LEGENDY CIĄG DALSZY Legendy żyją własnym życiem. Nie trzeba ich za bardzo promować, prezentować itp., a nawet lepiej trochę je wycofać ze świateł jupiterów w tajemniczy półmrok. Legendy potrzebują bowiem nieco tajemniczości, która tym bardziej potwierdzi ich status. Jedną z legend świata audio jest duńska firma Dynaudio. W ramach zaś Dynaudio, wprowadzony do sprzedaży w połowie lat 90. model Contour 1.3. Rosnąca konkurencja oraz związany ze znacznym rozrostem firmy, a więc spadkiem kosztów wytworzenia, trend do przenoszenia kosztownych rozwiązań do coraz tańszych głośników spowodował, że w kilka lat później zaoferowano udoskonaloną wersję odpowiednika 1.3 w serii Audience, kolumny Audience 52 SE. O wysiłku księgowych, którzy pozwolili na taki krok niech świadczy fakt, że 52 SE są w bardziej dawnymi Contour 1.3 niż Audience 52. Od ich inauguracji minęło już kilka lat, a w ofercie Dynaudio pojawiła się zupełnie nowa, ulokowana pomiędzy Audience i Contour S, seria Focus, warto się więc przyjrzeć, jak przedłużenie legendy sobie radzi tu i teraz. Tym bardziej, że będzie to dobry przyczynek do, będącego w przygotowaniu, testu modelu Special Twenty Five. ODSŁUCH Jak już coś robisz, to rób to dobrze - takie motto musiało przyświecać ludziom, którzy zaprojektowali 52 SE. Wydaje się, że nawet jeśli minie jeszcze kilka dobrych lat, kolumny te wciąż będą pożądanym składnikiem niejednego systemu. A przecież w ich brzmieniu wcale nie widać dążenia do neutralności, a raczej do pewnego określonego charakteru brzmienia. 52 SE grają bowiem dużym dźwiękiem, z mocnym, nieco podrasowanym basem. Dlatego też całkiem na miejscu okazały się dołączone do nich piankowe zatyczki dla wylotu bas-refleksu. Po ich zaaplikowaniu ogólna potęga brzmienia - jak z takich monitorków, to porażająca - nieco zmalała, jednak i tak była wyjątkowa, a bas zyskał na zwartości. Rozbierzmy to na elementy składowe. Trio w muzyce klasycznej pełni inną rolę niż w jazzie. W muzyce rozrywkowej (nie do końca przemawiają za mną tego typu podziały, bo niby dlaczego klasyka nie może być rozrywką? Niestety, nie ma innych, precyzyjniejszych kwantyfikatorów.) trio to złoty środek, optymalna objętość do przekazania większości myśli. W klasyce trio to z kolei tylko etap pośredni między solistą i kwartetem. To tutaj można jednak pokazać wirtuozerię wykonania, a także nagrania. Przepiękna płyta "Piano Trios. Vol 1" Prinz Louis Ferdinand firmy Dabringhaus Und Grimm (MDG 303 1347-2, gold CD), bardzo dobrze zagrana i w dodatku mistrzowsko zarejestrowana jest dobrym na to przykładem. To przy jej pomocy można momentalnie rozpoznać barwę urządzeń. Od razu słychać więc, że Dynaudio mają swoją własną koncepcję brzmienia. Poczynając od góry, nie da się nie skomplementować kopułki Esoteca. Skrzypce miały bogate w harmoniczne dźwięk i brzmiały w naturalny i piękny sposób. Być może pomógł temu złoty podkład CD, ale miało się wrażenie pewnej miodopłynności, bez ostrych szpilek i wąskopasmowych podbarwień. Klasa, po prostu klasa. Zero agresji, tak jakby głośnik w ogóle nie grał, a przecież dostajemy mnóstwo informacji o instrumencie i otoczeniu. Podobnie odebrany został dźwięk fortepianu, który z Dynaudio ujawnia zarówno swój perkusyjny charakter (uderzenie), jak i pokazuje linię melodyczną jako pewną falę, ciąg dźwięków, które choć zaznaczane osobnymi uderzeniami, potrafią połączyć się w większą, nadrzędną strukturę. W tym sensie, mamy do czynienia z przedsionkiem hi-endu. Dynaudio w tej dziedzinie zachowują się bardzo naturalnie, jakby wysokie tony nie posiadały własnego charakteru. Dopiero, kiedy zwrócimy uwagę na wiolonczelę, słychać, że Esotar to to nie jest i da się wyodrębnić jego cechy charakterystyczne, opisywane najczęściej jako jedwabistość i leciutkie zaokrąglenie na górze. Tutaj Esotar pokazuje lepszą rozdzielczość i szybkość. Niższa średnica i średnia oraz wyższa część basu, jak wspominałem, grają nieco mocniej, z mięchem i pełnią, która powoduje, że góra wydaje się nieco wycofana. Daje to przewagę środka i dołu nad górą. Przesunięcie to jednak, kiedy już się zaaklimatyzujemy do takiego charakteru, nie wydaje się specjalnie przeszkadzać. Trzeba jednak pamiętać, że jest i że słychać to już po kilku taktach płyty MDG. Podobnie ma się rzecz po przesłuchaniu płyt z jazzem, jak np. przygotowanej przez Mobile Fidelity, a wytłoczonej w Japonii reedycji płyty "Someday My Prince Will Come" Milesa Davisa (MoFi, MFCD 828), gdzie niższa część pasma, gdzie lokuje się kontrabas, była nieco wyraźniejsza i pełniejsza niż zwykle. Ponownie góra była piękna, bo