WZMACNIACZ ZINTEGROWANY

AUDIO RESEARCH

VSi55

WOJCIECH PACUŁA



Mówiąc o amerykańskim hi-endzie, obok takich nazw jak PASS, Krell czy Mark Levinson zawsze pada nazwa Audio Research. Firma została założona w Minneapolis przez Williama Z. Johnsona w roku 1970, a więc w "ciemnych wiekach" high endu, kiedy tranzystor wydawał się odpowiedzią na wszystkie możliwe bolączki, a lampa szykowana była do odstawki na śmietnik historii. Jak tranzystor sobie w tych kręgach poradził - wiadomo, co najmniej dyskusyjnie. Istnieją wprawdzie fantastyczne produkty oparte na technologii półprzewodnikowej, proponowane przez takie firmy jak Halcro, DarT-Zel, Krell, Pass czy McIntosh, jednak wciąż, kiedy mówimy o konstrukcjach bezkompromisowych, myślimy o lampach, najczęściej 300B. Audio Research od samego początku podążało jednak ścieżką w poprzek głównych nurtów - nie dość, że nie przyjęła reguł tranzystorowców, to jeszcze nie poddała się dyktatowi SET-owców. Z biegiem czasu sytuacja się ustabilizowała i w jej ofercie znajdziemy zarówno wzmacniacze tranzystorowe (w mniejszości), jak i lampowe (przeważają). W serii Reference znajdziemy jednak wyłącznie lampy, a w przypadku wzmacniaczy wyłącznie konstrukcje o dużej mocy, pracujące w układach push-pull na popularnych i raczej niedrogich (przynajmniej w porównaniu z typowymi SET-ami) lampach.

Dostarczony do testu model VSi55 nie jest wyjątkiem. Oparty o dwie pary, pracujących w push-pullu tetrod strumieniowych 6550, każdym elementem swojego wyglądu i wykonania poświadcza, że powstał w USA pod kierownictwem Williama Z. Johnsona. Potężny, wykonany z pewną surową prostotą, jednak funkcjonalny w każdym calu. I do tego pilot. Jakże nieaudiofilski i amerykański gadżet. I jakże przydatny. Panel przedni nie przypomina jednak topornych i klasycznych w wykonaniu, a staroświeckich w koncepcji projektów z gałkami, przełącznikami itp. Nie jest to dla AR wyjątek, ani nowinka, bo już dawno podobnie rozwiązano sterowanie w serii Reference. W pierwszej chwili może to sprawiać dziwne wrażenie, bo przyzwyczailiśmy się do tego, że jak lampa to spartańska obsługa itp. Prawda jest jednak taka, że chodzi zwykle o oszczędności, a nie o lepszy dźwięk. Znając zaś kierunek, w jakim zmierza np. VTL, gdzie nic nie wskazuje na to, że mamy do czynienia z urządzeniami lampowymi, a obsługą kapryśnych lamp zajmuje się mikrokontroler, łatwiej będzie przyjąć, że zmiany te spowodowane zostały wymogami, jakie stawia dźwiękowi XXI wiek.

