PRZEDWZMACNIACZ LINIOWY AUDIONET PRE1 Gen2 Pochodząca z Niemiec firma Audionet należy do "twardego jądra" hi-endowej sceny tego kraju. Również w Polsce jest rozpoznawalna, a to głównie za sprawą znakomitego odtwarzacza ART (teraz w wersji v2) oraz wzmacniacza SAM (również v2). Ponieważ miałem do czynienia z obydwoma urządzeniami, a także wielokrotnie rozmawiałem z jednym z inżynierów tej firmy, myślę więc, że w przyzwoitym stopniu przyswoiłem sobie jej założenia i podejście do problemu. Prace nad urządzeniami w Audionecie rozpoczynają się bowiem od deski kreślarskiej i obliczeń, prowadzą przez prototypy i dopiero kiedy uzyskany w ten sposób efekt jest satysfakcjonujący, wówczas rozpoczynają się odsłuchy, w wyniku których dokonuje się ostatecznych poprawek. Podstawą jest jednak solidna wiedza inżynierska i dbałość o detale. Jak widać, odsłuchy nie leżą u podstaw procesu technologicznego. W wielu przypadkach to właśnie na subiektywnych parametrach fundowane jest zachowanie się urządzeń. I audiofilskie serca biją raczej w takt wystukiwanego stopą rytmu niż w rytm zegara w komputerze, na którym dokonywane są obliczenia. Trzeba jednak uczciwie powiedzieć, że znalezienie dobrego dźwięku wyłącznie na podstawie odsłuchów, w przypadku tak skomplikowanych urządzeń, wieńczone jest sukcesem wyłącznie w efekcie szczęśliwego zbiegu okoliczności - a więc rzadko. Często - niestety! - powstają potworki, które, rzeczywiście, mogą zabrzmieć bardzo przyjemnie, często nawet poprawnie, które jednak tylko w wyjątkowych przypadkach znajdują większą ilość "amatorów". Metoda obrana przez ludzi z Audioneta jest być może mniej efektowna, ale za to bez porównania bardziej efektywna. Jeżeli zaś doda się do tego czas, a firma beniaminkiem nie jest, wówczas można osiągnąć naprawdę fascynujące efekty. Jak w przypadku połączenia PRE1 Gen2 z EPS. Ale po kolei. DŹWIĘK Preamp z Bochum od pierwszych taktów zachwyca spokojem. Przy - tak przecież przeze mnie docenionym - Vincencie SA-93 wydaje się gościem z odległej galaktyki. I zacznę nie od audiofilskich smaczków, "naturalnych" odgłosów kapiącej wody, uderzeń w metalowe przedmioty i innych "porywających" nagrań ze znakomicie nagranych samplerów, a od płyty Morcheeby "Fragments of Freedom", która złożona jest głównie z samplowanych brzmień, planów i warstw, które Audionet poskładał w jedną całość i "wypuścił" jako ciąg impulsów znanych jako muzyka. Utwory nie zostały więc rozłożone na elementy, jak często zdarza się w innych, nawet bardzo dobrych urządzeniach, które w swoim dążeniu do neutralności zapominają, że nie miały emulować mikroskopu elektronowego. Ta cecha jest zresztą dość częsta w urządzeniach zaliczanych do hi-endu, gdzie zbyt często myli się neutralność z naturalnością. Oczywiście, obydwie te cechy w urządzeniu idealnym powinny być równie idealnie zrównoważone, jednak ideału przecież - z definicji - nie ma. Ale jest za to PRE 1, który radzi sobie w tym względzie znakomicie. Poza tym, głos Skye - wokalistki Morcheeby - nabrał dzięki Audionetowi głębi i zgubił gdzieś pojawiający się w Vincencie co jakiś czas jaśniejszy poblask. Główną zaletą przedwzmacniacza - i tutaj wkraczamy na tereny nagrań wysokiej jakości, chociaż wciąż nagrań z, fuj!, muzyką, a nie "efektami" - jest właściwe uchwycenie barw. Grając najnowszą reedycję płyty Bil Evans Trio "Portrait in Jazz" (Riverside/Fantasy, RISA-1162-6, SACD) od razu słychać, że blachy przeszły transformację, a tioxidowa kopułka Focala z kolumn Micro Monster Minimy Audio w końcu pokazała na co ją stać, prezentując delikatną barwę połączoną z wysoką