O produktach japońskiego Accuphase'a głośniej zrobiło się od momentu podjęcia się jego dystrybucji przez krakowską firmę Audio Center. Zbiegły się przy tym dwie rzeczy. Pierwsza to wygłodniały rynek, który produktów tej szacownej marki jeszcze tak naprawdę nie widział, coś tam słyszał, ale co i gdzie, nie wiadomo, a od czasów, kiedy cokolwiek o niej było wiadomo minęły dwie generacje urządzeń. Druga sprawa związana jest już bezpośrednio z dystrybutorem , który ma po prostu większość produktów na stanie, chętnie je do testów wypożycza i nie trzeba się o to prosić. Nie powiem, pomaga również to, że mieszkamy w tym samym mieście i może on każdy z klocuszków szybko i bezpiecznie dostarczyć do mojego domu. Redaktorzy - myślę, że nie tylko ja - mają więc ten komfort, że wystarczy zadzwonić, wybrać coś z karty dań i z dużym prawdopodobieństwem wjedzie to na nasz stół w ciągu tygodnia. Pięknie... Korzystając z sytuacji, do tej pory testowałem odtwarzacze DP-57 (test dla "Audio" 4/06), DP-67 (test TUTAJ), DP-78 (test TUTAJ), wzmacniacze E-213 (test dla "Audio" 4/06), E-308 (test TUTAJ), a także kondycjoner sieciowy (test w "Audio" 5/06) PS-1210. Rozpoznaniu tematu pomogły także wizyty u członka Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego, m.in. przy okazji obsłuchiwania sprawy przedwzmacniacza (potrzebny czy nie? Tekst TUTAJ). I to właśnie w tym ostatnim systemie po raz pierwszy posłuchałem jeszcze do niedawna największej dumy firmy, potężnych wzmacniaczy A-50V, pracujących w czystej klasie A. Model ten w 1998 roku zastąpił A-50, a dwa lata temu obydwa wyparł z katalogu zrewidowany, poprawiony model A-60. Poniżej w cenniku znajdziemy jednak jeszcze jedną końcówkę pracującą w tej szlachetnej klasie, a mianowicie model A-30, który także w roku 2004 zastąpił A-20V. Symbole w tym przypadku oznaczają klasę pracy i moc urządzenia. O ile więc zmiana z 50 watów na 60 jest skokiem wprawdzie widocznym, jednak nie przełomowym, o tyle zmiana z 20 watów na 30 jest zmianą jakościową. I dodajmy jeszcze tylko, że chodzi o moc przy 8 Ω, bo przy 2 Ω A-30 odda 120 W, a przy 1 Ω 150 W. A-30 ma zwartą bryłę i zapewne dlatego wydawało mi się, że jest umiarkowanie ciężki. I niemal wyrwałem sobie dłonie z nadgarstków. Podobnie jak PS-1210 A-30 jest ciężki jak diabli, jednak tego po nim nie widać. Jak się dobrze do niego przymierzymy, to się okaże, że da się wytrzymać, jednak dysproporcja między jego rozmiarami i wagą pozostaje. Już na pierwszy rzut oka daje się też poznać obsesyjna wręcz dbałość Japończyków o wszelkie szczegóły - piękne, masywne zaciski głośnikowe, wielowarstwowa obudowa, robiące wrażenie wskaźniki wysterowania, które nawet jeśli nie dadzą nam realnego poglądu o mocy wyjściowej, to i tak są czymś, co cieszy oko. Do tego Accuphase jest Accuphasem. Znaczy to, że obok dźwięku równie ważne w jego konstrukcji są udogodnienia i funkcjonalność. Z przedniego panelu można bowiem wyłączyć wskaźniki (świeci się wówczas tylko logo), zmienić czułość wskaźników (o 20 dB) oraz w czterech krokach dopasować gain urządzenia: 0 dB, -3 dB, -6 dB oraz -12 dB. Dodajmy do tego ulokowany z tyłu przełącznik, umożliwiający wybór