ODSŁUCH

I chociaż do odsłuchów zasiadałem bez uprzedzeń, już po chwili słychać było, że wzmacniacz brzmi właśnie w taki sposób - nowocześnie. Pojemne słowo, które w tym kontekście ma jednak dokładnie wyznaczone pole semantyczne: chodzi o to, że nic w dźwięku nie jest ocieplone, ani wyostrzone, nie ma mowy o tłustym basie, ani o romantycznej, podkreślonej średnicy. Nowocześnie oznacza tutaj - równo. Znaczy też - bez słabości, typowych dla urządzeń lampowych. Pewne cechy lamp oczywiście pozostały, po prostu konkretna technika daje konkretne wyniki, chociaż tak naprawdę, to bez epatowania nimi. Wokale podawane są przez VSi55 w pełny sposób, są duże i wypełnione treścią. To trochę nietypowe zachowanie jak na użyte w nim lampy końcowe, które grają zwykle szybkim, raczej preferującym atak niż wypełnienie dźwiękiem. W AR ich brzmienie przywołuje na myśl zalety lamp EL34 bez ich słabości. Płyta "Collector Series" Deana Martina (Capitol, D 162295, CD) z genialnie zarejestrowanym (w1948 roku!), w utworze "That Certain Party", wokalem odegrana więc została w aksamitny i chwytający za serce bezpośredniością i realizmem sposób. Na tym umiejętności AR w prowadzeniu wokalu się nie kończą. Jest to bowiem bardzo przezroczysty wzmacniacz, któremu zdarzyło się mieć w torze sygnału próżnię. Nie dość, że głos Martina podał w znakomity sposób, to jeszcze z łatwością poradził sobie z ukazaniem różnic w barwie, charakterze i temperamencie jego oraz towarzyszącego mu w tym nagraniu komika Jerry'ego Lewisa. Głosy, pomimo że to przecież nagranie mono, były absolutnie czytelne i klarowne. Miały i wypełnienie i na tyle dobrze oddaną fakturę, że nie stanowiły plamy w przestrzeni, a reprezentowały żywą istotę. Nie można było mówić wprost o ociepleniu, bo barwa była dobrana akurat jak trzeba. Przez cały czas wiadomo było jednak, że to gra lampa, najprawdopodobniej przez dużą skalę dźwięku i delikatnie zaokrąglone wybrzmienie transjentów.

Tak też pokazywane były instrumenty. Mandolina i dobro z genialnie zagranego i w takiż sposób zarejestrowanego albumu z muzyką bluegrassową Béla Fleck "Drive" (Mobile Fidelity, UDSACD 7003, SACD) miały nieco niżej osadzony ton podstawowy niż we wzmacniaczach tranzystorowych, bez ewidentnego strzału struny podczas jej szarpnięcia. Efekt ten nie był jednak bardzo oczywisty i w oderwaniu od kontekstu słysząc taką opinię można będzie wybuchnąć śmiechem. Bo atak wcale nie był specjalnie zaokrąglony, a po prostu z fazy ataku szybko i płynnie przechodziliśmy do fazy podtrzymania i wypełnienia ciałem. Mocy nabierał także kontrabas, schodzący bardzo nisko, zupełnie nie jak w klasycznych lampówkach, mający duży wolumen i wyraźne cechy osobowościowe muzyka. Prezentacja VSi55 pokazuje otoczenie instrumentów nieco inaczej niż np. Model 5 Avantgarde Acoustics (tranzystor, 2 x 27 W). W pierwszej chwili może się wydawać, że pomieszczenia są nieco mniejsze i granie odbywa się w bardziej intymnej atmosferze. Tak jest po przejściu z bardziej otwartych urządzeń, jednak akomodacja następuje szybko i po chwili okazuje się, że pomieszczenia są duże, jednak dźwięk podstawowy jest rysowany mocniej, a dźwięki odbite nieco ciszej. Pogłosy są długie i nośne, tylko bez tego "zzzz", które daje wrażenie otwartej, dużej przestrzeni. Z AR siedzimy po prostu o kilka rzędów bliżej, jednak wciąż w tym samym pomieszczeniu. Albo inaczej - tam, gdzie w Modelu 5 ściany pokryte były boazerią, tam w VSi55 zawieszono na niej dodatkowo kotary. Jak wspomniałem nie chodzi przy tym o zmniejszenie sceny. Wręcz przeciwnie. Jest ona bardzo ładna, plastyczna, pełna i zmianie ulega jedynie jej charakter.

