Rzut oka na nowe modele Sonus fabera, jak na te, należące do serii Domus, kolumny Concerto i już wiadomo - miłość od pierwszego wejrzenia. Pewnie trochę przesadzam, ale chyba nie bardzo. W końcu doczekaliśmy się przeniesienia kształtów, rozwiązań technicznych i przede wszystkim smaku, z jakim to wszystko zostało połączone w jedną całość do niższych rejonów cenowych, znacznie poniżej tego, co dotychczas trzeba było zapłacić np. model Cremona. Bo Concerto Domus to trochę taka Cremona za zupełnie inne pieniądze. Trochę mniejsza, nie tak skomplikowana, ale równie piękna. Wraz z "Domus Collection", jak się ją nazywa w materiałach firmowych, SF nieco zmodyfikował swoje spojrzenie na rynek. Najwyraźniej doszedł do wniosku, że w tych rejonach cenowych popyt na kolumny podstawkowe nie jest już tak duży, jak kiedyś i zastąpił podstawkowy model Concerto modelem wolnostojącym o tej samej nazwie. A być może jest jeszcze inaczej - przeniósł nazwy o półkę wyżej i zrezygnował z najtańszej konstrukcji? Pewnie trochę tak i trochę tak. Dla klienta ważne jest, że nastąpiło pewne uporządkowanie oferty SF. Idąc od góry (cennika) mamy linię Homage z trzema modelami, niżej Cremonę z czterema (w tym subwoofer) i najniżej Domus z sześcioma modelami (wraz z subwooferem). Wydaje się więc, że w tej włoskiej firmie wyciągnięto lekcję z jednoznacznej deklaracji i opowiedzeniem się za kinem domowym w postaci serii Grand Piano i - niezależnie od tego, jak dobrze grała - zunifikowano ją z serią podstawową. I tak mamy linię Domus. ODSŁUCH Chociaż ta część testu nosi nazwę "Odsłuch", to nie da się przejść obojętnie obok wyglądu SF. Concerto Domus (CD) wyglądają po prostu obłędnie i nawet, jeśli mnie osobiście bardziej podoba się wykończenie w naturalnym drewnie teak, to i w nim, i w lakierze fortepianowym (w tej wersji trafiły do testu) stanowią jeden z najważniejszych elementów wyglądu pomieszczenia w którym stoją. Zresztą - może to i dobrze, że zaczęliśmy od mocnego akcentu, bo już pierwsze minuty odsłuchu każą natychmiast rzucić wszystko, co się do tej pory robiło i zacząć słuchać. To dlatego CD robią tak piorunujące wrażenie na wszystkich pokazach, a słuchacze i dziennikarze wychodzą z nich oczarowani. Sonusy grają bowiem niewiarygodnie dużą skalą dźwięku, której z tak małego głośnika niskośredniotonowego po prostu nie powinno być. Bas z killera "Ucross" Deana Peara (XLO Recordings, XRGCD0801, gold CD) był mocny, duży i stał tuż przed słuchaczem, jakby w jakiś sposób udało mu się przedostać przez plątaninę drutów we wzmacniaczu i nie zginąć w wytłumieniu kolumn. Rozmach, pełnia i potęga - wszystko to sprawiło, że klangi Peara eksplodowały, wypełniając pokój lawiną dźwięku. A wszystko to bez znak przesterowania, bez dudnienia i wzbudzania się modów pomieszczenia. I w ogóle umiejętność nieskrępowanego grania, oddania dynamiki w skali makro stanowi fundament prezentacji Concerto Domus i jest jednym z najważniejszych atutów tej konstrukcji. Jest on o tyle łatwy do wyśledzenia, że zostanie zaprezentowany już w pierwszych minutach odsłuchu. Bas, który stanowi podstawę takiej prezentacji, jest w Sonusach szybki, zwarty i punktowy. Bas-refleks słychać, nie da się go ukryć, ale nie zdominuje żadnej prezentacji, ani żadnego pojedynczego utworu. W brzmieniu CD mocniejszy jest średni i wyższy bas, gładko przechodzący w średnicę. Nagrana niewiarygodnie dobrze, jak na płytę rockową (z elementami elektroniki), płyta Radiohead "Com Lag" (Toshiba-EMI, TOCP-66280, CD+) zabrzmiała więc bajecznie. Posłuchajcie bitu otwierającego utwór "I am Citizen Insane" - uderzenie, natychmiastowe zgaszenie, a wszystko z ładnym pogłosem i wyraźną aurą wokół instrumentów. Już po tym opisie łatwo się zorientować, że chociaż zachowując pewne cechy poprzedników, jak rozmach, pełnia itp., Domusy w dość znacznym stopniu się od nich różnią i nawiązują raczej do szkoły dźwięku z Amati i Cremon. Concerto Domus wydają się być znacznie precyzyjniejszymi kolumnami od starszych odpowiedników (test trzech kolumn ze starszych serii - TUTAJ). Dopełnieniem basu jest tutaj bowiem