ODTWARZACZ CD
Minimalizm wyzwolony WOJCIECH PACUŁA
Coś w minimalizmie jest, co swoją elegancją pociąga i konstruktorów, i użytkowników sprzętu audio. Minimalnie wcale nie oznacza jednak łatwiej, bo łatwiejsze jest właśnie dodawanie kolejnych elementów korygujących błędy innych, czego najlepszym przykładem jest sprzężenie zwrotne. Dlatego za projektowanie urządzeń o prawdziwie minimalistycznym układzie z sukcesem biorą się tylko nieliczni i to najczęściej niewielcy producenci, którzy mogą sobie pozwolić na ciągnące się często latami próby i eksperymenty. Tam, gdzie w większej firmie dodałoby się bowiem kolejny stopień, minimaliści muszą dojść do tego samego przez tuning stopnia, który już mają. Firma 47 Labs, którą przy takiej okazji się często przywołuje pokazała, że jest to możliwe, a osiągnięte rezultaty mogą być imponujące. Z tą japońską firmą jest wszakże jeden kłopot: jest droga. Jednym z lepszych projektów tego typu, które kosztowały naprawdę niewiele, był prezentowany dwa miesiące temu przetwornik DC-1 włoskiej firmy AudioNemesis. Teraz do tego ekskluzywnego grona dołącza wyrób z Danii, odtwarzacz CD Holfi XENIA (pełna nazwa firmy: Holfi Audio International). Firma, przez jakiś czas obecna na naszym rynku, znana była głównie ze swojego nietuzinkowego wyglądu, z wykonanymi z drewna płytami czołowymi (element, który najwyraźniej przejął słowacki Edgar - widziałem prototyp odtwarzacza CD, który wygląda podobnie). Wprowadzona do sprzedaży w roku 2004 nowa seria zerwała jednak z tą stylistyką, przynosząc bardziej, choć nie do końca, konwencjonalny design, z metalowymi czołówkami. Model Xenia należy do niedrogich urządzeń. Pomimo to w jego projekt włożono wiele wysiłku. Rzućmy tylko kilka haseł: tylko dwa tranzystory w ścieżce sygnału, brak SZ, klasa A, wyłącznie pasywna filtracja wyjścia. I jeszcze trzy zielone diody obok napędu... ODSŁUCH Parę słów o Xenii rzuciliśmy już przy okazji rekomendowanego systemu średniobudżetowego, w skład którego weszła. Odsłuch duńskiego odtwarzacza rozpocząłem od trójcy moich ulubionych (przynajmniej w tym tygodniu) płyt. Najlepsza z nich to "Panik Manifesto" niemieckiej grupy Diary of Dreams (Accesion-Records, EFA 23452-2, CD). Wywodzące się z muzyki postgotycko-postindustrialnej granie charakteryzują się mocnym bitem i nałożonymi na to atmosferycznymi liniami melodycznymi. Nad wszystkim dominuje mroczny głos wokalisty. Płyta jest nagrana - jak na ten rodzaj muzyki - bardzo dobrze. Wbrew oczekiwaniom, związanym z odsłuchami urządzeń 47 Labs i AudioNemesis (przetwornik DC-1 stał się częścią mojego systemu odsłuchowego), CD Xenia zagrał inaczej, wydobywając z niej to, co według niego jest w tej muzyce najistotniejsze. Jest to przede wszystkim niski, mięsisty bas z gęstym i pełnym środkiem - i to już było - połączone jednak z wyrazistą, mocną górą. Koherencja środka i góry sprawiła, że muzyka zabrzmiała w spójny i płynny sposób. Dźwięki z niższego środka nie były specjalnie rozseparowane i wyraziste, ponieważ odtwarzacz najwyraźniej stawia na działanie grupowe - liczyła się zgodność fazy, uporządkowane harmoniczne i dążenie do idealnego zgrania wszystkich instrumentów. Mniejszy nacisk położony więc został na poszczególne elementy grania. Dzięki fantastycznemu timingowi, każda z części składowych nagrania wiernie towarzyszyła bitowi, pokazując, jak powinna pracować sekcja rytmiczna w dobrym zespole. Będąc przy mrocznych klimatach trzeba wspomnieć o brawurowej przeróbce utworu "I Feel You" grupy Depeche Mode dokonanej przez Vadera i wydanej pod tytułem "I.F.Y." (z singla "I.F.Y.", Croon Records, CsCD-002, SP CD). Podobnie jak przy DoD, tak i tutaj fantastycznie został pokazany wokalista, najczęściej, przez chrapliwy, nie do