KOLUMNY GŁOŚNIKOWE

Legenda legend...


KEF
LS3/5A

WOJCIECH PACUŁA



Nie ma w świecie audio, przynajmniej w jej części głośnikowej, drugiej takiej legendy jak kolumny LS3/5A. Poród, odebrany w Dziale Rozwoju BBC w roku 1974, nie był jednak wynikiem przemyślanej strategii, a - jak mówią ludzie z KEF-a, partnera tego pomysłu - wynikiem przypadku. W owych czasach nikt poważnie nie myślał o odtwarzaniu muzyki przez pudełka na buty, a poszukiwania szły w kierunku grających szaf gdańskich, najlepiej trzydrzwiowych. LS3/5A jest bowiem modelem w skali kolumny, która miała właśnie powstać. Na potrzeby laboratoryjne przygotowywano nie pełnowymiarowe kolumny, a ich znacznie pomniejszone wersje. Krótki odsłuch tego erzatzu wprawił jednak ludzi z BBC w zdumienie. Basu nie było za grosz, jednak średnica i góra były nieprawdopodobnie, nie tylko jak na tamte czasy, dobra. I tak zdecydowano się na produkcję kolumny, która miała być tylko modelem w skali...

Mamy rok 2006. Od momentu, kiedy dźwięk LS3/5A po raz pierwszy powalił swoich twórców na ziemię minęło więc 32 lata. W tym czasie zmieniło się niemal wszystko: będące wzorcem w owym czasie wzmacniacze tranzystorowe zostały zrównoważone powrotem lampy, główne źródło dźwięku, gramofon analogowy, umarło i zmartwychwstało, nowe dyski wysokiej rozdzielczości umierają właśnie na naszych oczach, a po cichu rodzi się coś, czego jeszcze nie umiemy sklasyfikować - dyski Blu-ray/HD-DVD. Słuchamy kabli i standów. Wciąż jednak szukamy tego, czego wcale nie zgubiliśmy... A LS3/5A wciąż jest produkowany i to przez kilka różnych firm. Sukces pudełek na buty był bowiem takim wstrząsem, że te niewielkie obiekty spowodowały odejście z pracy w BBC kilku inżynierów, którzy założyli następnie swoje firmy - Spendor, Harbeth i Rodgers - tylko po to, aby kupiwszy licencję, produkować swoje wersje LS3/5A. O ile jednak każdy z nich zaproponował własne usprawnienia, poprawki itp., wynikające najczęściej ze zmiany głośników, o tyle depozytariuszem pierwotnej wiedzy pozostał KEF - firma, która wyprodukowała oryginalne przetworniki. Czas weryfikuje pewne założenia i pomysły, dlatego Harbeth, jeden z głównych filarów popularności tego modelu, w roku 1988 zainicjował powstanie modelu rewidowanego przy użyciu modelowania komputerowego. Tak powstała wersja, którą Alan Show (Harbeth) nazywa Mk2 lub "Computer Optimised LS3/5A" ("Inside story of the LS3/5A legend", "Hi-Fi News" 11/2004, s.68-71), a która znana jest powszechnie pod oryginalną nazwą (która nie została zmieniona) z zastrzeżeniem: "wersja 11-omowa". Najważniejsze jest jednak to, że poprawki do swoich przetworników i zwrotnicy wprowadził sam KEF.

I właśnie takie kolumny, w wersji Special Edition, sygnowanej nazwiskiem Raymonda Cooke'a (założyciela KEF-a), a więc z dokładniej dobieranymi przetwornikami, lepszym parowaniem itp. trafiła w moje ręce. Nie dało się przegapić takiej okazji - okazji zweryfikowania tego, jak dźwięk "by BBC" ma się do współczesnych standardów i próbie odpowiedzenia na pytanie, czy od tamtego czasu posunęliśmy się naprzód, czy nie. Oto test kolumn KEF LS3/5A SE.