pomiędzy normalną stereofoniczną pracą, pracą w bridżu (moc wzrasta wtedy do 120 W/8 ?) a także w trybie dual mono, kiedy możemy go wykorzystać w systemie bi-amping, wchodząc sygnałem za pomocą pojedynczego interkonektu i wychodząc dwoma takimi samymi sygnałami na głośniki. A do tego A-30 jest urządzeniem w pełni zbalansowanym. ODSŁUCH Wzmacniacz Accuphase'a odsłuchiwałem w towarzystwie znakomitego, acz koszmarnie drogiego systemu Violi (test w następnym miesiącu), a także z przygotowywanym również na przyszły miesiąc odtwarzaczem CD Ancient Audio Lektor Prime. Dodatkowo jako źródło posłużył innowacyjny, w pełni zbalansowany przedwzmacniacz gramofonowy Aqvox Phono 2 CI, z różnej maści gramofonami. Piszę o tym, bo wraz z wymienionymi produktami, japoński wzmacniacz wpisuje się w cykl urządzeń, które w pewien sposób mogą stanowić punkt dojścia, high-end dla naprawdę wybrednych za naprawdę umiarkowane pieniądze. Porównanie Accuphase'a z Violą czy Ancient Audio Silverem Grand Mono pokazuje, że da się elementy gry lepiej wyszlifować, że da się niemal wejść w trzewia śpiewającego Franka Sinatry, wniknąć w rurę saksofonu Rollinsa czy zwinąć się w kłębek w bębnie stopy Maxa Roacha. Da się i w pewien sposób jest to obłęd na kolorowo. Jak będę musiał powtórzyć przy teście Lektora Prime, jest to jednak ekstremizm, rzecz, która będzie kręcić promil słuchaczy. I dobrze, dla każdego coś miłego, jednak ten poziom, jeżeli oczywiście zaakceptujemy tę stylistykę i tak ustawione kompromisy (ideałów nie ma) dla ogromnej większości powinny być czymś absolutnie do przyjęcia, a nawet, wiedząc, że nie jest to krawędź znanego świata, nie będą czuli potrzeby wyglądnięcia poza następną górę, będą szczęśliwi, że jest tak, a nie inaczej. A-30 gra mianowicie niesamowicie pełnym, bogatym, gęstym dźwiękiem, który jest rozwinięciem tego, co proponował odtwarzacz DP-78. Jest on zarówno delikatny, jak dopiero co kupiona satynowa pościel, a jednocześnie autorytatywny jak ojciec wracający z wywiadówki z mordem w oku. Pierwsza cecha przejawia się w pięknym budowaniu barw, wybrzmień, harmonicznych, które niemal rozpychają przestrzeń między głośnikami, plastyce i poczuciu pełni. W pewnym momencie może się wydać, że wzmacniacz gra nieco ciepłym, jakby lampowym dźwiękiem (mam na myśli stereotyp grania lampowego). Tak nie jest. Wprawdzie w porównaniu z Violą czy nawet Gryphonem Diablo atak dźwięku jest minimalnie wolniejszy, bez absolutnego otwarcia i bezlitosnego pchnięcia, jednak nie jest zaokrąglony. Najwyraźniej jest on lekko łagodniejszy, a dźwięk od razu przechodzi w mocne i pełne podtrzymanie i długie, soczyste wybrzmienie. Nie ma też typowego dla lamp 'bloomu', tj. podbarwiania niższej średnicy, które powoduje, że dźwięk wydaje się duży i pełny. Głos Theo Beckmanna z płyty "Las Vegas Rhapsody" (Winter&Winter 910 116-2, CD; dystrybucja GiGi), który został nagrany z klubową manierą, to znaczy przy lekko mocniejszym niższym środku, zabrzmiał czysto, bez nosowości, która w większości ciepłych wzmacniaczy jest podnoszona do rangi głównego problemu i po prostu przeszkadza w zrozumieniu o czym człowiek śpiewa. A-30 pokazał to bezbłędnie, z czystym przejściem między środkiem i dołem. Wzmacniacz Accuphase'a pokazuje gęstą, pełną znaczeń rzeczywistość. Znaczy to, że kiedy mamy do czynienia np. z dużym, grającym tutti bandem, albo orkiestrą, jak w utworze "The Night They Invented Champagne" dostajemy potęgę, jaką nie mógł się pochwalić nawet znakomity Pass X150.5 (test TUTAJ) dysponujący przecież przy 8 ? 