Wzmacniacze C.E.C.-a charakteryzują się unikalną konstrukcją stopnia wyjściowego. Opisywany jest on jako klasa A, jednak nie jest to klasyczny układ tego typu. Ponieważ jakiś czas temu przygotowywałem test poprzedniej wersji tego wzmacniacza, bez dopisku 'R' (chyba od "Revisited') dla mojego macierzystego "Audio", a od tej pory w tej koncepcji nic się nie zmieniło, po prostu zacytuję sam siebie: "Końcówka [...] została podzielona między dwie płytki (dla każdego kanału), umieszczone piętrowo jedna nad drugą. Jej budowa jest wyjątkowa i stanowi własność intelektualną C.E.C.-a. Już wcześniej uwagę zwracał napis na przedniej ściance, mówiący, iż jest to wzmacniacz single-ended, pracujący w klasie A. Pamiętając, jakiej wielkości radiatory są w tego typu wzmacniaczach PASS-a, maleńki radiator wzbudza konsternację. Układ rzeczywiście ma tylko jeden stopień wzmocnienia, są to pojedyncze tranzystory, które w tym modelu produkują około 250 mW. Są one wspomagane jednak potężnymi źródłami prądowymi, którymi tranzystor steruje. [...] Pośrodku dużej płytki znalazła się mniejsza, napakowana elementami SMD - to jest "mózg" układu. Tutaj porównuje się napięcie wejściowe z wyjściowym i w zależności od potrzeb steruje się źródłami prądowymi, które dzięki temu nie muszą stale pobierać pełną moc, a tylko tyle, ile w danym momencie potrzeba. [Podobna] "pływająca" klasa A znana była wcześniej, ale głównie z bardzo drogich wzmacniaczy, np. Krella. Układ monitorujący pozwala również "przewidzieć" impedancję w danym momencie. Głównie z tego powodu, rozwiązanie, stosowane również w hi-endowym modelu AMP71, nazwano LEF (Load Effect Free). Dodajmy jeszcze, że końcówka pracuje bez sprzężenia zwrotnego." To tłumaczy, dlaczego przy tak wysokiej mocy i klasie A mamy do czynienia z tak niewielkim radiatorem. Chociaż przedsmak tego, co czeka po włączeniu muzyki będziemy mieli, kiedy go dotkniemy - jest bardzo gorący, nawet na biegu jałowym. ODSŁUCH Niestety nie miałem możliwości porównać obydwu urządzeń łeb w łeb, jednak obydwa grały w tym samym systemie i w tym samym pomieszczeniu, więc jakieś pojęcie mam. Charakter dźwięku się nie zmienił - jak na tak niedrogi wzmacniacz, poczucie głębi, czystość wszystkich podzakresów, ale nade wszystko dynamika, wszystko to było znakomite. Eileen Farrell z płyty "Test&Burn-In Disc" (XLO/Reference Recordings, RX-1000, gold CD) zabrzmiała więc w bezpośredni, namacalny sposób. Wiem, że to trochę nadużywane pojęcie i tak naprawdę, w całej rozciągłości występujące tylko w topowych urządzeniach, jednak w pewnej mierze ma zastosowanie także w niskich przedziałach cenowych, gdzie zawsze ma zwracać uwagę czytelnika na swego rodzaju materializację muzyki, jej intensywność itp. Coś jak w przypadku wzmacniacza C.E.C.-a. Głos Farrell był duży, ciepły, a zespół karnie ustawił się z tyłu, mając za plecami dużą przestrzeń. Podobnie trąbka, choć sama w sobie o dużym wolumenie i nieco ciepławej barwie, grzeczniutko (chodzi o umiejscowienie) grała w głębi sceny. Ta bardzo trudna do właściwego odegrania rejestracja, właśnie z takimi (i oczywiście lepszymi) urządzeniami odżywa, ponieważ trzeba w niej pokazać zarówno dokładny dźwięk bezpośredni, jak i poradzić sobie z potężnym pogłosem i oddechem sali. CEC (ciągłe pisanie kropek po literkach trochę mnie męczy...) zrobił to fantastycznie, ponieważ nie utopił wszystkiego w pogłosie (tak brzmi urządzenie zbyt ciepłe), ani też nie rzucił na twarz (tak słychać kliniczny sprzęt). Już teraz słychać było, a używam tego nagrania zaczynając test wszystkich urządzeń, że AMP3300R radzi sobie fenomenalnie (naprawdę!) z budowaniem sceny - zawsze jest ona głęęęboka, szeeeeroka i niesłychanie prrrrecyzyjna.
