Jeszcze niedawno pisząc o kondycjonerach, listwach sieciowych, kablach AC itp. trzeba się było gęsto tłumaczyć z tego, że się babra w takim temacie, przekonywać, niemal kreślić wykresy wykazujące zasadność ich stosowania. Te czasy na szczęście mamy za sobą. A może nie? Jeśli ktoś wciąż potrzebuje dowodu 'na istnienie', temu proponuję poniższy tekst potraktować jako ćwiczenia z wyobraźni, a po dowody odsyłam do swojego systemu. Tak naprawdę najnowsza wersja popularnego kondycjonera PowerBox łódzkiej firmy Power Audio Labs jest bowiem adresowana do ludzi, którzy wiedzą, czego chcą - jego cena nie pozwala na zakupy dla świętego spokoju i obłaskawienia sumienia, któremu przedstawia się w ten sposób dowód na to, że się zrobiło co w naszej mocy. Dobrze pamiętam, kiedy po raz pierwszy zobaczyłem PowerBoxa (w pierwszej wersji) na reklamach - pięknie wykonane wnętrze, solidna obudowa, wszystko wskazywało raczej na zaawansowany produkt którejś z zachodnich firm. Nazwa zdawała się to potwierdzać. Nie zgadzała się tylko cena. Za podobnej klasy wykonanie i parametry trzeba było bowiem za zachodnią granicą zapłacić znacznie więcej, bez gwarancji, że poprawa dźwięku będzie znacząca. Cieszy więc to, że pomimo upływu czasu i związanego z usprawnieniami wzrostu ceny nic w tej mierze się nie zmieniło. Porządek, ład i zdrowy rozsądek wciąż mile łechczą poczucie technicznej estetyki. A jeżeli dla kogoś jest to już norma, to tylko zasługa ludzi z PAL-a. Najnowsza inkarnacja kondycjonera o oznaczeniu v.4 (version 4) ujrzała światło dzienne nie tak znowu dawno, jednak na tyle wcześnie, aby stanowić równorzędny składnik systemu w pokoju, który podczas wystawy Audio Show 2005 był dla mnie jednym z najlepszych dźwięków. Jeden ze składników, kolumny Sound&Line Guardian, zdążyliśmy już przetestować, zaś kolejny, wzmacniacz Marton Opusculum 0.1.1. znajdą Państwo w bieżącym numerze. Patrząc na wszystkie wymienione produkty, jak również na prezentowane w tym miesiącu kolumny Nicolo Harpia Acoustics, nie da się odpędzić myśli, że coś wreszcie zaskoczyło i, że jeśli tylko firmy przetrwają dramatyczną dla całej branży zapaść, spowodowaną czynnikami zewnętrznymi, to narodzi się coś naprawdę dużego, polski high-end bez kompleksów, goniący, a w przypadku kabli Veluma i elektroniki Ancient Audio przeganiający produkty dotychczas mające status wzorcowych. ODSŁUCH Ponieważ wcześniej miałem długofalową styczność z mniejszym kondycjonerem PAL-a o nazwie PowerAC, na pewne rzeczy byłem przygotowany. PowerBox to jednak coś więcej niż tylko PowerAC na sterydach i to trzeba po prostu usłyszeć, nie da się tego przewidzieć na podstawie wcześniejszych doświadczeń. Podłączenie PAL-a do systemu redefiniuje dźwięk. Zmienia się zarówno sonoryczność wszystkich urządzeń (traktowanych jak instrumenty), jak i dynamika, i scena dźwiękowa. Pierwszą, najważniejszą zmianą, słyszalną zawsze po podłączeniu kondycjonera jest zniknięcie ostrych krawędzi, jakby opiłków pozostałych po cyfrowej obróbce piłą ręczną. Tak zabrzmiał np. Michael Bublé ze swojej debiutanckiej płyty ("Michael Bublé", 143 Records/Reprise 48915 2, CD), płyta nie tak znowu dobrze nagrana. Magiczny głos Bublé, wcześniej nieco irytujący wypreparowaniem