150 W na kanał! Wzmacniacz z dalekiej Japonii ma bowiem cechy lamp, które znane są z tego, że ich waty liczą się jakoś inaczej i kiedy trzeba, to słabowity Grand Mono o mocy 18 W zagra nie gorzej niż 250 W Nagra MPA. Dostaniemy bowiem gęsto zabudowaną, pełną muzyki scenę - głęboką i szeroką. A przy tym dynamika - 30 W nie ma prawa tak grać. Na rozpoczynającym płytę Philipa Glassa "Koyaanisqatsi" (Island, IMCD98, Island Masters, CD) utworze tytułowym, kiedy męski chór śpiewa niskim, gardłowym głosem, jak z wnętrza ziemi wciąż i wciąż bez końca jedno słowo: 'Koyaanisqatsi', po plecach przebiegają ciarki. Dźwięk jest tak pełen ciemnej mocy, tak szarpie duszą, że zatapiamy się w nim bez cienia oporu. Skraje pasma są przez Accuphase'a podawane mocno i wyraźnie. I znowu - chociaż wzmacniacz być może balansuje na skraju ocieplenia, to nie wskazuje na to wycofanie tych zakresów, a ich barwa. A-30 potrafił zadziwić doskonale kontrolowanym, a jednocześnie płynnym, niskim basem. Jego pełna barwa i gorący puls czasem mogą sugerować ciepełko, które objawi się bez rozmycia i spowolnienia. Blachy walą mocno, w dokładny sposób pokazując zarówno sposób uderzenia, jak i technikę gry czy nastrój perkusisty. Znowu jednak, ci, którzy są przyzwyczajeni do dokładności w rodzaju cccsssccc powiedzą, że dźwięk jest ocieplony. Accuphase pokazuje jednak coś więcej niż atak, który słychać właśnie w ten sposób, bo obok cięcia wprowadza do dźwięku także elementy wypełnienia, przedłużenia uderzenia, tak, że dźwięk przypomina raczej coś w rodzaju cccszszcscsszczcz, a blachy brzmią po prostu naturalnie. Energia tego zakresu jest poza tym duża i nic nie jest wycofane, ani zawoalowane. Ta precyzja połączona z brakiem rozjaśnienia przenosi się także na dźwięk fortepianu. Jeśli ktoś lubi ten instrument, to zakocha się w tym cukiereczku. Fortepian 'by Accuphase' jest dźwięczny, pełny, ale i perkusyjny, rytmiczny. Kiedy lewa ręka nagle schodzi nisko, słuchać to jak fizyczną zmianę położenia ręki, a nie jak obniżenie stroju. Specyficzny charakter urządzenia, grającego gęsto i z pełnią powodował, że przejście między dźwiękami było legato, jednak pod spodem było wyraźne stacatto, nie wiem, jak to lepiej określić - po wierzchu lukier, a pod spodem lodowe doliny. Accuphase A-30 w połączeniu z odtwarzaczem Ancient Audio Lektor Prime i kablami XLO (słuchałem na Limited, ale tyczy się to także UnLimited) lub Veluma i dobrymi kolumnami był dla mnie pewną summą, pełnią, końcem poszukiwań, oczywiście, jeśli zaakceptujemy taki charakter grania. Słyszałem lepsze systemy, jednak dając pięć razy więcej pieniędzy otrzymamy może 5 % lepszy dźwięk. Czy warto? To zależy od każdego z Was. Ja mogę zapewnić, że ten dźwięk czaruje i wciąga na dobre, sprawia, że zapominamy o technice i skupiamy się na muzyce. Odczuło