Najczęściej stosowanym dielektrykiem, przynajmniej w kablach wyższej klasy, jest Teflon, materiał opracowany przez firmę DuPoint. Można spotkać kilka jego odmian, w różnych kolorach (naturalny jest przezroczysty), a jedną z lepszych jest Teflon spieniony, gdzie w strukturę tego materiału wpuszcza się niezliczone, maleńkie pęcherzyki powietrza. Dlaczego? Ponieważ powietrze jest jeszcze lepszym izolatorem niż teflon, lepszym niż jakikolwiek znany materiał. Jeszcze lepsza jest tylko próżnia. Z tą ostatnią są jednak same kłopoty, wśród których chyba najważniejszy to taki, że natura zbytnio jej nie lubi... prawdopodobnie dlatego próżni jako izolatora w układach audio się nie stosuje. Z jednym wyjątkiem (a przynajmniej ja o innych nie wiem) - interkonektu The Zero TARY Labs i kabla głośnikowego Omega. Dzięki opatentowanej budowie łączówek udało się z kabla o budowie opartej o prostokątne w przekroju pojedyncze druty miedziane (RSC - Rectangular Solid Cooper, wprowadzone w roku 1990) o czystości 8N oraz ISM (Isolated Shield Matrix) wypompować powietrze i wytworzyć wewnątrz rurek teflonowych (a jednak...) próżnię. Owo ostanie opracowanie wspólne jest dla obydwu kabli i dotyczy sposobu eliminacji zakłóceń elektromagnetycznych. Znana jest niechęć TARY do ekranów, dzielona m.in. z XLO, która gdzie tylko może chroni sygnał przed wpływem zewnętrznego świata za pomocą specjalnego splotu. To nie eliminuje problemu całkowicie, jednak ludzie z TARY twierdzą, że tak uzyskane korzyści są znacznie większe niż ewentualne straty. W roku 1997 opracowano w firmie pierwszy kabel, The One, w którym zastosowano Isolated Floating Shield - kabel został otoczony ekranem, który jednak w żadnym punkcie nie stykał się z sygnałem, a podłączany był niewielkimi kabelkami do Floating Ground Station, która bez kontaktu z masą zachowywała się jak absorber EMI/RFI. Tego typu kable były jednak niewygodne do obsługi, wymyślono więc połączenie IFS oraz FGS i pod nazwą ISM OnBoard zastosowano w The ZERO i The 0.8. rzucającym się elementem tego układu jest charakterystyczne podłużne zgrubienie, metalowa puszka, na kablu. Jak deklaruje firma, nie ma w niej jednak żadnych elementów typu kondensatory czy cewki, wchodzące w skład filtrów innych producentów, a coś, co działa jak pasywny absorber wspomnianych zakłóceń.
ODSŁUCH Odsłuch produktów takich jak 0.8 każe inaczej spojrzeć na całe dotychczasowe doświadczenia i postawić kilka zasadnicze pytań, jak np.: "Czego tak właściwie szukamy?" "Jaki ma tak naprawdę być zarejestrowany dźwięk?" "Czy w ogóle da się porównać wydarzenie na żywo z nagraniem" 0.8 jest bowiem jednym z nielicznych kabli, które wygrywają nawet z połączeniem "na sztywno". Nie wiem, jak to możliwe, bo tak być nie powinno, ale być może działa na sygnał w jakiś sposób, przekładający się na to jak go odbieramy. Co więcej, TARA Labs była pod wieloma względami najlepszym kablem, jaki w życiu słyszałem. A słyszałem sporo. W wielu punktach był dużo lepszy niż mój referencyjny, wierny Velum i pokazał, w jakim kierunku należałoby pójść, żeby w przyszłości stworzyć kabel doskonały. Przesłuchałem TARĘ w tylu kombinacjach, w ilu zdołałem, a w tym czasie (trzech miesięcy) przez mój system przewinęło się kilka bardzo interesujących urządzeń, z dzielonym wzmacniaczem Viola (Cadenza/Symphony - test w przygotowaniu), końcówkami Ancient Audio Silver grand Mono (premiera - TUTAJ, prezentacja - TUTAJ) i A-60 Accuphase'a oraz odtwarzaczami Lektor Grand AA, P8i dCS-a, CD-3 Audio Research i innymi. Do tego kolumny kalibru Wilson Audio Duette. Myślę więc, że mam jakiś ogląd tego, co się mi przydarzyło, poparty "zeznaniami" przyciągniętych przeze mnie przyjaciół, którzy również niejeden interkonekt w życiu obrobili. Po wszystkich przesłuchaniach, niezależnie od tego kto, co i gdzie, zawsze byłą taka sama: najlepsza na świecie średnica. Czegoś takiego po prostu wcześniej nie słyszałem. Dzieje się w tym zakresie coś niewiarygodnego, ponieważ dźwięki okazują się mieć milion kuzynostwa w postaci wybrzmień, harmonicznych, odcieni dynamiki, drobnych wahań wysokości tonu, słyszalnych w miarę, jak dźwięk biegnie w głąb pomieszczenia itp. Rzeczą trywialną w tym kontekście, ale o której także należy wspomnieć jest ilość detali, jaką jest w stanie TARA oddać - niepojęta wcześniej. Robi to przy tym w niewymuszony sposób, bez podkreślania czegokolwiek, jak gdyby przy okazji, tak naturalnie, jak się oddycha - nie myślimy o tym, a przecież wykonujemy. Większość kabli brzmi przy 0.8 jakby były zepsute - albo za jasno, albo za ciemno, a niemal zawsze mechanicznie. Velum czy Nordhost Valhalla pokazuje, że być może TARA dochodzi w ten sposób do pewnej granicy za którą jest nie wiem co, ale wygląda na brak precyzyjnego ataku, zatrzymując się jednak w pół kroku przed przekroczeniem Rubiconu, wykorzystując każdy gram tego, co w ten sposób osiągnęła. Jest więc 0.8 innym kablem niż pozostałe modele tej amerykańskiej firmy (może poza The ZERO, ale go nie słyszałem), ponieważ TARA to przede wszystkim przejrzystość, zniknięcie z systemu itp. 0.8 też znika, ale inaczej, jakby przy tym zabierała ze sobą jakąś zasłonę między urządzeniami, pucowała szybę, przez którą oglądają się odtwarzacz CD i przedwzmacniacz albo przedwzmacniacz i końcówka mocy (bo w takich konfiguracjach kabel był wypróbowywany). Kabel przekazuje bardzo, bardzo skomplikowane struktury dźwięku bez jakichkolwiek oznak zduszenia, czy jakichkolwiek ograniczeń. Słuchając go ma się czasem takie wrażenie, jak wtedy, kiedy nagle, pod wpływem jakiegoś bodźca przypominamy sobie jakiś smak z dzieciństwa - coś niepowtarzalnego i - wydawałoby się - straconego raz na zawsze. Nie da się więc ukryć, że TARA bije flagowe kable XLO Limited, Wireworlda Gold itp., może nie na głowę, ale jednak o wyraźny margines. Obydwóm markom udało się w dużym stopniu osiągnąć to co mamy w 0.8, jednak w pewnym miejscu się zatrzymały, ponieważ przy ogromnej plastyce dźwięku nie dostajemy aż tak dobrego wniknięcia w głąb, tak wielu informacji o instrumencie, muzykach, scenie, a właściwie o utworze, bo w przypadku TARY nie ma rozdzielania tych elementów na osobne zdarzenia. Pouczające było natomiast porównanie ze wspomnianą Valhallą Nordhosta i Bluesem Veluma. Obydwa kable są szybkie, nawet piekielnie szybkie, z fantastyczną ilością informacji z każdego kawałka pasma. TARA jest kompletnie inna, a jednak w większości dziedzin jest lepsza. Przede wszystkim ma pełniejszą, zakotwiczoną w mocnym, masywnym basie średnicę. Velum, jakkolwiek bym go nie cenił i jakkolwiek dobrze by nie znikał z systemu, ma nieco mniej rozbudowany wyższy bas. Podobnie Valhalla. Inne kable najczęściej, jeśli starają się grać mocnym basem, nieco przesadzają w tym miejscu, ponieważ nie potrafią tego zakresu zróżnicować na tyle dobrze, żeby mocniej nie oznaczało mniej dokładnie. 