końca zrozumiały śpiew, ginący w miksie - z klimatem, ale i uderzeniem (wspomniany basiur), jak i kąśliwe gitary. Całość konstytuowana była przez dwa dążenia - do koherencji i do utrzymania rytmu. Pod tym względem Holfi przypomina trochę urządzenia Naima z serii Nait, mając jednak bardziej mięsisty, zrywniejszy bas i pełniejszy środek. A skoro przywołany został zespół Depeche Mode, to trzeba powiedzieć o remiksach (już wyszła nowa płyta, więc wkrótce będziemy mogli przejść do nowszych singli) utworu "Enjoy the Silence....04" (Venusnote, LCDBONG34/CD002, SP CD). Taneczne, słabo zrealizowane pod względem technicznym projekty, posiadające jednak fantastyczny bit i bardzo smaczny dół i środek, jak pochodzące z singla nr2 pod tym tytułem nagranie, zostało podane trochę tak jak przy Vaderze, tj. góra z jednej strony była bezkompromisowa w swoim rozciągnięciu, a z drugiej miała nieco twardawy charakter. Inne urządzenia bez filtracji cyfrowej mają nieco bardziej stonowaną górę, głównie przez to, że analogowe filtry, aby były w miarę efektywne i nie dopuściły do powstania lustrzanych odbić, zaczynają pracę dość nisko. W Holfi zrobiono nieco inaczej, tym bardziej, że pozostawiono aktywny oversampling (x4), można więc było ich działanie wyrzucić poza 20 kHz. Przez jakiś czas można ulec złudzeniu, że i w Holfi góra jest nieco ocieplona. To jednak nieprawda, ponieważ góra jest mocna, wyrazista, a wrażenie takie odnosi się przez taki charakter środka. Tak naprawdę blachy mają mocny atak i wyraziste podtrzymanie oraz dźwięk, który nie jest do końca przezroczysty. Jeżeli chcielibyśmy to zwalić na słabe nagrania, które dotychczas przywołaliśmy, to wrzut na szufladę płyty Elli Fitzgerald "Jerome Kern Song Book" (Verve 03457, Master Edition, CD) z muzyką pięknie zaaranżowaną przez Nelsona Riddle'a pokazuje, że tak naprawdę jest to charakter samego odtwarzacza, a nie nagrań. Mimo to, góra przez cały czas pozostaje we wspaniałej zgodności z resztą pasma, pozwalając big-bandowi zabrzmieć mocno i dynamicznie, a kiedy trzeba to lirycznie i lekko. Pod tym względem Holfi jest ponadprzeciętny i wraz z potężnym, dobrze kontrolowanym basem i gęstym środkiem tworzą coś wyjątkowego. Cóż więc różni Xenię od droższych konstrukcji, skoro duński odtwarzacz jest taki fantastyczny? Różnice zachodzą nie w dziedzinie barwy, bo ta jest w Holfi naprawdę czymś osobnym, ale w rezolucji. Już o tym wspomniałem, a teraz to rozwińmy. Słuchając np. Gryphona Mikado, który ma równie prominentną górę, ale i Ancienta Audio Lektor IV (dwuipółkrotnie droższego) słychać, że środek może być podany z lepszą rozdzielczością, czyniącą z płaskorzeźby rzeźbę. Słychać to głównie w muzyce akustycznej, jak przy fenomenalnej płycie "Prestilagoyana" (MDG 603 1348-2, CD), gdzie Holfi duo gitarowe nieco zhomogenizował. Granie było wyjątkowo przyjemne, przede wszystkim dzięki znakomitym barwom, jednak nie było to ostatnie słowo w dziedzinie głębi dźwięku czy jego ataku. Podobnie było z górą, o czym już wspomniałem, która mocniejsza niż w DC-1 niosła jednak mniej informacji. Inaczej z basem - tutaj Holfi gra jak rasowy, hi-endowy odtwarzacz, z pełnym zakresem, o bardzo ładnie oddanej strukturze grania, wypełnieniu i mocy. To powiedziawszy, gładko można wrócić do pochwał, które się odtwarzaczowi słusznie należą. środowiskiem naturalnym Holfi Xenia są dwa dość od siebie odległe gatunki muzyczne - rock i jazz, połączone jednak przez wymóg rytmiczności. Również niski bas, jak z płyty Peara Deana "Ucros" (XLO, XRGCD0801, gold CD), zabrzmi w wiarygodny sposób i - jak w tym przypadku - przy gitarze basowej, i przy kontrabasie, który zostanie oddany mocno, ale bez zlewania się i bez otłuszczenia dźwięku. Bardzo dobrze na płycie