precyzją tego zakresu. W tak dobrym oddaniu wysokich tonów chodziło przede wszystkim o ich organiczność, dokładny obrys i wybrzmienie, które w PRE 1 stanowią niepodzielną całość. Vincent podawał je, jak się okazuje, nieco jednowymiarowo. Najsilniej obecność w torze preampu Audioneta uwidoczniła się w uspokojeniu zakresu 1-2 kHz, którego wyrazistość powodowała wcześniej, że fortepian Evansa był nieco szklisty i połyskliwy. Droższe urządzenie osadziło go nieco głębiej, w lepiej zarysowanej przestrzeni i lepiej zintegrowało z całością lewą rękę. Podobne uwagi pojawiły się przy odsłuchu płyty Elli Fitzgerald "Ella Fitzgerald Sings Sweet Songs for Swingers" (Verve, 8604175, CD), gdzie jej głos, podany przez Audioneta, istniał w zupełnie innej przestrzeni, słychać było, że wokalistka stoi pośrodku, przed grupą muzyków, którzy w czasie nagrania wpatrywali się w nią i starali się jej dotrzymać kroku. Być może, minimalnie zabrakło wypełnienia środka w okolicach 500 Hz, ale było to słychać tylko w porównaniu z regulowanym wyjściem odtwarzaczy dCS-a i Ancient Audio. Fantastycznie i zupełnie niepowtarzalnie, jeszcze o tym nie wspominałem, zabrzmiał bas. Już puzony na płycie Fitzgerald były pełne, ze znakomitym zadęciem i wypełnieniem dolnej części. Jednak to dopiero nagrania z płyty Milesa Davisa "1958 Miles" (Sony Records [Japan], SRC 9102, Master Sound CD), gdzie kontrabas został nagrany, a przez PRE 1 odegrany w dość suchy i raczej dokładny niż obfity sposób. Wydaje się, że tak go zarejestrowano, a wszystko co jest ponad to, to przekłamanie sprzętu. Zarówno trąbka Davisa jak i saksofon Coltraina miały dokładny i namacalny rysunek oraz naturalną barwę - bez pogrubienia saksofonu, ale też i bez wyostrzenia trąbki. Na szczególną pochwałę zasłużyła dynamika, dzięki której wydawało się, że Cobb przed nagraniem wypił mocną kawę i dzięki temu uderzał w bębny szybciej, mocniej i z większą pasją niż w przypadku wielu innych urządzeń z tego przedziału cenowego i nie tylko. Może zresztą nie chodziło wcale o kawę, ale o rachunek z restauracji za poprzednią noc... Podobnie jak przy poprzednich płytach, góra mieniła się wieloma odcieniami, nigdy nie była jednostajna, ani - chwała za to - ostra. Taki opis pasuje jak ulał do urządzenia lampowego, gdyż należy go czytać jako zamaskowaną aluzję do nieco zaokrąglonego i wycofanego brzmienia. Nie tym razem. Audionet jest niesamowity w podawaniu szczegółów, jednak bez nachalności i w sposób, który dopiero co opisałem. Czyli, że można... Taki charakter góry powoduje jednak, że koniecznie trzeba niemiecki preamp przesłuchać w swoim własnym systemie, ponieważ wystarczy jeden błąd: a to rozjaśnione, albo nieco "podkręcone" dynamicznie kolumny, a to suchy odtwarzacz - i będziemy mieli za swoje. Zresztą, w tym przypadku wybór źródła narzuca się samoistnie, gdyż powinien to być odtwarzacz ART v2, będący moim zdaniem czempionem poniżej 20 000 złotych. Wracając jednak do meritum, jakość i ilość góry jest w przypadku PRE 1 w sam raz. W przypadku kolumn Zollera Model 1, KEF-ów XQ5, Xavianów XN185 Mk II i Micro Monsterów Minimy Audio było wszystko w jak najlepszym porządku. Warto zwrócić uwagę na KEF-y i Minimę, ponieważ w obydwu przypadkach wysokie tony "obsługuje" przetwornik metalowy. Jeżeli więc w brzmieniu PRE 1 pojawiłby się choćby cień metaliczności, obydwie kopułki pokazałyby go bez wahania i bezlitośnie. Audionet poszedł jednak inną drogą, która właściwa jest dla hi-endu, gdyż starał się wniknąć w tkankę dźwięku, próbując rozpoznać poszczególne zdarzenia, mikroinformacje i zależności pomiędzy nimi po to, aby