z kontekstu, jakby został nagrany na drugim końcu planety, zabrzmiał teraz znacznie lepiej, miał łączność z bandem i to nie tylko dźwiękową, ale i muzyczną, człowiek śpiewał nie do taktometru, ale do reszty zespołu. Jego głos został nieco cofnięty, jednocześnie pogłos był nieco krótszy, co najwyraźniej pozwoliło całość ze sobą połączyć. Niższy bas stał się bardziej mięsisty i mocniejszy, dzięki czemu kontrabas miał fizyczne uderzenie. Górna średnica została nieco stonowana i zjawisko to powtarzało się z każdym materiałem i w każdej konfiguracji. Miało się wrażenie, jakby została zmieciona jakaś mgiełka, która oblepiała wcześniej dźwięki z tego zakresu, powodując, że były bardziej przenikliwe i często nieprzyjemne. Ten element pokazuje, że urządzeń takich jak PAL należy słuchać długo, o różnych porach dnia i z różnym materiałem. Na pierwszy rzut oka, przy krótkim słuchaniu, może się to wydać bowiem złagodzeniem dynamiki. Mogłoby to potwierdzać tezę o tym, że mocnych pieców do kondycjonerów podłączać nie należy. Być może do innych urządzeń to stwierdzenie się stosuje, jednak nie do PowerBoxa v.4. Powinno się to znaleźć zaraz na wstępie, jednak nie jest jeszcze za późno - łódzki kondycjoner pracował z kilkoma wzmacniaczami, wśród nich z potężnym wzmacniaczem Martona Opusculum 0.1.1., końcówką Passa X150.5, ale także z moim wzmacniaczem Avantgarde Acoustics Model 5. I efekt za każdym razem był podobny, niezależnie czy grałem 150W Passem czy 20W Avantgardem. To samo było zresztą po podłączeniu sporej przecież końcówki MP 2 Monrio, o siedmiokanałowej końcówce Rotela RMB-1077 nie wspominając. Ta ostatnia, być może ze względu na swój charakter - pracę w klasie D - na podłączeniu do PAL-a zyskała najbardziej, podobnie jak cały system, który już nie był narażony na szum pochodzący z jej impulsowych zasilaczy i przełączania tranzystorów końcowych. Wracając jednak do klasyki, klasy A i AB w dłuższych odsłuchach, trzeba powiedzieć, że wspomniany efekt był zniknięciem pewnej nerwowości, rzecz, która jeszcze mocniej zaznaczyła się przy źródłach, w tym przy odtwarzaczu dCS-a P 8i. Wydatnie i udatnie pokazała to płyta "Unit" Adama Makowicza (Polskie Nagrania, PNCD 935, Polish Jazz vol. 35, CD), gdzie blachy miały lepiej definiowaną grubość (a jest to płyta pod tym względem wyjątkowa). Powrót na granie bez PAL-a było jak wskoczenie na szkolny korytarz pełen wrzeszczących dzieci, gdzie trzeba mówić to samo, słyszymy to samo, jednak żeby być zrozumianym trzeba wszystko mówić nieco głośniej. Z PAL-em znika jakiś szum tła, coś, co spłaszcza dynamikę, teraz wolną, nieskrępowaną. Krótki odsłuch pokaże coś innego, a mianowicie to, że z PowerBoxem dynamika jest mniejsza. To pozory, przyzwyczajenie do wspomnianego wrzasku. Kiedy wchodzimy z korytarza do innego pomieszczenia wszystko wydaje się spokojniejsze, delikatniejsze. Pojawiają się jednak subtelności wcześniej nie słyszane. Bez kondycjonera dynamika przypominała to, co się dzieje na komercyjnych płytach CD, albo stacjach radiowych, które bez pamięci kompresują dynamikę (która wynosi przeciętnie 1-2 dB - naprawdę!), przez co wydają się lepsze. A przecież to nieprawda i syf w jednym. Z PAL-em możemy się spodziewać również