JANUSOWE OBLICZA AMPLIFIKATORA Amplituner Radmora każdy, w miarę oświecony audiofil, rozpoczynający swoją przygodę z audio w latach 80. zna. Przedmiot marzeń (również moich), niedościgły wzór dla innych urządzeń, pozostał w świadomości jako wymowna oznaka tego, że "polskie" wsparte "chęcią" i "możliwościami" może być synonimem "dobrego". Po zniknięciu urządzeń audio tej firmy z półek sklepowych, nie zniknęła wszakże marka, przypomniana trzema znakomitymi modelami kolumn LS10, LS20 i LS30, które narobiły sporo zamieszania w naszym "stawie". I to jednak powoli przeszło do historii. Kolejny jej etap rozpoczął się wraz z wprowadzeniem do sprzedaży wzmacniacza Amplifikator. Uhonorowany przez mój macierzysty magazyn "Audio" tytułem "Produkt roku 2000", był wyjątkowym połączeniem inżynierskiej wiedzy, czułego ucha i - co nie mniej ważne - "przyjaznej" ceny. Był to jednak, jak się okazało, podzwonne dla tej części historii Radmora. W trzy lata później pojawiła się mianowicie jego wersja "2003" z odświeżonym projektem plastycznym, już jednak firmowana przez markę "Radicon". Nie marki, nazwy itp. są jednak ważne, ale ludzie, którzy za nimi stoją. Za Amplifikatorem stoi zaś pan Tomasz Burski, inżynier od wielu lat zajmujący się w Radmorze konstruowaniem profesjonalnych urządzeń radiokomunikacyjnych: radiotelefonów, radiostacji, a w nich odbiorników, nadajników, modulatorów i demodulatorów. Dla tego wywodu ważne jest np. to, że pod koniec lat 80. jako członek Rady Pracowniczej, próbował wyperswadować ówczesnej dyrekcji pomysł na "plastikową" wieżę 5500 i pozostanie przy stylu, jak sam mówi: "amerykańskim", ale się nie udało. Jak się okazuje, konsekwencją wydanych wówczas na oprzyrządowanie technologiczne pieniędzy było utrzymywanie tego stylu w trudnych dla polskiego przemysłu latach 90. To jednak elektronika. Wraz z Bogdanem Jantą-Połczyńskim, pan Burski opracował jednak coś więcej - kolumny głośnikowe, które miałyby stanowić naturalne uzupełnienie dla wzmacniacza. Żeby jednak rzecz nieco skomplikować, przygotowano dwie wersje tej samej konstrukcji, różniące się tylko zastosowanym głośnikiem niskotonowym (oraz, co oczywista, niskotonową sekcją zwrotnicy). Mowa o modelach Allumina (prezentowanych w części pierwszej artykułu) i Fibra (druga część - na początku przyszłego miesiąca). ODSŁUCH ZPierwsze wrażenie, jakie towarzyszyło kolumnom, to ich... skomplikowany system nazewnictwa. Rzućmy nań okiem. Firma, która je produkuje nosi nazwę Radicon. Marka pod jaką występują, to Amplifikator. Seria kolumn w ramach tej marki nazwana została Etera. I dopiero na końcu mamy nazwy poszczególnych modeli - Allumina i Fibra. Myślę, że trochę to skomplikowane i może nieco wprowadzać w błąd przeciętnie zorientowanego kupującego. Nie ma to jednak nic wspólnego z dźwiękiem. A przecież jest jeszcze jeden szczegół, również bez związku z dźwiękiem, który wyróżnia kolumny Amplifikatora (a może lepiej byłoby mówić o Eterach?), a mianowicie ich opakowanie. Kolumny zostały wyposażone w znakomite, podwójne kartonowe pudła, które gwarantują, że żaden przewoźnik typu "niszczyciel" im nie zagrozi. Podwójne pudła, to jednak mało powiedziane: sama kolumna opakowywana jest bowiem w trzecią warstwę kartonu, dzięki której przy nasuwaniu pudła wewnętrznego, nie porysujemy się, bardzo ładnie położonej, okleiny z naturalnego drewna. Takie zabezpieczenia rzadko widuje się i u wielokrotnie droższej, zagranicznej