to moje konto, które w czasie, kiedy grałem tym zestawem poważnie ucierpiało - sklepy, internet itp. - płyta goniła płytę. Ale tak było właśnie ze względu na zupełny brak mechaniki i nakierowanie na muzykę. I chyba o to w tym wszystkim chodzi. BUDOWA A-30 jest stereofoniczną końcówką mocy, pracującą w trybie zbalansowanym, w czystej klasie A. Przód to aluminiowy panel o charakterystycznym złotym kolorze, z dużym płatem przezroczystego plastiku, za którym ukryto VU-metry wskazujące wysterowanie wejścia, diody sygnalizujące tryb pracy oraz logo firmy. Tutaj też znajdziemy wspomniane na początku artykułu przełączniki, a także mechaniczny wyłącznik sieciowy. Z tyłu mamy złocone wejścia XLR Neutrika, stosowane we wszystkich urządzeniach "A" niezłocone gniazda RCA oraz bardzo solidne, pozwalające na znakomity, łatwy docisk gniazda głośnikowe. Tutaj też jest coś w rodzaju rączek, nie służą one jednak do noszenia, a do dystansowania urządzenia od tylnej ściany. Obudowa jest złożona z kilku warstw - płyt aluminiowych i stalowych blach. Całość stoi na specjalnych stalowych nóżkach o dużej zawartości węgla, mających szybko tracić energię pochodzącą od wibracji. Wnętrze japońskiego wzmacniacza jest podobnie rozplanowane jak we wszystkich pozostałych konstrukcjach tej firmy: pośrodku zaekranowany, klasyczny transformator EI (o mocy 400 W) z osobnymi uzwojeniami wtórnymi dla końcówek, a przed nim, umieszczone na tej samej platformie, wzmacniającą ażurową dolną ściankę dwa bardzo duże kondensatory Nichicona o pojemności 47 000 µF każdy, z naniesionym również logo Accuphase'a. Przed nimi biegnie równoległa do przedniej ścianki płyta, usztywniająca konstrukcję i dająca dodatkowe zabezpieczenie przed zakłóceniami RF i EMI. Sygnał z wejść trafia do małych płytek z przekaźnikami. Tutaj też umieszczono bufory wejściowe, wykonane na popularnych układach scalonych JRC 4580. ścieżki są złocone. Stąd ekranowanymi kablami o długości 20 cm trafiamy do końcówek mocy przykręconych do dużych radiatorów. Końcówki są w całości tranzystorowe, w pełni zbalansowane, wykonane w technologii MCS+, polegającej na tym, że prowadzi się równolegle kilka identycznych układów, z tym samym sygnałem, który się na końcu sumuje. Pozwala to uśrednić błędy i wydatnie zmniejszyć szumy własne urządzenia. W stopniu końcowym pracują trzy pary tranzystorów MOSFET Toshiby (J618+K3497) na kanał, mające obciążalność 120 W każdy. Wszystkie tranzystory wejściowe i sterujące są jednak bipolarne. Na płytkach, ze złoconymi ścieżkami, widać ładne, precyzyjne oporniki, kondensatory Nichicona i Elny, a pary tranzystorów są ze sobą złączone tak, aby miały tę samą temperaturę. Wzmacniacz zabezpieczony jest przed zwarciem, przeciążeniem itp. a także przed przesterowaniem - przy 50 W (na 8 ?) włącza się układ zmniejszający wysterowanie. Sprzężenie zwrotne jest, jednak ma niewielką wartość i jest to SZ prądowe, a więc znacznie lepsze niż tradycyjne napięciowe. Pięknie wykonane urządzenie, bez wyskokowych, audiofilskich elementów, a raczej z solidną inżynierską wiedzą i doświadczeniem.
|
||||||||||||||||||||||||
© Copyright HIGH Fidelity 2006, Created by SLK Studio |