innych atrakcji. Dźwięk, być może przez złagodzenie wyższej góry, nieco się ocieplił. Bez utraty przejrzystości, jednak wydawał się trochę milszy. Dobrze to było słychać przy płycie "Abbey Road" The Beatles (Toshiba-EMI, TOCP-51122, CD), gdzie w utworze "Come Together" gitara Harrisona, ale i głosy, były cieplejsze, pełniejsze, osadzone nieco niżej. Podobnie było z brzmieniem organów Hammonda. Całość została też zintegrowana w jedną przestrzeń, utwór nabrał wspólnego wymiaru. Szum taśmy został nieco zmniejszony, przede wszystkim w górnym zakresie. Teraz słychać było głównie jego średni zakres, a góra została jak gdyby odczyszczona, była wyraźniejsza. Choć bez podkreślania dźwięków jako takich. Zmianie uległo również brzmienie instrumentów w muzyce klasycznej, jak np. skrzypce. Instrument solo, przepięknie zarejestrowany na płycie "Sonatas&Partitas" J.S.Bach (ADDA 581134/35, Jaap Schroeder - violin), został nieco cofnięty, podobnie jak wcześniej głosy Beatlesów. Znacznie lepiej zabrzmiały niższe struny, wraz z wyraźnym brzmieniem pudła rezonansowego, skrzypiące i pełne harmonicznych. Oddech skrzypka nie był już tak mocny i nie wyskakiwał przed skrzypce, co wcześniej się co jakiś czas zdarzało. Instrument został pokazany w większej sali, z dużą ilością pogłosu. Kontakt z PowerBoxem v.4 Power Audio Labs pokazuje, że urządzenia sieciowe należy traktować na równi z innymi elementami systemu i, że odpowiednio dopasowane do systemu wnoszą większą poprawę niż np. zmiana okablowania. V.4 jest urządzeniem z hi-endowej czołówki i w takim kontekście należy go rozpatrywać. WP BUDOWA Opisu wersji v.4 na stronie internetowej producenta w chwili pisania testu jeszcze nie było, jednak znajdziemy tak opis v.3, który w dużej części przy nowym wcieleniu się powtórzy. Po szczegółowy opis odsyłam więc tam, a tutaj podajmy tylko najważniejsze informacje. Przód urządzenia to 10 mm płat szczotkowanego aluminium, pośrodku którego umieszczono szklany kwadrat z logo firmy, modelem, oraz czerwonym wyświetlaczem pokazującym aktualne napięcie sieci. W moim przypadku rano było to 217 V, zaś wieczorem 224 V. Obudowa została wykonana z grubych, lakierowanych na czarno blach. Do dyspozycji mamy sześć, umieszczonych z tyłu gniazd sieciowych typu Shuko, pogrupowanych po dwa, patrząc od lewej - 1000 W, 1000 W, 3500 W. Wszystkie mają złocone styki. Obok gniazda sieciowego IEC umieszczono czerwoną diodę, sygnalizującą poprawne podłączenie wtyczki w gniazdku ściennym. Wnętrze jest uporządkowane, a niemal wszystkie układy zamknięto w specjalnie przygotowanych puszkach ekranujących. Na wejściu mamy układ z filtrem wejściowym, opisanym 'Advanced AC Line Filter', następnie układ HPCC - 'High Power Current Cirtuit', a następnie dwa osobne wielkie transformatory separująco-symetryzujące. Każda grupa gniazdek ma swój własny bezpiecznik i rdzeń ferrytowy z nawiniętymi kilkoma zwojami - zarówno żyły "gorącej", jak i "zimnej". Układ woltomierza został wykonany w technice SMD na dwóch płytkach, z wykorzystaniem układu DSP. Bardzo ważne: urządzenie posiada certyfikat bezpieczeństwa CE!!! Rzecz drogą, ale gwarantującą bezpieczeństwo użytkownikowi.
|
||||
© Copyright HIGH Fidelity 2004, Created by SLK Studio |