konkurencji. Jest to wprawdzie szczegół, pokazuje on jednak, że należytą uwagę przyłożono do każdego elementu konstrukcji. I, najwyraźniej, taka sama staranność towarzyszyła projektowaniu samych kolumn, ponieważ przy cenie 3600 złotych za parę wydają się nieco zbyt dobrze wykonane... Wróćmy jednak do dźwięku. Alluminy grają w szerokiej części pasma równym, wyważonym i nieco "bezpiecznym" dźwiękiem. Każdy rodzaj muzyki zostanie przez nie odtworzony z równą uwagą i atencją, nie pozwalając mówić o ich szczególnym ukierunkowaniu na jakoś jej rodzaj, a więc wskazując na uniwersalność. Jest wszakże element, który elektryzuje od pierwszego momentu - bas. HISTORYJA O CHWALEBNYM BASOWANIU Uderzenia gitary basowej z płyty "Panic Mainfesto" grającej rock gotycki grupy Diary of Dreams (Accesion, EFA 23452-2), przetworzone i "podrasowane" przez realizatora zostały przez Alluminę oddane z potęgą i mocą, o której monitory z tego przedziału cenowego mogą tylko przeczytać w zagranicznych pismach, przewracając się z boku na bok na swoich podstaweczkach. I chociaż jestem wielkim fanem konstrukcji "standowych", to chylę czoła przed możliwościami kolumn Amplifikatora. Bas, nie dość, że schodzi całkiem głęboko (oczywiście w rozsądnych granicach, określonych powierzchnią i skokiem membrany oraz pojemnością obudowy), to ma potęgę, "masę" i wypełnienie, pozwalające grać z wysokimi poziomami dźwięku bez oznak kompresji. Równie udane jest przejście między dołem i średnicą, gdyż zakresy te tworzą jedną, mięsistą całość. Taki charakter niskich dźwięków pomógł nagraniom z przepięknie wydanej przez Mobile Fidelity płyty Jeana Michella Jarre'a "Oxygen" (MFSL, UDCD 613, gold CD), a w szczególności w "Oxygen Part II". Gdzie przestrzeń kreowana była nie tylko przez dźwięki ze średnicy, ale również i przez niskie tony, powołujące do życia tajemniczy i ekscytujący świat muzyczny Francuza. Tak dobre prowadzenie basu przydało się również przy płycie "Bright Red" Laurie Anderson (Warner Bros., WE833, 45534-2), gdzie w utworze tytułowym dialog pomiędzy głosem Laurie i wokalem męskim (Arto Lindsay), w którym zazwyczaj podkreślane są frazy wokalistki, odtworzony został w wyważony i równy sposób, przekazując utwór jako całość, właśnie jako dialog, równoprawny występ dwóch głosów. Na kolana (tak, wciąż pamiętam o tym, że piszę to w kontekście ceny) rzucił również następny utwór "The Puppet Motel", w którym perkusja i kotły uderzały bez pardonu, nisko i potężnie. Bas Allumin, jakkolwiek porywający, ma swój własny, dość wyraźny charakter, który zapewne pozwoli wyrobić sobie jednoznaczny stosunek do tej konstrukcji każdemu, kto ich przez chwilę posłucha. Jest on homogeniczny i "skupiony", z organicznym uderzeniem i wybrzmieniem. Jest więc nieco "ułożony" i przypomina dobre głośniki papierowe, metal pozostawiając gdzieś w hucie. Jedyne, co go różni od celulozowej "braci", to brak odrobiny szaleństwa i wigoru, które dają muzyce jeszcze większy "oddech". Nie dostaniemy więc super-precyzyjnego rysunku kontrabasu, ani niskich rejestrów fortepianu. Nie znaczy to, że nie będzie się nam taki przekaz podobał, tyle tylko, że "śledczy" lubiący widzieć wszystko co się dzieje na scenie powinni posłuchać Fi... ależ ja mam długi jęzor (jak mówi klasyk), no - powinni posłuchać czegoś innego. W uzyskaniu tak spójnego przetwarzania pomogło to, że bas-refleks został znakomicie zintegrowany z głośnikiem i