je wydobyć i zbudować z nich wiarygodny, pełny przekaz. Wyższa góra nie została podkreślona również w przypadku nagrań mocno "obrobionych", jak np. utwory z płyty Martina Gore'a "Counterfeit 2" (Mute 247725), gdzie na pierwszy plan wybijał się głęboki, dobrze rozbudowany i koherentny bas. Jego cechą szczególną była płynność i brak twardości - w sensie mechanicznego, suchego uderzenia. A przecież nic się nie snuło i gitarze basowej nie towarzyszył ogon, który przez wielu odczytywany jest jako romantyczny "masaż". Wszystkie powyższe uwagi dotyczyły PRE 1 z podłączonym zewnętrznym zasilaczem EPS, umieszczonym o metr dalej. Położenie obydwu urządzeń jeden na drugim dało zaskakujące efekty. Głos Sinatry z płyty "Frank Sinatra Sings Gershwin" (Columbia/Legacy 507878 2) został wyraźnie pogrubiony, przez co średnica jako całość została stłumiona i miała wyraźnie gorszą rozdzielczość. Zmiana ta była na tyle duża i przykuwała do siebie uwagę na tyle, że nie do końca dały się odczuć zmiany w górze pasma. Głos był ocieplony i chociaż nie był cofnięty, jak w Vincencie, to stracił nieco na "obecności" w pomieszczeniu. Nieco inaczej przestawienie zasilacza zadziałało w przypadku płyty "Innuendo" grupy Queen (Toshiba-EMI, TOCP-67354), gdzie podkreślona została wyższa część głosu Mercurego. Nie był on już tak płynny i pełny jak wcześniej. Innym objawem była lekka kompresja sceny, gdyż wszystkie efekty generowane przez syntezatory były bliżej niż poprzednio, bez oddechu, jakby siedziały na plecach wokalisty. To jednak pestka w obliczu zmian, jakie zaszły, kiedy zagrałem PRE 1 bez zewnętrznego zasilacza. Zmiany w tym przypadku były takie, jakbym zmienił kolumny o dwie klasy w dół. I nie chodzi nawet o to, że przedwzmacniacz "soute" jest niedobry, bo to nieprawda. Po prostu po tym, co można usłyszeć z zasilaczem, nawet klasa preampu wydaje się tylko zapowiedzią, przeczuciem tego, co może osiągnąć z "towarzystwem". Odłączenie EPS-a (taka kolejność, a nie podłączenie, gwarantuje lepszy wgląd w zmiany) spowodowało odchudzenie i pozbawienie magii wiolonczeli otwierającej fantastyczną pod względem muzycznym i miejscami nieźle nagraną, płytę "Minimax.pl" (Sonic Records SON188), skompilowaną przez trójkowego "guru" - Piotra Kaczkowskiego. Wydłużeniu uległo natomiast wybrzmienie kotła, który utworowi "Jeszcze raz" nadaje rytm, a przez co nieco go spowolniło. Odchudzeniu uległ także glos Paula Kunigisa. Tak więc najważniejszą zmianą było spłaszczenie dźwięku, pozbawienie go głębi i wybrzmienia. Inaczej rzecz się miała w przypadku góry, ponieważ została ona podana wyraźniej, bez owego "quasi-lampowego" charakteru. Jej nowe oblicze było twardsze, bardziej jednoznaczne w swoim dążeniu do ukazania każdego, nawet najmniej ważnego szczegółu. Atak był bardziej natarczywy, zaś w całym brzmieniu o włos przybyło szklistości. PODSUMOWANIE O brzmieniu PRE 1 bez zasilacza EPS spisałem kolejną kartkę, jednak nie warto się więcej nad tym rozwodzić. W przypadku Audioneta od razu dostajemy bowiem znakomite urządzenie, w postaci PRE 1, które po jakimś czasie możemy zamienić w "rakietę" prostym ruchem, polegającym na wyciągnięciu karty kredytowej (najlepiej złotej) z marynarki. Razem tworzą one tandem marzeń, który oczywiście można przebić, będzie to jednak wymagało zamiany karty na platynową... Wojciech Pacuła BUDOWA Obydwa urządzenia umieszczono w bardzo niskich obudowach, wykonanych z solidnej stalowej blachy oraz wykończonymi z przodu 10 mm płytą aluminium. Stylistyka jest charakterystyczna dla tego producenta, czyli utylitarna. Zdaje jednak egzamin w każdej