WŁASNE OBLICZE Niezależnie od tego, co ktokolwiek chciałby napisać o tegorocznym Audio Show (zaraz zrobię to i ja), to najważniejsze jest jedno: wystawa wreszcie uzyskała swoje własne, łatwo rozpoznawalne oblicze. Nie jest to zapewne fizjonomia wykuta w marmurze na wiek wieków, a raczej doraźna "mina", jednak wystarczy teraz tylko hołubić ją troskliwie, aby było dobrze. A było tak wyjątkowo, ponieważ Audio Show, po kilku latach przymierzania różnych "masek", a to imprezy masowej (na kształt Berlińskiej wystawy IFA), a to prezentacji kina domowego (jako poblask Las Vegas) wróciła do korzeni i w tym roku stała się na powrót imprezą audio, z wtrętami wideo, które tylko ją ubarwiły. Drugą najważniejszą cechą AS była wszechobecność polskich produktów. Hurra! - krzyczmy więc i cieszmy się, bo oznacza to, że "wieki średnie", kiedy tylko to co z "stamtąd" było dobre i wartościowe są już historią. Ale, powiedzmy to otwarcie, z owym stanem rzeczy, który oby należał do przeszłości, sama wystawa, ani jej organizatorzy wspólnego za wiele raczej nie mają, a w dużej mierze odpowiedzialni byli sami producenci. Aby bowiem z powodzeniem sprzedawać urządzenia audio należy nie tylko sklecić coś na kuchennym stole, ale należy stworzyć markę. Dobrym przykładem na to, że da się to zrobić są takie polskie firmy jak: ESA, Amplifon, Ancient Audio, Power Audio Labs, Kustagon i inne (o których HFOL nie raz pisało). Aby wypromować "brand" trzeba mianowicie w pocie czoła pracować przez kilka lat, będąc ultra-uczciwym wobec swoich klientów, proponować dobre ceny za swoje urządzenia, zbudować sieć dealerów i nie oczekiwać na to, że za rok zacznie się zarabiać kokosy. Dodatkową trudność sprawia fakt, iż aby móc sprzedać polskie urządzenie na naszym rynku (w Niemczech, a nawet Wielkiej Brytanii - patrz cassus Amplifona - jest to znacznie prostsze) urządzenie musi być znacznie lepsze od zagranicznego, o podobnej klasie dźwięku i wykonania. Przykre? Wcale nie - jeżeli urządzenie nie "stąd" jest popularne w takim zaściankowym kraju jak Polska, to znaczy, że ktoś wcześniej wykonał pracę o której mówię i wypromował markę. Wspomniałem o jakości dźwięku i wykonania - to są oczywiście podstawy, bez których nie ma o czym mówić. Równie ważne jest jednak poczucie bezpieczeństwa klienta, wynikające z niezawodności urządzeń danej firmy oraz z dostępności serwisu pogwarancyjnego. I tutaj w dużej mierze leży pies pogrzebany. O ile bowiem dźwięk i wykonanie w większości przypadków stoją na bardzo wysokim poziomie, o tyle rzeczy "pozamuzyczne" nie budzą powszechnego zaufania. I nie ma znaczenia czy jest to prawda czy nie, ponieważ mówimy o oczekiwaniach i przeświadczeniach (czyli o obrazie), a nie o faktach. Pomóc może jedynie mozolne budowanie swojej wiarygodności i przekonywanie o tym, że jest się firmą stabilną i przewidywalną, a nie firmą typu "krzak". A jak to się robi? Najlepiej poprzez testy w prasie i pokazywanie się na wystawach. Widząc daną markę po raz n-ty, zwiedzający podświadomie zakłada, że ma do czynienia z kimś poważnym. Do tego potrzebne jest jednak przekonanie do tego co się robi i ośli upór. Jeżeli któregoś z tych elementów się nie ma, lepiej od razu wszystko rzucić w diabły i nie kompromitować branży jako całości. Za kilka lat nikt nie powie przecież, że firma 'x' czy 'y' była niewiarygodna, tylko, że niewiarygodne są polskie firmy. A to przecież grube uproszczenie. Po pierwsze więc: pokazywać się (w dobrej kondycji). I w tym roku wszystko przebiegło jak po maśle, ponieważ większość "polskich" prezentacji stała na bardzo wysokim poziomie. Rzecz bardziej szczegółowo przedstawię w styczniowym wydaniu "Audio", w "drukowanym" reportażu z wystawy, teraz zaś proponuję odwiedzić kilka pokoi, które, moim zdaniem, zasługiwały na dłuższy pobyt. DŹWIĘK WYSTAWY Bezwzględne pierwszeństwo należy się w tym miejscu pokojowi, w którym swoje "gniazdo" urządziły firmy Audio Forte, Ars Fono, VAP i Neel. Dwie