Deana pokazane zostały pogłosy i chociaż całość, poprzez tak grający środek, była nieco ocieplana, to było to ciepło, że tak powiem, pozytywne, tak lekkomyślnie w większości urządzeń hi-endowych wyrzucane na korzyść zimna i precyzji. Również odtworzenie starszych nagrań, jak "The Friends of Mr. Cairo" z japońskiej reedycji płyty Johna i Vangelisa (Polydor, VICY-9376, CD) kazało z powątpiewaniem myśleć o wydawaniu większych pieniędzy na źródło, skoro Xenia robi to tak dobrze. Po jakimś czasie, przy bezpośrednim porównaniu z odtwarzaczami w rodzaju Gryphona czy nawet Monrio Top Loader słychać, że płacąc więcej, więcej otrzymujemy. Jeżeli jednak słuchamy Holfi po prostu dla przyjemności, nie ścigając się z niczym, wtedy być może pozostaniemy właśnie przy nim. WP BUDOWA Xenia jest dużym, bardzo solidnie wykonanym urządzeniem. Przód to, typowo, płat aluminium, z bardzo ładnym fazowaniem wszystkich krawędzi, które każe przypomnieć sobie hi-endowe klocki spod znaku Marka Levinsona. Wrażenie to pogłębiane jest przez projekt plastyczny - z lewej strony umieszczono szufladę z frezowanymi brzegami, pośrodku zielony wyświetlacz LED, typowy dla napędów Philipsa (i rzeczywiście - mamy tutaj napęd VAM 1202/12), a po prawej cztery przyciski ułożone w kształt rombu. Design jest świeży i powinien się podobać. Z tyłu znajdziemy tylko gniazda analogowe RCA i sieciowe IEC. Najwyraźniej i tutaj wygrało minimalistyczne myślenie, gdyż prawdą jest, że w większości urządzeń obecność wyjścia cyfrowego jest związane z wieloma kompromisami. Kolor napisów również jest nietypowy, bo jest to niemal pomarańcz. Górna ścianka wykonana została z aluminium, w którym wycięto otwory wentylacyjne (nie jestem pewien czy potrzebne). Od spodu oklejono ją specjalnym materiałem (rodzajem m twardej pianki) z dodatkiem węgla, który bardzo skutecznie tłumi częstotliwości RF, a przy tym działa jak damper. I rzeczywiście - opukiwanie pokazuje, że obudowa jest ładnie wytłumiona. Kontrola rezonansów to chyba jeden z koników ludzi z Holfi, bo po zaglądnięciu do wnętrza w oczy rzuca się spory kawałek drewna przyklejony do dolnej ścianki, tuż obok napędu. Cały układ wraz z zasilaniem znalazł się na jednej, bardzo ładnie i czysto przygotowanej płytce. Zasilanie zapewnia toroid estońskiej firmy Aures w ekranie, z którego wychodzi wiele uzwojeń wtórnych. Co ciekawe, w kwestii zasilania Holfi ma poglądy zbieżne z AudioNemesis, ponieważ w zasilaczu nie znajdziemy sprzężenia zwrotnego. Tutaj minimalizacja źródeł szumu poszła jeszcze dalej, ponieważ filtracją zajmują się wyłącznie układy bierne, z ładnymi kondensatorami bipolarnymi (szesnaście sztuk, razem 44 000 µF), bocznikowanymi polipropylenami. Obok widać układ elektroniczny - z układem DAC Philipsa DA1545 na wejściu. Po nim widać układ ST 072, jednak, jak deklaruje Holfi, w ścieżce sygnału po przetworniku są tylko dwa tranzystory (!), które dają na wyjściu 2,5V (o czym trzeba pamiętać porównaniach z innymi odtwarzaczami). I rzeczywiście, widać je tuż przy wyjściu, są to układy SMD, zalane silikonem. W torze tylko kilka innych elementów, również SMD, a na wyjściu zwykłe, złocone gniazda RCA. Firma podkreśla, że ważny był nie tylko dobór elementów, ale ich fizyczne umiejscowienie względem siebie na płytce. To, pomimo pewnych różnic, jest znane i z innych odtwarzaczy. Zupełną nowością są jednak trzy zielone diody LED, skierowane na płytę. Z materiałów firmowych dowiadujemy się, że ma to być kamień milowy w likwidowaniu (absorbowaniu) odbitego światła lasera, które wraca do soczewki czytającej i powoduje błędy odczytu. Pilot jest plastikowy i niczym szczególnym się nie wyróżnia.
HOLFI
|
||||||||||||||||||||||
© Copyright HIGH Fidelity 2004, Created by SLK Studio |