sytuacji, ponieważ przez kilka miesięcy, kiedy go używałem, pasował do każdego nowego urządzenia i każdej nowej sukienki mojej żony. Czyli - klasyka. Pośrodku panelu przedniego znajdziemy niebieski wyświetlacz alfanumeryczny, gdzie podawany jest aktualny poziom siły głosu, nazwa wybranego wejścia (można ją samodzielnie wpisać) lub balans kanałów. Tutaj też widać dwie niewielkie gałki - do regulacji siły głosu oraz wyboru wejść. Z tyłu sam porządek - pięć wejść niezbalansowanych na znakomitych gniazdach RCA, jedno wejście zbalansowane XLR oraz dwa wyjścia liniowe - XLR i RCA. Pomiędzy nimi umieszczono pętlę magnetofonową, tym razem jednak na gorszych, lutowanych do płytki gniazdach. Poza łączami audio umieszczono tam jeszcze gniazdo sieciowe IEC, wielopinowe gniazdo dla zewnętrznego zasilacza oraz optyczne gniazdo, służące do komunikacji pomiędzy elementami Audioneta. środek jest wyjątkowo, jak na przedwzmacniacz, zatłoczony. Blisko tylnej ścianki umieszczono układ wzmacniający, zaś bliżej przedniej - zasilacz. Jest on znakomity, wyjątkowo rozbudowany, z wielokrotną stabilizacją dla każdego układu osobną. Podstawę tej sekcji stanowi duży transformator toroidalny o mocy 100W, zdolny napędzić niejeden wzmacniacz zintegrowany, bez ekranowania, oraz cztery kondensatory Elna Starget o pojemności 10 000 F każdy. W stabilizacji użyto układów Philipsa, Motoroli i in. Zastosowano w tym miejscu mnóstwo znakomitych elementów, jak np. kondensatory Wimy i Elny z serii Silmic (z jedwabnymi okładzinami). Tutaj też zastosowano fantastyczne kondensatory (niestety już nie produkowane, a nie wszystko co nowsze jest lepsze...) Elna Red Cerafine. Właściwy układ podzielony jest na dwie części - wejściową i wyjściową. Część wejściowa jest niezbalansowana, a sygnał z wejść XLR jest desymetryzowany w układach Burr-Browna OPA134. Na wejściu układu, za stycznikami, umieszczono wzmacniacze operacyjne Burr-Browna OPA604 (z wejściem typu FET i bardzo niskimi zniekształceniami), a za nimi, na podstawce Analog Devices AD711. Układ wyjściowy jest w całości zbalansowany i zbudowany został z elementów dyskretnych, np. bipolarnych tranzystorów średniej mocy Zetexa FZT653+FZT753. Parametry - pasmo przenoszenia od 1 Hz - sugerują, iż na wyjściu zastosowano DC servo, jednak to właśnie tam widać bardzo ładne i duże kondensatory polipropylenowe Arcotronic... W całym układzie aż roi się od Wimowskich polipropylenów, bipolarów Elna Sulmic II (na 105 C) i metalizowanych, precyzyjnych oporników. Wejście nr 6 zostało wykonane nieco inaczej, ponieważ to tutaj można zainstalować opcjonalną płytkę przedwzmacniacza gramofonowego. Z gniazd sygnał pobierany jest bowiem nie srebrzonymi plecionkami, a srebrzonymi drutami, skręconymi ze sobą. W środku EPS-a znajdziemy przede wszystkim... kondensatory. Umieszczono tam dwa tory zasilania, a w każdym 5 x 10 000 Elna Starget oraz 8 x 10 000 Sic-Safco. Obok umieszczono dwa, ekranowane toroidy o mocy 100W każdy - dla każdego kanału osobny. W sekcji zasilania układów cyfrowych zastosowano szybkie układy scalone, zaś w części napięciowej układy dyskretne. Część cyfrowa zasilana jest z osobnego transformatora typu EI. Urządzenia prezentują się ultra-nowocześnie, gdyż są znakomicie wykonane zarówno od strony elektronicznej jak i mechanicznej. Do całości dołączany jest (za dopłatą) efektowny, uczący się pilot zdalnego sterowania z dotykowym panelem. AUDIONET Cena: PRE 1 - 11 500 zł, EPS - 7480 zł, pilot - 1380 zł
Dystrybutor: Dobre Brzmienie
|
||||||||||||||||||||||||||||||||||
© Copyright HIGH Fidelity 2004, Created by Studio LooK |