pierwsze to dystrybutorzy, zaś pozostałe to polscy producenci. Audio Forte dotychczas znane było przede wszystkim jako salon audio i ewentualnie jako producent stożków antywibracyjnych. Przez jakiś czas było również dystrybutorem urządzeń Jolidy. Dopiero teraz firma najwyraźniej wykrystalizowała swoją ideę dźwięku, ponieważ, wraz z Ars Fono (przedstawicielem Eichmann Audio, Living Voice, DNM) została dystrybutorem elektroniki Sonneteer oraz kolumn Totem Audio. W systemie ważną rolę odgrywały również stoliki i podstawki pod kolumny marki VAP oraz kondycjonery NEEL-a. A składały się nań przede wszystkim kolumny Model 1 Signature, odtwarzacz CD Byron (7 500 zł) i wzmacniacz Alabaster (8 500 zł). Dźwięk był wyborny - duży, pełny, detaliczny, mięsisty, szczegółowy, miał oddech itp. Naprawdę klasa, szczególnie biorąc pod uwagę wymiary paczek. Naprawdę super dźwięk! Drugie wyróżnienie wędruje dooo... firmy ESA, a właściwie do pana Andrzeja Zawady. W tym roku prezentowane były niedrogie kolumny z nowej mini-serii Moderato oraz Osinato 2005 (3500 zł). Duża sala, trudny materiał (głównie klasyka), a niedrogie kolumienki (słuchałem Osinato, ale większość słuchaczy podobne opinie wyrażała o Moderato 3 w podobnej cenie) zagrały z rozmachem i dobrym balansem tonalnym. I jeszcze dwie rzeczy: sposób prezentacji i wykończenie obudów. Pierwsza: myślę, że najgorsze co spotkało naszą branżę to pseudo-bogowie, quasi-guru i "jego ekscelencje", dzierżący w dłoniach klucze do audiofilskiego raju. Tak się im przynajmniej wydaje. W tym roku dobrych i bardzo dobrych urządzeń było wyjątkowo dużo, dlatego też ci, którzy takie podejście do nas mają we krwi, zaprezentowali je w pełni. Straszne! Tak się odstrasza wszystkich "nowych". Na tym tle kultura i profesjonalizm właściciela Esy była jak meteor - nie dało się jej nie zauważyć. I drugie: wykończenie kolumn z relatywnie sporej firmy, jaką jest ESA jest bardzo dobre i powtarzalne. Można mieć więc pewność, że nie tylko egzemplarze przygotowywane na wystawę będą miały tak ładnie położony fornir, ale i wszystkie następne. Obydwa pokazy robiły wrażenie głównie ze względu na stosunek jakości do ceny prezentowanych wyrobów. Jeżeli jednak pomyślelibyśmy o zwycięzcach w kategoriach absolutnych, wówczas mielibyśmy ich... kilku. W kolejności alfabetycznej (kolumny) pierwszy będzie JBL z monumentalnym modelem K2, zasilanym przez Marka Levinsona No331, legendarny przedwzmacniacz Cello Encor, przetwornik Theta Data Basic III oraz transport Levinsona No39. Okablowanie - w przeciwieństwie do innych pokazów hi-endowych - nie przyprawiało swoją ceną o zawrót głowy, a pochodziło z nowej na polskim rynku firmy Zu. Zasilanie zrealizowano również na urządzeniu owej marki - filtrze Chang. Peak Consult. Modelu The Empress słuchałem z nowymi "gośćmi" w Polsce, monoblokami lampowymi (na 300B) Canary Audio, napędzanymi z zestawu dCS. Tutaj na pierwszy plan wysuwał się bardzo głęboki bas i ogólny oddech. Wydaje się, że duńskie kolumny posiadają ogromne zapasy dynamiki. Niestety, kiedy byłem w pokoju FAST-a nie grały urządzenia EMM Labs, stworzone przez współwynalazcy standardu DSD. Następny w alfabecie jest Sonus Faber z kolumnami Stradivari Homage, napędzanymi przez wzmacniacz Antileona marki Gryphon oraz odtwarzacz CD Mikado (również Gryphon). Przewody - van den Hul. Kiedy dowiedziałem się, że Sonusy będą współpracowały z elektroniką Gryphona, to byłem ciekaw, jak dość przecież sucha i dynamiczna duńska elektronika zagra z podobnie grającymi (przynajmniej na średnicy i górze) włoskimi "flagowcami". A tu - bingo: gładki, nieco nawet delikatny dźwięk, z dobrą dynamiką i niemal "analogową" gładkością. Niespodziewanie dobre połączenie. I wreszcie - WLM. Ocenione przeze mnie w relacji z wystawy High End w Monachium jako "Dźwięk wystawy" zaskoczyły mnie wówczas ultra-naturalną barwą i dużą dynamiką. Z tym ostatnim nie miały kłopotów, ponieważ ich skuteczność wynosi ponad 98 