SYSTEM JAKIEGO JESZCZE NIE BYŁO:
Dystrybutor prezentowanego w zeszłym miesiącu wzmacniacza Dared VP-300B ma chyba dobrą rękę do chińskich urządzeń. Fabryk, fabryczek i niewielkich manufaktur jest w tym kraju mnóstwo i chociaż wydaje się nam, że wszystkie są znakomite i potrafią zbudować niedrogie urządzenia na bardzo wysokim poziomie, które jeszcze do tego ładnie grają, to tak nie jest. Urządzenia, które do świata zachodu docierają są bowiem wybrane wśród wybranych. Żeby jednak "trafić" dwie takie marki jak Dared i V.A.L. trzeba mieć sporo samozaparcia i sporo szczęścia. PODSTAWY FILOZOFICZNE Trochę ten śródtytuł pompatycznie brzmi, ale w tym przypadku warto zatrzymać się nieco dłużej właśnie nad "celowością" produktu w rodzaju M-30. Kolumny aktywne spotykane są często, ale w sklepach ze sprzętem estradowym. W systemach "domowych" są natomiast dość egzotycznym produktem. Zalety integracji głośników ze wzmacniaczem są rozliczne, jednak do najważniejszych należy możliwość dokładnego dopasowania parametrów elektroniki do zastosowanych głośników, zasilenie głośników w bi-ampingu, rezygnacja z długich przewodów głośnikowych oraz możliwość "bezbolesnego" zastosowania zwrotnicy aktywnej. Wszystko to daje bardzo czysty dźwięk o ogromnej dynamice i wysokich poziomach maksymalnych natężenia dźwięku (SPL). M-30 wydaje się spełniać te założenia, ale tylko na pierwszy rzut oka. Przede wszystkim, zastosowano bowiem tylko jeden wzmacniacz oraz pasywną zwrotnicę. Co więcej, sygnał do systemu można doprowadzić tylko w formie niezbalansowanej. W studio aktywne monitory zasila się linią zbalansowaną, ponieważ na długich odcinkach niezbalansowanych interkonektów występują znaczne straty, spowodowane głównie przez sporą pojemność kabla (tworzy się filtr górnozaporowy). Ostatnia uwaga dotyczy rzeczy, która przy tych obserwacjach "przemyka" cichaczem: wzmacniacz w M-30 jest w całości urządzeniem lampowym. I nawet wiedząc, że jest to reason de etre V.A.L., nie jest to tautologia, ponieważ lampy są niesłychanie wrażliwe na wszelkiego rodzaju drgania. Przyglądając się systemowi M-30 widać więc, że nie za bardzo "przystaje" do studyjnych warunków. I chyba tak miało być i można przyjąć, że ze studiem nie ma on nic wspólnego, a jego miejsce jest w gabinetach, przy "wypasionych" komputerach (w końcu spędza się przed nimi sporo czasu, więc może muzyczka powinna być odtwarzana w jakiś sensowny sposób) i sypialniach. Znajoma, która w czasie, kiedy M-30 gościł u mnie, odwiedziła moją żonę i mnie, zwróciła uwagę na jeszcze jeden potencjalny krąg odbiorców: kobiety. Linia systemu jest bowiem bardzo ujmująca, wykonanie bardzo dobre i nie trzeba mieć wielu osobnych elementów, czego kobiety nie znoszą. Nawet znając docelowy "rynek" V.A.L.-ów, trochę kręciłem nosem na wspomniane "herezje". Wszystko się zmieniło, kiedy poznałem cenę urządzenia. DŹWIĘK Ten test miał wyglądać inaczej. Do produktu czułem sporą sympatię, jednak nie mogłem przejść do porządku dziennego nad jego słabszymi stronami. A wszystko dlatego, że zbyt późno zainteresowałem się ceną. Istnieją różne "szkoły" przygotowywania testów. Jedna z nich mówi, iż najważniejsza jest cena, ponieważ to ona określa poziom, jakiego powinniśmy od danego urządzenia oczekiwać. Inna