ODSŁUCH

Zanim można było rozpocząć odsłuchy, pewnym problemem okazały się proporcje kolumn - nie dość, że kolumienki są maleńkie, to jeszcze są szersze niż głębsze. Platforma standów VAP-a z których korzystam okazała się dopasowana idealnie, pod warunkiem, że się je... odwróciło o 90°. Innej rady nie było. Nie było natomiast problemów z podpięciem kabli głośnikowych, bo w odróżnieniu od oryginałów, wersja z roku 1988 posiada standardowe (niestety dość kiepskie) zaciski głośnikowe. Inaczej niż w oryginale, ma onych dwie pary. Kolumny dostarczane były ze zworami w postaci pojedynczych drutów, jednak w egzemplarzach, które otrzymaliśmy do testu zwor nie było. W pewnym sensie jest to więc test nie do końca kompletny, ponieważ w to miejsce użyte zostały zwory XLO Signature 2.

Po uporaniu się z setupem i puszczeniu pierwszych dźwięków, okazuje się, że KEF-y pod wieloma względami grają zaskakująco nowoczesnym, dojrzałym dźwiękiem. Najważniejszą cechą kolumn nie jest pełna średnica, jak głosi legenda, ale niesamowita spójność wszystkich zakresów, ponadprzeciętna koherencja brzmienia, dająca poczucie obcowania z bogatym i szlachetnym dźwiękiem. Dzieje się tak również dzięki czystości poszczególnych podzakresów, braku podbarwień i nierównomierności, które wytrącałyby z transu podczas słuchania muzyki. Kolumny mają bardzo szybki dźwięk i wydaje się, że spójność czasowa przetworników jest wyjątkowo dobra. Wszystko słychać w klarowny, jednak nienarzucający się sposób. Nie ma mowy o tłumieniu góry, czy forsowaniu środka - te opowieści, konstytuujące tzw. "brytyjską szkołę dźwięku", musiały powstać podczas słuchania jakiś innych, po prostu nieudanych kolumn, bo na pewno nie po odsłuchu LS3/5A. Przez kolumny KEF-a zarówno przy delikatnych fragmentach utworu "Otis Regrets", gdzie początek rozpoczyna się dialogiem głosu, fortepianu i wiolonczeli, jak i przy wybuchowym charakterze utworu tytułowego z tej samej płyty Lindy Ronstadt "Hummin' to Myself" (Verve 98605219, CD), przekaz zawsze był spójny i czysty, dokładny, z perfekcyjnie zarysowanymi relacjami (głównie barwowymi, o przestrzeni za chwilę) pomiędzy instrumentami. Przez całą płytę miało się pewność, że muzycy doskonale znają repertuar i że to nie jest dopiero próba przed nagraniem - tak dobra była spójność muzyczna. Dawało to dobry wgląd w nagranie, przymiot, który nie wynikał jednak z rozjaśnienia któregoś zakresu, tylko z tego, że ponieważ na scenie wszystko jest stabilne, nie drga, to można zobaczyć więcej i lepiej. Różnice pomiędzy dwoma wersjami albumu Dire Straits "Brothers in Arms" ("20th Anniversary Edition", Universal/Verve 9871498, SACD oraz Universal/JVC 5483572, XRCD2, tekst - TUTAJ) były dzięki temu wyraźne i jednoznaczne. W krótkich odstępach czasu słuchałem tych nagrań na Usherach S-520 (test - TUTAJ) oraz Sonus Faberach Concierto Domus (test - TUTAJ) i obydwie te kolumny zdawały się faworyzować wersję SACD z jej przestrzennym, trochę podrasowanym dźwiękiem, mocnymi syntezatorami i czystą projekcją wokalu, przedkładając to na pewną prostotę i prostolinijność wersji XRCD, która z kolei dla KEF-ów byłą kluczową dla przekazania tego, co zostało zapisane na płycie.