dB. Tak dobra barwa została zaś osiągnięta m.in. przez zastosowanie unikalnego głośnika wysokotonowego o kształcie przypominającym konstrukcje planarne. Jak się jednak okazuje, konstrukcja ta - pomysłu WLM - nim nie jest. Czym więc jest? Jak między wierszami mówił w Monachium jego konstruktor, jest to połączenie dynamicznego napędu z planarną membraną. Jeżeli dobrze zrozumiałem, to jego konstrukcja nieco przypomina panele NXT, ponieważ do płaskiej membrany przymocowano kilka "klasycznych" magnesów z cewkami, pracującymi jako wzbudniki. W Warszawie niestety nie udało się zachować magii, którą WLM-y są w stanie zaserwować i myślę, że kolumny pracowały na jakieś 60% swoich możliwości. Elektronika również była bardzo interesująca, gdyż były to wzmacniacze chińskiej firmy Antique Sound Lab (testowane w HFOL - patrz "Archiwum), tuningowane przez jej amerykańskiego dystrybutora. źródło - klasyka, najpopularniejszy w Monachium topowy odtwarzacz CD Audio Aero 32/192 kHz. INNI Może to zabrzmieć jak fanfaronada, ale większość tegorocznych prezentacji stała na równym, wysokim poziomie. Dlatego też, chociaż wymieniłem najlepsze pokazy, to inne nie były daleko w tyle. Pełny opis, jak wspomniałem, w "Audio", teraz więc tylko kilka zdjęć z innych pomieszczeń, gdzie warto było zaczepić oko, a z których nie wszystkie zmieściły się w "regularnym" reportażu. Hi-end "made in China" - bardzo ciekawe urządzenia CAV, których cechą charakterystyczną - poza hybrydową budową - są VU-metry wykonane na wyświetlaczach LCD. Dzięki temu mają one zerową bezwładność mechaniczną i mogą pokazywać nie tylko poziom średni sygnału, ale i chwilowy. I jeszcze kolumny CAV, o unikalnych kształtach i ciekawym brzmieniu.A to z kolei wzmacniacz lampowy (na lampach EL34) firmy Vox - dystrybutora CAV-a. Wspominałem o marce Chang - tak wygląda jeden z ich modeli kondycjonerów z serii Euro. Żadnych elementów w ścieżce sygnału, jedynie równoległa. Ceny od 2560 do 5060 zł. Jakiś czas temu w "nowościach" donosiliśmy o prototypie odtwarzacza Pliniusa. I oto jest - CD101 prezentuje się znakomicie. Drobiazgiem, ale cieszącym oko są miniaturowe diody LED z przodu urządzenia, które pokazują, którą ścieżkę aktualnie odtwarzamy. Pięknie podświetlony przedwzmacniacz Consonance Cyber-222. W tym samym pomieszczeniu znalazły się kolumny z głośnikiem szerokopasmowym firmy PHY. Również w tym roku można było usłyszeć ładnie nasycony harmonicznymi dźwięk, z dużym basem, w którym zabrakło jednak finezji i detaliczności. Reszta zestawu: oparte o lampy 300B końcówki mocy (monobloki) Cyber-500 i odtwarzacz Reference CD-2.2, z lampowym wyjściem na, znanej m.in. z BAT-a, lampie 6H30. I wreszcie polskie, znakomite kolumny Nuvo firmy Eryk S. Conception. Pięknie wykonane, ze wstęgowym tweeterem, stale gromadziły przed sobą tłum słuchających. Wzmocnieniem zajął się wzmacniacz C.E.C.-a AMP3300, zaś odczytem danych z płyty i ich tłumaczeniem na sygnał analogowy, dopasowany pod względem stylistycznym odtwarzacz CD3300 tej samej firmy. Kolumny Neutron i elektronika firmy AVI (na górnej półce). Niewielkie konstrukcje o wyrazistym, super-dokładnym dźwięku. Ich wykonanie również nie dawało cienia wątpliwości co do ich profesjonalnego rodowodu. Ikona hi-endu: wzmacniacz Audio Note Ongaku. W systemie można było zobaczyć również: gramofon Audio Note TT3+, z ramieniem Helius Orion Ruby i wkładką AA Jo II vdH, "step-up" transformator AA Kondo AN-SF2, przedwzmacniacz gramofonowy AA Kondo KSL-M7 Phono, kolumny AA AN-E SEC Signature. Niestety nie udało mi się posłuchać urządzeń japońskiej firmy 47 Labs, głównie napędu "Flat Fish", który współpracował z przetwornikiem Audio Note DAC 4x1 Signature. I to byłoby (na razie) na tyle. Tak naprawdę niemal o każdym pokoju dałoby się powiedzieć coś ciepłego, dlatego też zainteresowanych szerszą relacją odsyłam do styczniowego wydania "Audio".
Wojciech Pacuła |
© Copyright HIGH Fidelity 2004, Created by Studio LooK |