z kolei mówi, że o cenę powinno się pytać na samym końcu, ponieważ można się nią zasugerować. Dla mnie nie ma znaczenia, kiedy poznam cenę, ponieważ i tak każde urządzenie jest najpierw oceniane w stosunku do referencji, a dopiero później w stosunku do urządzeń z danego przedziału cenowego. W przypadku M-30 rzecz wymknęła się jednak spod kontroli, ponieważ poważnie przeszacowałem jego cenę. Wiedząc, że jest to produkt chiński, przyjąłem, że kosztuje jakieś 50% tego, co trzeba by zapłacić za produkt europejski tej samej klasy. Uznałem więc, że kosztuje w granicach 5000-6000 złotych. Stąd obok uznania dla wielu cech, w notatkach pojawiło się też sporo uwag negatywnych. Dodatkowo, po poznaniu ceny, okazało się, że nie ma z czym tego produktu porównać: w granicach 3000 złotych (bo tyle kosztuje) chyba nie ma żadnego wzmacniacza lampowego tego typu, o kolumnach do niego nie wspominając. Czytając poniższy tekst trzeba więc mieć na uwadze, że chodzi przede wszystkim o odniesienie do referencji (w tym przypadku był to zestaw Edgara, w którym końcówka również pracuje na lampach 6L6 oraz kolumny Sonus Faber Signum), zaś na tym poziomie cenowym M-30 jest całkowicie osamotniony. Zestawy mają wyraźnie "wyprofilowany" dźwięk. Jest on przyjemny, niemęczący, podający muzykę w dość podobny sposób, bez względu na rodzaj muzyki. Słychać, że bas schodzi nisko, chociaż w dużej mierze jest to zasługa bas-refleksu. Na dole nie będzie więc zwartego i rytmicznego uderzenia, a raczej okrągłe impulsy. Taki charakter powoduje, że M-30 nie do końca sprawdzi się z mocną i szybką muzyką - Slayera w gabineciku szefuncio nie posłucha. Również Led Zeppelin z płyty I (Atlantic/Warner Bros., WPCR-11611, tekturka), tak jak materiał z płyty Lenny Lenny'ego Kravitza (Virgin, 8 112333 2) przy wysokich poziomach dźwięku były lekko skompresowane i słychać było, że gra wzmacniacz o mocy mniejszej niż żarówka w akwarium dla rybek. Przy jeszcze mocniejszym odkręceniu potencjometru w prawo dźwięk stawał się nieco krzykliwy.Kolumny nie są jednak w żadnej mierze stłumione, ponieważ dość łatwo pokazały w którym miejscu utworu otwierającego płytę Kravitza realizator dźwięku skompresował podkład, żeby wokal był słyszalny. Nietrudno się domyślić, że zestaw znacznie lepiej zagrał, kiedy na płycie gościły mniejsze składy. Grupa Raz Dwa Trzy z płyty Trudno nie wierzyć w nic (Polskie Radio, PRCP 6-5275-2) zagrała z rozmachem i dobrą dynamiką. Przy takim instrumentarium każdy z muzyków miał swoje miejsce na scenie i robił "swoje". Nie było mowy o jakiś uniesieniach, ponieważ M-30 nieco homogenizowało przekaz, nie pozwalając na pełniejsze zróżnicowanie brzmienia poszczególnych instrumentów. Ponieważ jednak potrafią to nieliczne zestawy, nie ma co się denerwować. W zamian wszystko zagrało równo, "bezboleśnie" i przyjemnie. Podobnie materiał z płyty Anity Lipnickiej i Johna Portera pt. Nieprzyzwoite piosenki (Pomaton EMI, 5 96314 2), z ładnymi harmoniami i przyjemną fakturą. Najwyższa część góry jest wyraźnie zaokrąglona i słychać, że mamy do czynienia ze wzmacniaczem lampowym. Przeszkadzajki z utworu W małym kinie z płyty Bogdana Hołowni Chwile (Not Two, MW 715-2, kopia CD-R z mastera) były więc tylko zaznaczone, bez długich wybrzmień i iskrzącej