream o rozdzielczości będącej ekwiwalentem 18 bitów. Wyjście zbudowane jest w oparciu o układy scalone Burr-Browna OPA2604, po jednym na kanał. Oporniki są metalizowane, precyzyjne, a kondensatory, oprócz bipolarnych, są Philipsa (teraz BC). Widać, że odtwarzacz zaprojektowano jakiś czas temu i logicznie korzystano z dostępnych wówczas elementów - wcale nie gorszych od wielu nowych... Wyjście jest na zakręcanych gniazdach RCA, które umieszczono - przynajmniej tak mi się wydaje - całkowicie bez sensu, ponieważ przy sekcji cyfrowej. Biegną do nich dość długie kabelki. Za układami wyjściowymi analogowymi umieszczono zaś... wyjście cyfrowe, do którego biegną kabelki z miejsca tuż za wyjściem analogowym. W ogóle kabli jest sporo, ponieważ tak jak w odtwarzaczu C.E.C.-a CD3300 od płytki sterującej wieloma kabelkami biegniemy na tył urządzenia, gdzie jest wyjątkowo rozbudowany zasilacz i elementy logiki. Obok nich umieszczono niewielki transformator. Część cyfrowa ma osobne uzwojenia i stabilizację, osobne ma logika i sekcja audio, z dwoma sporymi kondensatorami Rubycon. Kiedy bliżej przypatrzymy się kondensatorom w układzie audio okaże się, że także one są od Rubycona i są to drogie, bardzo cenione Black Gate'y. Wszędzie. Warto też zauważyć, że oporniki w części audio kupiono u Rodersteina.
|
||||
© Copyright HIGH Fidelity 2006, Created by SLK Studio |