Doskonale ten sposób prezentacji pokazało nagranie "Long Black Limousine" z genialnej płyty Barb Jungr "Love Me Tender" (LINN, AKD 255, SACD - recenzja w numerze 24 HFOL). Rozpoczynające je uderzenia gongu, z hiperdługim, aż niewiarygodnie daleko sięgającym pogłosem i powtarzanym echem, przesuwającym się z tyłu, wokół słuchacza, były bardzo długie, równie wyraźne jak z Modelem 5. Nie było przy przechodzeniu z lewej strony do prawej żadnych dziur i nieciągłości, co wskazuje na genialnie ciągłą barwę i dobrą synchronizację czasową. A jednak - głos gongu był bliżej niż przy tranzystorach (również Accuphase E-308) i niemal szeptał swoją opowieść do ucha słuchacza. I wydaje się, że w ramach znakomicie zachowanej przezroczystości i równowagi tonalnej jego dźwięk jest przykrojony w konkretny sposób. Część zamysłu już opisaliśmy, a opierał się ona na podaniu dźwięku w duży i niby-ciepły sposób, żeby nie było wątpliwości, że mamy do czynienia z lampą, jednak w absolutnie nieocieplony sposób. Nie ma w tym sprzeczności, ponieważ nie chodzi o podbarwienia, a o sposób budowania dźwięku w ogóle. Głosy są więc mocne i pełne, właśnie niby-ciepłe, a jednocześnie selektywne i wyraziste, klarowne, bez utraty informacji o górze pasma.

I co by nie mówić o górze, najważniejszym elementem, który odróżnia AR od innych wzmacniaczy lampowych jest bas. Chociaż na samym dole nieco traci kontrolę, jednak to jest przecież startowy wzmacniaczyk tej amerykańskiej firmy o moc zaledwie 50 W. A tak w ogóle to bas schodzi tak nisko, że np. PrimaLuna może o czymś takim tylko marzyć. Otwierający piękną płytę Madity utwór "Ceylon" ("Madita", Couch Records, CD 20362, Promo CD) bas był pokazany w mocny sposób, wypełniając przestrzeń między kolumnami i za nimi z autorytetem i dobrą kontrolą. Był w swojej obecności niemal dotykalny. Trochę zabrakło - jak wspominałem - absolutnej kontroli nad niskimi wybrzmieniami, ale ostatecznie trzeba gdzieś postawić granicę oczekiwań. Rzuciłem też słowo górze, rozwijając ten wątek trzeba powiedzieć, że zakres ten jest - jak za te pieniądze - znakomity. Nie jest wprawdzie tak precyzyjna i bezkompromisowa jak w Modelu 5, ale mało co takie jest. W porównaniu z innymi wzmacniaczami z przedziału cenowego do 20 000 zł i tak wybija się dźwięcznością, pewną krągłością i mocnymi akcentami, we wzmacniaczach lampowych często łagodzonymi. Zresztą, góra '5' mogą się czasem wydać nieco bezduszna i prostacka w swoim dążeniu do prawdy za każdą cenę. W VSi55 mieliśmy jedną z wersji prawy i - trzeba powiedzieć - bardzo atrakcyjną.

Miało to nieoczekiwany wpływ na komercyjne nagrania: singiel "Plaing the Angel" Depeche Mode (Venusnote, LCDStumm34, SP CD) nie był już niemożliwy do słuchania przy wysokich poziomach dźwięku. Wszystko zostało jakoś ze sobą powiązane, złączone (ale nie sklejone) i przesterowany oraz skompresowany dźwięk tego nagrania otrzymał drugą szansę. Lampa, a jak nie lampa. A przy tym wcale nie udaje tranzystora.

BUDOWA

Obudowa urządzenia została wykonana przez wycięcie z płata grubej blachy kształtu, który następnie został odpowiednio pozaginany - coś takiego każdy robił na lekcji matematyki przy nauce o bryłach. Polakierowana na czarno obudowa ma niemal kwadratową podstawę. Od góry dokręcono do niej dodatkową płytę w kolorze naturalnego aluminium, od spodu przychodzi zaś jedynie ażurowa płyta. Z przodu widoczne są manipulatory i diody (zielone). Wejścia (pięć o liniowym poziomie) przełączamy za pomocą przycisków i podobnie regulujemy poziom dźwięku. O ile z tym ostatnim nie ma problemu, o tyle przy przeskakiwaniu między wejściami musimy przejść całą linijkę - nie da się wejść bezpośrednio na dane źródło. Poziom siły głosu sygnalizowany jest linijką zielonych diod. Do dyspozycji mamy też przycisk mute i mono. Mute nie odcina dźwięku całkowicie i z kolumn co nieco zawsze dobiega. Po wyłączeniu urządzenia i ponownym uruchomieniu zapamiętywane jest ostatnio wybrane źródło, jednak automatycznie włączana jest funkcja mute.