się barwy. Mocno słyszalna jest za to niższa góra, tam, gdzie najczęściej operują talerze perkusji. Zakres ten jest przekazywany mocno, bez zawoalowania, może bez przesadnego różnicowania np. grubości blach, ale i tak bardzo dobrze. Może się więc zdarzyć, że w danym systemie nie będzie niczego na górze brakowało. PODSUMOWANIE Scena dźwiękowa skupiała się najczęściej bliżej środka niż boków i była ładnie oddalona poza linię głośników. Nie można mówić o jakimś wyrafinowaniu w budowaniu głębi, ale to nie jest przedział cenowy w którym można by o to "posądzać" jakikolwiek inny zestaw. Najładniej operował przełom średnicy i dołu, który zawsze przypominał, że mamy do czynienia z zestawem aktywnym. M-30 pozwalają zagrać całkiem głośno, jednak delikatny ruch gałki w prawo i będzie gorzej - najpierw kompresja, a potem krzykliwość. Kolumny najlepiej radzą sobie z małymi składami, chociaż zaskakująco dobrze, można nawet powiedzieć, że znakomicie zabrzmiała preparowana elektronicznie muzyka Tricky'ego z płyty "Blowback" (ANTI 6596-2), z wypełnionym basem, dobrym rytmem, wokalem na pierwszym planie itp. Idąc tym tropem, przesłuchałem płytę "Oxygen" J.M. Jarre'a ze wyjątkowo dopracowanej reedycji Mobile Fidelity (UDCD 613, gold CD), która zagrała z rozmachem i zapasem mocy. I chociaż wymienione cechy łączą ze sobą wady i zalety, to wszystko to w obliczu ceny systemu M-30 staje anachroniczne. Nie ma bowiem żadnego dzielonego systemu w cenie 3000 zł, który zagrałby w ten sposób, a najbliższy o podobnej klasie i charakterze dźwięku kosztowałyby ok. 5000 zł (np. kolumny Revolver RW-16 i wzmacniacz NAD C352+kable głośnikowe). M-30 wydaje się więc idealnym systemem "startowym" dla każdego audiofila. Znając jednak życie nie sądzę jednak, aby tak się stało, przede wszystkim ze względu na blokadę mentalną, przyzwyczajenia itp. Muszę się uderzyć w piersi i przyznać, że w dużej części jest to wina pism, które chcąc pozostać w głównym nurcie, odrzucają tego typu "inne" możliwości z automatu. Tak więc, nawet jeśli sami nie potrafimy się przełamać, będziemy mieli gotową odpowiedź dla każdego, kto będzie poszukiwał systemu do gabinetu, biura, sypialni czy po prostu drugiego systemu w domu. I jeszcze kilka słów na temat urządzeń współpracujących. Długie interkonekty nie najlepiej współpracują z pasywnym przedwzmacniaczem, ponieważ dźwięk zmienia się wraz ze zmianą położenia ślizgacza potencjometru. Dlatego też najlepiej zaopatrzyć się w przyszłości w niewielki preamp aktywny, np. Creeka, albo w odtwarzacz z regulowanym wyjściem. Z tym ostatnim nie będzie jednak łatwo, ponieważ na tym poziomie cenowym niczego takiego nie ma. Może jednak warto kupić jakieś droższe źródło? M-30 na pewno na coś takiego odpowie lepszym dźwiękiem. Wojciech Pacuła Rekomendowane urządzenia towarzyszące: BUDOWA System M-30 firmy V.A.L. składa się z dwóch kolumn zintegrowanych ze wzmacniaczem. Kolumny mają budowę dwudrożną i są wentylowane umieszczonym dokładnie pośrodku tylnej ścianki portem bas-refleksu. Głośnik wysokotonowy to tekstylna kopułka o klasycznej średnicy 2,54 cm (1"), importowana z Niemiec, zaś głośnik niskośredniotonowy to wyrób lokalny. Jest to ciekawy przetwornik o średnicy 13,5 cm z membraną wykonaną z plecionki szklanej naklejonej