Dla sprzętu nie mam jednak specjalnej litości i jeżeli ma być wysokiej próby, to ma grać równie dobrze (czyli wiernie) na każdym materiale. Dire Straits zabrzmiało bardzo fajnie, zrywnie, z kopem wyższego basu, nota bene - bardzo dokładnego i czystego (ostatecznie to obudowa zamknięta), bez wypełnienia jednak nawet średnim jego zakresem. Podobnie odegrana została płyta "October Rust" grupy Type O Negative (Roadrunner, RR 8874-2, CD), w tym przypadku brak dołu był jednak szczególnie dokuczliwy. Nie będzie więc mowy o choćby namiastce niskiego uderzenia i pod tym względem wspomniane Ushery wygrywają konkurencję w cuglach. Jeśli z kolei przychodzi o jakość basu, który jest, to ponownie LS3/5A wciąż są wzorem do naśladowania, z szybkim uderzeniem, brakiem wrażenia, że gra pudełko (co w obudowach zamkniętych co jakiś czas się zdarza) Także i tej części tyczy się zachwyt nad jednoczesnością zdarzeń, nad momentalnością dojścia informacji o dźwięku, a wraz nią o muzyce.

I w negatywach trzeba by powiedzieć przede wszystkim właśnie o braku basu. To co jest głowy nie urywa i nie stara się nawet sugerować wypełnienia niskich zakresów. Można by jednak pomyśleć, że taka uroda tych kolumn i koniec. Można i tak i znam wielu takich, którzy przedkładają jakość nad ilość, nawet w tak skąpych dawkach. Nie da się jednak nie zauważyć, że taka prezentacja wpływa także na wyższe zakresy. Głos Leonarda "Boskiego" Cohena z płyty "Ten New Songs" (Columbia 501202, CD), dla którego wypełnienie niższej średnicy to być albo nie być zabrzmiał trochę zbyt lekko, z akcentami postawionymi na artykulacji, chrapliwości itp., bez aksamitu, na którym wspomniane cechy się ścielą. Warto więc pamiętać, że nie jest to monitor w ścisłym znaczeniu tego słowa.

Nawet to jest jednak do przeskoczenia, choć z naderwanym ścięgnem, ale jednak. Największą i jedyną wartą głębszego namysłu, bolączką KEF-ów jest scena dźwiękowa. Właściwie jej brak. KEF-y rysują jeden plan, niesłychanie spójny i dźwięczny, jednak bez nawet próby uporządkowania tego, co się dzieje na drugim planie, trzeci zbywając milczeniem. Przy pierwszym słuchaniu wydaje się, że wszystko jest OK., jednak następne sesje pokazują, że instrumenty w głębi sceny są rozrzedzone i mają miałką konsystencję, wydaje się, że zajmują więcej miejsca niż przy innych konstrukcjach, jednak są mniej namacalne. Tak, jakby wszystkie elementy składające się na scenę, a więc dźwięk bezpośredni, harmoniczne (najlepiej wskazujące kierunek), dźwięki odbite - wszystko to co opisuje kształt i konsystencję dźwięków, jakby wszystko to przychodziło razem, bez odpowiednich pauz, przerw, opóźnień. Normalnie dźwięki niosące informacje o scenie przypominają półkolistą falę (nigdy spiczastą!) , gdzie najpierw jest dźwięk opisujący instrument, tuż za nim informacja o kształcie instrumentu i potem reszta, czyli głównie informacja o pomieszczeniu. Daje to poczucie plastyki i namacalności dźwięku. W LS3/5A tak dobrze opisanej przestrzeni nie ma.

To jednak jedyne słabości tej znakomitej konstrukcji. Wszyscy miłośnicy uspokojonej, przyjemnej góry powinni posłuchać, jak się ją stroiło trzydzieści lat temu. Chociaż nie do końca trzydzieści, bo jest to wersja z 1988 roku, a więc sprzed niespełna dwudziestu, przystosowana do grania szerszym pasmem. W każdym razie zakres ten jest mocny, bezpośredni, dźwięczny i bez zahamowań. Równocześnie jednak nie ma śladu wyostrzenia czy rozjaśnienia. Również przełom góry i średnicy jest bardzo czysty, bez typowego dla przejścia między głośnikami uspokojenia dynamiki. Maleńki przetwornik nisko-średniotonowy nie pozwoli też na głośne granie, ponieważ odkręcając wzmacniacz mocniej niż do normalnego słuchania, wchodzimy w sferę wyostrzeń i rozjaśnienia.