Pod tym względem tak dobrze nie będzie z wieloma urządzeniami kosztującymi i 8000 zł. Precyzja w oddaniu planów jest duża nie tylko w nagraniach referencyjnych, ale rozciąga się też na mniej audiofilskie dyski. "In Utero" Nirvany (Geffen Records 24607, CD), na przykład. Płyta została nagrana w typowy dla tamtej maniery sposób, tj. w postaci "ściany dźwięku". Miało być potężnie, głośno i dowalić wszystkim. I tak było. CEC pokazuje jednak, że realizacja tej płyty nie jest wcale taka zła. ściana rzeczywiście jest, ale nieco z tyłu, a na pierwszym planie mamy nieźle pokazany głos Cobaina. Gitary miały kąśliwy charakter, a stopa perkusji zasuwała niebywale. Ale to już sprawa barwy i dynamiki. Bas schodzi nisko i jest dobrze kontrolowany, chociaż w pierwszej chwili po przejściu z innych wzmacniaczy, np. Primare I20, czy LAR AI-45 MkII (test - TUTAJ), może się wydawać, że nie jest mocny. To z kolei pochodna wyraźnej i bezkompromisowej góry. Ta część pasma, wraz ze sceną stanowią o niezwykłości CEC-a. Blachy są blaszane, a instrumenty drewniane - drewniane. Góra jest bowiem wyraźna i ma bardzo dobry atak. Do takiej prezentacji trzeba się przyzwyczaić, jednak jest ona bliższa naturalnemu brzmieniu, z kąśnięciami, plaśnięciami i stukami. Nieco brakuje wypełnienia uderzenia, ale to przecież niedrogie urządzenie, a i tak robi to bardzo dobrze. W pierwszej chwili można odnieść wrażenie, że góry jest nieco zbyt duże - nieprawda. Wreszcie jest jej po prostu tyle ile trzeba. Cecha ta jest nieco niwelowana przy zmianie wejścia ze zbalansowanego na niezbalansowane. Podłączając CD do gniazda RCA otrzymamy nieco łagodniejszy, bardziej zaokrąglony dźwięk. Przez chwilę może się to wydawać krokiem w dobrą stronę. Pamiętajmy jednak, że w ten sposób tracimy ową fantastyczną szybkość, dokładność, atak i - przede wszystkim - nieco spłycamy scenę. Ta ostatnia wciąż będzie bardzo głęboka, głębsza niż u niemal całej konkurencji w tej cenie, jednak z XLR może być jeszcze lepiej. Warto więc kupić źródło z takimże wyjściem. Najprostszym wyborem będzie odtwarzacz CEC-a CD3300R. Można też spróbować odtwarzacz Thule. Jednym z lepszych połączeń będzie jednak to z odtwarzaczem CD Xindak Muse 1.0 DeLuxe, którego wyjście XLR (napędzane przez układy solid-state) ma nieco ciemniejszą barwę i powinno się idealnie zgrać z mocnym graniem CEC-a. Zanim jednak zaordynujemy to rozwiązanie, posłuchajmy firmowego zestawu. BUDOWA Urządzenie jest bardzo ciężkie i pod tym względem od poprzedniej wersji niewiele się zmieniło. Przód to kilku mm płyta aluminiowa, na której znajdziemy pośrodku gałę siły głosu (niestety już nie w kształcie łzy) i po prawej pięć przycisków uaktywniających poszczególne wejścia, a także przycisk mute, każdy z małą diodą. Po lewej stronie widać dwa rzędy po trzy diod, informujących o normalnej pracy, oczekiwaniu na rozgrzanie i ustabilizowanie wszystkich parametrów oraz diody informujące o jakimś zagrożeniu. Każdy kanał otrzymał własny wskaźnik. I jeszcze mechaniczny wyłącznik sieciowy. Z tyłu zmieniło się przede wszystkim jedno: wymieniono doprowadzające do bólu brzucha (od śmiechu) zaciski głośnikowe na porządne, złocone, identyczne jak te stosowane przez Rotela. Edgara i innych. Do dyspozycji mamy cztery wejścia RCA i jedno zbalansowane, a także wyjście do nagrywania. Obok widoczny jest wystający na zewnątrz radiator. Ponieważ teraz chowa się je zazwyczaj wewnątrz urządzeń, oznacza to, że w środku musi być raczej tłoczno.
|
||||||||||||||||||||
© Copyright HIGH Fidelity 2006, Created by SLK Studio |