chociaż przy uważnym odsłuchu słychać jego wspomaganie, to nigdy nie jest ono nachalne ani jednoznaczne. Przy niższych zejściach przejmuje pałeczkę, ale w płynny i "dźwięczny" sposób, bez efektu pompowania powietrza. Ponieważ zaś i tak naprawdę niskie dźwięki odzywają się nie tak znowu często, więc nie powinno być problematyczne. RESZTA Pozostała część pasma w pewnej mierze stanowi dopełnienie zakresu basowego - jest prowadzona bardzo bezpiecznie, bez fajerwerków, ale i bez niebezpieczeństwa, że coś zostało "odpuszczone". Głos Franka Sinatry z płyty "Sinatra Sings Gershwin" (Columbia/Legacy 507878 2) był wyraźny, z dobrym wypełnieniem (ach, ten bas...) i dystynktywnym tembrem. Nie było oczywiści mowy o jego wyraźnym odseparowaniu od orkiestry (są to nagrania monofoniczne, głównie z lat 40' i 50'), gdzie np. Xaviany Mia były bezkonkurencyjne, ale i tak, biorąc pod uwagę ich cenę, wynik był dobry. Na szczęście w brzmieniu Allumin nie starano się sztucznie "uszczegółowić" przekazu, co zazwyczaj przeprowadza się podkreślając górę, kolumny nie powinny więc z żadnym poprawnie brzmiącym wzmacniaczem zagrać zbyt jasno. W brzmieniu blach akcentowany jest nie ich wyższa góra, ale niższa, która odsyła do brzmienia dobrego wzmacniacza pracującego w klasie A (dobrego, czyli nie przymulonego). Nie będzie więc problemu z dźwięcznym i wiecznie "cykającym" dodatkiem do tonu podstawowego. Ta ostatnia cecha wypływa wprost z elementu, do którego chciałbym się odnieść nieco bardziej krytycznie, a mianowicie do przejścia między środkiem i górą. Wydaje się, że ten podzakres został nieco mocniej uspokojony i wycofany, dzięki czemu kolumny są tak dobrze "ułożone", co powoduje jednak, że wokale - zarówno żeńskie, jak i męskie - nie są do końca otwarte i są trochę wtapiane (co słychać było przy wspominanym już Sinatrze) w zespół towarzyszący. Element ten jest niezależny od ustawienia kolumn, płyty i sprzętu towarzyszącego, chociaż przy użyciu jakiegoś nasyconego wzmacniacza lampowego można by trochę coś w tym względzie poprawić. Trzeba wtedy jednak uważać z kontrolą basu, z którą z kolei wzmacniacz Amplifikatora poradził sobie bez problemu. Tak więc - coś za coś. Nawiązując zaś do ustawienia, trzeba powiedzieć, że zalecenia podane w dobrze i przejrzyście napisanej instrukcji będą w większości wypadków OK. Warto jednak wypróbować inne ustawienie, które w moim pokoju (ok. 30 m. kw., nieregularny kształt, słabo wytłumiony) dało jeszcze lepsze rezultaty. Należy mianowicie dogiąć kolumny mocniej niż zazwyczaj, tak żeby ich osie główne krzyżowały się ok. 1m przed słuchaczem. Scena robi się wówczas głębsza i lepiej wypełniona zaś ustawienie instrumentów bardziej jednoznaczne. PODSUMOWANIE Alluminy są dynamicznymi kolumnami o fantastycznym basie - porywającym, "sprężystym", a pomimo to nie przerysowanym. Reszta pasma stanowi dobre uzupełnienie takiego charakteru gry. Całość oferuje coś, czego najczęściej brakuje w audiofilskich, nieco "odchudzonych" konstrukcjach - emocje. Odstępstwo od neutralności słyszalne jest głównie przy przejściu między średnicą a górą, które zostało nieco uspokojone i wycofane. Poza tym jednak kolumny powinny przypaść do gustu wszystkim tym, którzy są znudzeni kostycznym i bezpłciowym graniem "neutralnych" kolumn. Wojciech Pacuła Cena: 3600 zł
Dystrybutor: INKOM
Dokończenie w części II. |
||||||||||||||||
© Copyright HIGH Fidelity 2004, Created by Studio LooK |