mocna i precyzyjna góra. Pierścieniowa kopułka jest bardzo dobrym przetwornikiem i w zakresie wysokotonowym jest trudna do pobicia. Aplikacja w CD nie ma wprawdzie tej energii, współbrzmień co kopułka z Dynaudio Special Edition 25, jednak tam jest to mistrzostwo świata (albo niemal), a poza tym to przecież inne pieniądze. Każde uderzenie w blachy niosło jednak mnóstwo energii i informacji o instrumencie i sprzęcie towarzyszącym. Szybka gra w utworze "Seven, Come Eleven" z płyty Herbiego Ellisa i Joego Passa pod tym samym tytułem (Concord Jazz, SACD-1015-6, SACD) pokazana została w taki natychmiastowy i bezpośredni sposób. Tak bezpośredni przekaz powoduje, że średnica nie do końca się rozwija, a przynajmniej nie tak jak w Dynaudio, gdzie niosła mnóstwo energii i współbrzmień. Bo - w końcu trzeba to powiedzieć, na każdego przyjdzie pora - CD nie są kolumnami idealnymi, bo jeśliby tak było nie trzeba by budować większych Grand Piano Domus, o Cremonie nie mówiąc. Wydaje się, że z dwudrożnej konstrukcji, jaką jest Concerto Domus wyciśnięto chyba wszystko i dopiero odciążenie pierścieniowej kopułki od średnicy i dodanie trzeciego głośnika może coś w tej mierze zmienić. Niezależnie od wszystkiego, CD mają bardzo dobre wyczucie czasu, timingu. Wymagająca pod tym względem płyta Duka Ellingtona "Far East Suite" (BMG 55614-2, CD) zabrzmiała z werwą i impetem. Otwierająca utwór "Bluebird of Delhi" ustawiona w głębi, w dużej sali perkusja zabrzmiała z bardzo dobrym atakiem, pełnią i oddechem. Wchodzący zaraz potem saksofon altowy został oddany z równie dobrym rysunkiem i dynamiką. Zaintrygowany łatwością, z jaką Sonusy pokazują duże formy włączyłem moją najnowszą płytę, soundtrack z filmu "Wyznania gejszy" ("Memoirs of a Geisha", Sony Classical 77857-2, CD), gdzie dynamika i przestrzeń odgrywają kluczową rolę. Japońskie dzwony i małe dzwoneczki odezwały się w ogromnej przestrzeni, tak jak chyba miało być, a uderzenia w kotły z utworu "The Journey to the Hanamachi" były wstrząsające w swojej bezpośredniości i obecności tu i teraz. Bliższe instrumenty (kotły pokazane były w oddali) nie miały już tej zjawiskowej umiejętności materializacji i osłabienie części średnicy, przynajmniej w dziedzinie energii, było łatwe do wychwycenia. Ale - "nobody's perfect"... Jak powiedzieliśmy na początku, Sonusy zabijają swoim wyglądem i skalą dźwięku już w kilku pierwszych minutach. Spędziłem z nimi trochę czasu i na szczęście mogę powiedzieć, że po upływie kilku tygodni nie zmienia się to w irytację i zmęczenie, jak się czasami zdarza w innych konstrukcjach. Po prostu po jakimś czasie kompromisy stają się bardziej widoczne i wiadomo już co dostaniemy, jeśli wydamy więcej na np. Grand Piano Domus czy na Cremonę. Miłośnicy starszego brzmienia spod znaku Concerto czy Minima Amator, a nawet Gurnieri Homage mogą się poczuć zawiedzeni mocnym, bezpośrednim dźwiękiem Concerto Domus. Jeżeli tak jest, to znaczy to tylko tyle, że powinni szukać gdzie indziej. Nowe Concerto już mają grono oddanych wielbicieli i chyba im to nie będzie przeszkadzało. I jeszcze jedno - kolumny lubią grać głośno, przy cichym słuchaniu możemy nie docenić ich potencjału dynamicznego. BUDOWA Kolumny Sonus Faber Concerto Domus są kolumnami wolnostojącymi o budowie dwudrożnej, wentylowanej skierowanym ku przodowi wylotem bas-refleksu. Obudowa ma konstrukcję lutni, ze zbiegającymi się ku tyłowi pięknym łukiem ściankami wykonanymi. Pozostałe ścianki wyłożone są lakierowaną na czarno skórą (chociaż właściwie nie wiem czy to nie imitacja, choć wygląda jak prawdziwa. Ponieważ jednak nie jestem kuśnierzem, nie potrafię wydać sensownej opinii, a dla mojego oka laika skóra wygląda jak prawdziwa. Koniec dyskusji.). Kolumna została nieco pochylona do tyłu. Aby utrzymać ją w tej pozycji i aby się nie wywróciła, od spodu wkręca się bardzo ciężkiego, metalowego pająka, z dużymi, efektownymi kolcami. Zakrywa on komorę na spodzie kolumny, do której można włożyć worki ze śrutem ołowianym lub piaskiem.
|
|||||||||||||||||||
© Copyright HIGH Fidelity 2004, Created by SLK Studio |