na papierowy stożek. Zawieszenie górne wykonano z gumy, kosz jest z wytłaczanej blachy, zaś magnes sporych rozmiarów zaekranowano. Zwrotnicę, zmontowaną na płytce drukowanej przykręcono tuż nad neodymowym magnesem głośnika wysoktonowego. Strona internetowa producenta informuje, że jest to układ 3. rzędu. W sekcji wysokotonowej znajdziemy bardzo dobry kondensator polipropylenowy Bennic i cewkę powietrzną, zaś w sekcji niskotonowej bardziej prozaiczną cewkę rdzeniową i również kondensatory Bennica, jednak bipolarne. Przewód łączący zwrotnicę ze wzmacniaczem jest dość cienki i do szczytowych osiągnięć techniki "kablowej" nie należy. Obudowa została wykonana bardzo solidnie, z podwójnej płyty MDF, wzmacnianej wewnątrz poprzeczkami w kształcie litery X przyklejonymi do ścianek bocznych i wykończona, oprócz ścianki przedniej, w kolorze srebrnym, lakierem fortepianowym. Zarówno głośniki jak i lampy osłonięto metalową siateczką, która nadaje zestawom niepowtarzalny wygląd i efektywnie zabezpiecza przed natarczywymi kotami. Wzmacniacz został umieszczony w "komorze" na szczycie kolumny, którą tworzą dłuższe ścianki boczne oraz metalowa osłona, tworząca ściankę górną (pomiędzy wzmacniaczem i kolumną znajduje się gruba ścianka z MDF-u. Układ został zmontowany na jednej płytce drukowanej. Jak mówi producent, jest to układ Dynaco-70, wzmacniacza, który w czasie, kiedy by produkowany, rozszedł się w milionowych ilościach. Zbudowano go w oparciu o pracujące w push-pullu lampy (chińskiej produkcji) 6L6, sterowane lampą 6F2 (ECF82), znaną i lubianą w Azji lampą, będącą połączeniem triody i pentody. Ceramiczne podstawki, w których zostały osadzone lampy zostały wlutowane do płytki. Tę, w celu przeciwdziałania wibracji, nie przykręcono bezpośrednio do budowy, a do elastycznych absorberów, przez co po naciśnięciu, lekko się poddaje. Obydwa transformatory - zasilający i wyjściowy - umieszczono na dnie obudowy (to zapewne dlatego głośnik niskotonowy jest ekranowany) i starannie zaekranowano. Na płytce widać aż cztery kompletne tory zasilania (wraz z prostownikami), można więc założyć, że osobno prostowane jest napięcie dla lampy sterującej, lamp końcowych oraz żarzenia. Elementy bierne nie są szczególnie wyszukane, ale np. kondensatory sprzęgające oporniki katodowe lamp 6L6 to Elny Silmic. Z przodu widoczne są dwa manipulatory - wyłącznik sieciowy oraz potencjometr siły głosu. Jest to taniutka, otwarta konstrukcja i najlepiej od razu ją odkręcić na max (znajduje się na wejściu układu). Jeżeli mógłbym coś sugerować, to po skończeniu się gwarancji warto by było w jakimś punkcie usługowym odlutować od potencjometru przewody (są dość długie i wlutować je bezpośrednio do płytki. Na tylnej ściance znajdziemy gniazdo sieciowe IEC oraz gniazdo sygnałowe RCA. Do kompletu otrzymamy jednak coś jeszcze: parę długich interkonektów (są to właściwie przewody cyfrowe 75?, ale kto powiedział, że nie mogą być interkonektami analogowymi?) z miedzi OFC oraz maleńki "kontroler", gdzie mamy dwa wejścia, przełączane niewielkim hebelkowym przełącznikiem oraz potencjometr siły głosu. Układzik jest bardzo ładnie wykonany i równie ładnie wygląda.
V.A.L.
|
||||||||||||||||||||||||||
© Copyright HIGH Fidelity 2004, Created by SLK Studio |