0.8 z kolei potrafi zarówno przygrzmocić, jak i nie pogubić się w tym wszystkim. Jedną z cech Violi jest dążenie do absolutnej przejrzystości, próba zniknięcia doskonałego. Nie całkiem się to jej udaje, bo żadnemu urządzeniu się to nigdy nie uda, ale jest blisko. W jej przypadku leciutkie ścienienie przełomu średnicy i dołu prowadzi jednak do wyszczuplenia dźwięku. TARA nie dość, że nie dopuściła do tego, to jeszcze dodała jej tego, co niektórym, w innych systemach może brakować, a mianowicie mięcha, pełni i charakteru. Specjalnie nie podaję żadnych tytułów, utworów itp., bo trzeba by przywołać zbyt wiele. Notatki tyczące się 0.8 przekroczyły granicę dobrego smaku i zaczęły przypominać powieść w odcinkach. To bym jeszcze przeżył, jednak z biegiem czasu test przerodził się w brazylijski serial, gdzie w każdym odcinku jest mniej więcej to samo. Ciągle powtarzało się bowiem słowo "analogowy", obok "plastyczny" i " koherentny". Nie ma więc sensu przywoływać kolejnych płyt, bo musiałbym napisać o nich to samo. TARA potrafiła na przykład podać nagrania z lat 50' w taki sposób, ze absolutnie jasne było, że szum pod spodem pochodzi z taśmy, że jest organicznie złączony z muzyką, która jednak w jakiś sposób uwalnia się od niewolniczego wtopienia w to tło i staje przed szumem, wciąż słyszalnym, a który jednak jest wyraźnie z tyłu. Niewiarygodna umiejętność. Dotychczas można było myśleć, że muzyka wyłania się z szumu, jak okręt podwodny z wody. A TARą okazał się możliwy inny wariant, a mianowicie taki, że mamy do czynienia z poduszkowcem, który wprawdzie jest bez reszty związany z wodą, na której się unosi, ale jednak nie dotyka jej, jest PONAD nią. Tak też i muzyka. Przekładało się to na wspomnianą szczegółowość bez natarczywości, ale także na genialną scenę dźwiękową - plastyczną, dużą, zarówno w głąb, jak i wszerz, z genialnie powiązanymi ze sobą fluidem powietrza, niezależnymi źródłami dźwięku. Słuchając TARY w systemie przychodzi się zastanowić nad podstawami tego, w co się bawimy. Zmieniając w systemie Ancient Audio 0.8 na Veluma i odwrotnie trzeba się było zastanowić, jak właściwie te urządzenia brzmią - czy tak niesamowicie, perfekcyjnie dokładnie jak z polskim kablem, czy tak niesłychanie organicznie i pełnie jak z Amerykaninem? Na tak postawione pytanie nie potrafiło odpowiedzieć nawet konstruktor AA. Bo z TARą dochodzi się do pewnej ściany, do decyzji co do naszych preferencji. Urządzenia top hi-endu też mają swój charakter. Jest to jednak na tak wysokim poziomie, że wszystkie pozostałe aspekty są tip-top, a mówimy tylko o wizji świata, filozofii raczej niż o dźwięku jako takim. Mają jednak określony charakter i nie ma dobrej odpowiedzi na to, co jest lepsze. Nie da się nawet powiedzieć, co jest bardziej poprawne, bo każdy z elementów prezentuje nieco inny ogląd tego samego, niemal realnego wydarzenia. A dlaczego 0.8 nie jest najlepsza we WSZYSTKICH dziedzinach? Dlatego, że jednak Hordhost i Velum mają minimalnie lepszy atak na górze i bardziej selektywne, precyzyjne brzmienie w tych rejestrach. Różnica nie jest duża, jednak w tych rejonach cenowo-jakościowych, gdzie każda, nawet mikroskopijna zmiana jest mocno słyszalna, dała się wychwycić. Dlatego nawet TARA będzie musiała być przed zakupem przesłuchana.
|
||||
© Copyright HIGH Fidelity 2006, Created by SLK Studio |