inaczej nie da się jej określić. Równie wciągający był środek. To tutaj potwierdziły się również notatki dotyczące plastyczności i przestrzenności dźwięku. Audience 52 SE potrafią bowiem separować instrumenty bez ich rozjaśniania i wycinania z naturalnego otoczenia, tylko przez precyzyjne pokazanie ich harmonicznych i detali gry. Trąbka Davisa, podobnie jak sax Coltrane'a miały ładną i wyraźną barwę i mocne podparcie na dole skali. W obydwu przypadkach, jeśli zaakceptujemy nieco tłusty wyższy bas, spędzimy bardzo miłe, przyjemne chwile. Inaczej będzie z muzyką rockową. Inaczej, to znaczy jeszcze lepiej. Tu nie trzeba będzie się do niczego przyzwyczajać, zmieniać nawyków itp., bo dźwięk od pierwszej do ostatniej frazy jest, jak na ten przedział cenowy, perfekcyjny. Ciekawe, ale chociaż słychać np. średniej klasy górę średnio zarejestrowanych płyt, to, ponieważ zakres ten nie jest specjalnie eksponowany, nie razi i nie każe przez to wybierać jedynie perfekcyjnie zrealizowanych audiofilskich płyt. "Enjoy The Silence....04" Depeche Mode (Venusnote, LCDBONG34), która jest taką właśnie, typową, zmasakrowaną pod względem dźwiękowym płytą zabrzmiało rewelacyjnie, co ja mówię - wy....cie! Niski, pełny dół, może bez najniższej oktawy, ale wciąż masywny i gęsty środek, w którym każdy dźwięk ukazywany był w ujmujący sposób. Niskotonówka Dynaudio ma swój charakterystyczny "sound", w którym nie atak liczy się najbardziej, bo ten jest nieco stępiany, ale podtrzymanie i wybrzmienie. Uderzenia perkusji, zarówno w elektronice, jak i w czystym rocku, np. z japońskiej reedycji płyty "A Momentary Lapse of Reason" Pink Floyd (Sony Music Direct [Japan], MHCP 685) były mocne i dynamiczne. Aby się nie utopić w tym syropie pochwał, trzeba jednak nadmienić, żeby nie było niedomówień, że część szczegółów tego zakresu jest maskowana, albo lepiej powiedzieć - poświęcana na rzecz całości. Daje to efekt przyjemnego i przyjaznego dźwięku, ale bez zbyt dużej rezolucji. Wracając do cmokań i zalet, zauważymy, że przestrzeń jest również bardzo dobra. Wybudowana daleko w głąb, ze źródłami pozornymi, jak z referencyjnej pod tym względem płyty Rogera Watersa "Amused to Deatch" (Sony Music Direct [Japan], MHCP 693) były oddane dobrze, a i inne zabawy fazą, powodujące otoczenie dźwiękiem słuchacza, jak np. konstytuujące utwór "Introwertyk" z płyty "Sin" Grzecha Piotrowskiego (ARMS Records, CD 1427-006, gold CD) pokazane zostały perfekcyjnie. Koniec końców, żeby oprócz anglicyzmów wtrącić jakiś rusycyzm, Audience 52 SE są pięknie grającymi monitorami o wyraźnym, nieco podkreślonym dole, który jest jednak kontrapunktowany wyjątkowo dobrą, czystą górą. BUDOWA Kolumienki mają dość krępą sylwetkę, ponieważ są dość szerokie i nie tak bardzo głębokie, jak były Contoury. Oznacza to, że ich pojemność wewnętrzna jest nieco mniejsza od legendarnych poprzedników. ścianki oklejone są naturalnym fornirem i tylko przednia ścianka została polakierowana na stalowo-szary kolor. Na górze pracuje jedwabna, powlekana kopułka wysokotonowa Esotec D-260, o średnicy 28 mm, zamknięta od tyłu puszką obniżającą jej rezonans. ścianki plastikowej puszki zostały wzmocnione ożebrowaniem. Głośnik niskotonowy to wzięty wprost z głośnika Contour 1.3 MkII duża jednostka o średnicy 170 mm z bardzo dużą, aluminiową cewką (o średnicy aż 75 mm), napędzającą membranę, wykonaną wraz z nakładką przeciwpyłową z jednego kawałka materiału o nazwie MSP będącego odmianą polipropylenu. Kosz głośnika jest bardzo solidny, odlewany i polakierowany w atrakcyjny sposób, dobrze komponujący się ze ścianką przednią. Wnętrze jest wytłumione trzema rodzajami materiału tłumiącego - na ściankach mamy maty bitumiczne oraz gąbkę, zaś za wooferem luźno ułożoną sztuczną wełnę. Zwrotnica została przymocowana do dolnej ścianki i chociaż ma ona architekturę 1. rzędu, to poprzez zabiegi linearyzujące impedancję oraz układ korygujący fazę kopułki, mamy sporo cewek i kondensatorów, w tym głównie polipropylenowych francuskiej firmy SRC. Zaciski głośnikowe są pojedyncze, umieszczone daleko od siebie na plastikowym, dużym elemencie. Nie są to, jak gdzieś wyczytałem zaciski WBT, a tylko przypominające je tajwańskie, chociaż solidne, złocone gniazda. Połączenia wewnętrzne wykonano miedzianą plecionką, niestety podpinaną do głośników przez spinki, a nie przez lutowanie. Maskownica została wykonana z ładnego, srebrnego materiału, jednak jej wpływ, przynajmniej w moim systemie był zbyt duży, żeby ją pozostawić na miejscu.
DYNAUDIO |
||||||||||||
© Copyright HIGH Fidelity 2004, Created by SLK Studio |