I co? I okazuje się, że w pewne rzeczach wciąż drepczemy w tym samym miejscu, a nawet może się cofamy. Nie ma na rynku wielu kolumn, które dorównywałyby KEF-om w czystości zakresu średnio-wysokotonowego, w spójności brzmienia i idealnie trzymanych relacjach fazowych. I to za żadne pieniądze. Z drugiej strony brak niższego basu i przede wszystkim słaba stereofonia pokazują, ze jednak coś się zmieniło. Tak więc wynik - pół na pół. A to dla kolumny z trzydziestką na karku wyczyn co się zowie!

BUDOWA

Jak wspomniałem, egzemplarz w teście, to wersja z roku 1988 o impedancji 11 Ω i podwójnych zaciskach głośnikowych. Podstawowe elementy składowe, poza lekkimi poprawkami w głośnikach (choć to wciąż te same jednostki co w 1974 roku)i zwrotnicy nic się nie zmieniło. Kolumny są maleńkie, a ich proporcje są inne niż dzisiaj - mają 189 mm szerokości i 162 mm głębokości. Z tyłu zamontowano dużą, złoconą płytkę znamionową, która służy także jako wzmocnienie tylnej ścianki, na której opisano kolumny o gdzie swój podpis (grawerowany) złożył Robin Cooke. Widać tutaj podwójne gniado głośnikowe, z kiepskich, chyba chińskich zacisków, z których pozłotka trochę się już starła. Z przodu widoczna jest charakterystyczna tkanina maskownicy, taka sam jak w oryginalnym modelu. Jest ona wciskana do wewnątrz wystających boków, gdzie trzyma się na rzepach. Głośniki zamontowano w typowy dla tej konstrukcji sposób, tj. głośnik niskośredniotonowy od tyłu ścianki przedniej, na podkładkach, zaś wysokotonowy od przodu. Wysokotonówka, o średnicy 19 mm i metalową siateczką chroniącą ją przed wgnieceniem, z charakterystycznym wyprowadzeniem końcówek cewki na przedniej ściance ma neodymowy magnes (wielka nowość w owym czasie) to słynny model T27. Jej membranę wykonano z mylaru. Drugi głośnik, model B110 o średnicy 110 mm to jednostka z potężnym magnesem (tak dużym jak kosz) o bextrenowej membranie pokrytej odmianą innego tworzywa sztucznego. Zawieszenie jest inne niż wcześniej - nie gumowe, a neoprenowe. Przednia ścianka, do której przykręcone są głośniki jest w całości odkręcana. Wewnątrz widać przede wszystkim mnóstwo gąbki wypełniającej całe wnętrze. Zwrotnica jest dość skomplikowana i umieszczona została na przedniej ściance, między głośnikami. Co ciekawe, istnieje możliwość regulacji poziomu wysokich częstotliwości - wystarczy przelutować zworę. Do dyspozycji mamy pięć ustawień: +1 dB, +0,5 dB, 0 dB, -0,5 dB i -1 dB. Testowany model miał ją wlutowaną w pozycji 0 dB. Obudowa oklejona jest naturalną okleiną w kolorze teak, z lakierowanymi na czarno ściankami tylną i przednią.

Dane techniczne (wg producenta):
Pasmo przenoszenia(+/3 dB) 70 Hz - 20 kHz
PrzetwornikiHF: T27 19mm (3/4") kopułka mylarowa
LF: B110C 110mm (5"), powlekany (Plastiflex) bextrene
Punkt podziału3 kHz
Impedancja nominalna11Ω
Skuteczność:82,5 dB
Moc wzmacniacza25-75 W (8Ω)
Max moc wejściowa30 W (peak)
Maksymalne SPL5,5 l
Wymiary(H x W x D) 190 x 300 x 170 mm
Wykończenieteak lub santos rosewood


KEF
LS3/5a

Strona firmowa: KEF Audio



© Copyright HIGH Fidelity 2004, Created by SLK Studio