Układ zbudowany jest na kilku płytkach, wejściowej, dwóch sterujących i jednej duże, z głównymi układami, charakteryzującej się grubymi ścieżkami, między którymi są duże odstępy. Wejście prowadzone jest przez ładne, wkręcane gniazda RCA, wlutowane bezpośrednio do płytki z przekaźnikami. Jak mówią materiały firmowe, jest to taka sama płytka jak stosowana w referencyjnym przedwzmacniaczu REF 2. Stąd długimi, nieekranowanymi linkami, takimi samymi jak przy wyjściach głośnikowych, biegniemy do samego przodu. Tam widnieją układy scalone - logika oraz scalona, analogowa drabinka rezystorowa. Po tłumiku sygnał trafia do pierwszej z trzech lamp 6N1P - znakomitych, podwójnych triod, podobnych do lamp ECC88 (choć nie identycznych). Ich żarzenie jest stabilizowane. Drivery i splittery fazy popychają do działania dwie pary lamp 6550EH amerykańskiej firmy Electro-Harmonics, pracujących w klasie AB. Podstawki lamp są dość przeciętne. W układzie znajdziemy niezłe elementy bierne, np. polipropylenowe, metalizowane kondensatory Rel-Cap czy jeszcze lepsze R.T.I. To w zasilaniu. W torze mamy zaś duże Wimy. Transformator zasilający dostarcza napięcie z wielu uzwojeń wtórnych, w tym do dwóch niezależnych zasilaczy dla lamp końcowych. Został on odsprzęgnięty od chassis za pomocą podkładek z mikrogumy - po każdej stronie chassis. Z tyłu, za transformatorami wyjściowymi widać po dwa, pracujące w zasilaczu, kondensatory Nichicona. Trafa wyjściowe nie są duże, jednak po doświadczeniach ze wzmacniaczami VTL-a czy Manleya, gdzie były jeszcze mniejsze, po gabarytach tych elementów nie wyrokuję automatycznie o ich jakości. Z tyłu, oprócz osobnych zacisków głośnikowych dla 8 i 4 Ω, mamy gniazda dla amperomierza, za pomocą którego regulujemy prąd podkładu lamp wyjściowych. Mamy też wyjście liniowe (mono) dla subwoofera. Po włączeniu urządzenia następuje 30 s okres rozgrzewania, w czasie którego wejście jest mutowane. Całość stoi na trochę niepasujących do całości nóżkach, dlatego o razu lepiej pomyśleć o ich wymianie. Pilot zdalnego sterowania jest plastikowy, ale dobrze leży w dłoni. Szkoda, że również tutaj wybierając źródło dźwięku trzeba przeskoczyć przez wszystkie kolejne wejścia.

Dane techniczne (wg producenta):
Moc wyjściowa2 x 50 W (20 Hz - 20 kHz)
THD1% (1 kHz/50 W); 0,05% (1 kHz/1 W)
Pasmo przenoszenia0,5 V RMS (32 dB/ 8 Ω)
Czułość wejściowa20 Hz - 20 kHz
Impedancja wejściowa50 kΩ
Napięcie wejściowe max.3,5 V RMS (Opcjonalnie rezystor redukujący wejście o 6 dB dla CD)
Damping factor5
Sprzężenie zwrotne10 dB
Wymiary35,6 cm (W) x 20,3 cm(H) x 40,6 cm(D)
Masa15,5 kg


AUDIO RESEARCH
VSi55


Cena: 14 600 zł
Strona producenta:AUDIO RESEARCH


Urządzenie zostało dostarczone do testu przez firmę Arspo Audio



© Copyright HIGH Fidelity 2004, Created by SLK Studio